Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 15.


Jej reakcja była zupełnie inna niż się spodziewałem. Patrzyła na nas przerażona, a ja traciłem wiarę w siebie. Myślałem, że się ucieszy i wszystko będzie dobrze, a ta zachowuje się w ten sposób.

- To dziewczynka? - Gem w końcu przerwała nieprzyjemną ciszę, zabierając zdjęcie mojej mamie. - Bo nie widzę jego małego...

- Tak! - przerwałem jej. - To dziewczynka.

- Moja mała księżniczka! - przytuliła mnie, a potem Louisa. - Co z Amber?

Spojrzałem na Louisa, bo czekałem aż sam wszystko wyjaśni. Ten zaczął się mieszać, że Amber sama zdecydowała oddać nam dziecko, bo tak będzie lepiej. Czułem w tym podstęp, ale nie chciałem teraz kłócić się z nim. Mój wzrok skierował się na mamę, która wstała i poszła do kuchni. Przeprosiłem i ruszyłem za nią. Patrzyłem jak zabiera się za nerwowe sprzątane, a ja wiedziałem, że to oznaka zdenerwowania. Przytuliłem ją mocno i nie pozwoliłem się uwolnić.

- Martwię się o ciebie, Harry - szepnęła. - Dobrze wiesz jak było przez ostatnie miesiące.

- Pamiętam, mamo. Ale teraz jestem szczęśliwy.

- Nie możecie zabrać Amber dziecka. Ja widzę, że Louis kłamie.

Zająłem krzesło przy stole i zacząłem opowiadać o wizycie dziewczyny. Moja rodzicielka słuchała w spokoju, a na jej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech. Opowiadałem o szykowaniu pokoju, wybieraniu imienia czy kupowaniu ubranek. Ona zaczęła opowiadać o szale, gdy dowiedziała się o pierwszej ciąży. Teraz życzyła nam szczęścia i dodała, że osobiście wykastruje Louisa, gdy znowu będę przez niego cierpiał.

- Jesteś pewien, że Amber tego chce? - zapytała.

- Tak, mamo. Sama to powiedziała. Będzie miała kontakt z dzieckiem, ale to my będziemy rodzicami.

- A jeśli zmieni zdanie? Co wtedy?

Patrzyłem na nią, nie wiedząc co powiedzieć. Ona miała rację. Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli.

- Nie zmieni - powiedziałem, wymuszając uśmiech. Nie wiem czy bardziej chciałem przekonać ją czy siebie.

- Mam nadzieję, skarbie.

Wróciliśmy do salonu i znowu przytuliłem się do Louisa. Razem z Gemmą żywo dyskutowali o potencjalnych imionach, a ja przerwałem mówiąc:

- To chyba ze mną powinieneś wybierać imię, a nie z nią.

- Oczywiście, kotku - pocałował mnie w czoło.

Następnego dnia mieliśmy spotkanie z zarządem. Byłem na nim tylko ja, Louis i Amber. Dziewczyna sama potwierdziła, że chce oddać nam dziecko, ale chce uczestniczyć w jego wychowaniu. Nasz manager nie był zadowolony, bo przecież miało skończyć się na alimentach, a my mieliśmy wrócić do ról gwiazd muzyki. Byłem dumny z Louisa, który powiedział, że jest gotów odejść z zespołu i zapłacić karę. Ja również mogłem to zrobić. Byłem gotowy poświęcić karierę dla rodziny. Rozstaliśmy się w napiętej atmosferze i mieliśmy dwa dni na przemyślenie wszystkiego.

- Macie już dla niej jakieś imię? - zapytała Amber, gdy znowu dotknąłem jej brzucha.

- Elizabeth Gemma Tomlinson - rzuciłem.

- Co? - zapytał Louis, patrząc na mnie.

- Żartuję - zaśmiałem się. - Nie, nie mamy jeszcze. A ty?

- Mam kilka propozycji, ale to od was zależy.

- Wybierzmy je w trójkę - zaproponowałem. - Będzie sprawiedliwie.

- Wpadnijcie kiedyś.

- Jedziesz z nami na zakupy?

- Będziecie kupować wyprawkę? - uśmiechnęła się.

- Urządzamy pokój - pochwaliłem się.

- Słucham? O niczym takim nie rozmawialiśmy.

- Rozmawialiśmy. Widocznie nie pamiętasz.

- To ty przeglądałeś pomysły, ale o niczym nie rozmawialiśmy!

Amber roześmiała się, ale przeprosiła i powiedziała, że innym razem z nami pójdzie. Teraz źle się czuła i chciała się położyć. Przerażony zacząłem pytać o jej stan zdrowia, ale ta uśmiechnęła się i stwierdziła, że końcówka zawsze jest najgorsza. Pożegnaliśmy się i kazałem jej napisać, gdy dojedzie do domu. W drodze powrotnej przekonywałem Louisa do zakupów aż ten tracił cierpliwość. W końcu wylądowaliśmy w sklepie z rzeczami dla dziecka. Miałem gdzieś fanów czy paparazzi.

- Śliczne, prawda? - zapytałem, chwytając różowe śpioszki.

- Te są ładniejsze - wskazał na ubranko z nadrukiem stroju motocyklisty dla noworodka.

- To dziewczynka.

- Ale dziewczynki też mogą być motocyklistami.

- Ale nasza nie będzie.

- Nie masz pewności.

- Skarbie, to będzie nasza księżniczka, a księżniczki nie jeżdżą motocyklami - spojrzałem mu w oczu.

- Ty jesteś moją księżniczką, a jeździłeś.

- Jezu, Lou, jesteś zboczony. Pieprz się - odepchnąłem go. Ekspedientka spojrzała na nas po czym uśmiechnęła się.

Zapłaciliśmy za kilka ubranek, a ja wiedziałem, że za chwilę na Twitterze będzie spam. Czułem jak Louis nieznacznie klepie mnie w tyłek, otwierając przede mną drzwi do auta i miałem nadzieję, że nikt tego nie nagrał.

----

Po miesiącu wróciłam do opowiadania. Brawa dla mnie. Koniec nadchodzi! c:



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro