Epilog
~*~
- Louis! - krzyknąłem wgłąb domu. - Kocyk Leona został w sypialni.
Za chwilę mieliśmy opuszczać dom na kilka, a może nawet i kilkanaście miesięcy trasy. Chłopiec przypięty w nosidełku spokojnie patrzył jak jego tatusiowie stresują się i sprawdzają bagaże. Tomlinson podał mi błękitny kocyk, a ja nakryłem nim dziecko. W tej samej chwili do domu weszli ochroniarze, którzy mieli pomóc nam zabrać wszystkie potrzebne rzeczy. Przytuliłem się do mamy, która znowu robiła wszystko żeby się nie rozpłakać. Miała zajmować się domem podczas naszej nieobecności, a my obiecaliśmy uważać na siebie, dobrze się odżywiać i dużo wypoczywać. Już za kilka godzin czekał nas pierwszy koncert i nie mogliśmy spóźnić się na samolot. Przytuliłem kobietę ostatni raz i pocałowałem w policzek. Pożegnała się z Leonem i odprowadziła nas do auta. Widziałem jak stoi na podjeździe i czeka aż znikniemy za zakrętem.
Czułem podekscytowanie, gdy zostało kilka sekund do wyjścia na scenę. Słyszałem pisk fanek i docierało do mnie jak bardzo za tym tęskniłem. Pocałowałem Leona, który był pod opieką makijażystki.
- Chłopaki - szepnąłem, gdy staliśmy blisko siebie i każdy próbowała opanować zdenerwowanie. Każdy spojrzał na mnie, a ja uśmiechnąłem się stwierdzając: - Jesteście najlepszymi facetami na świecie.
Przytuliliśmy się i ciemnym korytarzem skierowaliśmy w odpowiednią stronę. Wybiegliśmy na scenę w akompaniamencie krzyku i dymu. W końcu wygłosiliśmy mój ulubiony cytat "Hello, we are One Direction".
~*~
- Powiedz "tata", Leon - poprosiłem, nagrywając filmik. Chłopiec siedział oparty o poduszki i gryzł zabawkę. - Tata.
- Prędzej powie 'kutas' niż 'tata', gdy będziesz go tak męczył - powiedział Louis, nachylając się nade mną i obdarzając mnie całusem, jednocześnie zabierając mi telefon.
- Nie ucz go tego słowa.
- Kutas, Leon - powiedział Tomlinson przybliżając się do dziecka. - Ku-tas.
- Pieprz się, Louis. Powinni zabrać ci prawa rodzicielskie. Ta-ta, Leon.
- Ta.
- Pięknie, skarbie! Jeszcze raz! Ta-ta.
- Tatusiu - szepnął brunet wprost do mojego ucha. - Dostanę teraz nagrodę?
- To nie jest śmieszne, Louis. Chcę żeby już coś mówił.
- Nie męcz go, nauczy się w swoim czasie.
- Ja mówiłem bardzo szybko.
- Tak, ale ty nie mówiłeś 'mama' czy 'tata', ale 'kot', Harry.
- Właśnie! Kot, Leon. Kot.
Tomlinson wziął chłopca na ręce i odszedł ode mnie. Westchnąłem wychodząc na balkon gdzie i oni stali. Rozejrzałem się po okolicy i pomachałem do tłumu ludzi. Fanki zaczęły piszczeć jeszcze głośniej, gdy przytuliłem się do Louisa, a ten obdarował mnie całusem w policzek.
~*~
Postawiłem na stole tort i ukucnąłem przy Leonie, którego już obejmował drugi tatuś. Dołączyłem do naszych rodzin i przyjaciół w śpiewaniu "Sto lat", a potem Lou wskazał na świeczkę z jedynką mówiąc:
- Dmuchamy, Leon. Mocno.
Przez ostatnie tygodnie Louis próbował nauczyć go zdmuchiwania świeczki i wiedziałem, że będzie zawiedziony, gdy chłopiec tego nie zrobi. Leon bardziej zaciekawiony był cukrowymi ozdobami niż słuchaniem taty, ale w końcu zrobił swoje 'fu fu'.
- Jeszcze raz, skarbie - powiedział Tomlinson, ekscytując się. Postanowiłem pomóc Leonowi i posłałem delikatny podmuch, gdy i on to zrobił. Uśmiechnąłem się, widząc radość bruneta. - Mówiłem, że go nauczę!
Każdy składał życzenia chłopcu, a ja zająłem się krojeniem tortu. W końcu podeszła do nas Amber z dzieckiem na ręku. Chłopiec wyciągnął do mnie ręce więc przytuliłem go.
- Dziękuję za zaproszenie, Harry.
- Jesteś jego mamą, prawda, Leon? Podobały się zdjęcia?
Uśmiechnęła się, a ja oddałem jej chłopca. Chciałem żeby spędziła z nim jak najwięcej czasu. Była zajęta swoją karierą wizażystki i nie mogła zbyt często widywać Leona. Zresztą nasze koncerty też to uniemożliwiały. Wieczorem dziewczyna miała samolot do Nowego Jorku. Widziałem jej szczęście, gdy żegnała się z dzieckiem i obiecała, że niedługo się odezwie.
Siedząc z chłopcem na podłodze pozwalałem mu rozrywać kolorowy papier, w który zapakowane były prezenty. Leona nie interesowała zawartość, bo uśmiech na jego twarzy pojawiał się, gdy słyszał charakterystyczny dźwięk papieru. Louis usiadł za mną i przytulił się do moich pleców. Nasze rodziny rozmawiały ze sobą, wspominając pierwsze urodziny wnuka. Leon ziewał co chwilę i po chwili zaczął być markotny.
- Położę go - powiedział brunet i chwilę później kierował się z synem na górę.
~*~
Nerwowo chodziliśmy po korytarzu i zaciskaliśmy pięści. Kilka godzin temu dostaliśmy wiadomość od Erica, że jego dziewczyna trafiła do szpitala i wkrótce urodzi się nasza córeczka. Nienawidziłem oczekiwania i już chciałem przytulić nowego członka naszej rodziny. W końcu mężczyzna dołączył do nas, a na jego twarzy malował się ogromny uśmiech.
- Macie córkę - powiedział, a ja rzuciłem się na Louisa.
Wchodząc do sali czułem pełnię szczęścia. Od razu dopadłem do kobiety, po której widać było zmęczenie. Spojrzałem na zawiniątko leżące w jej ramionach i uśmiechnąłem się widząc błogi sen na małej twarzyczce.
- Cześć, Victorio - szepnąłem. - Jestem twoim tatusiem, wiesz? - dodałem, dotykając jej policzka.
- Tatusiem - powtórzył Louis z rozbawieniem, siadając obok.
Spojrzałem na niego piorunującym wzrokiem, a ten zmienił temat i też się przywitał. W końcu wstałem, pytając Piper jak się czuję. Przyznała, że jest strasznie zmęczona i nieprędko zdecyduje się na dziecko. Byłem im wdzięczny za wszystko, bo spełnili nasze kolejne marzenie o większej rodzinie. Przeprosiłem, mówiąc, że muszę gdzieś zadzwonić. Wychodząc na korytarz wybierałem numer mojej mamy. Obiecała, że zaraz przyjedzie z Leonem. Niecałą godzinę później do sali wszedł dwuletni brunet z pluszakiem. Przytulił się do mnie, a ja wziąłem go na ręce. Wskazałem na łóżeczko i szepnąłem:
- Twoja malutka siostrzyczka, Leon.
- Moja?
- Tak, kochanie. To nasza Victoria. Damy jej buziaka?
Delikatnie nachylił się i musnął czoło noworodka. Dziewczynka obudziła się i zaczęła płakać, a Leon od razu zaczął mówić, że to nie on. Uśmiechnąłem się, oddając go Louisowi.
Następnego dnia zabieraliśmy naszą córeczkę do domu, gdzie czekały już na nas nasze rodziny. Babcie zachwycały się nową wnuczką, a ja przyzwyczajałem Leona do nowego członka naszej rodziny. Szczeniak, którego Leon dostał pod choinkę nieśmiało obwąchiwał dziewczynkę.
- Largo, odejdź - mruknąłem, widząc jego mokry język na czole noworodka. - Nie wolno.
- Tatusiu, czy ona zostanie z nami na zawsze? - usłyszałem piskliwy głosik za sobą, a po chwili nasz dwulatek ukucnął przy nosidełku.
- Tak, Leon. Cieszysz się?
- I pojedzie z nami na koncert?
- Nie wiem, skarbie. Teraz będziemy w domku.
- A to znaczy, że już mnie nie kochacie?
- Kochamy cię, Leon. Rozmawialiśmy o tym - przytuliłem go. - Kochamy was tak samo.
- Mnie bardziej?
- Po równo, Leon. Kochamy was najbardziej na świecie.
- A ja chcę braciszka, tatusiu.
- Tego się nie wybiera, Leon. Mówiliśmy ci. Dziewczynki też są fajne.
- Ale nie grają w piłkę.
- W piłkę będziesz grał z papą.
Zszedł z kanapy i pobiegł do kuchni gdzie był Louis. Słyszałem jak prosi go o wyjście na dwór i grę w piłkę, a Tomlinson mówił, że jest za zimno, a ostatnio Leon był przeziębiony. Obrażony chłopiec wrócił do salonu i przytulił się do babci. Wieczorem znowu zapewniałem, że nadal go kochamy, a jutro pogramy w piłkę.
- Nie chcę z tobą, chcę z papą - mruknął obrażony.
- Dobrze, zagrasz z papą.
Louis zabrał mi książeczkę i usiadł przy łóżku chłopca. Stojąc w drzwiach patrzyłem jak z uwagą słucha i ogląda obrazki w książce. Po chwili skierowałem się do pokoju, w którym leżała Victoria. Dziewczynka spała, a ja patrzyłem na nią, porównując do mnie.
- Myślisz, że będzie miała loki? - zapytałem Louisa, który usiadł na bocznym oparciu fotela.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie miała zielone oczy.
~*~
Cieszyłem się, że wreszcie wracamy do domu. Cała doba z podekscytowaną nastolatką była czymś o wiele gorszym niż trasa koncertowa. Jednak widok jej łez szczęścia, gdy spełniała swoje marzenie, było moim sensem życia.
- Kocham was! - rzuciła się na nas kolejny raz, gdy zabierałem z taksówki bagaże. - O mój Boże, to było genialne. Boże, tato, ale widziałeś go? Jezu, jak wyglądałam?
- Byłaś perfekcyjna, skarbie. Noga nadal boli?
- Nieważne! Myślisz, że widać to na teledysku?
- Byłaś świetna, Vicky.
Dziewczyna wzięła swoją torbę, a walizkę zostawiła dla mnie. Spojrzałem na Louisa, który przewrócił oczami. Dość długo przekonywałem go, by pozwolił czternastoletniej Victorii na zagranie baletnicy w teledysku jej idola. Jednak postawiłem na swoim, a teraz wszyscy byliśmy szczęśliwi. Wchodząc do domu modliłem się o brak śladów po imprezie. Panował nienaganny porządek, a ja wiedziałem, że nic się nie wydarzyło, bo chłopak nie zdążyłby posprzątać. Wróciliśmy kilka godzin wcześniej więc Louis był pewny, że zastaniemy jeden wielki śmietnik.
- Mówiłem, że możemy mu ufać - powiedziałem, uśmiechając się.
- Oh, wiem, jestem przewrażliwiony.
W tej samej chwili usłyszeliśmy z góry krzyk Leona, który kazał Victorii wypieprzać z jego pokoju. Nastolatka zeszła z góry, a jejj mina sprawiła, że się przestraszyłem. Dziewczyna była zmieszana i wstrzymywała śmiech.
- Co się stało? - zapytałem.
- Powinniście to zobaczyć.
- Ale co?
Komórka, którą trzymałem upadła na podłogę, gdy z góry szybkim krokiem zbiegł jakiś nastolatek, rzucając krótkie, ciche pożegnanie. Za nim zszedł Leon, a ja od razu zażądałem wyjaśnień.
- Kolega, tato.
- Co on tu robił?!
- Oni się bzykali - powiedziała Victoria ze śmiechem.
- Zamknij się! Nie bzykaliśmy się!
- Jego spodnie leżały przy łóżku!
- Nie robiliśmy tego!
Kazałem nastolatce iść do siebie, a Leona zaprosiłem do stołu. Chłopak był zmieszany, a jego policzki pokryte były rumieńcami. Musiałem opanować złość i zdenerwowanie.
- Kto to był?!
- Boże, tato....
- Odpowiedz mi!
- Uspokój się, Louis - poprosiłem. - Leon, powiedz kto to był?
- Kolega, tato.
- Czy ty....
- Nie uprawiałem z nim seksu!
- Nie o to pytam. Jesteś gejem?
- Boże, tato - jęknął ponownie i oparł się czołem o stół, by na nas nie patrzeć.
- Leon! - Louis nie umiał się opanować i pokazywał swoje nerwy.
- Tak! Tak, jestem gejem! Przekazałeś mi to w genach! - usłyszeliśmy w końcu.
- Nie przekazałem ci pieprzenia się w wieku szesnastu lat.
- Tato miał tyle jak go poznałeś - zauważył.
- Ale my nie uprawialiśmy seksu!
- Uprawialiśmy, Leon. My też to robiliśmy - powiedziałem, a Lou chciał zabić mnie wzrokiem. - Jednak mogłeś nam powiedzieć, a nie stawiać nas w takiej sytuacji. Zabezpieczacie się?
- Boże, tato. Daj spokój. Mogę już iść?
- Chcemy go poznać, Leon. Jak ma na imię?
- Elliot.
- Chodzicie razem do szkoły?
- Tak. Mogę iść?
- Zaproś go na jutrzejszy obiad. Chcemy go poznać.
- Tato, tylko nie to.
- Zaproś, Leon.
Nastolatek wrócił do siebie, a ja spojrzałem na Louisa. Podniesionym głosem zaczął mówić, że powinienem być bardziej stanowczy w rozmowach z nim. Westchnąłem z uśmiechem i poprosiłem żeby nie zachowywał się jak stary ojciec, bo nie zrobię mu loda wieczorem. Jęknął, a ja pocałowałem go.
Następnego dnia rzeczywiście mieliśmy możliwość poznania chłopaka, z którym spotykał się nasz syn. Vicky była u przyjaciółki, bo ja nie chciałem żeby w tym uczestniczyła. Nie chciałem słyszeć jej głupich tekstów. Elliot pojawił się u nas punktualnie ubrany w koszulę w kratkę i rurki. Uśmiechnąłem się podając mu rękę.
- Elliot Grimshaw - powiedział, a ja zamarłem.
- Grimshaw?! - pisnął Louis, łapiąc mnie za rękę, gdy chłopcy poszli do jadalni. - Grimshaw?!
- Przestań, może to po prostu zbieżność nazwisk.
- I imion.
- Uspokój się.
Patrzyłem na Elliota i porównywałem go do Nicka. Boże, nie może być prawdą, że nasz syn spotyka się z synem faceta, który próbował rozwalić związek mój i Louisa.
- Jak się poznaliście, Elliot? - zapytałem, chcąc jakoś rozpocząć rozmowę.
- Oh, ja... ja dołączyłem do grupy teatralnej.
- Ile masz lat? - Lou przejął pałeczkę.
- Piętnaście.
- Kim są twoi rodzice?
- Tato - jęknął Leon. - Proszę.
- Jeden pracuje w radio, a drugi jest reżyserem.
Radio. Wiedziałem, kurwa.
- Nick Grimshaw?
- Oh, zna go pan? Też o panu wspominał, gdy powiedziałem o Leonie.
- Znam - mruknął, wbijając nóż w mięso z całej swojej siły.
- Louis - szepnąłem. - Długo jesteście razem?
- Tato...
- Chcę wiedzieć, Leon. Nic nam nie mówiłeś.
- Miesiąc.
- Dwa - poprawił Leon. - Bo nie wiem czy liczymy od seksu czy pocałunku - wiedziałem, że robi to celowo, by zdenerwować Louisa.
- A nie od wyznania?
- To dwa.
Uśmiechnąłem się widząc jak na siebie patrzą. Wyglądali zupełnie jak ja i Louis na początku naszego związku i trzymałem za nich kciuki. Atmosfera prędko rozluźniła się, a ja pozwoliłem po posiłku iść na miasto. Wtedy zacząłem zarzucać Louisowi jego zachowanie, a on powiedział:
- Czy każdy Grimshaw będzie pieprzył moją rodzinę?! Jeszcze brakuje żeby któryś Grimshaw wziął się za Vicky!
Przytuliłem go i zapytałem czy nie jest szczęśliwy, że Leon ma kogoś. Ten znowu zaczął temat Nicka.
- Skarbie, pokażmy mu, że ich akceptujemy. Nie sprawisz, że się rozstaną, a Leon przestanie nam cokolwiek mówić.
- Oni uprawiają seks, Harry!
- My też.
- Ale my jesteśmy dorośli.
- Ale byliśmy w ich wieku. Przypomnij sobie te wszystkie akcje.
Uśmiechnął się, a ja pocałowałem go pytając czy nie chce jakiejś teraz powtórzyć.
~*~
Od kilku dni w naszym domu panowała nieprzyjemna atmosfera. Victoria ciągle źle się czuła, ale nie chciała nam nic powiedzieć. Leon kłócił się z chłopakiem, a potem płakał w poduszkę. My baliśmy się, że zawali egzaminy i nie dostanie się na studia. Próbowaliśmy dowiedzieć się czegokolwiek, ale wszyscy milczeli i kazali nam spadać. W końcu po kolejnym Vicky wiedziałem, że musimy sobie wszystko wyjaśnić. Dziewczyna płakała leżąc na kanapie i prosząc żeby nie zawozić jej do szpitala na badania. Nie wiedziałem co mówić, by do niej dotrzeć. Nie wiedziałem co robimy nie tak, ale przecież my się tylko o nią martwimy.
- Vicky, nie będziemy krzyczeć - powiedziałem w końcu. - Powiedz nam co się dzieje.
- Nie mogę, tato. Nie teraz.
- Co się dzieje, skarbie? - zapytał Louis czule. - Musisz nam powiedzieć. Coś w szkole?
- Nie, tato. Powiem wam innym razem.
- Zemdlałaś drugi raz i źle się czujesz. Kochanie, mówiliśmy ci, że odchudzanie jest niebezpieczne. Psycholog na pewno ci pomoże, ale...
- Jestem w ciąży, tato - spojrzała na nas, a ja poczułem jakbym dostał w twarz.
Ona ma szesnaście lat. Ciąża? Ale...
- Co? - zapytał Louis, a ja nie wiedziałem co się dzieje. - Ale.. jak?
Victoria odwróciła się do nas plecami i zaczęła płakać. Przytuliłem ją i poprosiłem o rozmowę. W końcu powtórzyła diagnozę. Zapanowała cisza, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
- Z kim, Vicky?
- Adam. Chłopak z drużyny. To znaczy chłopak dziewczyny z drużyny.
- Chłopak dziewczyny? - zapytałem nie rozumiejąc zupełnie nic.
- Tak, tato. Moja koleżanka ma chłopaka, a ja mam jego dziecko.
- On wie? - zapytał Louis.
- Nie, tato. Powiedział, że to był zakład.
- Zakład, że co?
- Że.. że mnie przeleci. Że... że przeleci córkę pedałów z One Direction.
- Zabiję gnoja - mruknął Louis, wstając. Złapałem go za rękę i poprosiłem o spokój.
- Czy on ci coś zrobić, Vicky?
- Dziecko.
- Zmusił cię?
- Nie, ale... on się śmiał. Upił mnie i kręciło mi się w głowie. To znaczy wypiłam jedno piwo i... i to dziwne.
- Czy on ci czegoś dosypał?
- Nie wiem.
Westchnąłem patrząc na Louisa. Ten wstał i przytulił Victorię, która znowu się rozpłakała. Przeprosiłem mówiąc, że muszę zadzwonić. Wybrałem numer prawnika i opowiedziałem o sprawie. Następnego dnia zgłaszaliśmy wszystko na policję i staliśmy przed domem chłopaka, który powinien ponieść konsekwencje za swoje czyny.
~*~
Miałem nadzieję, że Harry'emu spodoba się niespodzianka, którą od tygodni planowałem z przyjaciółmi i najbliższymi. Loczek nie mógł pogodzić się z myślą, że od dziś jest czterdziestolatkiem, który niedługo zostanie dziadkiem. Sytuacja z Victorią i Adamem, który niedługo miał mieć rozprawę w sądzie za gwałt, sprawiła, że mój mąż zmienił się. Chodził niewyspany i zestresowany, a ja musiałem poprawić mu humor.
- Tato! Boże, dzwonię do ciebie od godziny! - usłyszałem za sobą głos Victorii. Dzwoniła do mnie kobieta z cukierni i pytała o tort czy jakieś ciasta.
- Rozmawiałem z nią. Widziałaś się z tatą?
- Byliśmy razem u prawnika. Ma być w domu o piątej, bo coś załatwia. Myślisz, że będzie bardzo zły za imprezę?
- Będzie się cieszył. Jak się czujesz? - spojrzałem na jej zaokrąglony brzuch.
- Dziewczyna Adama życzyła mi śmierci. Norma.
- Suka.
- Dziwka.
- Kurwa.
Nastolatka roześmiała się z naszej zabawy, a ja podszedłem do człowieka od ozdób. Po szóstej próbowałem wyciągnąć Loczka z domu.
- Harry, musimy tam jechać! - powiedziałem, ciągnąc go za rękę. Przebierz się, będziemy gośćmi.
- Gdzie ty chcesz znowu iść?
- Mam ochotę na restaurację. Zrób to dla mnie.
Harry wziął prysznic, a potem przebrał się. Podszedłem do niego i złapałem jego ręce z tyłu. Sprawnym ruchem zapiąłem je w kupione kajdanki, a Loczek zdziwił się.
- Tak się bawimy? - mruknął z uśmiechem. - Dzisiaj jesteś niegrzecznym policjantem?
- Tak, a teraz pojedziemy w miejsce tortur.
Zawiązałem jego oczy przepaską i zaprowadziłem do samochodu. Przez całą drogę mówiłem, że mam nadzieję, że niespodzianka się spodoba. Wchodząc do klubu prosiłem o chwilę cierpliwości, a potem rozpiąłem jego ręce. Vicky prychnęła, a ja od razu na nią spojrzałem.
- Co to było? - zapytał Harry. - Mogę już to zdjąć?
Pozwoliłem mu, a ten uśmiechnął się, gdy wszyscy życzyli mu wszystkiego najlepszego. Wielka czterdziestka z balonów z helem przypominała mu o święcie, a ten z uśmiechem stwierdził, że mnie nienawidzi.
------
Ponad 2800 znaków. Nie ma to jak epilog najdłuższą częścią. Ever.
To moje pierwsze skończone opowiadanie i wiecie co? Jakoś mi ciężko. Fakt, czasami nie miałam już weny i byłam na siebie wkurzona, ale jednak polubiłam Leona, a Harry i Louis jako rodzice jakoś tak... jakoś tak mi się serduszko topiło. Jednakże od teraz w poniedziałki prawdopodobnie będzie "Goodbye my Lover", które pisałam wcześniej, ale zawiesiłam. Zajrzyjcie i przeczytajcie wstęp ;)
Dziękuję za wszystko co tutaj pozostawiliście. A teraz małe podsumowanie:
* 8 miesięcy i 13 dni
* 23 części + prolog + epilog
* 24,165 wyświetleń
* 2,625 gwiazdek
* 264 komentarzy
* 602 followers
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro