Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Prowokacje




Nie wiem, jak długo tak stoimy wpatrując się w siebie spode łba, żadna niegotowa ustąpić, każda zazdrosna o tę drugą. Jej czarne, iskrzące gniewem, oczy przeciwko moim, płonącym zapewne żółtym ogniem. Spora część mnie wciąż, nieustannie, rozważa spalenie jej żywcem. Bez względu na konsekwencje. Sposób, w jaki na mnie patrzy jednoznacznie wskazuje, iż ona sama poważnie rozmysla nad zatopieniem miecza w moim ciele. Powiedzieć, że sytuacja jest niezręczna i ciężka, to jak powiedzieć, że jesteśmy w lesie. Gołym okiem widać przecież.

Wzdycham ciężko. Jestem zmęczona całym tym dniem, kłamstwami, którymi mnie karmią, niedopowiedzeniami, tym, że cały czas, usilnie, ktoś próbuje mnie złapać, uwięzic, zabić, wydać za mąż... Wszystko niby nieudolnie, ale jednak człowiek się męczy. Poza tym, wciąż jeszcze odczuwam skutki picia wina. Mar usunął ból fizyczny, ale udręka psychiczna została. Już nigdy nie sięgnę po alkohol. Nigdy.

A teraz ta tutaj. Wojowniczka idealna. Myślałby kto. Naprawdę nie mogę znieść jej widoku.

Elena zapewne myśli podobnie. Przeklęty Mar. Gdzie on jest, jak jest potrzebny?!

— Chodźmy do naszego obozu. Nie potrafię na ciebie patrzeć bez napicia się czegoś mocniejszego — odzywa się pierwsza, obrzucając mnie raz jeszcze niechętnym spojrzeniem.

Nie czekając na naszą reakcję kiwa głową na swoich towarzyszy. Dwóch z nich, bez słowa odwiązuje nasze konie, a inni gaszą ogień, sprzątają koce i prowiant. Łapię pytające spojrzenie Fryderyka, ale odpowiadam tylko wzruszeniem ramion. Teraz pytasz mnie o zdanie, książę?

Nie musimy iść zbyt długo. Ich obóz jest naprawdę niedaleko. Nagle dociera do mnie, że zapewne słyszeli każde, wypowiedziane przez nas wcześniej, słowo. Zastanawiam się przez chwilę jakim cudem Fryderyk zdołał znaleźć to miejsce, osobiście nie widzę żadnej różnicy w otaczających nas drzewach. Słowo obóz jest zresztą określeniem zbyt łaskawym. Ogień, kilka rozłożonych przy nim pledów i metalowe naczynia, porzucone niedbale na ściółce, ot tyle. Obserwuję, jak mężczyżni przywiązują nasze konie tuż obok ich zwiarząt i bez słowa siadają prz ogniu. Zastanawiam się, który z nim to Roman.

Elena zajmuje miejsce przy ogniu wskazując przestrzeń obok siebie. Oboje z Fryderykiem siadamy posłusznie patrząc jak nalewa jakiegoś trunku do trzech metalowych kubków i bez słowa podaje jeden mnie, a drugi księciu. Mam nadzieję, że są w miarę czyste, nie mam ochoty zarazić się jakimś paskudztwem.

— Freyu, zastanów się, czy chcesz powtórki z wczorajszgo dnia... — zaczyna Fryderyk, ale posyłam mu spojrzenie tak wrogie, że milknie w połowie zdania.

Elena wybucha złośliwym śmiechem, przez co mam ochotę uderzyć, i ją, i księcia.

— Troszczy się o ciebie — Wznosi kubek w toaście. Po chwili wahania robię to samo ze swoim i wychylam zawartość duszkiem. A niech mnie! Prawie nie czuję przełyku. Łzy zbierają się w moich oczach, a język cierpnie i kołowacieje, przylegając na chwilę do podniebienia. Co to było? Elena uśmiecha sie odrobinę mniej złośliwie, po czym przerzuca spojrzenie na Fryderyka. — Szkoda blondasku, że tak jej nie pilnowałes, jak miałam okazję odciąć jej ten rudy łeb.

Mimo, że wcale nie jest to śmieszne, wybucham śmiechem. Ma, dziewczyna, rację!

Książę posyła mi mrożące krew w żyłach spojrzenie, które radośnie ignoruję.

— Który z was to Roman? — Postanawiam zmienić temat zwracając się serdecznym tonem do, siedzących wciąż w ponurym milczniu, meżczyzn. Naprawdę, gdzie oni dorastali? W stajni? Wypadałoby jednak sie przedstawić. Rzucam im wymowne spojrzenie. Jest ich ośmiu, wszyscy o ciemnych oczach i włosach. Niewątpliwie jest to cechą narodową Arkadyjczyków.

Patrzą po sobie odrobinę chyba zaskoczeni moim pytaniem, żaden nie kwapi się do odpowiedzi.

— Może powinnaś nas jednak przedstawić? — przerzucam wzrok na Elenę. — W związku z tym, że najprawdopodobniej będziemy dalej razem podróżować... — Wciąż cisza. — Panowie, jak już wiecie, jestem Freya, a to Fryderyk.

Męzczyźni patrzą na mnie pochmurnie, ciągle milcząc. Mam ochotę podejść do siedzącego najbliżej mnie i walnąć go w łeb dla przykłądu. Może to pomogłoby ocknąć im się z amoku.

— Nie ma z nami Romana — odzywa sie w końcu ten, którego chciałam uderzyć. — Jestem Artur. To Kevin, Ian, Edvard, Patryk, Neal i Logan — wskazuje kolejno dłonią na siedzących obok mężczyzn. Kiwam głową z uśmiechem chociaż prawda jest taka, że ledwo co pamietam jego imię. Sama się dopominałaś, kretynko!

Po tej, jakże kulturalnej, prezentacji wszyscy wracamy zgodnie do niecniemówienia, każde bijące się z własnymi myślami. Świetnie ci idzie, Freyu! To będzie długa noc.

— Gdzie jest nasz król? Czy wiecie, czy udało mu się wydostać? Wszystko z nim w porządku? — Elena ponownie jest tą, która odzywa się pierwsza.

Fryderyk posyła mi pytające spojrzenie, na którym wojowniczka przyłapuje nas od razu. Z zazdrością patrzę na jej skórzany gorset. Sama chciałabym taki mieć. Naprawdę ślicznie go nosi. Może jak będę w Arkadii, to...

— Freyu? — Nieco ogłuszona, trochę alkoholem, a trochę gorsetem, potrząsam głową i wracam wzrokiem do ksiecia, który sugerująco podnosi brwi, lawirując spojrzeniem pomiędzy mną a Eleną.

— Nic mu nie jest — mówię patrząc jej prosto w oczy. — Myślę, że niedługo do nas dołączy.

Elena mierzy mnie wzrokiem, w milczeniu próbując przetrawic zapewne moją dziwną wypowiedź. Przez chwilę myślę, że zapyta skąd mam pewność, że niedługo do nas dołączy, jednakże kobieta wybiera milczenie. I dobrze. Ostatnią rzeczą, na jaką w tej chwili mam ochotę, jest wyjaśnianie tej zołzie naszej mentalnej więzi.

— Jak daleko jest do Arkadii? — Fryderyk znowu przychodzi z pomocą.

— Trzy, cztery dni drogi. Nie tak daleko — Elena odowiada mu, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Jesteśmy bardzo blisko granicy, będziecie mogli na własne oczy zobaczyć, jak wasz cudowny władca, traktuje swoich poddanych.

Strach ściska mnie w gardle sprawiając, że zasycha mi w ustach. Boję sie, że poznam wujeczka Stefana z jeszcze gorszej strony. Ton głosu i pogardliwy uśmiech Eleny nie pozostawiają złudzeń. Nie oszukujmy się, brat mojego ojca to potwór.

Spuszczam wzrok i zapatruję w płomienie.

Pragnę zapytać ją o Arkadię, o to jak wygląda jej królestwo, jak wygląda w nim życie codzienne, jakim królem jest Mar, ale czuję, że nie odpowie na żadne z nich.

— Jaki jest wasz plan? — pytam więc zamiast tego.

Kobieta rozgląda sie wokół siebie, podążam za jej spojrzeniem. Mężczyźni jej towarzyszący wyglądaja na zmęczonych i znużonych przedstawieniem. Wcale im sie nie dziwię, sama z trudem utrzymuję opadajace powieki. Naprawdę jednak chciałabym coś zrozumieć. Możliwe, że zachowałam się ostatnio jak rozkapryszona małolata, ale przecież Elena o tym nie wie. Nie ma więc prawa tak mnie traktować. Skądinąd wcale nie dziwię się jej sceptyzmowi, sama nie mam zamiaru zostawać jej najlepszą przyjaciółką.

— Nie będę opowiadać o naszych planach księżniczce z królestwa, które prowadzi wojnę z moją ojczyzną — Jej słowa i zimny ton wcale mnie nie zaskakują.

Kiwam głową zrezygnowana. Nie dowiem się od niej niczego.

— Pozwól zatem, że zgadnę — Patrzę na nią starając się nadać mojej twarzy w miary przyjazny wygląd. Wyglądam zapewne jak uśmiechająca się strzyga, ale naprawdę próbuję. — Poczekamy na Mara, a potem udamy się razem do Arkadii?

Wzrusza ramionami i dolewa sobie alkoholu. Podnosi butelkę w moją stronę z niemym pytaniem, ale kręcę głową przecząco, nie mam ochoty na powtórkę z wczoraj.

— Mieliśmy uwolnić kilkoro dzieci, ale w tym wypadku...

Zachłystuję się powietrzem.

— Dzieci? — pytam cichutko, modląc się w duchu, żeby to nie była prawda.

Elena uśmiecha się brzydko. Jest w niej tyle hardości, zaciętości, nienawiści nawet... Powoli zaczyna docierać do mnie, że jej niechęć nie jest skierowana tylko do mnie.

— Tak, słodka księżniczko. Ludzie twojego króla porywają nasze dzieci, tym samym zmuszając ich rodziców do posłuszeństwa — No dobrze, może mnie nie lubi ciut bardziej, niż innych.

— Pani, nie sądzę żeby Freya ponosiła winę za czyny Stefana — książę znowu staje w mojej obronie. Spuszczam głowę pragnąc ze wszystkich sił ukryć łzy zbierające się w kącikach moich oczu.

Elena parska z pogardą nie zaszczycając go odpowiedzią.

Wypija jednym chaustem zawortość kubka i wstaje.

— Myślę, że powinniśmy odpocząć. Wszyscy — W końcu na nas patrzy. — Możecie odpocząć, moi ludzie będą trzymać wartę. Kevin, zaczynamy od ciebie — Zwraca się do jednego ze swych towarzyszy i bez dalszych wyjaśnień rusza w stronę swojego posłania.

— Ja również mogę czuwać — oferuje swą pomoc Fryderyk.

— Nie trzeba blondasku, utul do snu swoją księżniczkę. Nie chcemy przecież, żeby miała zapuchnięte oczka z rana — mówi nawet się nie odwracając.

Och!

— Dość! Wystarczy! — Szlag trafił całe moje opanowanie! Co za zadufana w sobie idiotka! Podnoszę się gwałtownie. — Nie prowokuj mnie! Nie znasz mnie, nie wiesz, kim jestem i do czego jestem zdolna! Nie wyżywaj się na mnie za niewierność twojego króla! Nie zachowuj się jak zazdrosna kocica, której ktoś zabrał śmietankę spod nosa! — Przysięgam, że sama nie wiem skąd przychodzą mi do głowy takie rzeczy. Musiałam wyczytać w jakimś bzdurnym romansie mojego ojca.

Czuję magię wzbierającą się we mnie ponownie. Ogień trawiący moje ciało pragnie uwolnienia. Dobrze!

Elena jest przy mnie w jednej sekundzie. Przysuwa twarz tak blisko mojej, że prawie stykamy się czołami. Odważna zołza!

— Ja? Zazdrosna? O taką małą, rozkapryszoną księżniczkę, której zapewne największym problemem jest wybór sukienki na bal? Miałabym być zazdrosna o to? — niedbałym gestem dotyka mojego warkocza. — Myślisz, że jestem zazdrosna o ciebie? — śmieje się sztucznie. — On nie lubi niewinnych, małych dziewczynek, któ...

— Freyu, nie — Krzyk Fryderyka dobiega do mnie z bardzo, bardzo daleka, jest ledwo słyszalny. I zdecydowanie dociera do moich uszu zbyt późno. Nie ma takiej mocy, która mogłaby mnie zatrzymać. Nie w tej chwili.

Wyrzucam rękę do przodu. Bez namysłu. Bez cienia wahania.

Przez krótką chwilę widzę zdumienie i zrozumienie na twarzy Eleny, kiedy nieznana siła odpycha ją ode mnie daleko. Wyrzuca ją w powietrze sprawiając, że leci przez kilka metrów, upadając wreszcie na ziemię.

Towarzyszący jej mężczyżni jak jeden mąż wyciągają miecze, ale wytrącam im je z rąk enrgicznym machnięciem ręki. Nie muszę na nich nawet patrzeć. Jestem opętana, nie potrafię przestać. Naprawdę nie potrafię! Napawam się uczuciem potegi. Jestem niezwyciężona!

— Freyu, przestań! — Czuję czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwracam się z furią. Kto śmie mnie dotknąć?! Spalę cię żywcem, głupcze!

Mój wzrok wpada w lazur oczu Fryderyka.

— Freyu, starczy — mówi raz jeszcze, łagodnie, cicho. — Już starczy, Freyu. Zrozumieli — Strach i troska, malujące się na jego twarzy, sprowadzają mnie powoli na ziemię.

Na bogów, co ja najlepszego uczyniłam?

Obrzucam spojrzeniem gapiących się na mnie z przerażeniem mężczyzn. Kiedy mój wzrok pada na podnoszącą się do pozycji siedzącej, Elenę, oddycham z ulgą. Całe szczęście, nic jej nie jest!

— Jesteś wiedźmą — stwierdza wstając powoli.

Potwierdzam skinieniem głowy. Tak! Tak! Tak!

— To wiele wyjaśnia — mówi cicho. W jej głosie słyszę cień szacunku. Dobre i tyle. — Chodźmy spać — dodaje jak gdyby nigdy nic.

Nie mam zamiaru polemizować. Wszyscy potrzebujemy odpoczynku.

Uśmiecham się z wdzięcznością do księcia wypowiadając bezgłośne dziękuję.

Potakuje głową przyciągając mocno do siebie.

— Już dobrze, Freyu. Wszystko już dobrze — gładzi mnie ostrożnie po plecach.

Delikatnie kładę dłonie na jego piersi odpychając go lekko. Czuję, że jeżeli pozwolę mu nadal mnie obejmować wybuchnę płaczem, którego nie będę w stanie zatrzymać przez długie godziny. Nie chcę okazywać słabości, nie teraz, po demonstracji siły.

— Chodźmy spać — mówię więc po prostu. — Dziękuję raz jeszcze — szepcę, zadzierając głowę żeby spojrzec mu w oczy i dać do zrozumienia, jak bardzo jestem wdzięczna.

Książę patrzy na mnie uważnie, przez jego twarz przebiega dziwny błysk, jakby zastanawiał się nad czymś bardzo ważnym, podejmował jakąś decyzję. Otwieram usta chcąc zapytać, o co chodzi, a wtedy on pochyla się i składa na moich rozchylonych wargach słodki, lekki pocałunek.

W pierwszej chwili jestem zbyt zdumiona, by zareagować.

W ogóle się tego nie spodziewałam. Podnoszę dłoń żeby go odepchnąć, spoliczkować, dźgnąć w oko, cokolwiek. Zamiast tego moje palce zatapiają się w jego włosach. Pociągam go za nie mocno, przyciągając jego twarz jeszcze bliżej, o ile to możliwe. Rozchylam usta szerzej wpuszczając jego język do środka. Słodki, delikatny i mocny jednocześnie, sprawny, przyprawiający o...

— No proszę — Odrywam się od księcia jak oparzona. Elena patrzy na nas z pogardą. Zaciskam mocno powieki chcąc ukryć wstyd, gniew i oszołomienie.

Wymijam ją bez słowa i kładę się na przygotowanym dla mnie pledzie. Fryderyk posyła mi pytające spojrzenie, ale ignoruję je kompletnie. Nie teraz. Sama nie rozumiem, co sie właśnie wydarzyło.

Zamykam oczy próbując wymazać z głowy ten dziwny pocałunek. Freyu, co się z tobą dzieje? Co to miało, do diabła, być? Co to znaczy?

Nagle w mojej głowie rozlega się cichy, pytający głos Mara. Ma wyczucie czasu, trzeba mu oddać.

Freyu? Możemy porozmawiac?

Jego głos jest ptrzytłumiony, ledwo słyszalny, dochodzi do mnie zza zamkniętych, iluzorystycznych drzwi. Dociera do mnie, że w końcu mi się udało odgrodzić mój umysł. Dobre chociaż to!

Wzdycham ciężko.

Ostatnie, na co mam teraz ochotę, to pogawędka z tym zdrajcą, ale z drugiej strony wiem, że się martwi. Poza tym, ja również chcę wiedzięć, czy nic mu się nie stało.

Mar? — mówię więc wpuszczajęc go do środka.

Słyszę ulgę i zmęczenie w jego głosie, kiedy pyta:

Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?

Tak — odpowiadam sucho.

Elena?

Twoja kochanica jest cała i zdrowa — odpowiadam ze złością. Naprawdę?! Czy on musi mnie prowokować? To pierwsze, o co pytasz? Tak, wiem, że sama przd chwilą pozwolołam Fryderykowi splądrować moje usta, ale...

Słucham?

Otwieram oczy zaszokowana.

Przecież nie mógł tego usłyszeć! Mógł? Nie mógł! Mógł? Na pewno nie mógł.

Mógł.

Milknę, nie wiedząc co powiedzieć. Po raz pierwszy w życiu chyba.

Oboje milczymy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro