V
__Percy__
________
Rzuciłem się na łóżko i od razu zasnąłem.
Nico siedział w swoim domku,a z jego oczu płynęły łzy. Do domku wpadła Annabeth,a on szybko je wytarł. Spojrzał na nią, a ona zauważyła, że ten ma zaczerwienione oczy. Nie chciała jednak zwracać mu uwagi.
- Percy jest w Wenezueli! Znaleźliśmy go!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję. Ten ją szybko odsunął. Wszyscy wiedzieli, że nielubi jak ktoś go dotyka.- Jakiś pomniejszy bóg, który jest po naszej stronie widział go jak szedł ulicą.
- Jesteś pewna, że to on, a nie jakaś osoba podobna do niego? -zapytał syn Hadesa. Widać, że był lekko zestresowany tym, że Annabeth mu przeszkodziła.
-Miał koszulkę z obozu. Wyglądał tak samo... Nie ciszysz się?
-Nie wiem, czy nie lepiej byłoby go zostawić w spokoju...-powiedział, a ona spojrzała na niego z zmieszaniem i nienawiścią.
-Dlaczego?- odparła zdenerwowana i tupnęła nogą jak 6-letnie dziecko -Wiemy gdzie jest, możemy dowiedzieć się gdzie zmierza...A ciebie to nie obchodzi?!
-To nie tak...- chciał odpowiedzieć, ale ona już wyszła z jego pokoju. Nico siadł na swoim łóżku i wsłuchał się w cichy szum fal.
Wyszedłem z motelu i rozejrzałem się. Nie mogłem zostać zauważony przez nikogo, a co najważniejsze, musiałem zmienić wygląd. Nikt nie mógł mnie poznać.Szczególnie po tym co widziałem w śnie. Znalazłem sklep z ubraniami i kupiłem czarną koszulkę z białym, chińskim smokiem. Do tego wziąłem szare jeansy i koszulę w kratę, którą narzuciłem na całość. Zwykle poczochrane na wszystkie strony włosy, teraz były wygolone po bokach. Całość dopełniły brązowe soczewki.
Spojrzałem w lustro. Skoro sam ledwo się rozpoznawałem, miałem pewność, że inni też tego nie zrobią.
Dostrzegłem biały ciężarowy samochód z którego wysiedli moi przyjaciele. Teraz byłem pewien, że ten sen, nie był tylko moją wyobraźnią.
Ruszyłem spokojnie przed siebie, aby zachować pozory. Po tym wszystkim co zrobiłem, nie mogłem zostać znaleziony. Nagle podbiegła do mnie Pipper. Obróciła mnie i spojrzała tymi wielkimi oczami w moje oczy. Ja trochę zdziwiony przypatrywałem się temu z niemałym szokiem.
- Przepraszam, musiałam pomylić cię z kimś innym...- powiedziała i zrezygnowana ruszyła dalej.
Po tym wydarzeniu szukałem wzrokiem Annabeth. Chciałem zobaczyć czy się trzyma. Wyrosła przede mną. Promieniowała nadzieją, która z każdą chwilą gasła. Ubrania miała poniszczone-tak jak we śnie. Włosy jeszcze bardziej rozczochrane. Na jej widok zabolało mnie coś w środku. Jak ja mogłem jej to zrobić? Dlaczego nic nie powiedziałem?- Akurat na to pytanie znałem odpowiedź-Niestety. Głupi wymóg Tartara...
Siedziałem od dłuższego czasu w kafejce popijając kawę. Nigdy jej nie lubiłem, ale zostało mi zaledwie kilka dni życia, więc musiałem zaznać jak najwięcej luksusu. Nie smakowała tak źle. Po kilku łykach przyzwyczaiłem się do tego specyficznego posmaku. Pomyślałem, żeby zrobić listę ,, Co zrobić przed śmiercią". Po chwili myślenia jednak z tego zrezygnowałem. Nawet gdybym nie spełniał wszystkiego, to 1/10 tych rzeczy zajęła mi tydzień, a połowa, była niewykonalna. Westchnąłem cicho.
Skierowałem się do pobliskiego sklepu, żeby kupić jakąś mapę. Co jakiś czas mijałem moich przyjaciół. Przez co zawsze gdy ich zobaczyłem ściskało mi się serce. Postanowiłem to zignorować i zająłem się studiowaniem mapy.
Dowiedziałem się, że od stolicy - Caracas - do mojego upragnionego miejsca- Sant Angel- Jest, aż 800 km. Będę musiał się nachodzić...
___Annabeth__
_____________
Czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Co jakiś czas rozglądałam się, ale nie zauważyłam nikogo. Z cichym westchnieniem ruszyłam do samochodu którym przyjechaliśmy.
-To nie ma sensu.-powiedziałam do Franka.
- Pewnie tak...-dodał smutno i wstał z fotela.- Jeszcze raz przelecę nad miastem i możemy znikać...
Zamienił się w orła i odleciał.
Czekając na innych pogrążyłam się w swoich myślach
__Nico__
________
Wędrowałem po mieście gdy zauważyłem znajomą czuprynę w sklepie. Nie wiele myśląc podszedłem do chłopaka patrzącego na mapę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro