Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Misterny plan.

- To co robimy?

Mar milczy od dłuższej chwili i zaczynam zastanawiać się czy naprawdę właśnie rozmawiałam z nim w myślach, czy to stres płata mi figle. Potrzebuję wsparcia od kogokolwiek, bo przecież nie wydostanę Jeremii samodzielnie z celi.
Może później ci strażnicy będą mieli zmianę, albo jeszcze lepiej, przerwę. Faktycznie trochę trudno będzie zejść na dół, ale może powinnam jednak spróbować? Użyć tych prześcieradeł, albo...

- Miotły - a jednak nic sobie nie ubzdurałam.
Jakiej znowu miotły?

- Czy wy, wiedźmy, nie latacie na miotłach? Nie mogłabyś po prostu zlecieć w dół? Albo jeszcze lepiej, wzbić się wysoko, potem pikować do lochu, uratować kochanka, a następnie odlecieć w stronę zachodzącego słońca?

Jak Boga kocham! Jak mnie ten człowiek irytuje!

- Ty zawsze jesteś taki dowcipny?

- A wiesz, że nie. Może się zdziwisz, ale poczucie humoru to ostatnia rzecz, o którą ktoś by mnie posądził. To musi być zasługa twoja i twoich inteligentnych przemyśleń.

Wzdycham żałośnie.
- Słuchaj, powiedz mi, co twoim zdaniem powinniśmy zrobić. Masz jakiś pomysł czy spędzimy wieczór dowcipkując? Poza tym, dla twojej informacji, Jeremia nie jest moim kochankiem.

- No tak, zapomniałem, że masz bajecznie przystojnego narzeczonego.

Och! Ile ja bym dała żeby go zobaczyć i zdzielić w pysk!

- Naprawdę, Mar? Ze wszystkiego, co ci powiedziałam, właśnie na tym chcesz się skupić?! Mówiłam ci już, że nie chcę wychodzić za Fryderyka. A powiedziałam, że jest bajecznie przystojny, bo tak mówiła o nim Rose. Poza tym, nie muszę ci się tłumaczyć! Cholera jasna! Mogę mieć stu kochanków, a tobie nic do tego! Bajecznie pięknych, koszmarnie brzydkich, chudych, grubych...

- Okej, okej, wiedźmo Freyu. Zrozumiałem. Przepraszam.

Mam ochotę dalej na niego krzyczeć, ale postanawiam odpuścić. Naprawdę nie mamy czasu do stracenia!

- Masz rację - przyznaje cicho.

Ma bardzo, bardzo przyjemny głos. Mogłabym go słuchać godzinami.

- Naprawdę?

- Co, naprawdę?

Ach, no tak. On słyszy wszystko! Jego głęboki, wibrujący śmiech, rozlega się na potwierdzenie moich myśli.

- Moja droga, zajmiemy się Jeremią, obiecuję ci. Wydostaniemy go.

- Jak?

- Muszę to przemyśleć, moja mała wiedźmo. Potrzebujemy planu. Czy mogę zaufać, że jeżeli zostawię cię samą, nie zdecydujesz się popełnić jakiegoś głupstwa?

Mam po dziurki w nosie takiego traktowania! Czy oni wszyscy muszą mnie traktować jak idiotkę?! Czy nie zasługuję na żadne wyjaśnienia?! Kim on, do cholery jasnej myśli, że jest?!

- Freyu, uspokój się! Przepraszam. Mamy swoich ludzi na zamku. Muszę zastanowić się, co zrobić. Potrzebuję chwili namysłu, a ty mnie rozpraszasz. Jestem ci bardzo wdzięczny za informacje, naprawdę. Nie byliśmy przygotowani na to, że bal odbędzie się już jutro. Jeżeli chodzi o inne rzeczy, to nie mówię ci o naszych planach, ponieważ, po pierwsze, cię nie znam, po drugie, jesteś bratanicą króla, którego, jak sama ładnie powiedziałaś, chcemy ... yyy ...skrzywdzić. I po trzecie, z reguły nie rozmawiamy o naszych planach z nikim, kto z nami nie walczy.

Oddycham głęboko. Muszę przyznać, że to, co mówi ma sens. Po prostu, byłoby mi dużo łatwiej gdybym mogła pójść do ojca, wypłakać się na jego ranieniu i zasnąć. Zapomnieć o wszystkim, co tutaj się wydarzyło i wrócić do bycia córeczką tatusia.

- Obiecujesz, że go uwolnisz?

- Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy - odpowiada cicho.

Mam nadzieję, że tak będzie. Trochę trudno zaufać głosowi we własnej głowie, ale chyba nie mam wyjścia.

- I co teraz?

- Co masz na myśli?

-  Co ze mną? Mam wyjść za Fryderyka? Czy uda wam się zaatakować Stefana jutro? Ty wiesz, że mój wuj pragnie moich zaręczyn tylko dlatego, że potrzebuje więcej wojowników. Chce pokonać Arkadię.

Cisza.
Kim oni są, ci rebelianci? Zakładam, że zbuntowanymi wojownikami, takimi, jak Jeremia. Czy Mar jest ich dowódcą? Zbuntował się nie chcąc zabijać cywilów? Teraz jestem w stanie uwierzyć we wszystko, o czym mówił Jeremia. Och, gdybym mogła znowu cofnąć czas!

- Tak, też bym chciał żebyś mogła cofnąć czas. I tak, jestem ich przywódcą. I nie, nie zbuntowałem się przeciwko twojemu królowi, Freyu.

Co to ma znaczyć? Czy oni wszyscy muszą mówić zagadkami?

- To nie mój król- słyszę.

- Jak to nie twój król? - jak tylko zadaję to pytanie, znam na nie odpowiedź. O Boże!

- Jesteś z Arkadii!

- Tak. - odpowiada po prostu. - I wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale to nie my zaczęliśmy tę wojnę.

Ogarnia mnie panika.
Dowódca wojsk Arkadii?! Czuję się rozdarta. Zaczynam się domyślać, do czego zdolny jest Stefan, ale... Dowódca wojsk wroga? Czy oni chcą zawładnąć Burgundowym Królestwem?

- Nie, wiedźmo Freyu, nie chcemy waszych ziem - pozwalam sobie na ciche westchnienie ulgi. - Ale nie możemy dluzej tolerować Stefana, jako władcy.

Co to w ogóle znaczy?

- Freyu, jestem pewien, że wiesz, co to znaczy.

Nagle ogarnia mnie złość.
- Chcieliście wyrżnąć nas wszystkich? Czy tylko Stefana?

Milczy, a ja nie wiem, co powiedzieć, czy, w tym wypadku. pomyśleć. Jeremia kazał mi uciekać. A więc...

- Freyu, chcieliśmy tylko Stefana, przysięgam. W takich sytuacjach jednakże zawsze są niewinne ofiary.

Zamykam oczy. Staram się uspokoić mój przyspieszony oddech. O czym ja jeszcze nie wiem?

- Freyu, mogę zapytać Cię o jedną rzecz?

Naprawdę ze wszystkich sił staram się podjąć słuszną decyzję. Dlaczego to wszystko przytrafia się właśnie mnie? Jak ja mam sobie z tym poradzić? Skąd mam wiedzieć, która strona ma rację?

- Czy to prawda, że wasz król jest demonem? Czarnoksiężnikiem? Potrafi wpływać na ludzi, rzuca zaklęcie i inne rzeczy? - pytam, zamiast odpowiedzieć na jego pytanie. Teraz moja kolej. Chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia.

- Jakie inne rzeczy?

Parskam ze złością.
Udaje głupiego!

Słyszę jego zirytowane westchnienie.

- Inne rzeczy? Takie jak podróżowanie w czasie? Czy może rozmawianie w myślach z innymi? O takie inne rzeczy ci chodzi, wiedźmo Freyu?

Zamieram. Ten dupek ma rację! Ja nie jestem wcale lepsza!

- Kim ty jesteś, Freyu? - pyta cicho, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Dlatego, że po prostu nie wiem. To wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam czasu się nad tym zastanowić. Jak tylko znajdę chwilę, muszę się nad tym poważnie zastanowić. Czuję, że gdybym teraz zaczęła nad tym dumać mogłabym stracić zmysły.

- Czy król Arkadii posiada podobne moce do twoich? - nie odpuszczam.

- Dokładnie takie same - słyszę.

Milknę.
- Czy to prawda, że jest okropny? Wygląda, jak władca piekieł?

- Nie wiem, jak wygląda władca piekieł, Freyu, ale zapewniam cię, że nie jest bajecznie przystojny. - wybucha trochę niewesołym śmiechem.

Milczę przez chwilę. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Jak on wygląda?
Przecież ja muszę się na coś zdecydować!
Biorę kilka oddechów starając się pozbierać myśli. To mnie przerasta. Cała ta sytuacja.
Stefan grozi mojej siostrze! Zamknął mnie w lochu, na litość boską! A jestem jego bratanicą! Prawdopodobnie maltretuje własną żonę i szantażuje mojego ojca!
Nad czym tu się w ogóle zastanawiać?! Muszę pomóc Jeremii i ochronić Rose! Czas dorosnąć, Freyu!

- Mar? - pytam więc. - O co chciałeś zapytać?

Jego głos brzmi ochryple w mojej głowie.
- Czy ten cały Fryderyk... Czy myślisz, że on byłby dobrym królem?

Zastanawiam się.
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że tak, wygląda na prawego, ale z drugiej strony, skąd ja mogę wiedzieć jakim byłby władcą? Znam go zaledwie pięć minut.

- Rozumiem.

No proszę. Chociaż ktoś coś tu rozumie.

Znowu słyszę cichy śmiech.

- A ty, wiedźmo Freyu? Byłabyś dobrą królową?

- Będziesz mnie tak już zawsze nazywał?

- Obawiam się, że tak - odpowiada, a ja nieomal widzę, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Swoją drogą, ciekawa jestem jak on wygląda.

- W moim królestwie królowa jest żoną króla - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- To smutne, nie uważasz?

Pewnie, że uważam! Ale tak zawsze było, jest i będzie. Zresztą, w Szmaragdowym Królestwie, jest tak samo.

- Freyu, dlaczego nie chcesz wyjść za Fryderyka?

Wzruszam ramionami.
Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że on mnie nie widzi, tylko słyszy.

- On miał się zaręczyć z Rose. To złamie jej serce. Mar, ona mnie znienawidzi - wyduszam z siebie.

- Rozumiem. A gdyby nie to? Chciałabyś go poślubić?

Przypominam sobie wizję mojego szczęśliwego życia u boku Fryderyka. Czy ja chciałabym za niego wyjść?

- Jakie to ma znaczenie, Mar?! - krzyczę. - Ja chciałabym poślubić kogoś, kogo pokocham. Za kim będę tęsknić. Znam Fryderyka pięć minut! Co to za pytanie?! Ja nie chcę go poślubić, ale i tak będę musiała! Chyba, że załatwicie Stefana przed zaręczynami. A czy gdyby nie miał być z moją siostrą, byłoby mi łatwiej? Na pewno! Wychodzę za mąz, żeby teoretycznie uratować moje królestwo, a w praktyce po to, żeby zniszczyć twoje!

Milknę przerażona. Ja i mój niewyparzony język! Nie chciałam go urazić, ani sprowokować, jednocześnie cieszę się, że to powiedziałam. To szczera prawda.

- A gdybyś mogla uratować i swoje, i moje królestwo? - Mar pyta spokojnie. Domyślam się, że znalazł rozwiązanie.

- Jak? - pytam.

- Myślę, że mogę znać sposób, ale...

Jak oni wszyscy mnie denerwują! Czy nikt nie umie dokańczać zdania! Nawet w myślach?!

- Wiedźmo Freyu, uspokój się proszę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, ale po dłuższym namyśle stwierdzam, że jest on po prostu chory.

Super! Teraz chce, żebym go błagała o oświecenie!

- Cholera jasna, Freyu! A ja myślałem, że to ja jestem porywczy! Mój plan jest głupi i zakłada zbyt duże poświęcenie z twojej strony. Nie chcę o nim mówić, bo dotarło do mnie, że jest poroniony.

- Czy ja mogę sama o tym zdecydować?! Zaczynasz coś mówić i nie kończysz! Do stu piorunów! Ja też mam pomysł! Pójdę do Stefana i zasztyletuję go we śnie!

-Freyu, dziecko!

- Już wolę wiedźmę, tatulku!

Słyszę jak sapie.

- Na miłość boską! Pomyślałem, że gdybyś zaręczyła się z kimś innym...

Parskam. Co za debil!

- Tak, z Jeremią się zaręczę! I rozwiążę problem! Nie wiem, co prawda, w jaki sposób ten fakt uratuje twoje królestwo, ale co ja tam rozumiem! Dziecko jestem!

- Freyu, ...

Wstaję z łóżka i zaczynam gwałtownie chodzić po komnacie. Dowódca, pożal się, Boże. Jak z koziej dupy trąba!

- Freyu!... - próbuje znowu, trochę głośniej, ale go ignoruję.

- Czy Ty nie rozumiesz, że to książę, następca pieprzonego tronu?! Ja nie mogę odmówić księciowi! Z kim niby miałabym się zaręczyć żeby być usprawiedliwioną?!

- Z królem!! - ryczy tak głośno, że milknę. Nawet w myślach.

Dębieję. Czy on nie wie nic na temat naszego królestwa?

- Okej, to mogłoby by być rozwiązanie - zaczynam  powoli z ironią. - Greyson ma, co prawda, jakieś siedemdziesiąt lat, ale tak, to mogłoby zadziałać.

-Freyu...

- Teraz pozostaje nam tylko szybko zamordować jego żonę, a potem zmusić go do poproszenia o rękę dziewczyny, z którą chciał się ożenić jego syn - rozkręcam się. - Masz rację, to dużo łatwiejsze do wykonania. To co, ty mordujesz żonę, a ja czaruję starca?

- Freyu...

- Miałeś rację, Mar, jesteś głupi, ty i twój plan.

W mojej głowie rozlega się głośny śmiech. Mar rży długo i nieprzerwanie, zostawiając mnie w zupełnym osłupieniu.
Oszalał?

- Freyu... - zaczyna, po czym znów wybucha gromkim śmiechem.

Zaszokowana jego chamstwem i głupotą postanawiam poczekać, aż się uspokoi.
Trwa to dłużej, niż myślałam i kiedy powoli zaczynam tracić cierpliwość, w końcu się odzywa.
W jego glosie wciąż słychać rozbawienie.

- Freyu, to ty nic nie wiesz o moim królestwie. Nie proponowałem poślubienia Greysona, tylko króla Arkadii.

Zamieram.

Króla Arkadii?! Demona? Czarnoksiężnika? Pomiotu szatana?

- Okej, wiedźmo - nagle brzmi poważnie. - Jak mówiłem, pomysł był zły. I głupi. Nie tak głupi, jak twój, ale.. - i znowu wybucha śmiechem.

No przecież zwariować można!

- Mar! Mar! Uspokój się! Przestań już rżeć jak osioł!

Zastanawiam się.
- Skąd pewność, że król Arkadii się na to zgodzi?

- Uwierz mi, zgodzi się. Dla uratowania własnego królestwa zrobi wszystko, z poślubieniem wiedźmy włącznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro