13. Klapki na oczach.
Odkąd pamietam bałam się wuja.
Ojciec zabierał mnie na zamek rzadko i nigdy nie zostawiał samej z królem, zresztą, ani mnie, ani Rose, ani nawet Marianny.
Nigdy nie opowiadał o swoim dzieciństwie, ani o dorastaniu na zamku, wydawać by się mogło, że wcale tam nie mieszkał, jak gdyby od zawsze mieszkał oddzielnie.
Podczas żadnej wizyty w pałacu nie odniosłam wrażenia, że ojciec traktuje to miejsce jak dom. Zawsze był w nim gościem, tak samo jak my. Może dlatego, że nie było w nim jego rodziców? Nie zdążyłam poznać dziadków, którzy zginęli podczas sztormu, wracając z wizyty w Szmaragdowym Królestwie jeszcze długo przed moimi narodzinami. Ojciec prawie w ogóle o nich nie mówił. Ot, czasami jakaś wzmianka, ale zawsze bardziej bezosobowa, nieistotna. Było, minęło.
Stefan był dla mnie przede wszystkim królem, którego należało szanować. O ile w domu ojciec tolerował wszystkie nasze wybryki i humory, o tyle na zamku gromił wzrokiem za najdrobniejszy przejaw niesubordynacji. Nie przeszkadzało to nam zbytnio, bo wuj nie szukał specjalnie naszego towarzystwa i widywałyśmy go rzadko, również wtedy, kiedy przebywałyśmy w jego domu. Ani ja, ani Rose nie poświęcałyśmy większej uwagi dworskim obyczajom. Wychowane daleko, przez kochających rodziców, czułyśmy się prawie zawsze za bardzo bezkarne. Teraz to widzę.
Zarówno jednak ojciec, jak i Marianna zmieniali się w ludzi bardziej nerwowych, cichszych i surowszych, jak tylko wsiadaliśmy do powozu zmierzającego do zamku. Zawsze przynajmniej dziesięć razy upewniali się, że rozumiemy, iż mamy zachowywać się nienagannie.
Wiedziałam więc, że muszę słuchać wuja i nie dawać mu powodów do niezadowolenia, ale zawsze myślałam, że mój strach jest wyolbrzymiony, irracjonalny. Ot, zasady wpojone przez ojca.
Nie dziwiłam im się specjalnie, bo z nami trzema raczej nie miał łatwego życia. Każda z nas na swój sposób owinęła go sobie wokół palca, a on naprawdę rozpieszczał nas, jak mógł. Jednocześnie każda wskoczyłaby za nim w ogień, więc jeżeli chciał żebyśmy były grzeczne, to raz na jakiś czas mogłyśmy takimi być.
Poza tym, nasza rodzina była raczej specyficzna, i Stefan, mimo swojej surowości i niepasującego do naszego sposobu bycia, był jednakże jej częścią. A my wychowałyśmy się w przekonaniu, że na rodzinie możesz zawsze polegać. Nie musisz zawsze jej lubić, mój charakterystyczny układ z Marianną był tego doskonałym przykładem, jednakże zawsze, ale to zawsze, możesz liczyć na wzajemne wsparcie.
Teraz, patrząc na człowieka wpatrującego się we mnie jak najwytrawniejszy oprawca, nie mogę pojąć, jak kiedykolwiek mogłam w to wierzyć. Ten ktoś, kto stoi przede mną niczym kąt, może być królem, ale na pewno nie zachowuje się jak członek mojej rodziny.
- Gdzie jest mój ojciec? - staram się brzmieć na tyle bojowo, na ile mogę. Przecież mój ojciec powinien mnie szukać! Słyszałam jego głos na korytarzu. Gdzie on się podział?
Stefan mlaszcze językiem, jak rodzic rozczarowany nieposłuszeństwem dziecka.
- Freyu, naprawdę myślisz, że twój ojciec ma coś do powiedzenia? Przecież on zupełnie zniewieściał z wami trzema. Marianna ma większe jaja od niego - śmieje się szyderczo, wyraźnie ubawiony własnym żartem.
Czy jeżeli zacznę krzyczeć ktoś mnie usłyszy?
- Chcę zobaczyć mojego ojca i Fryderyka - powtarzam i dorzucam imię księcia mając nadzieję coś wskórać. Szastam nim niczym kartą przetargową, ufając, że coś zdziałam.
Przez wciąż przystojną twarz wuja przebiega brzydki grymas.
- Pieprzone gówniarstwo! - wypluwa z siebie słowa niczym jad. - W dupach macie poprzewracane! Myślicie, że możecie mówić nam, jak rządzić? Jak władać królestwem? Że wiecie lepiej? Greyson nie nauczył syna szacunku, ani, jak widać, mój braciszek nie nauczył go ciebie - sapie ciężko.
Jeżeli chciałam go jeszcze bardziej zdenerwować, to niewątpliwie mogę zacząć bić sobie brawa w ramach uznania. Czerwienieje na twarzy ze złości. - Pewnie, że Rose byłaby lepszą małą żonką, niż taki rozwydrzony bękart jak ty! Ale nie przejmuj się, znam sposoby na nieposłuszne niewiasty. Jak myślisz, dlaczego twoja ciocia nie przyszła dać ci buziaka na powitanie?
Z największym trudem powstrzymuję się od krzyku. Co on zrobił Sofii?!
Nie żywię do ciotki żadnych cieplejszych uczuć, ale mam przed sobą psychopatę. Fakt, że jesteśmy na zamku od tygodnia, a ja ani razu jej nie widziałam, nabiera innego znaczenia. Odpycham od siebie nieprzyjemną myśl, jak to, że w ogóle się tym nie zmartwiłam, świadczy o mnie.
Zastanawiam się czy Marianna i ojciec o tym wiedzą. Już ja sobie z nimi porozmawiam!
Dalej, Freyu! Teraz bardziej, niż kiedykolwiek musisz być dzielna!
Próbuję dodać sobie otuchy.
Wysuwam podbródek dumnie do góry. Nie dam mu tej satysfakcji! Nie pokażę, jak bardzo się boję!
Król wybucha śmiechem.
- Bardzo dobrze Freyu, bardzo dobrze! Byłbym rozczarowany gdybyś płakała jak inne.
W końcu jesteś nieodrodną córką swojej matki! Nie tylko wyglądasz dokładnie jak ona, ale jesteś równie głupia. Czy chciałabyś też skończyć jak ona?
Zamieram. On znał moją matkę?! Zrobił jej coś?
- Znałeś moją matkę? - pytam, zanim zdążę się zastanowić.
Nienawidzę się za panikę i nadzieję wyraźnie obecną w moim głosie. Serce bije mi tak mocno, że dziwię się, że jeszcze nie wyskoczyło mi z klatki. O ile na temat dziadków wiem niewiele, o tyle na temat mojej matki zupełnie nic.
Stefan wzrusza ramionami dając do zrozumienia, że pytanie jest niegodne odpowiedzi.
- Wielu ją znało moja droga Freyu. Jeśli wiesz o czym mówię... - dodaje z obrzydliwym uśmiechem, od którego mnie mdli.
Do tej chwili nigdy nikogo nie nienawidziłam. Teraz, czując jak to uczucie rozlewa się po moim ciele niczym krew, wnikając we wszystkie tkanki, wypełniając całe moje jestestwo tylko jedną jedyną myślą „zabij", dziwię się, jak mogłam kiedykolwiek go nie znać.
Nienawidzenie go wydaje się nagle być tak samo naturalne jak oddychanie. Przecież po to żyję - żeby go zamordować.
Stefan powoli, bez dalszych wyjaśnień, zdejmuje z siebie elegancką marynarkę i składa ją schludnie na drewnianej ławce, która stoi w rogu.
Podciąga rękawy koszuli i kuca przede mną.
Głaszcze mnie delikatnie po włosach, pieszczotliwie, po czym nagle, bez ostrzeżenia, chwyta całą ich garść i siłą sadza mnie na kamiennym siedzisku.
Niechciany wrzask opuszcza moje gardło.
- A teraz, moja droga bratanico. Wyjaśnij mi proszę, kim jest ten młody człowiek i co z nim robiłaś. I radzę ci, zastanów się dobrze, zanim zdecydujesz się skłamać.
Przez mój umysł przebiegają myśli z prędkością błyskawicy. Gorączkowo szukam najlepszej możliwej odpowiedzi.
Nie mogę mu przecież powiedzieć prawdy! Jeremia straci przeze mnie życie, jeżeli Stefan dowie się o jego spiskowaniu.
Mogę jednak skupić się na półprawdzie, która, mam nadzieję, uratuje mu skórę. Na moją korzyść działa fakt, że spaczony umysł króla wydaje się podążać tym właśnie torem.
- To Jeremia, mój... och, wuju, ja go kocham - płacz przychodzi mi z łatwością.
Perfidny, pełen satysfakcji uśmiech na jego twarzy, dodaje mi sił. Wzdycham głęboko mając nadzieję, że brzmię tak głupio, jak tego po mnie oczekuje.
- Tak, mała żonka Teodora wspominała coś o chłopcu stajennym. To on? - upewnia się podnosząc mnie za podbródek.
Mrugam oczami i szybko potakuję głową.
- Zostaw ją! - Jeremia szarpie się bezskutecznie w rękach strażników.
Stefan odwraca się do niego z perfidnym uśmiechem.
- Nie przejmuj się chłopcze, niedługo się tobą zajmę, obiecuję! Cierpliwości! Ta dzisiejsza młodzież! Wszystko chcielibyście od razu, na nic nie potraficie czekać! - kończy tonem dobrotliwego wujaszka.
Odwraca się z powrotem do mnie.
- I powiedz mi, moja droga Freyu, co ty sobie właściwie myślałaś? Że uciekniesz z chłopcem stajennym? I gdzie z nim zamieszkasz? Na dworze Teodora? A może w domu tego... chłopca? Może sama zaczniesz zajmować się końmi? - jest wyraźnie rozbawiony. - Wybierzesz jego zamiast księcia? Czy nie wydaje cię się to odrobinę ... hm - udaje, że się zastanawia- nie chciałbym cię obrazić, głupie? I dziecinne? I nieprzemyślane?
Wbijam wzrok w ziemię. Nie wiem, czy powinnam milczeć, czy oczekuje ode mnie odpowiedzi. Po dłuższej chwili milczenia rozumiem, że jednak czeka, aż coś powiem.
- Wuju, ja go znam całe swoje życie! Dla mnie jest kimś więcej, niż chłopcem stajennym! Ja nie potrafię bez niego żyć! - wydaje mi się, że brzmię tak egzaltowanie jak to miałam w zamiarze . - A Fryderyk? Przecież on miał zaręczyć się z Rose! Ja nie mogę jej tak skrzywdzić! - akurat to jest prawda, więc nie muszę martwić się o to, czy słyszy w moim głosie fałsz.
Jest wyraźnie usatysfakcjonowany moimi odpowiedziami. To dobrze. To znaczy, że być może Jeremia ma jeszcze szansę.
- Widzisz Freyu, są pewne rzeczy, których nie możesz zmienić choćbyś nie wiem jak chciała. I są takie, które możesz.
Patrzę na niego przez łzy, których teraz wcale nie próbuję zatrzymać.
- I tak na przykład, ten tutaj - ręką wskazuje na poturbowanego Jeremię - nigdy nie zostanie twoim mężem, niezależnie od tego, co zrobisz. Sam pomysł, że ktokolwiek wyraziłby na to zgodę jest idiotyczny. Nawet gdyby Fryderyk nie poprosił o twoją rękę, nigdy by do tego nie doszło. Jesteś bratanicą króla! Czy ty kurwa naprawdę myślisz, że możesz uciec z chłopcem stajennym?' Nigdy, powtarzam, nigdy do tego nie dopuszczę! Na to nie masz wpływu. Ale... - robi krótką pauzę, nie wiem czy w celu sprawdzenia, że rozumiem, czy dla osiągnięcia lepszego efektu. Bawi go mój strach. - masz maleńki wpływ na to, co z nim zrobię - ponownie patrzy na udręczonego Jeremię.
Tak! Ze wszystkich sił staram się nie uśmiechnąć.
- Przekonajmy się, jak bardzo naprawdę zależy ci na tym chłopcu...
- Zrobię wszystko! - rzucam rozpaczliwym tonem. A potem, przysięgam, zamorduję cię własnymi rękoma. - Proszę cię, błagam, nie rób mu krzywdy!
Stefan kiwa z zadowoleniem głową i siada na ławce naprzeciwko mnie.
Przekrzywia lekko głowę wpatrując się w moją twarz uważnie.
- Wiesz, Freyu, przeceniasz odrobinę swoje możliwości manipulacji. Chcesz uczyć złodzieja jak kraść? Myślisz, że nie wiem, że układasz w swojej ślicznej główce jakiś przebiegły, twoim zdaniem, plan?
Staram się nie drżeć kiedy rzucam mu zdumione spojrzenie. Staram się wyglądać niewinnie.
Cmoka wyraźnie zniecierpliwiony.
- Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Chłopak, albo zawiśnie na stryczku, albo zostanie wysłany na wojnę. I tak kochanie, zanim coś powiesz, ja wiem, że on już walczy, ale tym razem upewnię się, że trafi do odpowiedniego dowódcy. Ale zanim na to przystanę, bo zakładam, że nie chcesz żeby twój ukochany zadyndał na szubienicy, chcę ci uświadomić jeszcze jedno.
Rzucam mu najbardziej pokorne spojrzenie na jakie mnie stać.
Patrzy na mnie mrużąc oczy.
- Możliwe, że ty już niedługo wraz ze swoim świeżo poślubionym mężem zamieszkasz daleko ode mnie, ale pamiętaj, że twoja mała siostrzyczka wciąż tu będzie.
Rzuca mi pytające spojrzenie.
- Czy to jasne?
Powoli twierdząco kiwam głową.
- A więc moja kochana bratanico, bardzo możliwe, że będę potrzebował od ciebie czasami jakiejś drobnej przysługi. Nic wielkiego, jakaś zbłąkana informacja tu, bądź wskazówka przekazana zakochanemu księciowi tam. Nic ponad twoje siły. Bo wiesz, moja droga, mała Freyu, ja myślę, że ten dureń naprawdę stracił dla ciebie głowę. Sam nie mogę w to uwierzyć, ale patrząc na niego i na sposób, w jaki się zachowuje, zaczynam wierzyć, że los jednak się do mnie uśmiechnął. Sam nie mógłbym znaleźć lepszego rozwiązania. Czy istnieje ktoś łatwiejszy do manipulowania, niż zakochany mężczyzna?
Patrzę na niego nie kryjąc pogardy.
Wybucha głośnym, szyderczym śmiechem.
- Och moja mała! Nie wierzysz mi? Zapytaj swojego ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro