Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Na opak.

- Jeremia, zaklinam się na wszystko, w co wierzę, że zacznę krzyczeć! - syczę na wciąż maszerującego energicznie chłopaka.

- Co masz na myśli mówiąc, że musimy stąd uciekać? Co zamierzasz zrobić? Z kim? I, jak do cholery, twoim zdaniem, w ogóle miałabym tego dokonać?!

Jestem wściekła. Czuję, że moja twarz jest koloru moich włosów. Policzki pieką mnie żywym ogniem, a w ciało wstępuje nowa moc.

- Jeremia?! Co ty zrobiłeś?! - podchodzę do niego i łapię za ramię próbując zatrzymać. Udaje mi się. Staje i patrzy na mnie ze strachem.

- Freyu, ja nie powinienem tutaj być... Nie mogę ci zdradzić szczegółów...
- To zdradź mi ogóły, Jere! - używam skrótu jego imienia pragnąc przypomnieć mu, że byliśmy ze sobą blisko. - Nie będę cie więcej prosić! Wyjaśnij mi! - Nie mam ochoty na dalsze niedomówienia. Mam dosyć bycia marionetką w tym męskim świecie! Tym razem szarpię go stanowczo.

- Jeremia, jak ty to sobie wyobrażasz? Że uwierzę ci na słowo? Zwiążę Rose i w worku wyniosę ją z zamku? A poza tym, co z moim tatą i przeklętą Marianną? Mam ich zostawić w niebezpieczeństwie? O jakim niebezpieczeństwie mówimy? Jeremia, do diabła!

Patrzy na mnie żałując zapewne, że się tu zapuścił. Zastanawiam się czy naprawdę nie zacząć krzyczeć. Rozum podpowiada mi, że powinnam. Przecież on ewidentnie spiskuje przeciwko królowi, przeciwko bratu mojego ojca! Nawet ja zdaję sobie z tego sprawę. Za zdradę w najlepszym wypadku zgnije w wiezieniu. A bardziej prawdopodobnie zawiśnie na szubienicy.

Ale przecież to Jeremia! Moje głupie serce nie chce wierzyć, że byłby w stanie być okrutny. Że mógłby skrzywdzić kogoś z moich bliskich. Co ja mam zrobić? Mam go wydać? Przecież wuj go ukatrupi!

A co jeśli będę milczeć i przeze mnie coś stanie się Rose, albo ojcu?!
Co ja mam robić?!

- Freyu, ja... Nie wiem. Po prostu wiem, że nie chcę żeby coś się stało, ani tobie, ani Rose. Ona jest taka młodziutka...

Ogarnia mnie furia. Naprawdę! Jak oni mnie denerwują! Teraz jest młodziutka?!

- ONA JUT - RO BĘ- DZIE ZA -RĘ- CZO - NA Z FRY - DE -RY - KIEM!!! - wydzieram się skandując każde słowo.

Podbiega do mnie szybko i zatyka dłonią usta. Gryzę go w rękę.
Mam deja vu. Czy ja go kiedyś ugryzłam? Skojarzenie jest ulotne, zupełnie nieuchwytne, umyka mi zanim zdążę je złapać.

Jeremia puszcza mnie od razu klnąc pod nosem jak szewc. Rzucam mu wyzywające spojrzenie.

- Cholera, Freyu, przestań się drzeć! Żałuję, że w ogóle tu przyszedłem! - widzę, że naprawdę jest zły.

- Jesteś tego pewna? - pyta po chwili masując cały czas zranioną dłoń.
- Ugryzienia?
Patrzy na mnie jak uderzony obuchem. No co?
- Zaręczyn, Freyu! Pierdolonych zaręczyn! - rzuca przez zaciśnięte zęby.
Och!
Całe szczęście, to ciche westchnienie nie wydobywa się z mojego gardła.
- Oczywiście, że jestem pewna. Dlatego też wszyscy możecie przestać tak bardzo się zamartwiać jej młodym wiekiem! Hipokryci! Z jednej strony jest młodziutka i niewinna, z drugiej gotowa do wyjścia za mąż i grzania łóżka starszemu od siebie mężczyźnie!

Jeremia patrzy na mnie widocznie skołowany. Wiem, że nie ma z tym nic wspólnego, ale w tym momencie mam to gdzieś.

- Freyu - jego wzrok łagodnieje. - Co ja mogę na to poradzić? Powiedz mi! Poza tym, ten cholerny książę nie jest znowu taki stary. Jesteś pewna, że on się z nią zaręczy?

Kiwam potakująco i odwracam wzrok. Mam ochotę krzyczeć albo rzucić w niego czymś ciężkim. Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy wiedzą więcej ode mnie?

- Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć? - pytam w końcu.

Jeremia mruży oczy patrząc na mnie intensywnie.
- Po prostu powiedziano nam... - przerywa, a mnie ogarnia irytacja.
- Po prostu powiedz mi co się tu dzieje - mówię cicho, zrezygnowana. - Proszę, Jeremia, dlaczego chcesz żebym uciekła?

Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym w końcu wzdycha i prowadzi mnie z powrotem w kierunku kanapy. Czuję, że w końcu czegoś się dowiem. Wątła nadzieja trzepocze w mojej duszy jak skrzydła lichego motyla.

Oboje zamieramy na odgłos klamki od drzwi mojego pokoju uginającej się pod naciskiem czyjejś ręki.
A niech to szlag!

- Freyu, córeczko - słyszę zmartwiony głos taty.
Spanikowana szukam kryjówki. Mój wzrok pada na ogromne łóżko, w stronę którego od razu popycham Jeremię.
Na migi pokazuję żeby się pod nim schował. Jak tylko zaczyna pod nie wchodzić,  kupa żelaza, które ma na sobie hałasuje tak głośno, że jest w stanie obudzić umarłego.
- Ćśś... - uciszam go i pomagam wsuwać się głębiej. Jakimś cudem udaje mu się pod nie zmieścić.

- Kochanie, otwórz proszę! - ojciec puka do moich drzwi. Teraz puka! Całe szczęście drzwi były zamknięte na klucz!

- Już! Zaraz! Chwila! - w pospiechu opuszczam przykrycie łóżka upewniając się, że sięga podłogi. Błagam, niech on go nie zauważy!

Świetna robota, Freyu! Ukrywasz w swoim pokoju zdrajcę! Ale nic się nie martw, wuj cię kocha i na pewno ci wybaczy! Znany jest ze swojego miłosierdzia!
Cholera jasna!

Kiedy w końcu otwieram drzwi ojciec jeszcze w progu przytula mnie mocno.
Gdyby nie to, że zdążyłam się już wypłakać Jeremii, pewnie znowu zalałabym się łzami niczym jedna z królewskich fontann.
Dzięki temu mogę teraz stać spokojnie i wymusić na ojcu informacje. Z drugiej strony muszę uważać żeby nie powiedział czegoś, czego nie powinien usłyszeć leżący pod łóżkiem chłopak.

Kiedy to wszystko tak się pokomplikowało?
Wydaje mi, że nie dalej, niż wczoraj przekomarzałam się z Rose naśmiewając z jej dziecinnego zauroczenia Fryderykiem. Marzyła, że kiedyś go pozna i sprawi , że zakocha się w niej bez pamięci. A teraz ma za niego wyjść za mąż!
Kiedy to wszystko stało się prawdą?

Ojciec puszcza mnie i wchodzi do pokoju zamykając za sobą drzwi, tym razem nie na klucz.

-Usiądź kochanie, muszę ci coś powiedzieć - wzdycha ciężko sam siadając na kanapie. Nagle wygląda dużo starzej, niż kiedy opuszczaliśmy dom. Czy to naprawdę było zaledwie tydzień temu? Wydaje się, że minęły długie miesiące.

- Gdzie Rose? - pytam. Pochlebia mi, że siedzi tu ze mną, ale czy nie powinien raczej zająć się Rose? To w końcu ona jutro zaręczy się z księciem. Poza tym boję się ogromnie tego, co chce mi powiedzieć. Podświadomie pragnę odsunąć tę chwilę tak daleko w czasie, jak tylko mogę. Wiem, że to dziecinne, ale nic nie mogę na to poradzić.

- Na spacerze z księciem - ojciec nieomalże wypluwa jego imię. Obejmuje dłońmi głowę i, ku mojemu przerażeniu, zaczyna płakać.
- Tato! - przytulam go mocno. Głaszczę po tyle głowy i barkach. Mój ojciec nie płacze!

Uspokaja się niemal od razu.
Wyciera wierzchem dłoni oczy i patrzy na mnie uważnie smutnym wzrokiem.
- Jestem głupcem, Freyu! Przepraszam cię, córeczko.
Nie umiem sobie poradzić z jego wyznaniem.
Mrugam kilkakrotnie oczami. Co on zrobił? Strach ściska mi gardło sprawiając, że nie mogę się odezwać.

Jego oczy wciąż błyszczą od płaczu.
- Znienawidzisz mnie, ale ja naprawdę nie mam wyjścia.
- Tato, co ze mną zrobicie? Gdzie mnie wyślecie? - płacz wzbiera się w moim głosie. Dobrze przeczuwałam, że decyzja księcia dotyczyć będzie również mnie. - Dlaczego Fryderyk tak mnie nienawidzi? Co ja mu zrobiłam? - pytam zupełnie nie dbając o to, że jestem jeszcze bardziej rozhisteryzowana, niż Rose.

Ojciec patrzy na mnie zdziwiony. Kręci głową.
- Nic nie rozumiesz Freyu... Fryderyk...

W tym samym momencie rozlega się głośne pukanie. Co jest do cholery! Czy wszyscy pragną mi dzisiaj złożyć wizytę?!

Patrzę na ojca pytająco, ale wygląda na równie zaskoczonego co ja. Tyle dobrego, że nie muszę go ukrywać.

Podnoszę się energicznie, szybkim krokiem zbliżam się do drzwi i otwieram je zamaszystym gestem. Wiem doskonale, kogo za nimi znajdę.

- Marianno, naprawdę mogłabyś choć raz... - słowa zamierają na moich ustach na widok stojącego w moich drzwiach Fryderyka.

Stoi nonszalancko oparty o ścianę w ogóle nie sprawiając wrażenia zakłopotanego.
Łypie na mnie swoimi ślicznymi błękitnymi ślepiami, a ja mam ochotę uderzyć go w twarz tak bardzo, że mimowolnie splatam dłonie tak mocno, że aż bolą mnie palce.

-Ty - to wszystko, co wydostaje się z mojego gardła. Proszę, Freyu, uspokój się! Kontroluj emocje!

Książę patrzy wprost na mnie. Nie mruga.
- Ja - mówi takim tonem jakby to proste potwierdzenie było wystarczającym wyjaśnieniem jego obecności.
Jak on mnie denerwuje!

Przenosi wzrok ponad moją głową i zatrzymuje gniewne spojrzenie na sylwetce mojego ojca.
Nie czekając na zaproszenie wchodzi do środka i bez słowa mnie wymija,  kierując się do siedzącego nieruchomo taty.

-Teodorze, z całym szacunkiem, myślałem, iż ustaliliśmy, że to ja będę z nią rozmawiać jako pierwszy.

Ojciec cały czas milczy, ale jego twarz purpurowieje z gniewu. A może z poniżenia?

- Posłuchaj, Wasza Pieprzona Książęca Mość, nie będę cię pytał o pozwolenie na rozmowę z córką! Wystarczy już tych uprzejmości! Mam dosyć tych królewskich gierek! - ojciec zupełnie stracił nad sobą panowanie. Wstaje z kanapy i ze złością uderza palcem w klatkę Fryderyka. - Czy ty nie rozumiesz, że nie tylko zabierasz mi córkę, ale też niszczysz moją rodzinę?!

Fryderyk zupełnie niewzruszony, czeka, aż tata się uspokoi. Naprawdę jestem pod wrażeniem jego opanowania. Nawet nie drgnął, kiedy ojciec oskarżycielsko dźgał go palcem. Czy on jest w ogóle prawdziwym człowiekiem? Wydaje się, jak gdyby zamiast krwi w jego żyłach płynął lód. Czy nic go nie wzrusza?

Śledzę całe zajście szeroko otwartymi oczyma. Tata dyszy ciężko i w końcu zrezygnowany, ponownie opada na kanapę.

Książę odwraca się do mnie, jak gdyby chciał się upewnić, że nadal tu jestem i nigdzie nie zniknęłam, po czym jeszcze raz patrzy na ojca.

- Nawet pan musi przyznać, że nie mogłem zgodzić się na warunki króla Stefana. Nie mogę poślubić szesnastoletniego dziecka! Też mam dość gierek, a tym bardziej bycia pionkiem pańskiego brata! Jak sam pan słusznie wspomniał, jestem pieprzonym księciem, a nie jakimś chłopcem na posyłki. Sam jesteś księciem, Teodorze, więc doskonale wiesz, że nie zawsze możemy robić to, co chcemy. Ale możemy robić więcej, niż inni, do cholery! Rozumiem swoje obowiązki, ale nie będę grał, jak mi zagra ten stary zboczeniec. Przepraszam za mój język, Freyu - odwraca się do mnie i studiuje moją twarz uważnie, utwierdzając się, że nic mi nie jest. Dlaczego tak nagłe zależy mu na moim samopoczuciu? Skąd te przeprosiny?

Wpatruję się w niego oszołomiona.

Mrugam szybko próbując przetworzyć otrzymane informacje. Nie ożeni się z Rose?
Boże, spraw, żebym źle zrozumiała! Spraw, żeby chciał wysłać mnie do jakiegoś wiezienia, na bezludną wyspę! Nagle wizja poślubienia kogoś obcego nie wydaje mi się najgorsza.

Spraw cokolwiek, byle nie to, co myślę!

Fryderyk podchodzi do mnie wolno, jak do spłoszonego zwierzątka i zatrzymuje się dwa kroki przede mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro