Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 2.

Nasz wzrok spotkał się i utrzymywaliśmy chwilę kontakt. Miał na sobie szare rurki i biało-czarną bluzkę baseball.

- Harry! - Niall stanął naprzeciwko mnie, a ja ocknąłem się. - Co tam? - przytulił mnie. - Jak tam?

- Dobrze - kiwnąłem głową. - A u ciebie?

- Jakoś leci. Fajnie, że tu jesteś.

Odwzajemniłem uśmiech i przywitałem się z resztą chłopaków. Louis rzucić ciche "Hej", a ja walczyłem ze sobą, by nie rzucić się na niego z płaczem i błaganiem, by wrócił do domu. Teraz ma Amber i ich dziecko, a ja nie mogę ich rozdzielić. Muszą stworzyć rodzinę, a ja muszę się usunąć w kąt.

- Co tam? - zapytał Louis.

Spojrzałem na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. Tęsknię za tobą jak za nikim innym i bez ciebie moje życie nie ma sensu.

- Nic takiego, a u ciebie? - odpowiedziałem.

Manager przerwał nam, zapraszając nas do środka. Zająłem miejsce obok Liama, by być jak najdalej od Louisa. Czułem jak pieką mnie oczy więc wysłuchując słów naszego zarządu, zaciskałem powieki.

- Wszystko w porządku, Harry? - usłyszałem w pewnej chwili.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Wzrok każdego wbity był we mnie. Pokiwałem głową przepraszając i obiecując skupienie. Mimowolnie co chwilę zerkałem na Tomlinsona. Był zmęczony i smutny. Miałem cichą nadzieję, że też za mną tęskni i nie jest szczęśliwy z Amber. Wiem, że powinienem cieszyć się jego szczęściem, ale teraz chciałem być samolubnym skurwielem. Chciałem by był mój, by to mnie tulił, całował i masował, a nie obcą dziewczynę, którą sam ledwie znał.

Mężczyźni mówili o przerwie i płycie, która w końcu musi powstać. Teraz wszystko się skomplikowało. Mieliśmy mieć kilka miesięcy odpoczynku. Wiedziałem, że związane to jest z ciążą Amber, porodem, początkiem rodzicielstwa. Na samą myśl wszystko w środku wykręcała mi niewidzialna ręka, a oczy "pociły się". Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec. Mogłem zrobić to dopiero pół godziny później. Czekając na windę, usłyszałem:

- Porozmawiamy?

- Spieszę się.

- Proszę, Harry - Louis złapał mnie za nadgarstek. - Daj mi pięć minut.

Wszedłem do windy i nacisnąłem odpowiedni przycisk. Brunet stał obok mnie milcząc.

- To chore - powiedział w końcu. - Wiesz, że ja jej nie kocham, prawda?

- Przestań, Louis. Macie dziecko.

- To ciebie kocham, Harry.

- To ze mną miałeś je mieć - powiedziałem patrząc na niego. To było nasze marzenie. Razem mieliśmy znaleźć surogatkę i oczekiwać porodu. To my mieliśmy przygotowywać pokój i kupować ubranka. - Ze mną - dodałem szeptem.

- Nie płacz, proszę. Skarbie, no - próbował mnie przytulić.

- Nie mów tak. Odejdź. Zniknij.

Skierowałem się w stronę mojej mamy, która czytała magazyn, siedząc na fotelu. Spojrzała na Louisa, który został za mną. Siedząc w aucie pytała o czym rozmawialiśmy na zebraniu. Poprosiłem żeby jechała szybciej do domu, bo chciałem się położyć. Bolała mnie głowa i jedyne czego potrzebowałem to sen.

----

Myślicie, że powinnam robić też z perspektywy Louisa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro