Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 5.

Patrzyłem na bruneta i czułem jak zaczynam się łamać. Jego niebieskie oczy były pełne łez, a ręce nerwowo bawiły się palcami. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem zbitego psa i nie mówił nic. Miał na sobie mój sweter i czarne rurki. Jego włosy były zmierzwione od zbyt częstego poprawiania.

- Przepraszam - szepnął.

Staliśmy w przedpokoju, a ja miałem ochotę wybuchnąć płaczem i wtulić się w niego. Chciałem go mieć. Chciałem, by znowu był mój.

- Pieprz mnie, Lou - poprosiłem cicho. Z winy alkoholu nie myślałem racjonalnie, ale seks to było właśnie to czego w tej chwili chciałem i potrzebowałem.

- Słucham? - zapytał zaskoczony.

Zrobiłem krok w jego stronę i powtórzyłem prośbę. Wpiłem się w jego usta przyciskając go do ściany. Odwzajemnił pieszczotę, a ja przymknąłem oczy i starałem się skupić tylko na naszym pocałunku i ciele chłopaka. Wsunąłem rękę pod jego ubranie i poczułem delikatną skórę. Louis zaczął rozpinać moją koszulę, a ja pragnąłem poczuć go w sobie. Alkohol mieszał mi w głowie, w której już szumiało. W końcu upadłem na kolana i rozpiąłem guzik i rozporek jeansów. Zdjąłem je wraz z bokserkami w kratkę i zająłem się Louisem. Chłopak dyszał głośno, gdy ssałem jego penisa. Wiedziałem, że to uwielbia, a ja jestem w tym dobry. Spomiędzy ust bruneta co chwilę wyrywało się głośne jęknięcie. Jego dłonie wplątywały się w moje włosy, a ja czułem przyjemność, gdy je ciągnął. W końcu przerwałem zabawę i wstałem, znowu wpijając się w wargi bruneta. Kopnięciem odrzucił swoje spodnie na bok. Całując mnie i rozpinając moje spodnie, kierował nas na górę. Rzucił mnie na łóżko i klęknął przy nim.

- Kurwa - jęknąłem, gdy wziął mojego penisa do ust. Już tak dawno tego nie robiłem. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz ktoś zajmował się nim. Nie licząc mojej ręki, ale przecież to nie to samo. - Kurwa - powtórzyłem, gdy poczułem palce w swojej dziurce.

Miałem mroczki przed oczami i czułem jak odpływam. Louis wiedział jak się mną zająć, a ja chciałem go już w sobie. Chłopak w magiczny sposób odczytał moje myśli i podniósł się. Wysunąłem szufladę i sięgnąłem po gumki.

- Zróbmy to bez - poprosił brunet, kładąc się na mnie.

- Ty już raz zrobiłeś i masz teraz efekty.

Nie powiedział nic więcej, a w pokoju rozległ się charakterystyczny dźwięk rozrywania opakowania. Jęknąłem głośno, gdy we mnie wszedł. Zastygł na chwilę, dając mi moment, by się przyzwyczaić po czym zaczął pracować biodrami. Jego usta składały wilgotne pocałunki na moich plecach, a co jakiś czas zasysały skórę. On uwielbiał malinki. Obaj je uwielbialiśmy. Zanim oficjalnie potwierdziliśmy związek, wydawaliśmy setki dolarów na drogie podkłady, które idealnie zakryłyby sine ślady na naszych szyjach.

- Baises moi!* - jęknąłem głośno. Chłopak przyspieszył ruchy i zajął się moim penisem. - Oh, Louis. C'est bon!**

- Rób tak, Harry - poprosił, przygryzając płatek mojego ucha.

Pokój wypełniony był naszymi głośnymi oddechami i jękami, a także dźwięk obijanych o siebie ciał. Czułem jak skóra Louisa lepi się do mojej, a łóżko zaczyna moczyć się od mojej spermy. On też to poczuł.

- Plus fort!*** - jęknąłem, czując orgazm.

Louis doszedł, jęcząc moje imię. Obaj opadliśmy na łóżko i staraliśmy się uspokoić przyspieszone oddechy i rozkołatane serca.

Zmieniliśmy pościel i wsunąłem się pod kołdrę. Louis spojrzał na mnie wzrokiem dziecka, a ja posłałem mu nieznaczny uśmiech. Szybko wsunął się na miejsce obok mnie i położył głowę na mojej klatce piersiowej. Pocałowałem go w czoło, nie przerywając ciszy. Chciałem żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Chciałem żeby znowu było tak jak kiedyś.

- Kocham cię, Harry - szepnął w końcu brunet, przytulając się jeszcze mocniej. - Wróć do mnie, błagam.

- Tak będzie lepiej, Lou. Ty masz teraz Amber i wasze dziecko.

- Nie, Harry. Ja mam ciebie. Proszę! - spojrzał na mnie, a po jego policzku spłynęła łza.

Dotknąłem swoimi ustami jego czoła i wyszeptałem

- Zawsze będę cię kochał, ale my nie możemy być razem.

- Skarbie, proszę... - spojrzał na mnie.

- Zawsze - powtórzyłem.

Louis skulił się i wtulił we mnie. Czułem jak jego ciałem wstrząsają spazmy, a po policzkach spływają łzy. Chłopak nawet nie próbował ukryć gorszego samopoczucia.

- Spieprzyłem wszystko! - mruczał. - Ja jej nie kocham! Nie chcę jej! Chcę ciebie! Chcę One Direction! Chcę tylko naszej piątki! Nie jej! Nienawidzę jej!

- Nie mów tak, Lou. Ona nosi twoje dziecko.

- Nienawidzę tego bachora! Nie jest mój! Niech zdechnie!

- Louis! To twoje dziecko!

Chłopak rozpłakał się jeszcze bardziej, a ja odwróciłem się na bok, by go przytulić. Głaskałem go po głowie i zaciskałem powieki, by samemu się nie rozpłakać.

- Tak bardzo cię kocham, Harry.

- Ciii, Louis. To i tak nie ma znaczenia.

- Ma! Możemy po prostu wrócić do siebie i będę tylko płacił Amber.

- Nie, skarbie. Dziecko potrzebuje ojca.

- A ja potrzebuję ciebie.

- Jesteśmy razem w zespole.

- Zawsze. Nie tylko na próbach czy na koncertach. Chcę mieć cię zawsze, Harry.

- Śpij, Louis. Nie płacz, śpij.

- Tak, bardzo cię kocham, kotku - dotknął mojej twarzy.

- Ja ciebie też, Boo.

Obudził mnie delikatny pocałunek. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się do Louisa, który siadał na łóżko obok mnie. Miał na sobie moje jeansy i skarpetki w gwiazdki, które sam kiedyś mi kupił.

- Tęskniłem za tym - przyznałem, siadając i podsuwając się wyżej. Chłopak podał mi tacę z goframi i kubkiem aromatycznej kawy.

Usiadł obok mnie ze swoim ulubionym naczyniem z nadrukiem Larry'ego. To z niego każdego ranka pił pierwszą kawę, a także ostatnią herbatę tuż przed pójściem spać. Patrzyłem na niego podczas posiłku i wspominałem nocne rozmowy. Cienie pod oczami zdradzały płacz i niewyspanie. Wiedziałem, że niedługo będziemy musieli się pożegnać, bo on nie może tu zostać. Nie chcę dawać mediom powodów do plotek. Już wystarczająco namieszały przez ostatni czas.

- Powinieneś już iść - powiedziałem, dopijając kawę.

- Tak, wiem - spuścił wzrok.

- Będzie dobrze, Boo - dotknąłem jego policzka. - Po prostu będzie inaczej.

- Masz rację, Harry - spojrzał na mnie. - Zawsze masz rację - uśmiechnął się.

Pocałowałem go w kącik ust, a ten wyszedł bez słowa. Podszedłem do okna sypialni i oparłem się o parapet. Wzrokiem odprowadzałem chłopaka, który chwilę później zniknął za bramą i murem, który miał chronić naszą prywatność.


Baises moi - pieprz mnie.

* *Oh, Louis. C'est bon! - oh, Louis. Tak dobrze. 

*** Plus fort! - mocniej!

--------

Wróciłam i mamy kolejną część! Jednak przyznam się bez bicia, że zastanawiam się nad sensem tego opowiadania :/ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro