Rozdział 23
Bardzo was przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że się wam spodoba. I dziękuję jeszcze raz za waszą aktywność pod ostatnim rozdziałem, jesteście najlepsi. Miłego czytania <3
***
– A potem zrobiłem tak!
Kieran przemknął obok mnie, zamachnął kijem i trafił do stojącej przy prawym końcu boiska bramki. Nie miałam serca mówić mu, że przechwalał się swoimi golami z ostatniego meczu od pół godziny i najwyraźniej nie zamierzał przestać. Zamiast tego opierałam się o bandę z wciśniętymi do kieszeni kurtki dłońmi, bo od ciągłego stania w miejscu powoli tutaj marzłam.
Nie mogłam jednak oderwać od niego wzroku. Gdy uśmiechnął się do mnie dumnie, zgarniając kijem krążek i zrobił po lodzie kolejne kółko, kąciki moich ust samowolnie zadrżały. Pociągnęłam nosem i sięgnęłam po telefon. Zerknęłam jednak na ekran dopiero, kiedy Kieran znowu był skupiony na krążku, bo podejrzewałam, że zwróciłby mi uwagę, że zamiast patrzeć na niego, patrzyłam w telefon.
– I wtedy Logan podał do Dennisa, a on podał do mnie – mówił dalej i znowu uniosłam na niego głowę. Nie miałam bladego pojęcia, o co chodziło w taktyce, którą mi przedstawiał, ale nie zamierzałam mu przerywać. Przyglądałam się jego zmierzwionym włosom, których kosmyki opadały mu na czoło i dołeczkom, które pojawiały się na jego policzkach za każdym razem, gdy się uśmiechał. Byłam przekonana, że jego oczy lśniły jeszcze bardziej, kiedy tylko znajdował się na lodzie. Widać było, że uwielbiał jeździć na łyżwach i poświęcił na to znaczną część swojego życia.
– Widziałaś? – zawołał z szerokim uśmiechem i w końcu do mnie podjechał. Zatrzymał się tuż przede mną, więc na moment wstrzymałam powietrze w płucach. Oparł kij po drugiej stronie bandy, rzucił na ławkę krążek i wsunął dłonie do kieszeni mojej kurtki, żeby spleść nasze palce. – Dlaczego nie skarżysz się, że ci zimno? – spytał, ściskając moje dłonie.
– Zapatrzyłam się – odpowiedziałam, krzyżując z nim pełne rozbawienia spojrzenie.
– Cóż, jeśli mam być szczery, wcale się nie dziwię – mruknął nonszalancko, na co przewróciłam oczami, wyswobodziłam dłoń z jego uścisku i uderzyłam go lekko pięścią w ramię.
– Zignoruję twoje samouwielbienie dla twojego dobra i nic nie powiem – powiedziałam. – Ale muszę przyznać, że to musi być fajne... Móc robić, to, co się kocha i jeszcze dzięki temu normalnie żyć.
– Tak, czasami cieszę się, że płacą mi za te wygłupy na lodzie – zakpił. – I możliwość walnięcia kogoś, kiedy mnie wkurzy – dodał niewinnie. Co prawda z tej strony jeszcze go nie znałam. Zawsze kojarzył mi się z kimś, kto niemal tryskał pozytywną energią i trudno było mi sobie wyobrazić, że na lodzie rzeczywiście był zdolny do jakichkolwiek rękoczynów.
– Ale? – dopytała, bo podejrzewałam, że miał coś jeszcze na ten temat do powiedzenia.
– Ale czasami tęsknię za latami, kiedy mogłem jeździć na lodzie bez żadnej presji. Kiedy nie wiązało się to z wynikami i kiedy nie byłem odpowiedzialny za drużynę. Pamiętam, jak miałem jakieś siedem lat. Co prawda już wtedy trenowałem, ale nie tak dużo, jak teraz. Kiedy kończyłem lekcje, zamiast wrócić do domu, biegłem na stadion, płaciłem za możliwość godzinnej jazdy na lodowisku i wchodziłem na lód. Przez godzinę mnie nie było. Uwielbiałem się tutaj wyciszać, uczyć się nowych rzeczy. Nie ciążyła mi myśl, że gram już na takim wysokim poziomie, że szkoda by to było zmarnować. – Wzruszył ramionami. – Ale nie zamieniłbym hokeju na nic innego. Poświęciłem na to kilkanaście lat i cieszę się, że dzięki tej głupiej pasji mogę się rozwijać i zarabiać.
Uśmiechnęłam się łagodnie.
– Tak, to brzmi super – przyznałam.
– A ty? – Uniosłam lekko brwi na jego pytanie. – Masz jakąś pasję?
– Owijanie sobie wokół palca pewnego hokeisty można w to zaliczyć? – spytałam, krzyżując z nim spojrzenie. Spojrzał na mnie wymownie. – Szkoda. A tak dobrze mi ostatnio szło – dodałam wyraźnie rozczarowana.
– Co ty nie powiesz? – zakpił. – Od kiedy to ty jesteś taka pewna siebie?
– A kto, przepraszam bardzo, zamówił dla mnie trzydzieści bukietów?
– Tłumaczyłem ci już, że jestem dość słaby z matmy...
– Więc gdyby nie to, nie zamówiłbyś ich dla mnie aż tylu? – dopytałam, drocząc się z nim. – Coś mi się obiło o uszy, że byłbyś w stanie kupić dla mnie wszystkie kwiaty na calutkim świecie.
– Bardzo pragnąłem wtedy usłyszeć, że ci się podobam, a teraz nie potrzebuję już dowodu, bo widziałem, jak patrzyłaś na mnie przez ostatnie pół godziny – powiedział, podjeżdżając jeszcze bliżej. Moje serce znowu mocniej zabiło.
– Więc wiedziałeś, że marznę tu tyle czasu, a i tak się przechwalałeś swoimi umiejętnościami? – spytałam, zadzierając podbródek.
– Po prostu lubię, kiedy na mnie patrzysz – odparł zwyczajnie. Przycisnęłam plecy do bandy, bo nagle między nami zrobiło się jakoś bardzo mało miejsca. – Lubię, kiedy twoja uwaga w całości jest zwrócona na mnie. Kiedy wiem, że mogę cię mieć. Całą wyłącznie dla siebie – dodał znacząco, a jego wzrok uciekł w kierunku moich ust. Czułam, jak całe powietrze ucieka mi z płuc.
– W takim razie muszę się przyznać, że w trakcie twoich wywijasów na lodzie spojrzałam na telefon, więc nie patrzyłam przez równe pół godziny – palnęłam przez ściśnięte gardło. Kieran na moment zamarł, po czym cicho parsknął i lekko się odsunął, na tyle, że mogłam wziąć pełen wdech. Spojrzałam na niego, czując gorąco na policzkach.
– Próbujesz się w ten sposób wytłumaczyć? – Uniósł brew.
– Może – mruknęłam. – Ale zerknęłam tylko na sekundkę.
– Więc może jakoś to przetrawię i ci wybaczę, ale... Chyba będę potrzebować czasu. – Pokręciłam z rozbawieniem głową, gdy teatralnie złapał się za serce.
– Tak się składa, że przez tę sekundkę wpadłam na genialny pomysł i zaprosiłam Donnę jutro wieczorem do siebie – powiedziałam. – Mamy babski wieczór – zaznaczyłam, gdy już widziałam, że otwierał usta, by coś powiedzieć.
– Babski, powiadasz? – mruknął, na co spiorunowałam go wzrokiem.
– Nie jesteś zaproszony – przyznałam.
– Nie jestem? – powtórzył. – Chyba właśnie powinno być na odwrót. Powinnaś mi zrekompensować tę sekundę patrzenia w telefon zamiast na mnie – zakpił.
– Czy nasza znajomość to jakiś dług, który zaciągam i który przez następne tygodnie będę musiała spłacać? – zapytałam, próbując się nie śmiać.
– A myślałaś, że spotkania ze mną są darmowe? Tylko na mnie spójrz, powinienem się cenić. – Wskazał na swoje ciało.
– W takim razie nie zdziw się, jak zawita do ciebie komornik za parę dni. Nie tylko ty się cenisz – zaznaczyłam, puszczając mu oczko i nim zdołał na tę ripostę odpowiedzieć, wyminęłam go i ostrożnie zaczęłam jechać po lodzie. Dalej robiłam to niepewnie, ale przynajmniej nie wywracałam się tak, jak na początku. Wmawiałam sobie, że robię postępy, choć po tym, jak chwiałam się na nogach, miałam wiele wątpliwości. Kieran na szczęście się ze mnie nie śmiał, za to pospieszył za mną, żeby mnie asekurować. Kiedy próbując hamować, poleciałam do tyłu, natychmiast mnie złapał i utrzymał w pionie.
– Jeszcze tydzień i będziesz zawodowcem – zapewnił mnie.
Jakoś mu nie wierzyłam.
***
– Nie – odezwałyśmy się z Donną w tym samym momencie. Drzwi od mojego mieszkania były szeroko otwarte, a w progu stał Kieran z szerokim uśmiechem, Dennis z jeszcze szerszym i Logan i Luke, którzy wyglądali, jakby zostali zaciągnięci tutaj siłą.
– Nie ma szans – dodała Donna, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zamiast zwrócić uwagę chłopakom, skierowała zabójcze spojrzenie na mnie. – Komu wypaplałaś, że się dzisiaj spotykamy? Kapitanowi? – Uniosła wymownie brwi, na co otworzyłam usta, żeby się wytłumaczyć, ale żaden dźwięk nie opuścił mojego gardła.
– Nie dąsaj się, Donna, w grupie raźniej – zapewnił ją mój sąsiad i znowu się uśmiechnął. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, choć już wiedziałam, że nie było szans, żebyśmy się ich stąd pozbyły.
– Kieran, powiedziałam ci, że to babski wieczór... – zaczęłam, ale natychmiast urwałam, bo Dennis wyłonił zza pleców reklamówkę. – Co to?
– Specjalnie się przygotowaliśmy – zarzekł, na co wymieniłyśmy z Donną pełne zaniepokojenia spojrzenia. – Mamy siedem maseczek, piwo i wino – stwierdził, zaglądając do torby.
– Dlaczego siedem? – dopytała tylko Donna, której ramiona opadły z rezygnacją.
– Nie mogłem się zdecydować, czy wolę regenerującą czy nawilżającą – odpowiedział szybko Dennis, a moja przyjaciółka powoli przymknęła powieki.
– Aha – mruknęła.
– Logan wziął też jakieś maski na stopy, bo stwierdził, że po dzisiejszym treningu bardzo potrzebują one regeneracji – wtrącił nagle Kieran, na co nie powstrzymałam głośnego parsknięcia, które opuściło moje usta.
– Mam rozumieć, że też zamierzasz jej użyć? – dopytałam, spoglądając na niego z rozbawieniem.
– Oczywiście, że tak. Myślałaś, że będzie inaczej? Moje pięty będą gładkie jak pupcia niemowlaka – zapewnił. – To wpuścisz nas?
– Skoro tak bardzo się przygotowaliśmy – odpowiedziałam, uśmiechnęłam się i odsunęłam, żeby mogli wejść. Donna niechętnie zrobiła to samo. Czwórka hokeistów zadowolona weszła do środka, a ja zamknęłam drzwi. Już po chwili wszyscy rozłożyli się w salonie. Donna puściła muzykę (prawdopodobnie, żeby zagłuszyć Dennisa, który cały czas coś do niej mówił), a ja ruszyłam do Kierana i usiadłam na podłokietniku fotela, na którym się rozłożył. Sięgnęłam po reklamówkę z zakupami i zaczęłam wyciągać maseczki, które kupili. Chłopaki od razu zajęli się piwem, a Donna zgarnęła wino dla nas. Nim jednak przeszliśmy do całej pielęgnacji, razem z przyjaciółką poszukałyśmy w mojej łazience czegoś, czym można byłoby spiąć włosy chłopaków, żeby nie im nie przeszkadzały.
– Podoba ci się, że Dennis też tutaj przyszedł. Specjalnie jesteś dla niego wredna – odezwałam się nagle, bo kątem oka dojrzałam na twarzy Donny uśmiech. Natychmiast spoważniała.
– Nieprawda – powiedziała i dodała. – Będzie miał ze mną przechlapane. – Złapała za gumki do włosów i ruszyła do chłopaka, który niczego nieświadomy siedział na krześle. Zachichotałam i do nich dołączyłam.
– Mama mi nie uwierzy – powiedział później rozłożony na kanapie Logan. Siedział z wyciągniętymi nogami i odchyloną głową. Nie wiedziałam już, na co patrzeć. Na jego włosy, które były odgarnięte z czoła dzięki fioletowej opasce czy na maseczkę w płachcie, która znajdowała się na jego twarzy. Co najdziwniejsze, naprawdę wyglądał na zrelaksowanego i nawet się nie poruszył, gdy Dennis wydał z siebie pełen bólu jęk.
– Stary, w życiu nie byłem tak wyluzowany – zapewnił, krzywiąc się lekko, gdy Donna znowu pociągnęła go za włosy. Próbowała związać jego grzywkę, żeby nie wchodziła mu do oczu. Kiedy wróciła do salonu, zapewnił ją, że to ona ma być jego osobistą kosmetyczką i zadeklarował, że pozwoli sobie nawet pomalować paznokcie na neonowy róż, jeśli dzięki temu Donna będzie zwracać na niego uwagę. Chyba tylko ja dostrzegłam ten podły uśmieszek na twarzy dziewczyny, gdy ochoczo się zgodziła. Później grzebała w szufladach w mojej łazience przez dobre dziesięć minut, żeby znaleźć lakier do paznokci. Nie wiedziałam już, kto był bardziej rozczarowany jego brakiem, Dennis czy Donna. Na szczęście wyglądało na to, że zaczęli się ze sobą dogadywać.
Kieran nie otworzył maski do stóp od razu, za to zrobił to Luke, który z nogami wiszącymi w powietrzu siedział obok Logana. Ja usadowiłam się na krawędzi fotela, ale Kieran natychmiast wziął mnie w objęcia i posadził na swoich kolanach. Miałam więc doskonałą okazję, by odgarnąć jego włosy różową opaską i otworzyć maseczkę.
– Nie wierzę, że się na to zgadzasz – powiedziałam.
– Jeśli myślisz, że jestem mniej zdesperowany niż Dennis, to się grubo mylisz. Zrobiłbym wiele rzeczy, żebyś tak po prostu siedziała teraz na moich kolanach – przyznał, na co lekko się uśmiechnęłam.
– Nawet pomalowałbyś paznokcie na różowo?
– Ale tylko u stóp – zaznaczył, na co zaśmiałam się i zaczęłam nakładać maseczkę na jego twarz.
– Ciekawe, czy to pięć w jednym naprawdę zadziała na moją twarz – odezwał się nagle Dennis, który zaczął czytać skład maseczki, którą nakładała mu Donna. Wyglądał na szczerze przejętego.
– Pięć w jednym to tobie by się przydało mózgów, żebyś zaczął myśleć – odgryzł się zrelaksowanym głosem Logan.
– Wystarczyłby jeden, bo jak na razie nie masz żad... – Kieran urwał w połowie, bo przez przypadek włożyłam mu palec w oko. – W instrukcji nic nie mówili na temat uszczerbku na zdrowie – przypomniał mi, na co uśmiechnęłam się niewinnie.
– Przepraszam – powiedziałam jedynie i poprawiłam jego włosy, by żaden kosmyk nie wydostał się spod opaski. Zadowolona rozsiadłam się wygodnie na jego kolanach i oparłam się o jego klatkę piersiową. Chętnie objął mnie ramionami, a ja spojrzałam na Donnę i Dennisa.
– Według ciebie powinienem użyć regenerującej czy nawilżającej? – zapytał, ale dziewczyna nie odpowiedziała.
– Wydaje mi się, Dennis, że ona chce po prostu powiedzieć, że żadna i tak już ci nie pomoże – wtrącił z zamkniętymi oczami Logan i upił łyk piwa z butelki.
– Wcale nie chce tak powiedzieć – burknął i zwrócił się do Donny. – Prawda?
Donna zlustrowała go wzrokiem i cicho westchnęła. Po salonie poniósł się śmiech chłopaków. Moją uwagę zwrócił mój telefon, który leżał na stole. Zawibrował cicho, a na ekranie dostrzegłam nieodczytaną wiadomość. Niezadowolony z mojego wiercenia się Kieran puścił mnie, żebym mogła sięgnąć po urządzenie. Uśmiechnęłam się lekko na widok wiadomości od mojego brata.
Od Debil:
Co robisz?
Chyba nie miałam ochoty dłużej go okłamywać, więc natychmiast odpisałam.
Do Debil:
Siedzę z moim sąsiadem, Donną i jego znajomymi. Mamy babski wieczór.
Od Debil:
Masz babski wieczór z hokeistą i swoją przyjaciółką?
Do Debil:
I jego trzema kumplami.
Kieran zajrzał mi przez ramię, żeby zobaczyć, z kim piszę.
Od Debil:
Co, przepraszam, twój sąsiad robi w maseczce w twoim mieszkaniu?
Do Debil:
Spędza miło czas.
Od Debil:
Zaraz będzie spędzać go miło gdzieś indziej.
Do Debil:
Bez przesady, jest naprawdę fajnie.
Od Debil:
Przypomnieć ci, jak ostatnio wyglądał twój miło spędzany czas z hokeistą?
Zirytowana zgasiłam ekran telefonu, jednak nie mogłam zignorować dotyku Kierana, który musnął ustami mój kark. Spięłam się przez wiadomość od brata, ale natychmiast rozluźniłam, gdy znowu chłopak mnie do siebie przyciągnął. Zarzuciłam mu rękę na kark i objęłam go chętnie. Nie puściłam jednak telefonu i natychmiast wyczułam, że mój brat wysłał kolejną wiadomość. Zerknęłam na ekran.
Od Debil:
Dobra, przesadziłem.
Od Debil:
Po prostu się martwię.
Od Debil:
Nie podoba mi się, że, jak mniemam ty i Donna spędzacie czas z czwórką hokeistów.
Do Debil:
Właśnie jednemu nałożyłam maseczkę, nie ugryzł mnie, więc chyba jestem bezpieczna.
Od Debil:
Bardzo zabawne.
Od Debil:
Nie szczepiliśmy cię na głupotę, którą możesz się od nich zarazić.
– Czy hejtowanie hokeistów jest u was rodzinne? – mruknął do mojego ucha Kieran, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy poczułam jego gorący oddech.
– Mój brat jest skomplikowany – odpowiedziałam, pisząc kolejną wiadomość.
– To chyba też rodzinne. – Po tych słowach gwałtownie uniosłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem. Kieran zaśmiał się i ponownie mnie objął.
Do Debil:
Nie pisz tak, bo zrobi im się przykro.
Od Debil:
Dlaczego nie zostałem zaproszony?
Od Debil:
Zresztą nieważne, mam problem.
Od Debil:
SOS, kod czerwony, pomóż mi.
Do Debil:
Aż tak?
Do Debil:
Co zrobiłeś tym razem?
Do Debil:
Ukradłeś coś?
Do Debil:
Zabiłeś kogoś?
Do Debil:
Wieziesz zwłoki i chcesz, żebym pomogła ci je ukryć?
Do Debil:
Mama dowiedziała się, że w czwartej klasie podstawówki zjadłeś kartkówkę z matematyki, żeby nie dowiedziała się, że dostałeś pałę?
– Serio to zrobił? – spytał nagle Kieran, który dalej bezczelnie czytał moje wiadomości.
– Przestań patrzeć mi się w telefon – fuknęłam, obracając się. Kątem oka zauważyłam, że przewrócił oczami. – Skup się na relaksie – dodałam, wskazując na jego maseczkę.
– Jak mam się zrelaksować, jak cały czas wiercisz mi się na kolanach? – zapytał. Skrzyżowaliśmy spojrzenia i musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć tego błysku podekscytowania w jego oczach. Wyglądało na to, że nie tylko ja uwielbiałam się z nim droczyć, on również to lubił.
Od Debil:
Gorzej.
Od Debil:
ZAPOMNIAŁEM O WALENTYNKACH.
Do Debil:
Oj.
Od Debil:
OJ TO ZA MAŁO POWIEDZIANE.
Do Debil:
A co z tą dziewczyną, co tak ci się spodobała?
Od Debil:
NO WŁAŚNIE.
Od Debil:
WŁAŚNIE NIC, BO JEJ NIGDZIE NIE ZAPROSIŁEM.
Do Debil:
Oj.
Od Debil:
PRZESTAŃ MNIE STRESOWAĆ TYM OJ. JEST AŻ TAK ŹLE?
Do Debil:
To ty do mnie wysyłasz SOS, nie ja.
OD Debil:
Masz rację, jest tragicznie.
Od Debil:
CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ.
Do Debil:
Przede wszystkim nie krzyczeć na mnie przez wiadomości.
Od Debil:
Nie testuj mojej cierpliwości, Osla. Musisz mi pomóc.
Do Debil:
A to niby jak?
Do Debil:
Ukrycie zwłok jeszcze rozumiem, ale jak mam ci pomóc z dziewczyną?
Od Debil:
Czasami nie mam pojęcia, kto z nas jest dziwniejszy, ale nieważne. Nie wiem, jesteś laską, wymyśl coś.
Do Debil:
Podobno to ty z naszej dwójki jesteś od myślenia.
Od Debil:
Ja? Chyba ci się coś pomyliło.
Do Debil:
Masz rację, chyba cię przeceniłam.
Do Debil:
Zaproś ją gdzieś.
Od Debil:
Jak ma mi to jakoś pomóc, jak już jest po walentynkach?
Do Debil:
To ty chcesz coś zrobić czy nie?
Od Debil:
Chcę. Przyjadę do ciebie jutro.
Do Debil:
Po co?
Od Debil:
Upieczemy razem dla niej ciasto.
Do Debil:
Czemu mnie w to wciągasz?
Od Debil:
Bo jeśli nie wyjdzie, to przynajmniej będę mógł zwalić winę na ciebie.
Chyba nie byłam na tyle odważna, żeby powiedzieć mu, że już jedno ciasto upiekłam i to dla hokeisty, u którego właśnie siedziałam na kolanach i który obejmował mnie tak, jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. Na szczęście nigdzie się nie wybierałam. Odłożyłam telefon z powrotem na stół, uprzednio odpisując bratu, że będę wolna dopiero o jedenastej. Nie zamierzałam ryzykować tak jak podczas odwiedzin całej mojej rodziny, tym bardziej, że nie wiedziałam, do której chłopaki zamierzali u mnie siedzieć.
Siedzieli do późna.
Siedzieli na tyle długo, że zdążyliśmy obejrzeć mecz hokeja w telewizji, a po końcowym wyniku Dennis był tak wkurzony, że dla relaksu nałożył jeszcze jedną maseczkę, wyzywając pod nosem wszystkich zawodników. Z dwiema kitkami wyglądał komicznie, ale żadne z nas nawet nie ukrywało, że się z niego śmialiśmy.
W ramionach Kierana było mi dobrze. Na tyle dobrze, że kiedy w końcu wygodnie się na nim rozłożyłam, nie pozwoliłam mu nawet sięgnąć po swój telefon. Obejmowałam go rękami i wtulałam policzek w jego pierś, a on bawił się moimi włosami. To w takiej pozycji przysnęłam.
Nie miałam pojęcia, która była godzina, gdy poczułam, że ktoś pode mną się porusza. Nagle Kieran objął mnie i wstał, jakbym ważyła tyle, co nic.
– Nie śpię – wymamrotałam. – Nie musisz mnie nieść.
– Tak właśnie myślałem, że to powiesz, kiedy wstanę. Może ty po prostu nie chcesz, żebym już szedł? – zapytał, a jego łagodny głos sprawił, że automatycznie się uśmiechnęłam. Uniosłam głowę, ale zorientowałam się, że salon był opustoszały. Nie miałam pojęcia, kiedy reszta się ulotniła.
– Nie chcę – przyznałam i wydawało mi się, że się przy tym uśmiechnął. Weszliśmy do mojej sypialni, w której Kieran położył mnie na materacu i odgarnął mi kołdrę, żebym się nią przykryła.
– Śpij, Oslo – mruknął jedynie.
– Dziękuję za miły wieczór, Kieran. I za walentynki – powiedziałam, wtulając się w poduszkę. – Właściwie to za wszystko.
– Wiesz, że nie masz za co dziękować. Dobranoc – szepnął i gdy przymknęłam powieki, musnął ustami czubek mojej głowy. Uniosłam delikatnie kąciki ust i poczułam chłód, gdy się odsunął. Zaczęłam za nim tęsknić, mimo że jeszcze był na wyciągnięcie ręki.
– Dobranoc – mruknęłam cicho, choć bardzo nie chciałam, żeby wychodził.
Kieran poprawił moją kołdrę, żebym faktycznie była w całości przykryta i nim poprosiłam go, żeby został, już wyszedł.
***
I jak wrażenia?
#thislittleoneNA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro