17. Z deszczu pod rynnę.
- Wiesz, co mnie denerwuje w tym wszystkim najbardziej, Mar? - pytam, jak tylko udaje mi się otrząsnąć z szoku.
Mam nadzieję, że nie wyskoczy z jakimś głupim komentarzem. Ewidentnie ma do tego dryg.
- Co takiego, Freyu? - odpowiada cicho. Uśmiecham się smutno, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie usłyszał moje myśli i postanowił mi nie dokuczać.
-Tak - odpowiada od razu, bez wahania. Podoba mi się jego szczerość. Nagle myślę, że nikt nigdy nie traktował mnie tak, jak on.
- Najbardziej denerwuje mnie to, że jedynym sposobem na niepoślubienie jednego nieznajomego, jest poślubienie innego - próbuję zatuszować prawdę i ból tych słów nerwowym śmiechem. - Czy ja nie mogę zrobić nic, bez wychodzenia za mąż? - pytam lekko podniesionym głosem.
Kiedy to wszystko się tak pogmatwało? Czy nie miałam być tą siostrą, która sama może o sobie decydować? Jeszcze kilka dni temu nie miałam nawet perspektyw na zamążpójście, a teraz nagle mam dwóch kandydatów do wyboru. W dodatku jakich! Księcia i króla!
Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jego wina, jak i również z tego, że prawdopodobnie mnie nie zrozumie, ale tak się składa, że jest jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać. Przynajmniej w tej chwili.
- Freyu, przykro mi. I mylisz się, rozumiem cię doskonale. Sam muszę robić rzeczy, na które nie mam ochoty - jego głos jest naprawdę kojący, nieomalże hipnotyzujący. Wbrew wszystkiemu sprawia, że czuję się odrobinę lepiej.
- Bardzo chciałbym żebyś mogła dokonywać własnych wyborów. Możliwe zresztą, że będziesz mogła.
Nie rozumiem. Śpieszy z wyjaśnieniem.
- Zaręczyny z królem Arkadii nie będą prawdziwe, przynajmniej nie dla ciebie. Ich celem jest kupienie nam odrobiny czasu. Jeżeli się zgodzisz, daję ci moje słowo, że jak tylko uporamy się ze Stefanem, odzyskasz swoją wolność. Zwłaszcza, że nie wiem, jak on na nie zareaguje. Stefan, znaczy się, nie król Arkadii.
Naprawdę próbuję za nim nadążyć, ale nic z tego nie rozumiem. Kiedy niby miałabym się z nim zaręczyć? I jak on może zagwarantować mi, że król Arkadii zaakceptuje zaręczyny na niby?
- Jutro, na balu. Czy Fryderyk już ci się oświadczył, czy dobrze zrozumiałem, i zrobił to, zanim cofnęłaś się w czasie?
Mrugam kilkakrotnie oczami oszołomiona.
Czy tego człowieka nic nie dziwi? Mówi o tym wszystkim głosem tak spokojnym, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, a nie o podróżowaniu w czasie, czy zamachu na króla. Czuję, że za chwilę pęknie mi głowa.
- Okej, wiedźmo Freyu - w jego głosie słyszę tłumioną wesołość. - Nie za bardzo mamy czas, żeby omówić wszystkie nurtujące cię kwestie, nie sądzisz? Rozumiem twoje pytania. Postaram się wytłumaczyć ci choć odrobinę, do czego sam doszedłem.
Kiwam głową tak gorliwie, że czuję, iż za chwilę mi odpadnie. Dopiero po chwili przypominam sobie znowu, że on mnie nie widzi. Chyba jednak nie potrzebuje mojego przytaknięcia, ponieważ kontynuuje.
- Masz moc, wiedźmo Freyu, która z jakiegoś powodu ujawniła się dzisiaj. - wyobrażam sobie, że się uśmiecha. - Nie wiem dlaczego i jaka ona jest dokładnie, niemniej jednak, jestem mniej zdziwiony, niż ty, ponieważ, jak pewnie zauważyłaś, sam nie jestem przeciętny. Potrafię to i owo. W związku z tym, uwierz mi, niełatwo wejść do mojej głowy, a tobie się to udało. Myślę, że nie wiesz wszystkiego na temat swojego pochodzenia. Jeżeli zgodzisz się nam pomóc, ja pomogę ci odkryć, kim jesteś, bo uwierz mi, jesteś wyjątkowa. Pomogę ci zapanować nad twoimi umiejętnościami, obiecuję.
Oddycham coraz szybciej. Nie wiem dlaczego się dziwię, przecież rozmawiam z nim w myślach! A na temat swojego pochodzenia nie wiem nic. A co jeżeli potrafię coś więcej? Nagle ta myśl mnie zachwyca. Dreszcz podnieceni przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. Ciekawa jestem, co jeszcze mogłabym robić.
Śmiech Mara ponownie rozlega się w mojej głowie.
- Naprawdę, Freyu, tak łatwo się rozpraszasz... - prycham lekko obrażona, ale posłusznie staram się utrzymać myśli na wodzy i skupić na tym, co do mnie mówi. - I w końcu, jest mi bardzo przykro, że znalazłaś się w sytuacji, w której musisz wychodzić za mąż z przymusu. Gwarantuję ci jednak, że do małżeństwa z królem Arkadii nikt cię nie zmusi. Szczerze powiedziawszy, nie jestem pewien czy Stefan pozwoli nawet na same zaręczyny. Jeżeli jednak uda nam się ogłosić je na balu, przed oświadczynami Fryderyka, mamy szansę na wywołanie zamieszania i wydostanie Jeremii. Element zaskoczenia powinien zadziałać na naszą korzyść. Niestety, bal miał odbyć się za dziesięć dni i zwyczajnie nie mam wystarczająco dużo broni, ani ludzi, żeby próbować zaatakować Stefana już jutro. Zwłaszcza, jeżeli Greyson też tam będzie. Jesteś ze mną?
Naprawdę czuję, że pęknie mi czaszka od nadmiaru informacji.
- Ale jakim cudem król Arkadii oświadczy mi się jutro na balu? - naprawdę nie rozumiem. Czy oni nie prowadzą wojny?
- Stefan jest nadętym głupcem. Zaprosił na bal wszystkich władców. Myślę, że jego plan zakładał, iż król Arkadii się na nim nie pokaże. A jeżeli nawet zdecydowałby się pojawić, to wasze zaręczyny z Fryderykiem są groźbą tak oczywistą, że pewnie sprawiłby mu satysfakcję sam widok jego twarzy. Mylił się. Arkadyjczyk zawsze planował swoje przybycie, tyle tylko, że nie w formie przewidzianej przez Stefana. I jak? Wszystko jasne?
Powiedzmy. Czyli król Arkadii jest w pobliżu? Jaki on jest?
O Boże, sama myśl, że mam zaufać obcemu człowiekowi przyprawia mnie o zawrót głowy. A z drugiej strony, jakie mam wyjście? Czy Stefan spełni swoją groźbą i skrzywdzi Rose?
- Nie wiem, Freyu. Mogę ci tylko powiedzieć, że twój wuj nie przebiera w środkach...
Milczę, próbując zebrać myśli. Jaką mam gwarancję, że zachowa się tak, jak obiecuje Mar?
W mojej głowie rozlega się śmiech. Jak on się śmieje! Nagle pragnę go zobaczyć. Mimowolnie moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Musi być piękny. Śmiech jest jeszcze głośniejszy.
- Och, Freyu, to naprawdę zabawne, że ty myślisz, iż to ja niewiele wiem o twoim królestwie, podczas gdy ty sama... Powiedz mi, jak nazywa się król Arkadii?
Wytężam umysł jak mogę. Jestem pewna, że to wiem. Cholera jasna, ale wstyd! Sidach! Tak!!!
- Bardzo dobrze! A teraz trudniejsze. Jak ma na imię władca Sidach?
Trybiki w moim mózgu poruszają się z zawrotną prędkością. W ciągu ostatnich kilku dni zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy.
Po pierwsze, nic nie wiem na temat swojej matki i jestem okropnie zniesmaczona i zła na siebie za to, że nie naciskałam na ojca wystarczająco mocno.
Po drugie, albo naprawdę jestem wiedźmą, albo postradałam rozum. Nie wiem, która opcja jest gorsza.
Po trzecie, mój wuj i król jest psychopatą, a mój ojciec słabym mężczyzną. To boli najbardziej, nie chcę tak myśleć o moim tacie.
Po czwarte, ja sama jestem rozkapryszoną panienką, która żyła w swoim własnym świecie, nie interesując się nikim, ani niczym.
No, i teraz mogę dodać jeszcze, że jestem ignoran...
- Mar! Król Mar Sidach, groźny władca Arkadii, ostatni potomek rodu Sidachów! - wykrzykuję z nieskrywaną satysfakcją i zamykam dziób, jak tylko ostatnie słowo opuszcza moje usta.
Och!
- Teraz już wiesz - głos Mara brzmi cicho, odrobinę pytająco, badawczo.
Milczę, bo naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Rozmawiam w myślach z królem Arkadii? Czy król nie powinien siedzieć na zamku i rządzić, a nie osobiście przewodzić atakowi na króla innego królestwa? Werbować wojowników Stefana, takich jak Jeremia?
- Król królowi nierówny - słyszę w odpowiedzi. - Freyu, możesz to chwilę przemyśleć. Nawet powinnaś. Przykro mi, ale nie masz wiele czasu na podjęcie decyzji. Jest już prawie północ. Muszę znać twoją odpowiedź najpóźniej za godzinę. Nie chcę wywierać presji, ale...
Mam ochotę parsknąć śmiechem. A gdzieżby tam znowu? Żadnej presji! Już zaraz, kochanieńki... Nie ma sprawy.
- Freyu, moja mała wiedźmo. - przerywa mój potok myśli od razu. Tym razem stanowczym, rzeczowym tonem. - Ja istotnie miło spędzam czas w twoim towarzystwie i, z ogromną chęcią poświęciłbym ci długie dnie i noce, ale naprawdę muszę przygotować plan działania. Już na jutro. Więc, za godzinę do ciebie wrócę...
- Zgadzam się - teraz ja postanawiam mu przerwać.
Z pełną świadomością dociera do mnie, że to moja jedyna szansa na wybrnięcie z tej sytuacji. Jeżeli tego nie zrobię, Jeremia prawdopodobnie straci życie, a ja sama zostanę nie tyle żoną Fryderyka, co szpiegiem Stefana. Raz kozie śmierć!
Przez krótką chwilę zastanawiam się jeszcze, czy Stefan nie zemści się na mojej rodzinie.
- Nie jesteś za nich odpowiedzialna, Freyu - głos Mara jest spokojny. - Ile ty masz lat, dwadzieścia?
- Osiemnaście - odpowiadam. Trochę mam mu ochotę powiedzieć, żeby się odczepił, ale tak naprawdę jestem mu wdzięczna. Potrzebuję usłyszeć od kogoś, że to nie moja wina.
- Na Boga jedynego i wszystkich pomniejszych! Jesteś jeszcze dzieckiem, oczywiście, że to nie twoja wina! Wiedźmo Freyu, zrobisz, co uważasz za słuszne. Jeżeli zdecydujesz się na zaręczyny z bajecznie przystojnym księciem, ja to zrozumiem. Nie zadręczaj się jednak losem twojej rodziny. Twój ojciec jest w końcu bratem króla! To on powinien troszczyć się o Twoje bezpieczeństwo, nie ty o jego!
Uśmiecham się do siebie. Nagle czuję przepływ mocy. Każdym nerwem odczuwam, że podejmuję słuszną decyzję.
Zastanawia mnie jedno.
- Mar?
- Hmmm?
- Dlaczego tak bardzo irytuje cie fakt, że Fryderyk jest przystojny?
Cisza.
Serio?
Facet gada o podróżowaniu w czasie, zabijaniu króla i innych rzeczach bez mrugnięcia okiem, a teraz nagle milknie? Co ja mam myśleć?
- Myśl, co chcesz! - no proszę. I to niby ja jestem dzieciak. Ciekawa jestem, ile on ma lat.
Dwadzieścia osiem, wiedźmo Freyu. Jestem dla ciebie za dużo za stary. I za brzydki - dodaje naburmuszonym tonem. Przysięgam, on jest naburmuszony!
Teraz to ja wybucham śmiechem. Mężczyźni! I to niby my jesteśmy próżne!
Mam ochotę cmoknąć z naganą. Jak tu cmoknąć w myślach? Czy jak zrobię to na głos, to on mnie usłyszy?
Znowu ten dźwięk. Zęby musi mieć wystrzępione niczym wampir.
- Freyu, na litość boską! Jesteś najbardziej irytującym stworzeniem, jakie znam! Nie jestem próżny! Po prostu żałuję, że wymazałem ci wspomnienie naszego spotkania... Gdybym tego nie zrobił, wiedziałabyś, jak wyglądam...
- Co?! - sama dziwię się odrobinę swojemu rykowi. To by było na tyle, jeżeli chodzi o uczucie, że jest ze mną szczery! - Wymazałeś mi pamięć?! Jakim prawem?! -
Cała aż drżę od z trudem powstrzymywanej złości.
- Freyu - próbuje załagodzić. - Obiecuję oddać ci to wspomnienie. Niestety, żeby to zrobić, muszę cię dotknąć.
Mam ochotę krzyczeć. Nikt nie traktuje mnie poważnie, a jednocześnie oczekuje ode mnie poważnych decyzji! Mam ochotę posłać jego i wszystkich innych do diabła.
- Jestem w pełni świadomy, że jesteś zła. Możemy jednak odłożyć to na później? Naprawdę nie mamy na to czasu.
Niechętnie, muszę przyznać mu rację.
- W porządku- odpowiadam.
- Dziękuję. Za wszystko, Freyu.
Ponownie kiwam głową.
- Za godzinę, najpóźniej dwie się z tobą skontaktuję. Myślę, że nikt nie będzie ci przeszkadzał o tej porze, gdyby jednak stało się inaczej, udawaj, że śpisz. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia -zdążam jeszcze odpowiedzieć i nagle czuję się, że znowu jestem sama.
Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Raptem czuję się potwornie zmęczona.
Postanawiam położyć się na chwilę i odpocząć. Myślę, że zasługuję na odrobinę odpoczynku.
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam.
- Freyu, obudź się! Freyu... - znowu sni mi się wilk. Liże mnie po twarzy.
- Zostaw mnie w spokoju! - jestem tak bardzo zmęczona. - Zjedz mnie, jeśli naprawdę musisz, ale mnie nie budź, głupia bestio.
- Nie jestem aż tak głodny żeby zjadać małoletnie wiedźmy - słyszę znajomy głos.
Sen znika równie szybko jak się pojawił. Zrywam się z łóżka jak oparzona.
- Mar?
- We własnej osobie, znany również jako głupia bestia.
- Strasznie jesteś obrażalski, wiesz? - nie mogę się oprzeć. - To był tylko sen, w dodatku nie o tobie, a o wilkach.
Odgarniam posklejane kosmyki włosów z twarzy i szybko poprawiam warkocz. Wygładzam bluzkę i wycieram dłonie o spodnie, wciąż zapominając o tym, że on mnie nie widzi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę zasnęłam.
- Jaki jest plan?
Słyszę ciężkie westchnienie.
- Jutro pojawię się na balu i poproszę o twoją rękę. Wywołamy ogromne zdumienie, i mam nadzieję, Stefan nie będzie ryzykował publicznego zamieszania. Jeżeli to się uda, poproszę o to żebyś towarzyszyła mi do mojego królestwa. Ze swoim orszakiem oczywiście.
Jakim znowu orszakiem?! Kogo niby miałabym ze sobą zabrać? Mariannę i Rose?
- Nie wiem, Freyu, jednakże jestem pewien, że nie pozwolą ci podróżować ze mną samej. Druga możliwość jest taka, że Stefan się nie zgodzi i będę musiał wziąć cię siłą. To znaczy...Echhh - zaczyna się plątać, a ja nie bardzo wiem, dlaczego. - Miejmy jednak nadzieję, że nie będzie oponował przy wszystkich gościach - kończy w końcu.
Myślę, że jestem naprawdę nienormalna, bo ogarnia mnie ekscytacja. Ja naprawdę jestem żądna nowej przygody! Co jest ze mną nie tak?
Mar śmieje się szczerze.
- Nic, Freyu, nic nie jest z tobą nie tak. Masz nieposkromiony charakter, a ja właśnie dałem ci wizję wolności.
Uśmiecham się szeroko. Czy to prawda? Czy mogę być naprawdę wolna?
- Jest jedna ważna rzecz, Freyu -głos Mara sprowadza mnie na ziemię. - Fryderyk nie może ci się oświadczyć przede mną. Inaczej cały ten misterny plan diabli wezmą. Musisz go unikać za wszelką cenę. Ufam, że znajdziesz sposób żeby do tego nie dopuścić.
Ja też mam taką nadzieję.
- I ostatnie, Freyu - czy ja słyszę zdenerwowanie w jego głosie? - Mam nadzieję, że nie wystawisz mnie do wiatru.
Oddycham głośno. Ma tupet! Tak samo, jak on mi, ja muszę zaufać jemu! A może nawet i bardziej.
- Masz rację, wiedźmo Freyu. Jednak musisz wiedzieć, że plotki o moim wyglądzie nie są przesadzone. Naprawdę przypominam demona. Chciałbym, żebyś była tego świadoma.
Oddycham szybko. Powaga, z jaką wypowiada te słowa sprawia, że zaczynam się trochę bać.
- Powinnaś, Freyu -rzuca zimno. - Muszę być pewien, że nie uciekniesz z krzykiem, jak mnie zobaczysz.
Nie za bardzo wiem, jak mogłabym udowodnić mu, że może na mnie polegać. Nie wiem, jak wygląda, więc nie mogę zagwarantować... Zaraz, zaraz!
- Mar! Powiedziałeś, że już się poznaliśmy. Czy wtedy uciekłam z krzykiem?
Boję się, że potwierdzi, ale to jedyne rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy.
- Nie - odpowiada jednym słowem.
Zalewa mnie ulga.
- A więc postanowione.
-Freyu?
- Tak?
- Sidach to znaczy wilk.
Głośno przełykam ślinę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro