Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Przed balem.

Po tym, jak Mar opuścił moją głowę, poczułam się nagle strasznie sama.
Oszołomiona naszym planem i decyzją, którą tak szybko podjęłam, byłam pewna, że nie zmrużę oka. Jakże mogłabym zasnąć z takimi emocjami?!
Okazuje się, że bez problemu.

- Freyu, Freyu, obudź się! Jest już prawie południe! - Otwieram niechętnie oczy i zdumiona patrzę na stojącą nade mną Mariannę.
- Południe?! - zrywam się jak oparzona, ocierając szybko elegancko oślinioną buzię.

Marianna uśmiecha się litościwie.
- Tak, leniuchu. Pozwoliliśmy ci odpocząć po twoim wczorajszym wypadku, ale na zewnątrz czeka na ciebie całe mnóstwo ludzi. Jesteś dzisiaj bardzo popularna.

Przyglądam jej się badawczo sprawdzając, czy sobie ze mnie nie kpi. Zaraz jednak przypominam sobie wczorajsze wydarzenia i myślę, że być może dzisiaj, wyjątkowo, nie stroi sobie ze mnie żartów.

Próbuję zebrać myśli.
Czy mogę na nią liczyć? Ona na pewno wie, co się święci! Rose!

- Rose? - zawieram w jej imieniu nieme pytanie.
Marianna patrzy na mnie uważnie. Pewnie ocenia, ile wiem. Ja również. Przez dłuższą chwilę mierzymy się wzrokiem niczym dwaj rywale na pojedynku.

- Jest na spacerze z Teodorem - poddaje się pierwsza. - Freyu, kochanie, czy ty wiesz, co się dzieje?

Myślę intensywnie nad najlepszą odpowiedzią. Zwłoka nie jest moją cnotą, więc z trudem przychodzi mi opanowanie.
Postanawiam zaryzykować.

- Fryderyk... On jej powiedział? - pytam cicho. Oddałabym wszystko, żeby oszczędzić jej cierpienia.
Marianna kiwa głową przytakując.

- Jest na mnie zła? - za jakie grzechy muszę ponosić odpowiedzialność za czyny Fryderyka?!

Macocha wzdycha cicho i siada obok mnie na łóżku. Obrzuca zdziwionym spojrzeniem mój strój, ale zostawia go bez komentarza. Sama wygląda idealnie jak zwykle.

Ku mojemu zdumieniu gładzi mnie delikatnie po głowie.
- Przejdzie jej, Freyu... - zaczyna, a ja wybucham nagłym szlochem i, co niepojęte, przytulam się mocno, kładąc głowę na jej kolanach.

- Ćśś... Już dobrze, dziecko drogie, już dobrze - cały czas głaszcze mnie po włosach. - Już dobrze, kochanie, to nie twoja wina. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- Nic nie będzie dobrze - płaczę dalej histerycznie. - Nic nie będzie dobrze, Marianna! Ja nie chcę!

Szlocham tak bardzo, że zaczynam tracić oddech. - Marianno, ja nie chcę! Proszę cię, jedźmy do domu! Błagam cię! - wiem, że zachowuję się jak małe dziecko, ale mam to w nosie. Tak bardzo pragnę, żeby nic z tego, co się wydarzyło, nie było prawdą.

Nie wiem, jak długo płaczę tulona przez osobę, którą traktowałam niesprawiedliwie przez całe moje życie.
Poczucie winy mnie przytłacza. Za Mariannę, za Rose, w końcu za Jeremię.

- Freyu, musisz się ogarnąć, kochanie.
Podnoszę na nią zapłakany wzrok.

- Fryderyk jest naprawdę dobrym człowiekiem. Czuję to. Będzie ci z nim dobrze, zobaczysz. A Rose jest jeszcze małą dziewczynką. Zachowuje się jak rozkapryszony bachor, któremu zabrano cukierki - odgarnia moje mokre od płaczu włosy z czoła i patrzy mi głęboko w oczy. - Ale to jest twoja siostra, Freyu. Zawsze będzie Cię kochać. Zobaczysz, w końcu pójdzie po rozum do głowy.

- Czy bardzo jest na mnie zła? - pytam irytująco dziecinnym głosem. Naprawdę chcę jej wierzyć.

Wzrusza ramionami.
- My, kobiety, a w tym przypadku, małe kobietki - uśmiecha się przelotnie- jesteśmy bardzo dziwne. Powina być zła na Fryderyka, ale tak, na razie, wini ciebie. Bez powodu.

Czuję, jak łzy znowu napływają mi do oczu.
Marianna potrząsa mnie lekko za ramiona. Zrozpaczona opadam z powrotem z rykiem na jej kolana. Och, jakie to niesprawiedliwe!

Delikatnie podnosi mój podbródek do góry i zmusza do spojrzenia jej w oczy.

- Freyu, spójrz na mnie - odzywa się swoim zwykłym, chłodnym tonem. - To nie twoja wina. Rose zachowuje się jak mała dziewczynka, ale jej przejdzie. Musisz teraz skupić się na sobie. Fryderyk pyta o ciebie od samego rana. STEFAN - podkreśla imię tego starego psychopaty - pyta o ciebie od samego rana. Musisz zebrać się w sobie i stawić im czoła. Wiem, że potrafisz to zrobić. Jesteś naszą córką, Freyu Gilbert! Pokaż im wszystkim, ile jesteś warta!

Patrzę na nią zaszokowana. Nigdy nie nazwała mnie swoją córką!

-Marianno, ja naprawdę nie chcę wychodzić za Fryderyka... - zaczynam znowu płaczliwym tonem.
- Dość! - przerywa mi surowo. Zaraz jednak jej twarz łagodnieje. - Wiesz, że ja też nie chciałam wychodzić za twojego ojca? - ta nagła zmiana tematu sprawia, że na chwilę przestaję płakać i skupiam na niej swoją uwagę.

Rzucam jej pytające spojrzenie. Zawsze wydawało mi się, że są z ojcem idealną parą. Nienawidziłam jej za to. Za to, jak bardzo ojciec ją kocha. Wiem, że to głupie, ale nic nie mogę na to poradzić.

- Kochana, nie patrz na mnie, jak sroka w gnat! Teodor jest ode mnie starszy o osiemnaście lat! Byłam w twoim wieku, kiedy zaaranżowali nasze małżeństwo. Myślisz, że ja chciałam wychodzić za kogoś w jego wieku? Kto w dodatku miał nieślubne dziecko z inną kobietą?

Czuję, że całe moje dotychczasowe życie spędziłam w bańce mydlanej. Dużej, i całkiem odpornej, ale jednak bańce, która od wczoraj zaczyna pękać wylewając coraz więcej mydlin. Jeszcze chwilę i utonę.

- Spójrz na mnie teraz - macocha kontynuuje. - Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego męża. I lepszych córek - dodaje i uśmiecha się do mnie słodko. Naprawdę słodko.

- Freyu, Fryderyk naprawdę stracił dla ciebie głowę. To widać gołym okiem. Od samego początku podejrzewałam, że tak to się skończy.

Patrzę na nią naprawdę zdumiona. Cały czas myślałam, że wybrał mnie, ponieważ jestem starsza. Nawet prze myśl mi nie przeszło, że mogę mu się podobać.

- Nie patrz na mnie taka zdziwiona. Naprawdę nie widzisz, że ten chłopak nie może oderwać od ciebie oczu? Freyu, jesteś kobietą, na litość boską! Nie czułaś tego ani przez chwilę?

Kręcę głową. To i tak niczego nie zmienia!
Marianna patrzy na mnie pobłażliwie.
- Freyu, wiesz doskonale, że nie masz na to wpływu. Tak jak i ja nie miałam. Musisz zaakceptować swoje przeznaczenie. A ja ci mówię, że nie jest ono takie złe, jak ci się w tej chwili wydaje.

Patrzę na nią błagalnie. Wiem, że ma rację. I naprawdę jestem jej wdzięczna.
Jednakże postanawiam zagrać na nosie mojemu przeznaczeniu.

Odgarniam włosy z czoła i siadam wyprostowana.

- Marianno? - zaczynam. - Mogę cię prosić o przysługę?

Przygląda mi się z ciekawością.

- Nie chcę rozmawiać z Fryderykiem przed balem, proszę. Pomóż mi.

Rzuca mi zdziwione spojrzenie.
Potrzebuję jej pomocy. Nie mogę dopuścić żeby mi się oświadczył przed Marem. Mimo, iż wszyscy naokoło wiemy, że taki jest jego plan, oficjalnie jeszcze się nie oświadczył. Przynajmniej nie mnie.

- Nie chcę mu tego ułatwiać, proszę. Słyszę, co do mnie mówisz, ale nie chcę brać w tym udziału. Proszę. Nie chcę, żeby miał szansę się tłumaczyć... Żeby Rose...

- Freyu...

- Błagam, Marianno, błagam- składam ręce, jak do modlitwy.

W końcu kiwa głową.
- Coś wymyślę. Zostaw to mnie - podnosi się z łóżka. - Ale wieczorem masz być piękniejsza i silniejsza, niż kiedykolwiek.

- Kąpiel jest gotowa - rzuca jeszcze, zanim wychodzi.
Z całych sił powstrzymuję chęć odszukania Rose. Marianna ma rację, muszę dać jej trochę czasu.
Postanawiam zaufać jej sprytowi i skupić się na zadaniu, które na mnie czeka.

Kieruję swoje kroki do łazienki i z prawdziwą przyjemnością zanurzam się w balii gorącej, pachnącej wody. Pokojówka naprawdę się postarała.
Przymykam oczy i pozwalam sobie na całkowite odprężenie. Czuję, jak woda delikatnie obmywa moje ciało. Ummmm, to jest dokładnie to, czego potrzebowałam.

Dotykam delikatnie swoich piersi, płaskiego brzucha, ud. Nagle czuję gorąco i nieprzemożoną chęć żeby...

- Freyu - jak oparzona odrywam dłoń od zagłębienia miedzy nogami i zasłaniam się rękoma tak gwałtownie, że ląduję pod wodą. Utopię się jeszcze w kąpieli!

-Freyu, słyszysz mnie?

Próbuję uspokoić oddech. On cię nie widzi, ty idiotko! Uspokój się!

- Freyu? - głos Mara jest trochę zdezorientowany. - Wszystko w porządku?

- Tak, do diabła! - odpowiadam, próbując ukryć zażenowanie. Nie mam ochoty gadać z nim na golasa!

W mojej głowie rozlega się jęk. Cholera jasna, zapomniałam, że on wszystko słyszy! Muszę się nauczyć nad tym panować!

- Też tak uważam - jego glos brzmi dziwnie. Jest przytłumiony, ciężki, przyprawia mnie o szybszy oddech. Uwielbiam jego głos. Zaciskam kurczowo nogi próbując złagodzić napięcie.

- Chciałem tylko sprawdzić, czy nie zmieniłaś zdania - w ogóle nie potrafię skupić się na tym, co do mnie mówi. Co się ze mną dzieje, do cholery? Mam ochotę dotknąć...

Na wszystkich bogów! Co ja wyprawiam?!
Wyskakuję z wanny i ciasno otulam się, przygotowanym dla mnie przez pokojówkę, mięciutkim, szlafrokiem.

- Mar? - pytam cała czerwona. Nie mogę uwierzyć, w to, jak się zachowałam!
Co on sobie o mnie pomyśli? Przecież ja prawie... Stoję zażenowana, na próżno próbując znaleźć jakąś wymówkę.

- Freyu, ja... - prawie nie poznaję jego głosu. Musi być zdegustowany moim zachowaniem. Wcale mu się nie dziwię. Słyszę przeciągły jęk. - Wiedźmo Freyu, ty mnie wykończysz - odzywa się ponownie ochryple. - Zobaczymy się później, odezwę się jeszcze przed samym balem, kiedy będziesz mniej, yyyyy, zajęta.
Czy on się ze mnie śmieje?

- Do zobaczenia wieczorem. Pamiętaj, żeby nie pozwolić księciu się oświadczyć.

I znika tak szybko, że nie zdążam nawet odpowiedzieć. Jakby sam diabeł deptał mu po piętach.

Oddycham z ulgą. Mam nadzieję, że nie zdał sobie sprawy z tego, co robiłam. Sama mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Wracam do pokoju i,  trzęsącymi ze zdenerwowania rękoma, zakładam pierwszą lepszą sukienkę, jaka wpada mi w rece.
Mam nadzieję, że Marianna przyśle kogoś z jedzeniem, bo jestem głodna jak wilk.

Myśl o wilku przypomina mi o moich snach i o słowach Mara.
Sidach znaczy wilk.
Czy ja śnię o Marze? A jeżeli tak, to co to znaczy? Chce mnie skrzywdzić? Czy te sny są ostrzeżeniem, żeby mu nie ufać, czy wręcz przeciwnie, mają mi uświadomić, że zwiążę się z wrogiem? Żeby pokonać Stefana?

Jeszcze dwa dni temu podobne przypuszczenie przyprawiłoby mnie o wybuch śmiechu, ale po wydarzeniach ostatnich dni, nic mnie już nie zdziwi.

Pukanie do drzwi wyrywa mnie z rozmyślań. Wiem, że to nie Marianna, bo ona po prostu weszłaby do środka, nie bawiąc się w konwenanse. Postanawiam zatem milczeć.

Pukanie rozlega się ponownie, zdecydowane i mocne. Dokładnie takie, jak ich wlaściciel, bo domyślam się, że to Fryderyk.
Wciąż milczę.

- Freyu, wiem, że nie śpisz,  - jego głos rozlega się za drzwiami- bo spotkałem na holu Mariannę - A to zdrajczyni! - Powiedziała, że bardzo źle się czujesz, dlatego postanowiłem przynieść ci jedzenie i sprawdzić, jak się czujesz. - A jednak nie zdrajczyni.

Wciąż milczę. Pieprzony, troskliwy książę!

- Freyu, musisz umierać z głodu, nie jadłaś nic od wczorajszego poranka. Proszę, wpuść mnie, naprawdę muszę z tobą porozmawiać.

Jakby w odpowiedzi na jego słowa w moim brzuchu rozlega się głośne burczenie.

-  Freyu! Jesteś tam? Wszystko w porządku? Będę musiał wyważyć drzwi żeby sprawdzić, czy jesteś cała i zdrowa, jeżeli się nie odezwiesz.

No proszę, to zaszalał.
Prawie wybucham śmiechem na samą myśl o tym, że ułożony książę Fryderyk mógłby zrobić coś tak absurdalnego, jak wyważenie drzwi. Chociaż, może, w końcu ma trochę mięśni...
Możesz przejść do mnie przez pokój Rose, ty uparty ośle!

Podchodzę do drzwi, ale ich nie otwieram.

- Jestem, wasza książęca mość - rzucam zimno. Idź sobie! Zostaw mnie w spokoju!

Przez chwilę milczy, najwyraźniej zaskoczony.
- Postanowiłaś nagle używać tytułów, księżniczko Freyu? - mówi w końcu cicho, odrobinę smutno.

Teraz z kolei ja milczę. Niech on stąd idzie!

- Freyu, ja - słyszę głuchy dźwięk. Opiera głowę o moje drzwi. - Wpuść mnie, proszę.

Wciąż nie odpowiadam. Czy ja naprawdę trzymam za drzwiami księcia, który błaga, żeby go wpuścić? Przez chwilę mam ochotę otworzyć.

- Freyu! Wpuść mnie, to naprawdę ważne!

No ja wiem, że to ważne, mój drogi! Niedoczekanie twoje!

- Ja naprawdę nie jestem w stanie nikogo teraz widzieć, waszą książęca mość. Bardzo źle...

Wali pięścią w drzwi. Odsuwam się automatycznie. No proszę, czyli nie jest aż taki spokojny, jak się wydaje.

- Freyu, do diabła, przestań nazywać mnie książęcą mością i otwórz te cholerne drzwi! Przestań się wygłupiać. Starczy już tego! Nie zachowuj się jak małe dziecko! Prędzej, czy później, będziesz musiała ze mną porozmawiać!

- Fryderyku, ja naprawdę źle się czuję.

- Co ci jest? - pyta cicho. - Freyu, to idiotyczne. Nie możesz mnie unikać. Ja naprawdę muszę z tobą porozmawiać, to nie może czekać. Jeżeli nie otworzysz... Nie obchodzi mnie twój wymyślony ból głowy, czy inna głupia historyjka, którą stworzyłaś...

- Muszę co chwilę biegać do toalety, książę - rzucam w akcie desperacji.

Milczy, najwyraźniej skonfundowany.
Postanawiam wykorzystać moment zaskoczenia.
- Teraz również, więc jeśli wybaczysz...

- Freyu...

- Książę, nie chcesz chyba żebym nie zdążyła?

Słyszę kroki. Wyobrażam sobie, że z obrzydzeniem odsunął się od drzwi.
Bez dalszych wyjaśnień biegnę do łazienki mocno tupiąc stopami.

Może to ochłodzi twoje romantyczne zapędy!
Kiedy zamykam za sobą drzwi, zakrywam usta dłońmi i wybucham niepohamowanym śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro