Rozdział 7
Miłego czytania <3
***
Weszłam do sklepu i od razu skierowałam się na dział z farbami do malowania. Kieran cały czas trzymał się mojego boku. Rozglądał się uważnie po sklepie. Zatrzymałam się w odpowiedniej alejce przed półką z puszkami z farbą i zaczęłam szukać odpowiedniego koloru.
– Osla – zaczął szeptem Kieran, stając tuż za moimi plecami. Nachylił się i jego szept sprawił, że poczułam na plecach ciarki. – Stoimy przed puszkami z białym kolorem, dlaczego po prostu nie weźmiesz jednej?
Po zadaniu tego pytania odwróciłam się powoli w jego stronę i posłałam mu długie, wymowne spojrzenie.
– Pytam poważnie – dodał, a ja mrugnęłam.
– Nie widzisz w tych kolorach żadnej różnicy? – dopytałam. Tym razem to on pomrugał i z niezrozumieniem spojrzał na puszki.
– Kolorach? – powtórzył. – Widzę jeden kolor.
– A ja widzę przed sobą daltonistę – burknęłam pod nosem, ale chyba to usłyszał, bo zmarszczył z irytacją brwi, podszedł do mnie i szturchnął mnie łokciem w bok. Oddałam mu i zaczęliśmy się przepychać. – Nie chcesz ze mną walczyć, wychowywałam się przez całe życie z bratem – ostrzegłam.
– W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone – odparł, popychając mnie.
– W dupie, a nie w miłości – prychnęłam, również go popychając. Uśmiechnął się cwaniacko, nawet nie drgnąwszy, gdy użyłam sporej siły. Spróbowałam jeszcze raz, ale nie poruszył się nawet o cal.
– Walczysz z kapitanem hokejowej drużyny, skarbie – mruknął, nachylając się ponownie i tym razem to nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. – To byłby wstyd, gdybym dał się drobnej, uroczej blondyneczce.
– Spróbuj nazwać mnie jeszcze raz blondyneczką, a pokażę ci, jak bardzo urocza potrafię być – fuknęłam, wbijając palec w jego pierś. Przechodząca obok nas klientka spojrzała na nas niepewnie. Zignorowałam ją.
– Pokaż. – Posłał mi dwuznaczny uśmiech i uniósł szeroko ręce. – Jestem cały twój, blondyneczko.
Cmoknęłam z niesmakiem i ponownie zwróciłam się w stronę półek z farbą. Kieran znów się do mnie zbliżył, a ja cała się spięłam. Na pewno nieprzypadkowo otarł się dłonią o moją rękę, ale nie zamierzałam dawać mu znowu atencji. Ten gnojek lubił pławić się w centrum uwagi. W końcu podeszłam do półki i sięgnęłam po dwa kolory.
– Antyczny marmur czy chłodna śmietanka? – zapytałam całkowicie poważnie, a Kieran uniósł brwi do góry.
– Przysięgam, że nic nie brałem, a czuję się jak na dobrej fazie – odpowiedział, więc kopnęłam go w kostkę.
– Skup się.
– Przecież te kolory wyglądają identycznie. To jest biały – powiedział. – Mam ci przeliterować? B i a ł y.
Znowu go kopnęłam.
– Antyczny marmur? Serio? Kto wymyśla te nazwy? – zapytał, gdy nadal przyglądałam mu się w oczekiwaniu na odpowiedź. Sensowną odpowiedź dokładnie mówiąc.
– A może arktyczna zima? – Obejrzałam się przez ramię na półkę.
– A nie ma koloru o nazwie biała biel?
– Ciebie powinni nazywać debilnym debilem – odparłam. Parsknął.
– Co najwyżej najprzystojniejszym przystojniakiem. Pokaż to. – Wyrwał mi puszkę z dłoni i zaczął się jej przyglądać. – Biały to biały.
– Debil to d... – Urwałam, gdy uniósł na mnie gwałtownie wzrok.
– Chcesz wracać na nogach?
– To ty zaproponowałeś, że ze mną pojedziesz! – oburzyłam się. – Chciałeś jechać, to masz, wybieraj – dodałam, wskazując na puszki. Odsunął się z ciężkim westchnieniem, a ja zaczęłam przeglądać kolejne puszki. – Może ciepły granit?
– Osla, ty malujesz szafkę w sypialni, a nie pokój w pałacu prezydenckim – prychnął za moimi plecami.
– I dobrze, bo chyba bym zwariowała, gdybym musiała dobrać odpowiedni kolor – sapnęłam, schylając się, by sięgnąć po następną farbę. Kieran stojący za mną gwizdnął.
– Ale mam super widoki. Mówiłem ci, że wybieranie koloru farby to moja pasja – stwierdził, a ja gwałtownie się wyprostowałam.
– Przestań gapić mi się na tyłek – warknęłam.
– Ja tylko oceniam kolor twoich spodni – zarzekł, udając niewiniątko. Westchnęłam i znowu spojrzałam na nazwę farby.
– Dobra, biorę tę – stwierdziłam w końcu, odkładając resztę puszek na miejsce. Kieran spojrzał na nazwę i uniósł na mnie wzrok.
– Nadal uważam, że powinno być tutaj napisane tylko „biały" – powiedział, a ja wzruszyłam ramionami. – To teraz moja kolej.
– A co ty masz do kupienia w tym sklepie? – zainteresowałam się, bo do tej pory nic nie mówił na temat.
– Zainspirowałaś mnie, też coś u mnie w mieszkaniu namaluję – stwierdził, po raz trzeci (czy to liczyłam? Tak) złapał mnie za rękę i zaprowadził na koniec alejki, gdzie znajdowały się farby w mniejszych tubkach. Wziął żółtą, niebieską, czerwoną i zieloną.
– Napiszesz na ścianie, że jesteś najprzystojniejszym hokeistą i każda litera będzie w innym kolorze, a wokół gwiazdki i serduszka? – dopytałam, a on błysnął zębami w uśmiechu.
– Nie, ale miło łechtasz moje ego, uważając, że jestem najprzystojniejszym hokeistą.
– Nie uważam tak.
– Nawet jeśli nie, to będę żyć w mojej bańce samouwielbienia – odparł z rozbawieniem. Przewróciłam oczami i razem zabraliśmy jeszcze pędzle i folię ochronną. Upewniłam się, że niczego mi nie brakowało, po czym skierowaliśmy się do kas. Zapłaciłam za swoje produkty i usatysfakcjonowana ruszyłam do samochodu.
– Czy to wszystko na dzisiaj?
– Nie wiem, czy jestem gotowa na zakupy spożywcze w twoim towarzystwie – przyznałam szczerze i tym razem to on przewrócił oczami. Zerknęłam na jego profil, kiedy ruszył z parkingu. Ciemne włosy miał zmierzwione i pojedynczy kosmyk opadał mu na czoło. Miał prosty, ładny nos i pełne usta, a gdy unosił kąciki, pokazywał swój śnieżnobiały uśmiech. Nic dziwnego, że był tak pewny siebie, naprawdę był przystojny.
Ale zamierzałam przyznać się do tego tylko w mojej głowie.
Kieran podkręcił radio i z głośników zaczęło lecieć Stolen Dance od Milky Chance. Bardziej rozluźniona oparłam się o fotel i wyjrzałam przez okno.
– Skąd pomysł na hokej? – spytałam nagle.
– Faktycznie jesteś ciekawa czy zamierzasz zapisać moją odpowiedź na czarnej liście, bo nie cierpisz hokeju, a raczej zawodników tego sportu? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja spojrzałam na niego ukradkiem. – Nie sądzisz chyba, że nie zauważyłem? – dodał w ramach wyjaśnienia. Otworzyłam usta, by wytłumaczyć, ale natychmiast je zamknęłam.
Z nikim nie zamierzałam dzielić się tą historią.
– Faktycznie, po ilości komplementów, którymi cię obdarowuję, też nie miałabym wątpliwości – zakpiłam.
– Jeżeli to były komplementy według ciebie, to naprawdę boję się, co byś mówiła, gdybyś była serio wkurzona.
– Nie chcesz wiedzieć – odparłam.
– Masz rację, nie chcę – odpowiedział, a ja z trudem powstrzymałam śmiech. Spoważniałam natychmiast, kiedy uświadomiłam sobie, że w jego towarzystwie moja czujność gdzieś znikała. Przestawałam trzymać się na baczności, a przede wszystkim bać.
Sama ta myśl sprawiła, że przełknęłam ciężko ślinę i poprawiłam się nerwowo na fotelu.
– Jeżeli wiercisz się tak, bo nie możesz doczekać się malowania, to uwierz mi, że ja również. Chcę cię zobaczyć w roli malarza, to na pewno będzie niezapomniany widok – powiedział i znów spojrzał mi w oczy. Po jego spojrzeniu domyśliłam się, że on wiedział, że moja reakcja nie była spowodowana chęcią malowania, ale z szacunku nie dopytywał. Puścił mi jedynie oczko, by rozładować napięcie.
– Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– To tak, jakby zapytać, dlaczego ziemia jest okrągła.
– O, a to właściwie ciekawy temat. Czytałam kiedyś artykuł na temat tego, że ludzie kiedyś sądzili, że ziemia jest... – Urwałam zdanie w połowie, bo dojrzałam jego spojrzenie. – Nieważne – mruknęłam.
– Mów, jestem ciekawy tego artykułu – odpowiedział całkowicie poważnie. – Właściwie jestem ciekawy całej ciebie.
Ale dlaczego? Pytanie pojawiło się w mojej głowie, ale na nie nie odpowiedziałam. Wywoływało ono tylko we mnie jeszcze więcej wątpliwości.
– Wolę posłuchać o tobie.
– Umówmy się, że każdy z nas coś o sobie powie. Ja zacznę. Nie wiem, dlaczego hokej. Po prostu towarzyszy mi, odkąd pamiętam. Tylko na lodzie jestem w stanie poczuć się sobą. Kocham moment, kiedy jestem skupiony tylko na meczu, krążku i grających ze mną zawodnikach – powiedział. – Twoja kolej.
– Nie umiem jeździć na łyżwach. Kiedyś, kiedy pojechałam na lodowisko z moim bratem, wyciągnął mnie na sam środek, puścił i zostawił. Wywróciłam się sekundę później, a on specjalnie śmiał się ze mnie z drugiego końca, kiedy walczyłam o życie. Chyba mam traumę.
Kieran zaśmiał się cicho.
– Mógłbym pomóc ci się nauczyć – powiedział. – Jeździć na łyżwach – dodał pospiesznie, gdy posłałam mu wymowne spojrzenie. – Tylko jeździć na łyżwach. Wcale nie proponuję tego, by spędzić z tobą trochę więcej czasu.
– Doprawdy? – Uniosłam brew. Tym razem tylko się uśmiechnął i znów skupił się na drodze. – A jeśli powiedziałabym ci, że ja chciałabym spędzić z tobą trochę czasu?
– Nie mów mi takich rzeczy, bo będę zagrożeniem na drodze dla innych kierowców – odpowiedział. – Widzisz? Spociły mi się ręce, zestresowałaś mnie – dodał, wyciągając do mnie rękę. Parsknęłam i odepchnęłam ją od siebie.
– Teraz twoja kolej – przypomniałam mu.
– Przed wprowadzeniem się do mieszkania naprzeciwko ciebie mieszkałem z moimi znajomymi, którzy też grają w hokeja. Jesteśmy w jednej drużynie.
– Uwielbiam piec i gotować. Uspokaja mnie przyrządzanie jedzenia w kuchni i za każdym razem na święta i urodziny to ja zajmuję tam miejsce, by wszystko przygotować.
– Spadłaś mi z nieba. Już wiem, do kogo będę przychodzić po treningach.
– Nie ma szans – zaoponowałam.
– Przypomnę ci o tej rozmowie, ale nie bądź zaskoczona, jak bez pukania wejdę i usiądę w kuchni.
– A co, jeśli będę gotować nago?
Odwrócił się w moją stronę.
– Gdzie minusy? – Prychnęłam, słysząc zadane przez niego pytanie i pokazałam mu środkowy palec. – Jeśli to cię pocieszy, mogę przyjść bez koszulki.
– To beznadziejne pocieszenie.
– Tak? Tylko spójrz na te mięśnie. – Przez grubą kurtkę nie widziałam jego ciała, ale rozbawiło mnie, gdy na pokaz napiął wolną rękę i pocałował swój biceps. – Kto by na to nie poszedł?
– Ja – odparłam.
– Nie uwierzę ci. A wracając do rozmowy, jak byłem mały, postanowiłem zjechać z dużej górki na rowerze. Nie umiałem jeździć, ale stwierdziłem, że z górki rower sam się rozpędzi i nie będę miał żadnych problemów. Zapomniałem tylko, że nie umiem też hamować. Rąbnąłem w daszek od szopy i rozciąłem sobie łyk brwiowy. Babcia najpierw stwierdziła, że się zabiłem, ale jak zacząłem się podnosić, doszła do wniosku, że jednak nic mi nie będzie i dlatego do tej pory mam tu bliznę. – Wskazał na znamię przy brwi, które dopiero wtedy dostrzegłam.
– Naprawdę mogło ci się coś stać.
– Miałem sześć lat. – Wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął. Umknęło mojej uwadze, że już wjechaliśmy na kolejny parking, więc kiedy Kieran zaparkował, odpięłam pas i wygramoliłam się z samochodu. Ruszyłam do kolejnego sklepu. Chłopak zabrał dla nas wózek z zakupami i skierowaliśmy się na pierwszy dział.
– Zapomniałam zadać ci najważniejszego pytania, od którego zależy nasza znajomość – powiedziałam, łapiąc za karton. – Najpierw mleko czy płatki?
– Płatki – odpowiedział bez zastanowienia. Zmrużyłam oczy. – Tylko nie mów, że odpowiedziałem źle. Wlewasz najpierw mleko?
– Tak. Resztę zakupów robisz sam. Nigdy więcej nie powiem ci cześć na klatce schodowej, to koniec – zakpiłam.
– Przecież ty nigdy nie powiedziałaś mi cześć! – oburzył się.
– Czyli dobrze zrobiłam.
Zmrużył zły oczy i wyrwał mi karton z rąk. Wrzucił go do koszyka i pomaszerował dalej. Przez moment wybierał płatki, po czym wrzucił trzy kartony do koszyka.
– Co robisz? – zapytałam z zaciekawieniem, idąc za nim.
– Zrobię ci takie płatki z mlekiem, że zwątpisz w swoją taktykę wlewania mleka jako pierwszego – odpowiedział z determinacją.
– W życiu mnie nie przekonasz.
– A chcesz się założyć? – spytał całkowicie poważnie. – Jeśli wygram, robisz mi po treningu obiad.
– A jeśli przegrasz?
– Przegrana nie wchodzi w grę.
– Hej, to nie fair! – obruszyłam się. – Jeśli przegrasz, dasz mi swój autograf.
– Od zawsze wiedziałem, że jesteś moją fanką. Dobrze to ukrywałaś – powiedział, zatrzymując się.
– Fuj, nie. To dla mojego brata – wyjaśniłam, ale Kieran już miał minę, jakby kompletnie mi nie uwierzył.
– Tak sobie wmawiaj. Może podpiszę ci się na koszulce? Będziesz się do niej przytulać w nocy i całować, kiedy poczujesz się samotna – zaproponował, a ja przysięgam, że zazgrzytałam zębami. – Najlepsza będzie z moim numerem, żebyś zawsze miała przy sobie cząstkę mnie. To takie romantyczne.
– Romantycznie będzie, jak dam ci w twarz i ucieknę – stwierdziłam. Sięgnął po moją zaciśniętą dłoń i spojrzał na moje kłykcie.
– Och, lepiej nie, szkoda takich pięknych dłoni – powiedział i musnął wierzch mojej ręki ustami. Poczułam kolejny dreszcz, ale natychmiast wyrwałam dłoń i wytarłam ją o jego kurtkę.
– Boże, teraz będę musiała ją wyszorować i wyparzyć w gorącej wodzie. Najlepiej, jakbym ją ucięła i załatwiła sobie nową. – stwierdziłam z niesmakiem. – A dopiero co robiłam nowe paznokcie. Co za strata – dodałam z żalem.
– Ranisz moje serce, Oslo – odpowiedział, a ja dla pewności zaczęłam wycierać rękę o jego kurtkę jeszcze raz. – Ludzie zaczynają na mnie patrzeć, jakbym przenosił jakąś zakaźną chorobę – dodał i faktycznie tak było. Ludzie się na nas gapili. Odsunęłam się.
– Dobrze, że głupota nie jest zaraźliwa.
Gdy Kieran spiorunował mnie wzrokiem, zachichotałam i uciekłam w stronę kolejnej alejki.
***
Dajcie znać jak wrażenia <3
twitter: #thislittleoneNA
Moje media społecznościowe:
Instagram: nataliaantczak__
Twitter: _sztambuch_
TikTok: nataliaantczak
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro