Part 20
Spojrzałem na Louisa, który sam był zdziwiony.
- Ona chyba nie... - szepnął, a reszta zdania nie mogła przejść mu przez gardło. - Harry, nawet nie próbuj - dodał, łapiąc mnie za rękę, gdy moje oczy zaszły łzami.
- Leon.
- Państwo Tomlinson? - usłyszeliśmy za sobą damski głos. Odwróciłem się i spojrzałem na pielęgniarkę w białym uniformie. Uśmiech dodawał jej uroku, a spięte włosy odejmowały lat. - Synek na państwa czeka. Zapraszam.
Ruszyłem za nią, łapiąc Louisa za rękę. W końcu zaprowadziła nas do sali z noworodkami i wskazała na dziecko zawinięte w niebieski kocyk. Ucieszyłem się, nachylając nad chłopcem. Pielęgniarka zaczęła mówić, że Amber podpisała papiery, że zostawia dziecko ojcu, a Louis miał jedynie podpisać, że je zabiera. Wpisane już były dane dziecka "Leon Larry Tomlinson". Louis podpisał się i wrócił do mnie i Leona. Chłopiec nie spał i grzecznie leżał, patrząc na nas.
- Myślałem, że go zabrała - szepnąłem.
- Ja też - przyznał, obejmując mnie. - Ubierzmy go. Czas do domu.
Nieznajoma kobieta pomogła nam przebrać noworodka i przypiąć go w foteliku. Życzyła nam powodzenia i dała jeszcze kilka rad. Wychodząc zatrzymała nas i podała kopertę od Amber. Pożegnaliśmy się i wraz z ochroną opuściliśmy szpital. Przed budynkiem już zebrało się wielu fotografów, którzy od razu zaczęli robić zdjęcia. Na szczęście Louis zakrył Leona kocykiem, by nie przestraszył się blasku fleszy czy krzyków. Paparazzi wykrzykiwali pytania, a ja irytowałem się. Prędko wsiadłem do samochodu obok fotelika z Leonem i odkryłem dziecko, które zaczęło się budzić. Delikatne głaskanie po policzku sprawiło, że chłopiec znowu zasnął. Wchodząc do domu mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nie mieliśmy tutaj ochrony, managera i natrętnych paparazzi. Siostry Louisa od razu dopadły się do fotelika, które postawiłem na kanapie. Babcie zachwycały się chłopcem, a Gemma przytuliła mnie, gratulując. Louis objął mnie, przyciskając do siebie i patrząc jak nasze rodziny zajmują się dzieckiem.
- Nasz Leon - szepnąłem. - Hej, to Leon - powiedziałem głośniej, bo nie wiedziałem już kto zna imię, a kto nie.
- Leon Larry - poprawił Lou.
- Leon Larry Tomlinson - westchnąłem z uśmiechem.
W tej samej chwili noworodek rozpłakał się. Czekała już na niego przygotowana butelka, a Gem od razu zerwała się z miejsca, mówiąc, że to ona go nakarmi. Moja mama ułożyła Leona w ramionach cioci i podała butelkę.
Leon nie był odstępowany nawet na chwilę przez cały dzień. Jeszcze dzisiaj byliśmy obserwatorami wszystkiego - uczyliśmy się zmieniać pieluchy czy ubranie. Krzywiliśmy się, ale wiedzieliśmy, że to właśnie tego pragnęliśmy najbardziej. Pierwsza kąpiel miała należeć tylko do nas. Zamknąłem się z Louisem w łazience i odmówiliśmy każdą pomoc. Patrzyłem jak chłopak delikatnie wkłada Leona do plastikowej wanienki i powtarzałem, by na niego uważał. Polewałem jego drobne ciałko wodą i cieszyłem się jego obecnością. W końcu mogłem powiedzieć, że moje marzenie się spełniło. Ślub z Louisem i nurkowanie w rafie koralowej zamykały listę życzeń do spełnienia.
Przytuliłem chłopca otulonego w gruby, bawełniany ręcznik i zaniosłem go do pokoju. Chłopiec zaczął płakać, gdy go ubierałem i czułem jak zaczyna brać mnie stres. Poprosiłem mamę o pomoc, a ta powiedziała, że dzieci czasami tak reagują. Sam chciałem go nakarmić więc nie pozwoliłem nikomu. Każdy pożegnał się z nim i zszedł na dół. Siedziałem na fotelu, karmiąc Leona i rozmawiając z Louisem. Chłopak był dumny i mówił, że nie może doczekać się z nim gry w piłkę.
- Nie będzie warkoczyków i baletu - westchnąłem.
- Za kilka lat będzie dziewczynka, Hazz.
- Jak?
- Zaadoptujemy czy coś. Chcę mieć z tobą bardzo dużą rodzinę - pocałował mnie w czoło, a po chwili wziął noworodka i przeniósł go do łóżeczka.
Siedzieliśmy w pokoju dłuższą chwilę, ciesząc się naszą małą rodzinką. W końcu zmuszeni byliśmy do zejścia na dół. Poprosiliśmy o nieumieszczanie zdjęć czy wpisów na temat Leona przez następne kilka dni, bo chcieliśmy trochę prywatności. Nasze mamy przygotowały kolację, a my opowiadaliśmy o strachu w szpitalu. Nie umiałem sobie wyobrazić co byłoby gdyby Amber jednak zabrała Leona ze sobą. Co byłoby gdybyśmy już nigdy go nie zobaczyli?
Lottie zaczęła opowiadać o zdjęciach, które już obiegły cały świat. Ludzie zastanawiali się co z matką dziecka i dlaczego zabieram je razem z Louisem. Niektórzy fani cieszyli się, że znowu jesteśmy razem, a inni pisali, że Lou jest dupkiem. Oni nie znali sytuacji i potrafili jedynie krytykować.
Leon budził się co godzinę, a ja czułem, że to będą najdłuższe miesiące naszego życia. Po trzeciej leżał na naszym łóżku i trzymał mnie za palec z pierścionkiem. Powoli usypiał z pełnym brzuszkiem, a ja głaskałem go po policzku. Louis zrobił zdjęcie i złamał zasadę prywatności. W końcu dodał je na Instagrama z podpisem "Moje dwa skarby"
------
Mamy przedostatnią notkę + epilog. Chyba się zaryczę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro