14. Nie - prawda.
- A więc moja droga, jesteś gotowa do powrotu na dwór? Jestem pewien, że wszyscy odchodzą od zmysłów nie mogąc cię znaleźć - odzywa się takim tonem, jakby to nie on mnie tu sprowadził i autentycznie troszczył się o samopoczucie moje, i moich bliskich,
Patrzę na niego z nienawiścią zastanawiając się czy jest coś, co mogłabym zrobić. Jak mogę pomóc Jeremii? Czy mam po prostu wyjść, zostawiając go w rękach swojego szalonego wuja? Czy jest jakaś szansa na jego ucieczkę? Musi być coś, co mogę zrobić!
- Zobacz, Jere, tatuś kupił mi nowego kucyka!
Dumna pokazuję Tajfuna mojemu najlepszemu przyjacielowi. Chłopiec bierze uzdę z rąk starszego stajennego i delikatnie ciągnie zwierzę w swoją stronę. Głaszcze go delikatnie po łbie, po czym zaczyna oględziny. Sprawia, że Tajfun podnosi nogi prezentując dumnie swoje kopyta.
Po chwili puszcza go swobodnie i obserwuje uważnie ruchy mojego nowego, czworonożnego przyjaciela.
Tajfun puszcza się cwałem nieomalże od razu, bez namysłu skacząc przez przeszkody.
Jeremia wybucha głośnym, zaraźliwym śmiechem.
- Jest trochę narwany. Będzie do ciebie pasował - dodaje wciąż się śmiejąc, a ja rozdziawiam buzię. Jeremia jest wspaniały. Zna się na wszystkim!
- Co z nim zrobisz? - pytam w końcu.
Stefan podąża za moim wzrokiem, bez wzruszenia patrząc na chłopaka wciąż podtrzymywanego przez dwóch strażników.
- Nic, moja droga, o czym chciałabyś wiedzieć - mówi tonem tak zimnym, że czuję dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa.
Wspomnienia przelatują przez mój umysł jak oszalałe.
Jeremia uczący mnie jazdy na Tajfunie, dbania o niego, odczytywania jego sygnałów. Jeremia, pierwszy raz spoglądający na mnie jak na dziewczynę, nie na dziecko, łapiący mnie za rękę, Jeremia śmiejący się, kiedy Tajfun zrzuca mnie wprost w kałużę i sprawia, że klnę tak, że nie powstydziłby się tego dorosły mężczyzna. Jeremia, który odważa się złożyć na moich ustach pierwszy, niewinny pocałunek, a niedługo za nim, te śmielsze, budzące dziwną tęsknotę w moich lędźwiach. W końcu, Jeremia, próbujący ostrzec mnie przed własnym wujem. Jak mogę tak po prostu go zostawić?
Czy, jeżeli raz cofnęłam się w czasie, mogę to zrobić ponownie? A właściwie, czy to ja cofnęłam czas, czy po prostu tak się stało? Nic nie rozumiem, a nie jestem w sytuacji, w której mogłabym położyć się na łóżku z Rose, i przedyskutować różne możliwości znajdując jakieś sensowne rozwiązanie.
Czuję dziwne odrętwienie, jak gdyby wszystko działo się gdzieś poza mną, wcale mnie nie dotyczyło. Nie wiem czy to wynik emocji, zmęczenia, czy strachu. Może wszystkiego naraz? Cała sytuacja jest tak absurdalna, że prawie wybucham śmiechem.
Podsumujmy.
Przyjechałam do zamku na zaręczyny swojej siostry, do których pragnęłam nigdy nie dojdzie. No i proszę! Jak na zawołanie, Fryderyk postanowił spełnić moje marzenia. Tyle, tylko... Jak to szło? Uważaj, czego pragniesz? Teraz więc nie ona, lecz ja, poślubię nieznajomego księcia stając się zabawką w rękach Stefana. bo przecież jemu tylko na tym zależy. Nie mam czasu zastanawiać się teraz nad pobudkami Fryderyka, nie mniej musi mieć swoje powody.
Druga rzecz.
Jakimś cudem przeskoczyłam w czasie. Chyba mogę tak założyć. Albo to, albo jestem zdrowo stuknięta, co niestety wydaje się realną możliwością. Patrząc na wuja, przyjmuję do wiadomości ewentualność genetycznego obciążenia szaleństwem.
- Chcę się z nim pożegnać, sama - mówię w końcu zdając sobie sprawę z tego, iż król zignoruje moją prośbę. Postanawiam spróbować pomimo to.
Ku mojemu zdumieniu, wuj kiwa na znak zgody i ruchem głowy nakazuje strażnikom wyjście.
- Masz pięć minut, moja mała Freyu, i ani sekundy dłużej.
Przełykam ślinę.
- Dziękuję - szepcę.
Jak tylko wychodzą podbiegam do Jeremii.
- Przepraszam - mówię całując go po zakrwawionej twarzy. Odgarniam sklejone włosy z jego czoła i przytulam go najdelikatniej jak umiem.
- Powiedz mi, co mogę zrobić - szepcę do jego ucha.
Wbija we mnie udręczone spojrzenie.
- Nic - mówi cicho, sztywniejąc na chwilę w moim uścisku. - Nic nie możesz dla mnie zrobić - powtarza głuchym głosem.
Po chwili jednak czuję, jak jego ramiona zamykają mnie w silnym uścisku.
- Znajdź Mara - jego słowa są tak ciche, że muszę wytężać słuch z całych sił żeby go zrozumieć. - Powiedz mu, że nie ma czasu... Freyu, gospoda „Pod Dębem", tam go znajdziesz... Powiedz mu...
Głaszczę go delikatnie po włosach. Czuję łzy na swojej twarzy, i nie wiem czy są moje, czy jego.
Kiedy tylko podejmuję decyzję, czuję jak w moje ciało wstępuje nowa siła. Nie zostawię go!
-Jere, obiecuję, że cię stąd wyciągnę - szepcę zdeterminowana.
- Twoje pięć minut dobiegło końca - głos Stefana rozlega się ponownie w lochu.
Jeszcze raz całuję Jeremię i szepcę do jego ucha.
- Obiecuję - mówię i podnoszę się z kolan.
W drodze na górę Stefan raz jeszcze ostrzega mnie przed „niewłaściwym zachowaniem"i jego konsekwencjami.
- Pamiętaj o swojej małej siostrzyczce i o tym, że jestem królem. Najpierw królem, a potem bratem Teodora. Mogę oskarżyć ciebie, i całą twoją rodzinę, o co tylko zapragnę. I nie myśl nawet przez chwilę, że się zawaham - rzuca jeszcze chwilę przed tym, jak w końcu znowu zalewa mnie słońce. Odczuwam ulgę, przynajmniej jestem na zewnątrz.
Bez słowa daję prowadzić się do własnej komnaty. Strażnicy idą dwa kroki za nami upewniając się zapewne, że nie uduszę go gołymi rękoma. Całkiem słusznie. Jestem w takim stanie, że myślę, iż mogłabym się do tego posunąć.
Już na początku korytarza wpadamy na ojca, który na mój widok wyciąga ręce i podbiega do mnie szybko.
-Freyu, córeczko, gdzieś ty przepadła? - przytula mnie mocno, a ja z trudem powstrzymuję się od wybuchnięcia płaczem i opowiedzenia mu o wszystkim. Ojciec odsuwa mnie na odległość ramienia, przyglądając się mi badawczo.
- Coś ci się stało? Jesteś blada jak ściana. I twoja sukienka. Gdzieś ty była, dziecko drogie?
- Znależliśmy ją w ogrodzie. Musiała zasłabnąć i stracić przytomność - Stefan oczywiście wyrzuca z siebie gotową odpowiedź. - Mówiła rano, że źle się czuje, biedactwo - dodaje patrząc na mnie wymownie.
- Tak, pamiętam, że poszłam się przejść po ogrodzie żeby zaczerpnąć świeżego powietrza... A potem chyba naprawdę zasłabłam - mówię bez przekonania.
Nie jestem w stanie odgrywać dalej tej komedii. Czuję, że jeżeli za chwilę się nie położę, naprawdę zemdleję. - Potrzebuję odpoczynku, tato, proszę.
- Oczywiście, kochanie - ojciec obejmuje mnie ciasno i odprowadza pod same drzwi. - Upewnię się, że nikt ci nie przeszkodzi. Sprawdzę, jak się czujesz za kilka godzin, dobrze?
Raz jeszcze przytulam go mocno. Czy naprawdę nie mogę mu po prostu wszystkiego opowiedzieć? Czy nie wpłynąłby na Stefana?
Postanawiam na razie nie ryzykować i naciskam klamkę.
- Dziękuję - rzucam raz jeszcze i zamykam za sobą drzwi.
Od razu kieruję się do łazienki. Naprawdę potrzebuję kąpieli. Muszę zebrać myśli.
Nie chcę wzywać pokojówki, więc, choć niechętnie, myję się szybko w lodowatej wodzie. Cholera jasna!
Klnąc w myślach na czym świat stoi, zmywam z siebie cały brud lochów i ten drugi, dużo trudniejszy do usunięcia, brud, który pozostawił po sobie Stefan.
Okazuje się, że tego właśnie było mi potrzeba.
Po zimnej kąpieli czuję się jak nowo narodzona. Szybko wygrzebuję z szafy ulubione spodnie i białą koszulę. Długie, rude włosy splatam w ciasny warkocz.
Postanawiam ułożyć sobie plan działania.
Po kolei.
Rose nie przyszła sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku, więc zakładam, że Fryderyk wyjawił jej swoje postanowienie i teraz zapewne moja mała siostra leży w swoim pokoju wypłakując sobie oczy. I mnie nienawidzi. Myśl o tym, że cierpi ściska moje serce, ale postanawiam dać jej czas. Na razie nie ona jest priorytetem. Trochę się pogubiłam w tym, czy wszyscy wiedzą, iż to mnie Fryderyk chce poślubić. Dwie rzeczywistości, które przeżyłam w ciagu ostatnich godzin, nakładają się na siebie i nie jestem w stanie ich oddzielić. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, iż wszyscy wiedzą. Zakładam, że tak właśnie jest.
Mam nadzieję, że Marianna jest z Rose.
Ta myśl powoduje bolesne ukłucie zazdrości. Ile ja bym dała żeby mieć przy sobie swoją mamę. Wzmianka na jej temat z ust wuja sprawiła, że znowu bardzo boleśnie odczuwam jej stratę.
- Tatusiu, dlaczego ja nie mam mamy? - rozsiadam się wygodnie na kolanach ojca. - Dlaczego Marianna jest dla mnie Marianną, a dla Rose mamą?
Tata patrzy na mnie z bólem i całuje, w wciąż jeszcze mokre po kąpieli, włosy.
- Och, maleńka. Twoja mama odeszła, nie mogła być z nami - odzywa się cicho, a ja czuję się jeszcze bardziej zagubiona.
- Dokąd poszła? - pytam cienkim głosem. Naprawdę chcę zrozumieć. - Dlaczego?
Ojciec tuli mnie do siebie mocniej.
- Freyu, twoja mama kochała cię najbardziej na świecie, musisz to wiedzieć. Ale...- przerywa odchrząkując. - Nie mogła z nami zostać. Ona... - przerywa i jeszcze raz mnie całuje. - Nie chciała odchodzić, Freyu. Musisz to wiedzieć. Kiedyś, zobaczysz, kiedyś wszystko ci opowiem. A Marianna? Nie jest twoją mamą, ale bardzo cię kocha, zrobiłaby dla ciebie wszystko. Ja też. Ale teraz musisz być dzielną dziewczynką i zapamiętać jedną rzecz.
Patrzę na niego wyczekująco. Naprawdę chcę być dzielną dziewczynką, ale tak bardzo chcę mieć mamę!
Ojciec patrzy na mnie z determinacją.
- Musisz o niej zapomnieć, Freyu. Twoją rodziną jestem ja, Rose i Marianna, nikt więcej. Możesz to dla mnie zrobić?
Poważnie kiwam głową. Nie chcę, żeby tatuś był smutny.
Krew mnie zalewa na to wspomnienie. Ile ja miałam wtedy lat? Siedem, osiem? Ogarnia mnie złość tak wielka, że nieomalże wychodzę z pokoju z zamiarem zamordowania własnego ojca. Jak on mógł?! Jak mógł tak mną zmanipulować?!
Jedyne, co wiem na temat mojej matki, to to, że była zwykłą dziewczyną, nie należała do arystokracji. Tylko tyle, ile przypadkiem podsłuchałam u naszej służby. A potem odpuściłam, nie chciałam smucić ojca. Jakaż ja byłam głupia!
Zawsze zakładałam, że umarła, ale teraz, po słowach Stefana, wcale nie jestem tego pewna.
Czy on zaszantażował mojego ojca? Czy oni coś jej zrobili? Kim ona była, do cholery?! Komentarz na jej temat raz jeszcze odbija się echem w mojej głowie. Pragnę go zignorować, bo...
Odsuwam od siebie tę myśl. Musisz pamiętać, że wuj powiedziałby wszystko żeby cię zranić, usiłuję przekonać samą siebie.
Chciałabym dopaść ojca i wykrzyczeć mu wszystkie pytania, których zabronił mi zadać! Jak on śmiał tak mnie potraktować?!
Nagle czuję, że całe moje dotychczasowe życie jest jednym wielkim kłamstwem. Żyłam pięknym złudzeniem, które przesłoniło mi prawdę.
Zastanawiam się, jak mogłam być tak głupia żeby nigdy więcej nie zapytać o własną matkę. Odpowiedź jest prosta, byłam małą dziewczynką, zmanipulowaną przez własnego ojca.
W tej chwili nienawidzę go prawie tak mocno jak jego brata!
- Mar! - mówię na głos, artykulując tym jednym słowem cały, misterny plan.
Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko niezauważenie wydostać się z zamku, znaleźć gospodę Pod Dębem, porozmawiać z Marem, kimkolwiek on jest, i wrócić niepostrzeżenie do zamku.
Bułka z masłem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro