35. Rozejm
Obudził mnie hałas.
Podniosłam sie gwałtownie do pozycji siedzącej, z paniką rozglądając dookoła. Zajęło mi chwilę zanim zorientowałam się, gdzie jestem i co się dzieje wokół.
Oczywiście wszysy już wstali i krzątają się dookoła niczym leśne skrzaty. Cholera jasna! Ja jedna spałam jak kamień. Z rezygnacją ocieram mokre od śliny usta i odgarniam przylepione do twarzy włosy. Nie ma co, muszę wyglądać atrakcyjnie.
Wczoraj, leżałam jeszcze godzinę lub dłużej wsłuchując sie w ciszę w głowie Mara. Albo w milczenie w mojej. Czułam, że on tam jest, czeka, że chce coś powiedzieć, a jednocześnie nie pragnie odezwać się pierwszy. Łaski bez! Ja na pewno nie będę mu się tłumaczyć z tego głupiego pocałunku...
Nie wiem, jak długo tak milczeliśmy, jedno obrażone na drugie, każde przekonane o swojej racji. Nawet nie pamiętam, kiedy i jak zasnęłam. Musiałam po prostu odpłynąć. Szybko przeczesuję swój umysł w poszukiwaniu śladu bestii, ale go nie znajduję. Zniknął. No i dobrze!
— Freyu? — Głos Fryderyka wyrywa mnie z zamyślenia. Obrzucam go szybkim spojrzeniem, za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego. Moge go winić, ile chcę za ten głupi pocałunek, ale prawda jest taka... Że mi sie podobało. Bardzo mi się podobało. I sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Wolałabym tego nie robić. Nie myśleć.
— Fryderyku, ja naprawdę nie mam ochoty na...
— Kawę? — Książę wyciaga w moją stronę kubek z parującym od gorąca napojem. Mam ochotę pacnąć się w czoło. — Nie masz ochoty na kawę? — pyta ponownie, posyłając mi zawadiacki uśmiech. Na bogów i wszystkie pomniejsze bóstwa, czy on będzie ze mną teraz flirtował? Tego mi jeszcze tylko brakuje do szczęścia! Fryderyka, zagadującego do mnie niczym zakochany... książę.
Z ogromym smutkiem (mam nadzieję, gołym okiem widocznym na mojej twarzy) i rezygnacją wyciągam dłoń po upragnioną kawę. Wzdycham przy tym ciężko, pragnąc podkreślić swój żal i niezadowolenie z tego, do czego między nami doszło wczorajszej nocy.
— Proszę bardzo, księżniczko — Podaje mi napój. Wcale nie wygląda na zrażonego moją miną, wręcz przeciwnie, uśmiecha się słodko, ukazując dołeczki w policzkach i rząd równiuteńkich, białych zębów. — I myślę, że powinniśmy zapomnieć o tym nieszczęsnym pocałunku — dodaje ciepłym tonem, dokładnie w momencie, kiedy postanawiam się napić. Cholera, aż poparzyłam sobie język! Że co? — To było zupełne nieporozumienie... — Uśmiecha się teraz cokolwiek zakłopotany. Proszę, jakiż jestem wstydliwy! Brakuje jeszcze tylko, żeby zaczął przestępować z nogi na nogę. — Przepraszam, to było pod wpływem emocji i ... — Drapie się po głowie mierzwiąc te blond loczki, w które tak ochoczo wczoraj zatopiłam palce... Potrząsam gwałtownie głową chcąc odpędzić niesforne myśli. — Jeszcze raz przepraszam... Mam nadzieję, że możemy puścić to w niepamięć — Patrzy wyczekująco w moje oczy, a ja mrugam kilkakrotnie próbując zebrać myśli.
Czy on właśnie dał mi kosza? Pociągam jeszcze raz szybki łyk kawy pragnąc zyskać na czasie i wydukać z siebie jakąś wystarczająco uszczypliwą odpowiedź. Niestety, jak na złość, nic nie przychodzi mi do głowy! Czy to jest jego sposób na powiedzenie mi, że już mnie nie chce? A może nigdy nie chciał? Jakaż ja jestem głupia! Myślałam, że on się we mnie zakochał, że zrobił to wszystko, co zrobił, przez wzgląd na mnie, a okazuje się... Och, moja głupota nie zna granic!
— Dobrze, skowroneczki, poćwierkacie sobie w drodze. Teraz radzę się zbierać — Zimny głos niebiańsko pieknej wojowniczki wybawia mnie od odpowiedzi. Mimo, że szczerze jej nie cierpię, w tej chwili mam ochotę posłać jej całusa. Już wolę znosić jej przytyki, niż odpowiedzieć Fryderykowi.
Kiwam szybko głową. Niech to będzie moją odpowiedzią dla nich obojga.
Nerwowo, lekko drżącymi dłońmi, zwijam pled i odchodzę bez słowa pozostawiając ich samym sobie. Muszę przygotować się do podróży, bogom niech będą dzięki!
— Księżniczko? — Odwracam się i czekam aż Elena wyartykuuje pytanie. — Czy mogłabyś zapytać naszego króla, jak długo zajmie mu dotarcie do obozu?
Moje brwi podnoszą się aż pod nasadę włosów. Skąd ona wie o naszej więzi?
— Domyślam się, że rozmawiasz z nim w myślach — odpowiada na niezadane pytanie. Zakładam dłonie na piersiach i otwieram usta, po czym zaraz zamykam je ponownie. Postanawiam cierpliwie poczekać aż sama to wyjaśni.
Elena wzrusza ramionami.
— Ma taką samą więź ze swoją matką — Rzuca gwoli wyjaśnienia.
No tak! Zupełnie o tym zapomniałam! To wyjaśnia, skąd ta zołza wie tak wiele na mój temat!
— Jak mówiłam, jestesmy tuż przy granicy — Ku mojemu zdziwieniu Elena tłumaczy dalej. — Królowa Kira zatrzymała sie całkiem niedaleko granicy... Niebawem kilka godzin jazdy... Chciała przybyć tu sama, ale na szczęście Mar... , królowi — Reflektuje się szybko — udało się ją odwieść od tego pomysłu. Przekazujemy sobie informacje cały czas, prawie codziennie, używając gońców.
Kiwam głową ze zrozumieniem. No tak, to ma sens. Nagle wzbiera się we mnie słaba nadzieja.
— Czy wiecie...czy wiesz coś na temat mojej rodziny? — Proszę, niech wie cokolwiek! Co się z nimi dzieje?! Czy żyją? — Czuję, że moje biedne serce za chwilę wyskoczy mi z piersi.
— Nic na pewno — Elena zaczyna ostrożnie, patrząc mi w oczy. — Wiemy tylko, że jesteście poszukiwani przez ludzi Stefana... Ty jesteś oskarżona o czary i wydany został na ciebie wyrok śmierci. Jesteś poszukiwaną żywa bądź martwa. Jest nawet wyznaczona całkiem niezła sumka za twoją ruda głowę - dodaje nie bez złośliwości.
Zachłystuję się powietrzem. Wiedziałam, że nie będę mile widziana z powrotem, ale wyrok śmierci? Czy to nie lekka przesada?
— Książę Barry natomiast uznany został za otumanionego twoimi czarami i z tego, co wiem wszyscy go poszukują... W celu uwolnienia go od rzuconego nań uroku — Uśmiecha się smutno. — Z tego, co wiemy jest zaręczony z twoją siostrą.
Mrugam oczami kilkakrotnie z niedowierzeniem. Zaręczony z Rose? Jak? Na odległość? Czy to żart?!
Nagle czuję dłonie Fryderyka na moich ramionach.
— Spokojnie Freyu, weź to za dobrą monetę. To znaczy, że Rose jest bezpieczna — przemawia do mnie spokojnie, jak do spłoszonego zwierzęcia lub małego dziecka.
Z trudem powstrzymuję się od wybuchniecia histerycznym śmiechem. Bezpieczna? Z tym psychopatą, Stefanem?
— Łatwo ci powiedzieć, książę — ze złością strząsam jego dłonie ze swojego ciała — to nie ciebie chce zakatrupić twoja własna rodzina!
— Myślisz, że czekają na mnie z szeroko otwartymi ramionami? — Patrzy na mnie pobłażliwie. — Przecież doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie jestem pod wpływem żadnych czarów... Przynajmniej nie takich...– dodaje ciszej. – To tylko zagrywka, Freyu. Żadne z nas nie ma powrotu do domu. Nie po tym, co zrobiliśmy... Ani ty, ani ja nie mamy powrotu do domu.
I to ma być moim pocieszeniem?
– Freyu – Ponownie chwyta mnie za ramiona i zagląda głęboko w oczy. – Rose jest bezpieczna, skup się na tym. Popatrz na mnie. Jest bezpieczna.
Powoli kiwam głową. Nie do końca zgadzam się ze słowem bezpieczna, ale ma trochę racji. Przynajmniej wiem, że żyje.
– A teraz sprawdź co z Marem – Książę odzywa się ponownie, wzrokiem dodając mi otuchy.
Odsuwam się lekko i koncentruję swoje myśli na bestii.
– Mar?
– Freyu? – odpowiada natychmiast. Uśmiecham sie mimo woli. Uwielbiam fakt, że odpowiada mi tak szybko. Sprawia, że czuję się ważna. – Jak się czujesz? – Słyszę autentyczną troskę w jego głosie.
– Dobrze, ty?
Odpowiada mi ciche westchnienie, nie jestem w stanie określić, czy jest wyrazem ulgi czy zniecierpliwienia.
– Dobrze, niedługo powinienem byc w obozie.
– Niedługo powinien tu dotrzeć – mówię na głos, odpowiadając na pytajace spojrzenie Eleny.
– Zapytaj go proszę, co to znaczy, niedługo – odpowiada mi szybko, ze słabo ukrywaną złością.
Marszczę brwi w lekkim grymasie. Co ja jestem? Gołąb pocztowy?
– Mam misję do wypełnienia, muszę wiedzieć czy dotrze tu na czas, żeby wziąc w niej udział – wyjaśnia, jakby pomną swego nietaktu, a ja kiwam głową. W porządku, jeżli będziesz ze mną rozmawiać po ludzku, odwdzięczę się tym samym.
– Twoja kochanka pyta, kiedy będziesz tu dokładnie – No co, przecież mnie nie słyszy! O niektórych rzeczach trudno jest zapomnieć!
– Freyu ... – znajome sapnięcie rozlega się w mojej głowie – nie uda mi się dotrzec na czas. Powiedz jej, że musimy poczekać do jutra.
– Mówi, że musimy poczekać do jutra – powtarzam na głos. Elena kiwa lekko głową, wzrusza ramionami i odchodzi w stronę swoich towarzyszy. Nie wiem czy udaje, czy czuje tak naprawdę, ale wydaje się być autentycznie niezainteresowana dalszą rozmową ze swoim władcą.
– Freyu, powiedz Elenie, że absolutnie zakazuję jej wykonania misji beze mnie!
Parskam ze złością.
– Eleno, Mar mówi, że zakazuje ci...
Kobieta nawet na mnie nie spogląda.
– Powiedz mu, że...
– Powiedz jej, że to rozkaz! – Podniesiony głos prawie krzyczy w mojej głowie.
– Mówi, że to rozkaz – powtarzam posłusznie.
– Powiedz mu, że wykonuję rozkaz Jej Królewskiej Mości, Kiry...
Przewracam oczami. Naprawdę, nie mam ochoty robić za ich łącznika. Jeszcze chwilę i zaczną sobie wyznawac miłość...
– Nikt nie będzie wyznawał miłości! Na litość boską, wiedźmo! Skup sie chociaż na chwilę, to ważne. Nie ma z wami Romana, więc bardzo proszę, żebyście poczekały do mojego powrotu. Czy to jasne? – Ton jego głosu jest ostry, ostrzegawczy, zupełnie inny niź ten, do którego jestem przyzwyczajona. – Czy to jasne, Freyu?!– powtarza zimno, a ja aż się wzdragam.
Wymieniam sie szybkimi spojrzeniami z Eleną, która gestem ponagla mnie do zakończenia rozmowy, a przynajmniej wnioskuję , że o to jej chodzi, kiedy zamyka buzię w ciup i przekręca palcami wyimaginowany klucz.
– Jasne – odpowiadam więc jednym słowem.
– Do wieczora, Freyu. I błagam, nie pozabijajcie się do mojego powrotu.
Gdyby tu był, bez wątpienia dałabym mu w twarz.
– Do wieczora— odpowiadam zamiast tego, z trudem hamując wybuch złości i wypycham go z głowy. Idiota!
Przenoszę spojrzenie na Elenę, która energicznie siodła konia, uparcie nie patrząc w moją stronę.
– Jadę z wami! – Podejmuję decyzję w jednej chwili.
Kobieta parska śmiechem, wciąż nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Postanawiam ją zignorować dokładnie tak, jak ona robi to ze mną i bez słowa kieruję się do swojego wierzchowca. Zaczynam go siodłac równie energicznie, co ona.
Jej świdrujący wzrok o mało nie wypala dziury w moich plecach. Teraz na mnie patrzysz, moja droga!
– Ach, ty mówiłaś poważnie...Co ty właściwie myślisz, że robisz, księżniczko? — zaczyna drwiącym tonem.
Z trudem gryzę się w język, nie podnosząc nawet głowy. Niedoczekanie twoje, cholero jedna!
– Jeżeli myślisz, że pozwolę ci z nami jechać...– zaczyna. Zapinam popręg wciąż na nią nie patrząc. Też umiem grać w tę grę, nałożnico króla!
– Co ty wyrabiasz do cholery! – staje blisko, wydzierając się wprost do mojego ucha, sprawiając, ze nie sposób dłużej jej ignorować. Podnoszę wzrok i uśmiecham się najsłodziej, jak potrafię.
– Czy nie widać, kochana? Siodłam konia.
Posyła mi złe spojrzenie.
– Jeżeli myślisz, że pozwolę ci jechac z nami, to sie grubo myliśz. Ma... Król nie byłby zadowolony... – Podnoszę brwi w niemym pytaniu. Mam nadzieję, że kpina jest doskonale widoczna na mojej twarzy. – tracąc tak doskonały obiekt do negocjacji– kończy, a ja posyłam jej szeroki usmiech. Od razu lepiej! To Wlena, którą lubię!
— Eleno, czy tego chcesz, czy nie, jadę z wami! Mam dosyć traktowania mnie jak małej dziewczynki! — Łapię się pod boki, rzucając jej wyzywające spojrzenie. — Albo zabierzesz mnie ze sobą, albo osobiście upewnię się, że żadne z was nigdzie się stąd nie ruszy! Ani ty, ani żaden z twoich ludzi! Wiesz, że potrafię to zrobić! — dodaję, widząc wahanie na jej twarzy.
Patrzę, jak bije się z myślami rozważając wszystkie za i przeciw.
— Proszę — odzywam się cicho. — Proszę, pozwól mi wam pomóc — Patrzy na mnie coraz bardziej niezdecydowana. Postanawiam to wykorzystać. — Obiecuję słuchać twoich rozkazów i wykonywać je bez pytań... Proszę, błagam, pozwól mi zrobić coś dla ludzi, których rani mój wuj... — Nagle dociera do mnie, że to jest naprawdę to, czego pragnę. Chcę pomóc uratować te dzieci! Dzieci, które zostały porwane na rozkaz tego psychopaty!
Elena mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów. W tej chwili już wiem, że się zgodzi.
— Mar nie będzie zadowolony — odzywa się w końcu posyłając mi pierwszy, szczery uśmiech.
— Potrafię z tym żyć - mówię, odpowiadając tym samym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro