Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Na potrzeby fabuły zmieniłam mały szczegół i nasza główna bohaterka jest już na studiach, nie w liceum. Ten rozdział jest całkiem fajny, więc będę wdzięczna za waszą aktywność. Miłego czytania <3

***

Ostatnie porządki w moim pokoju nie były bezpodstawne. Nieubłaganie zbliżał się moment mojej przeprowadzki, której od wielu miesięcy pragnęłam, a obecnie z niezrozumiałego powodu kompletnie mnie ona przerażała. Stałam teraz w progu mojego pokoju i wpatrywałam się w kilka pustych kartonów, które mój brat przyniósł, bym mogła zacząć się pakować.

Mieszkanie czekało na mnie na Brooklynie. Zakochałam się w tej dzielnicy Nowego Jorku już kilka lat temu i zawsze powtarzałam, że to tam chciałabym mieszkać. Urokliwe, ceglane budynki wpasowywały się w moją estetykę i podobało mi się, że ulice mimo wszystko były oddalone od zgiełku w centrum miasta. Miałam stamtąd prostą drogę na most brooklyński, a widoki na nim były przecież przepiękne.

Dopiero myśl, że właśnie spełniam swoje marzenie, zmotywowała mnie do ruszenia się. Weszłam do pokoju, otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi szafy i spojrzałam na równo poukładane ubrania na półkach. To był dobry pomysł, żeby pozbyć się niepotrzebnych przed pakowaniem, teraz przynajmniej było tego mniej i wiedziałam, co faktycznie zabieram do nowego mieszkania.

– Tylko nie myśl sobie, że pozwolę, żeby jakieś chłopaki cię tam odwiedzały. – Spojrzałam przez ramię na mojego tatę, który zajrzał do pokoju. – Kontrola rodzicielska przynajmniej raz w ciągu dnia.

– Ma się rozumieć. – Przewróciłam oczami i wskazałam na niego wymownie palcem. – Przecież ty w moim wieku nawet palcem nie dotknąłeś dziewczyny – dodałam, unosząc brwi, na co uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.

– Jak skończysz, daj znać, to zawieziemy ci wszystko do mieszkania. I zawołaj Dominica, żeby ci pomógł – powiedział, a ja zasalutowałam i zaczęłam wsadzać ubrania do kartonów. Musiałam przyznać, że dalej się trochę stresowałam, ale wiedziałam, że przeprowadzka była dobrą decyzją.

– Nie pomogę jej. Zostawia mnie z wami samego, a w pojedynkę w tym domu zwariuję – wtrącił się mój brat, który, jak się okazało, szedł właśnie korytarzem do swojego pokoju. Zajrzał do mnie i rzucił naszemu tacie wymowne spojrzenie.

– Co ty nie powiesz? A może wyprowadzisz się razem z nią, wtedy będziemy mieć święty spokój. – Mężczyzna zażartował z uśmiechem, a ja otworzyłam szerzej oczy.

– Nie ma opcji, nie wpuszczę tego pasożyta do mojego mieszkania – fuknęłam.

– Mieszkanie jest po babci, więc powinno być wspólne – wytknął mi od razu.

– Ale nie jest i nie masz w tym temacie nic do gadania – odparłam i uśmiechnęłam się z wyższością. – Już nie mogę się doczekać, aż powitam święty spokój i ciszę. W końcu – westchnęłam z ulgą i zobaczyłam, że mój młodszy o rok brat dyskretnie pokazał mi środkowy palec.

– Widziałem to – upomniał go tata. Również dyskretnie pokazałam bratu środkowy palec. Tata zwrócił się w moją stronę: – To też widziałem.

Uśmiechnęłam się do niego niewinnie i wróciłam do pakowania. Dominic wślizgnął się do środka, opadł na łóżko i wygodnie się na nim rozłożył. Powstrzymałam się od złośliwego komentarza, dostrzegając paczkę chipsów, którą trzymał w drugiej ręce. Zaczął je jeść i już wiedziałam, że zamiast prześcieradła będę miała tam same okruszki.

Dobrze się składało, że dzisiejszą noc miałam spędzić w nowym miejscu.

Co prawda mieszkanie po babci wymagało jeszcze remontu, ale nie był on potrzebny już teraz. Jak na razie wnętrze miało swój stary urok i zamierzałam to zmienić dopiero, jak zdobędę trochę oszczędności w pracy. Musiało mi jeszcze starczyć pieniędzy na opłaty, a i te nie były duże.

– Będę nawiedzać cię w nocy – stwierdził Dominic kompletnie bez kontekstu. Zerknęłam na niego kątem oka i zabrałam się za upychanie kosmetyków do kosmetyczki. Musiałam przyznać, że miałam na ich punkcie delikatną obsesję.

– Tylko spróbuj – burknęłam. Tata chyba nie zamierzał dalej wysłuchiwać naszej rozmowy, bo kiedy ponownie uniosłam głowę na wejście do pokoju, już go tam nie było. Wcale mu się nie dziwiłam, nasze rozmowy naprawdę były głupie i w takich momentach jedynie udowadniałam samej sobie, że mój brat nie miał połowy mózgu.

Dobrze, że nie było to rodzinne.

– A co, jeśli zakręci się wokół ciebie jakiś frajer? Co wtedy? – spytał z przejęciem. – Przecież ktoś musi obić mu...

– Myślę, że mi to nie grozi – odpowiedziałam i na raz pomyślałam o chłopaku, który zagadał mnie wczoraj w kawiarni. Czy wychodziłam na idiotkę, jeśli od wczoraj nie sprawdziłam żadnego powiadomienia, bo bałam się, co odpisał? Nawet jeśli, to byłam idiotką tylko w swojej głowie, bo nikt nie wiedział o mojej małej konfrontacji z tym... Nieznajomym.

– Znów się uśmiechnęłaś – zwrócił mi uwagę brat. Złapałam losową rzecz z biurka i rzuciłam nią prosto w niego. Pisnął jak mała dziewczynka, odrzucił chipsy na bok i zakrył się moją kołdrą. Tusz do rzęs odbił się od jego głowy, a ja lekko się skrzywiłam, bo prawdopodobnie było to bolesne. Jęknął i padł na łóżko, zaciskając powieki. – Zostałem... Trafiony – wystękał dramatycznie. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

Otworzył powoli oczy i po jednym spojrzeniu, który mi posłał, już wiedziałam, co zamierzał zrobić. Zamarłam.

– Mamo... – Rzuciłam się w jego stronę i zatkałam mu usta dłonią, przez co zagłuszyłam połowę krzyku, który wyrwał się z jego gardła.

– Nawet nie próbuj – syknęłam, gdy zaczął się wyrywać. Objęłam go nogami, żeby mnie nie zrzucił.

– Pomo... – Dostał ode mnie łokciem, żeby się przymknął, a on w odpowiedzi pociągnął mnie za włosy. Syknęłam. Był ode mnie większy, więc z łatwością wyswobodził się z mojego uścisku, a ja padłam na materac.

– Przestań! – warknęłam. Chciałam odepchnąć go stopami, ale idiota ugryzł mnie w ramię i tym razem to ja krzyknęłam. Nasze kończyny zaplątały się ze sobą i teraz tylko dyszeliśmy, nawet nie próbując się uwolnić.

– Każdego dnia zastanawiam się, co poszło nie tak, kiedy się urodziliście. – Oboje zamarliśmy, słysząc głos mamy z korytarza. Patrzyła na nas z rękami opartymi na biodrach, a jej brwi były wysoko uniesione. Wyglądała, jakby kompletnie zwątpiła w swoje umiejętności rodzicielskie i w nas przy okazji. – Gdzie popełniliśmy z tatą błąd?

– Wtedy, kiedy zdecydowaliście się na drugie dziecko – wydyszałam i dostałam za to kolanem w brzuch. Dalej usilnie odpychałam od siebie twarz tego pajaca.

– Jak się urodziłaś, to zaniżyłaś poprzeczkę tak nisko, że do mnie nie mieli już żadnych oczekiwań. Głupim się jest, a nie bywa – parsknął Dominic. Do naszych uszu dotarło jedynie pełne zmęczenia westchnienie mamy i po chwili jej kroki, kiedy najwyraźniej zdecydowała, że nie zamierza nawet z nami rozmawiać.

– Bujaj się.

– Bujać to cię powinni za dzieciaka, żebyś trochę zmądrzała.

– Przegiąłeś.

– Sama przegięłaś.

– A ty dwa razy – wykrztusiłam. – No odwal się, no! – warknęłam, gdy znowu pociągnął mnie za włosy.

– Żenada – mruknął, patrząc na mnie oceniająco.

– Wstyd i hańba – odpowiedziałam, patrząc na niego. Posłaliśmy sobie pełne złości spojrzenie i oczywiście ten dureń pchnął mnie tak, że poleciałam na podłogę. Huk, który rozległ się w pokoju, mógł obudzić nieboszczyka.

– Co wy tam robicie?! – zawołała z dołu mama.

– Jeśli teraz to ty spróbujesz zacząć krzyczeć... – powiedział mój brat, a ja uśmiechnęłam się złośliwie. Rzucił we mnie poduszką, którą z opóźnieniem złapałam, więc dostałam prosto w twarz. Fuknęłam zła i złapałam za kolejną, losową rzecz, którą miałam w zasięgu wzroku. Spojrzeliśmy na siebie prowokacyjnie, bo Dominic miał już przy sobie kolejną, która okazała się moim papuciem.

Zła pokazałam mu środkowy palec raz jeszcze i wróciłam do pakowania. Nie miałam zamiaru rozmawiać z kimś o tak niskim ilorazie inteligencji. W końcu z kim się zadajesz, takim się stajesz. Nie mogłam ryzykować.

Niestety na pakowaniu zszedł mi prawie cały dzień i skończyłam, kiedy na dworze zrobiło się już ciemno. Dominic oczywiście mi nie pomógł, bo zamiast to zrobić, oceniał wszystkie moje ubrania jako brzydkie i nadające się do kosza. Nie miałam siły mu tłumaczyć, że to jego wyglądały jak worki na śmieci.

Nasza relacja była dość skomplikowana, co potwierdziliśmy pół godziny później. Kiedy wszystkie pudła były już spakowane i pozaklejane, stanęłam na środku pokoju ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami. To pomieszczeni stało się strasznie puste i zrobiło mi się trochę przykro, gdy na nie patrzyłam. Zerknęłam na brata i musiałabym być ślepa, gdybym nie zauważyła smutnego grymasu na jego krzywej mor... znaczy twarzy.

– Tylko się nie popłacz – rzuciłam prowokacyjnie, ale Dominic nie podłapał żartu. Wstał, przeciął dzielącą nas odległość i wziął mnie w swoje ramiona, jakby zamierzał mnie udusić (właściwie wcale by mnie to nie zdziwiło).

– Jeśli już zaprosisz jakiegoś chłopaka i będzie zasługiwał na wpierdol, to podaruj mu takiego idealnego prawego sierpowego, jakiego podarowałaś mi, kiedy byliśmy w przedszkolu i podpierdoliłem ci kawałek pomidora z talerza obiadowego – powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. – A jeśli to nie pomoże, wtedy przyjdę ja i poprawię mu drugą ręką tak jak tobie, kiedy zjebałaś mój zamek z piasku, jak byliśmy z rodzicami na wakacjach dziesięć lat temu – dodał i pociągnął nosem.

– Czy ty się wzruszasz, bo się przeprowadzam?

– Nie, przypomniało mi się, jaki ten zamek z piasku był piękny – odpowiedział. Spojrzałam na niego z politowaniem.

– Kretyn – podsumowałam. Mimo wszystko też mocno go przytuliłam.

Po kilku sekundach w końcu wyswobodziłam się z jego ramion. Zawołałam tatę i w trójkę zaczęliśmy przenosić pudła do samochodu. Robiłam to z mocno bijącym sercem, bo z jakiegoś powodu wydawało mi się, że właśnie naprawdę wkraczałam w dorosłość.

Mój brat, zwany również idiotą z ilorazem inteligencji na minusie podłożył mi przy tym kilkukrotnie nogę, a kiedy sam prawie spadł ze schodów, śmiałam się z niego przez kolejne kilka minut. W końcu w komplecie zapakowaliśmy się do samochodu. Upewniłam się, że niczego mi nie brakowało i ruszyliśmy.

Brooklyn był oddalony od naszego domu o jakieś czterdzieści minut drogi, ale kiedy w końcu wjechaliśmy w odpowiednią ulicę, poczułam dojmujący spokój. Po tej stronie Nowego Jorku ruch był mniejszy, dlatego z uśmiechem powitałam budynki z ciemnej cegły i tak dużo drzew. Tata zaparkował tuż przed wejściem, a ja przełknęłam ciężko ślinę i wysiadłam na zewnątrz.

Wyciągnęłam z kieszeni klucze od mieszkania i razem z mamą weszłam do środka. Wdrapałam się na pierwsze piętro, po czym otworzyłam drzwi i z mocno bijącym sercem przekroczyłam próg mieszkania.

Nie było to nic wielkiego, składało się z salonu, kuchni, łazienki i małej sypialni. Okna były zwrócone na ulicę, więc widać było przez nie tatę i brata, którzy wyciągali właśnie z bagażnika pierwsze kartony.

– Uważaj na siebie i gdybyś miała z czymś problem, to dzwoń, dobrze? – powiedziała moja mama. Była ładną, szczupłą kobietą z kasztanowymi włosami i brązowymi oczami. Uśmiechnęła się do mnie łagodnie, a ja pokiwałam głową.

– Dobrze – potwierdziłam. Spojrzałam na wygodną kanapę po prawej stronie salonu i stół, przy którym mogły zmieścić się cztery osoby. Idealnie dla naszej czwórki. Kuchnia była malutka, ale całe mieszkanie było naprawdę przytulne. Zamierzałam jechać w najbliższym czasie na zakupy i dokupić jeszcze kilka ozdób, by naprawdę poczuć się jak u siebie. – Może pomożemy im z tymi pudłami? – dodałam po chwili ciszy, która nie była jednak napięta. Czułam, że mój początek naprawdę właśnie nadchodził.

Mama ochoczo skinęła głową i razem wyszłyśmy z mieszkania. Kiedy zbiegałam po schodach, zwróciłam uwagę na to, że drzwi od mieszkania naprzeciwko mnie były szeroko otwarte i w środku już w korytarzu również znajdowało się sporo pudeł. Do tej pory nie widziałam tutaj ogłoszeń o sprzedaży mieszkania, więc byłam szczerze ciekawa, kto się wprowadzał.

Podeszłam do bagażnika i wzięłam kolejny karton. Moi rodzice z bratem ruszyli już na górę, a ja oczywiście się guzdrałam. Każde pudło było wypełnione po brzegi i powoli zaczynało mnie to irytować. Były ciężkie. Dopiero co robiłam porządki, a mimo to zabrałam ze sobą mnóstwo rzeczy. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że było ich aż tyle.

Jęknęłam, złapałam za ogromne pudło i ruszyłam z powrotem do budynku. Na drżących nogach zaczęłam wchodzić po schodach na pierwsze piętro i właśnie wtedy do moich uszu dotarł znajomy mi już głos:

– Może pomóc?

Karton wyswobodził mi się z dłoni i z trzaskiem spadł na ziemię. Wyprostowałam się i spojrzałam w stronę sąsiada, który miał mieszkać naprzeciwko mnie. W progu przy jednym z kartonów stał chłopak, który zagadywał mnie wczoraj w kawiarni, który podał mi swój numer i do którego JA napisałam (nie odczytując przy tym do tej pory wiadomości zwrotnej, którą mi wysłał).

Jego ciemne włosy żyły własnym życiem. Miał na sobie szare dresy i granatową bluzę z logiem swojej drużyny. Wzrok skupił wyłącznie na mnie. Uśmiechnął się.

Dzieliła nas tylko... Klatka schodowa.

Kapitan hokejowej drużyny właśnie przede mną stał i był moim nowym sąsiadem.

***

No to się porobiło... Koniecznie dajcie znać jak wrażenia <3

twitter: #thislittleoneNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro