8. Książę.
- Nie przejmuj się na zapas - mówię po raz setny do Rose, która od jakiejś dobrej godziny siedzi na łóżku i co chwilę siorbie nosem. Naprzemian skubie i gryzie skórki przy paznokciach.
Patrzę na jej zmęczoną twarzyczkę i mam ochotę ją porwać i ukryć gdzieś daleko.
Oddycham z ulgą, kiedy w końcu zaczyna mówić.
- Ja naprawdę myślałam, że zakochamy się w sobie - patrzy na mnie w poszukiwaniu zrozumienia. - Ja z Fryderykiem - kiwam głową i czekam, czy powie coś jeszcze, ale ona tylko wpatruje się we mnie i znowu milczy.
-Możliwe, że tak właśnie będzie, Rose - ważę słowa. Chcę, żeby przestała płakać, ale cieszę się, że zaczyna rozumieć trochę lepiej swoje położenie. Sama zwariowałabym na jej miejscu.
Delikatnie łapię ją za rękę. Rose przysuwa się bliżej i kładzie swoją głowę na moich kolanach. Wkładam ręce w jej złote loki i głaszczę ją delikatnie.
- Naprawdę tak myślisz? - pyta cichutko cienkim głosem małej dziewczynki. Serce ściska mi się z żalu. Co mam jej odpowiedzieć?
- Byłby głupcem, gdyby cię nie pokochał. Rose, kochanie, jeśli nie będziesz chciała za niego wychodzić obiecuję ci, że coś wymyślimy.
Staram się brzmieć pewnie siebie, aczkolwiek wiem, że wuj Stefan postawi na swoim. Drżę na wspomnienie jego komentarza. Mam wrażenie, że specjalnie chciał ja przestraszyć. Bawi go i podnieca jej lęk.
- Ale prawda, że jest bajecznie przystojny? - spogląda na mnie znowu z przejęciem.
- Prawda - odmrukuję cicho. Naprawdę zaskakuje mnie jej niewinność.
Budzę się cała zesztywniała.
Zajmuje mi chwilę zrozumienie gdzie jestem. Rose śpi głęboko. Usta ma lekko rozchylone, kilka mokrych od potu loków przylepia się do jej twarzy. Delikatnie unoszę jej głowę i niezdarnie wstaję z łóżka.
Układam jej głowę na poduszce i sprawdzam czy się nie obudziła. Ani drgnęła. Biedactwo!
Przykrywam ją kocem i czule całuję w czoło.
Wracam do swojego pokoju przez wspólną łazienkę.
Zbyt rozbudzona po nieplanowanej drzemce, postanawiam pójść do biblioteki po jakąś książkę.
Wychodzę z pokoju wprost na dwóch strażników stojących przy naszych drzwiach. Zamieram na chwilę wystraszona, zapomniałam, że na dworze króla nigdy nie jestem sama.
Strażnicy w ogóle na mnie nie patrzą, więc ja też staram się na nich nie spoglądać. Przechodzę koło nich bez słowa, kierując się do królewskiej biblioteki.
Przed jej drzwiami widzę kolejnego z nich. Postanawiam go zignorować i po prostu wchodzę do środka.
Królewska biblioteka jest miejscem, w którym mogłabym zamieszkać. Książek jest tyle, że na ich przeczytanie nie starczyłoby, nie jednego życia, ale nawet stu.
Ogarniam wzrokiem niekończące się regały z pięknie oprawionymi książkami, wygodne kanapy, które tylko proszą się oto żeby na nich usiąść i zanurzyć w innej, lepszej rzeczywistości.
Ojciec zaraził mnie miłością do książek. Biblioteka to jego absolutnie ukochane miejsce.
Kiedy byłam mała, spędzałam długie godziny na jego kolanach, śledząc co rusz nowe przygody fantastycznych bohaterów. To tam nauczyłam się czytać i pisać. Razem stworzyliśmy zupełnie nowe historie. Moimi ukochanymi były przygody Fredy i Barty (wiem, wiem - dziwne imiona), dwóch sióstr dinozaurów, a dokładniej triceratopsów. Cokolwiek przytrafiało się mnie i Rose, zdarzało się im, tyle tylko, że w przynajmniej potrójnej ilości.
Nigdy jednak nie zapominałam się w świecie książek tak, jak to czynił mój ojciec. Wybrałam życie i jego przygody. Żadna historia nie będzie nigdy tak ważna, jak moja własna.
Dzisiaj jednak potrzebuję zapomnienia.
Potrzebuję historii tak dobrej, tak zajmującej, tak pięknej, żeby oderwała mnie od ponurej rzeczywistości.
Potrzebuję zapomnienia. Nawet na kilka godzin. Niemyślenia o Rose. O zabijaniu cywilów. O wuju Stefanie i tacie.
Dziś po raz pierwszy dotarło do mnie, że niedługo Rose może zamieszkać gdzie indziej. Co wtedy będzie ze mną? Czy zostanę na dworze z ojcem i Marianną?
- Nie chcę żenić się z jakąś gówniarą! - gniewne słowa dobiegają mnie zza regałów, na oko, jakieś dwa rzędy ode mnie, przerywając moje ponure rozmyślania.
W przypływie paniki kucam za jedną z kanap i, słysząc zbliżające się kroki, od razu zaczynam żałować tego posunięcia.
Nie mogłam, do cholery, po prostu stanąć i głośno sapnąć?! Dać znać, że tu jestem i wszystko słyszę?
Za późno.
- Freddie, musisz się uspokoić. Co ci zależy? To podobna bardzo śliczna, mała księżniczka - drugi głos śmieje się odrobinę złośliwie.
Dochodzi mnie głuchy dźwięk, zakładam, że to walnięcie w jakąś część ciała.
- Czy ty siebie słyszysz? Ona ma szesnaście lat! Szesnaście! - „Freddie" nie brzmi zbyt wesoło.
- Ał! Stary, no co ty! - lekko się oburza. Sądzę, że przed chwilą został uderzony.
Oczywiście podzielam jego zdanie. Rzecz jasna, nie podoba mi się, że nazywa moją siostrę gówniarą, ale nie oszukujmy się. Ona jest gówniarą, a fakt, że on nie chce się żenić z szesnastoletnią dziewczyną działa tylko na jego korzyść.
Może jednak nie jest taki zły?
Kusi mnie, żeby wyjść z ukrycia i z nim porozmawiać. Może razem będziemy w stanie coś wymyślić?
- E tam - drugi głos rzuca lekceważąco. - To tylko znaczy, że jest jeszcze głupsza, niż inne.
Teraz naprawdę mam chęć wstać i się pokazać. Bynajmniej nie w celu rozmowy, ale walnięcia w ryj przyjaciela Fryderyka, który się nie odzywa.
- Daj spokój Freddie, co to za różnica tak naprawdę? Przecież to niczego nie zmienia.
„Freddie" milczy uparcie. Na swoje szczęście. Mam nadzieję, że walnie tego drugiego jeszcze raz, tylko mocniej.
- Słuchaj, podobno jej siostra jest naprawdę gorąca. Może mógłbyś mi załatwić...
Czerwone plamy przesłaniają mi widzenie. Ogarnia mnie wściekłość tak wielka, że bez żadnego zastanowienia podnoszę się z podłogi.
Mam nadzieję, że furia, która mnie ogarnia jest choć w małej części widoczna. I chyba tak jest, bo obaj zatrzymują się i gapią na mnie z rozdziawionymi gębami.
No dobra, usta księcia są zamknięte. Świdruje mnie spojrzeniem badając zapewne, ile usłyszałam.
- Wszystko „Freddie" - rzucam patrząc mu wyzywająco w oczy. - Usłyszałam wszystko, co powiedziałeś.
Przez jego twarz przebiega tłumiony uśmiech. Nie mogę uwierzyć własnym oczom! Ten idiota ośmiela się do mnie uśmiechać!
- Ach tak? Freya, o ile się nie mylę? - pyta, jak gdyby nigdy nic. Mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów. - I co takiego powiedziałem? - patrzy na mnie z rozbawieniem.
Mrugam kilkakrotnie oczami zastanawiając się nad sensowną odpowiedzią.
Zakładam ręce na klatce piersiowej i patrzę na niego wrogo.
Stoimy naprzeciw siebie bez słowa wgapiając się jedno w drugie. Żadne z nas nie chce ustąpić.
Jego głupi kumpel wwierca we mnie swoje cielęce spojrzenie.
- Freya?! Ta Freya?! - patrzy na mnie jak wół na malowane wrota. - A niech mnie, stary! - zwraca się do Fryderyka. - A niech mnie!
Prycham gniewnie, starając się ignorować tego idiotę. Żałuję, że złość wzięła nade mną górę i wyszłam z ukrycia.
Jak zwykle Freyu, jak zwykle!
Fryderyk ignoruje przyjaciela nie odrywając ode mnie wzroku.
- Co robisz tu sama o tak późnej porze? - pyta tak surowo, że aż podnoszę brwi. Serio? Za kogo on się uważa?
-Łowię ryby - odpowiadam bez namysłu. Bardzo dojrzale, wiem.
Nic nie mogę poradzić na to, że wszystko w nim mnie prowokuje.
Jest faktycznie bajecznie przystojny.
Wygląda na to, że matka natura lub jakiekolwiek inne bóstwo, które go stworzyło, miała w dniu jego narodzin bardzo dobry humor.
Jest wysoki, dobrze zbudowany o pięknej, klasycznej twarzy. Wszystko w nim jest idealne, wyrzeźbione z pieczołowitością.
Bystre, niebieskie oczy, klasyczny, prosty nos, piękne, zmysłowe usta otoczone lekkim, męskim zarostem. Mocno zarysowana szczęka i trochę zbyt długie, blond włosy czynią go skończenie pięknym.
Nigdy nie widziałam tak urodziwego mężczyzny. Nie powinnam być tak zaskoczona, wiedziałam przecież jego podobizny w pokoju Rose, jednakże zobaczenie go z bliska, naprawdę zapiera dech w piersiach.
Moja siostra się nie myliła, jest bajecznie przystojny.
Fryderyk marszczy brwi, najwidoczniej zniesmaczony moim żartem.
- Jestem Alexander, dla ciebie, piękna pani, Alex - ten drugi idiota podchodzi do mnie z ręką sztywno wyciągniętą przed sobą jak mieczem. Mam się na nią nadziać?
Niechętnie podaję mu swoją dłoń, na której oczywiście składa pocałunek. Uch!
- Nie sądzę - mówię i zabieram dłoń.
- Możesz mnie nazywać jak tylko zechcesz, Freyu - rzuca.
Idiota, kretyn, dureń, głupiec, cham i prostak - kilka pierwszych imion przychodzi mi do głowy natychmiast.
Taksuję go szybkim spojrzeniem.
Aleksander jest przystojnym, sympatycznie wyglądającym chłopakiem. W moich ustach wciąż jednak brzmią jego słowa.
- Nie sądzę, żebym w ogóle chciała cię nazywać. Jakkolwiek - powtarzam oschle i zabieram dłoń.
Gromię go wzrokiem.
Zupełnie niespłoszony odwraca się do księcia.
- Ponawiam swoją prośbę - mówi niby do niego, ale oboje dobrze wiemy, że stara się mnie uwieść wyświechtanymi tekstami. - Zaaranżuj, proszę, jak najwięcej mojego czasu w pobliżu tej czarodziejki.
Patrzę na niego, jak na debila, ale wcale go to nie obchodzi.
- Chyba czarownicy - Fryderyk więzi mnie w swoim spojrzeniu. - Ona nie wydaje się zainteresowana - w końcu mnie uwalnia, patrząc na przyjaciela.
Czarownicy! No wiecie co!
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli stąd wyjdę- mówię w końcu. Dziś na pewno nie ułożymy razem planu przeciw wujowi. Książę nie wydaje się być skory do poważnej rozmowy. Bądźmy szczerzy, nie wydaje się być zainteresowany żadną rozmową z moją osobą.
- Wyjątkowo muszę się z tobą zgodzić - Fryderyk odpowiada zimno. - Weź bajkę na dobranoc i znikaj.
Postanawiam nie dać się wciągnąć w tę idiotyczną przepychankę słowną. Muszę zachować spokój.
Bez słowa podchodzę do regału z książkami. Wyciągam, nieomalże na oślep, jedną z pozycji i odwracam się z zamiarem opuszczenia biblioteki.
Uśmiecham się lekko dostrzegając tytuł: „ O księciu równie pięknym, co głupim".
- O, zobacz, mają tu twoją biografię - rzucam do Fryderyka upewniając się, że widzi okładkę z tytulem.
Alexander wybucha głośnym, donośnym śmiechem a książę tylko marszczy brwi.
-Zakochałem się! - słyszę jeszcze zanim zdążę uciec z biblioteki.
......
Leżąc w łóżku myślę o Fryderyku. Może nie będzie zły dla Rose?
Dziś przy kolacji, odniosłam wrażenie, że wuj zrobi wszystko żeby doprowadzić do małżeństwa mojej siostry jak najszybciej. Po tym, co usłyszałam w bibliotece, zaczynam mieć nadzieję, że jednak ślub nie nastąpi zbyt wcześnie.
Zastanawiam się, czy książę nie zmieni zdania, kiedy pozna moją piękną siostrzyczkę. Czy nie straci dla niej głowy? Ufam, że jest tak, jak powiedział, i nie będzie chciał żenić się z małolatą.
Swoją drogą, zaskoczył mnie pozytywnie. To prawda, że ma dość specyficznych przyjaciół, ale zaimponował mi swoim spokojem.
Nie był może zbyt sympatyczny, ale też nie bardzo jest czemu się dziwić. Nakryłam go na prywatnych zwierzeniach na temat mojej siostry.
Zaimponował mi nie dając się zbić z pantałyku.
Możliwe, że do Rose faktycznie uśmiechnęła się fortuna.
Postanawiam przedstawić mu swoje argumenty i razem popsuć szyki Stefanowi.
Oddycham z ulgą na tę myśl i, uśmiechając się błogo, zasypiam spokojnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro