Rozdział 17
Miłego czytania <3
***
Do Wkurwiający sąsiad:
Dalej nie oddałeś mi cukru.
Była osiemnasta, a ja resztę dnia spędziłam na nadrabianiu zaległości ze studiów. Późnym popołudniem udało mi się na chwilę wyjść z mieszkania i spotkać się ze znajomą, która chodziła razem ze mną na dziennikarstwo. Poszłyśmy do pobliskiej kawiarni na kawę i poobgadywałyśmy wszystkie zaległe tematy. Było naprawdę miło, nie licząc momentu, w którym nawet ona wygarnęła mi, że z nikim się nie spotykam i unikam zobowiązań jak ognia. Robiłam dobrą minę do złej gry i udawałam, że jej uwaga w żaden sposób mnie nie dotknęła, ale kiedy stwierdziła, że od początku naszej znajomości nie widziała, by ktokolwiek się mną zainteresował, poczułam nieprzyjemny ucisk w piersi. Sprowadziłam rozmowę na odpowiednie tory, kompletnie uciekając od tematu, który zaczęła, ale nawet teraz, kiedy wracałam do domu, jej słowa siedziały mi w głowie.
Od Wkurwiający sąsiad:
Jxtro ce offam.
Zmarszczyłam brwi, próbując odczytać szyfr, który do mnie wysłał. Poniekąd miałam wrażenie, że wysłał mi ciąg przypadkowych liter, ale pierwsze słowo odczytałam jako „jutro", więc reszta prawdopodobnie oznaczała „ci oddam". Nie sens tego zdania był najważniejszy. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, bo mój brat również pisał do mnie w identyczny sposób, kiedy za dużo wypił.
Do Wkurwiający sąsiad:
Gdzie jesteś?
Mogłam się spodziewać, że nie dostanę na to pytanie odpowiedzi. Przyspieszyłam kroku, choć tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie się kierować. Kieran mógł być teraz wszędzie, w otoczeniu ludzi albo kompletnie sam. Aby dowiedzieć się, gdzie był, postanowiłam do niego zadzwonić. Wybrałam numer, ale po kilku sekundach do mojego ucha dotarł dźwięk poczty głosowej, a nie jego głosu. W akcie desperacji przeszukałam kontakty i wybrałam numer do Dennisa.
Na szczęście odebrał po kilku sekundach.
– Co tam, ulubiona sąsiadko Kierana? – Musiałabym być głucha, żeby nie usłyszeć jego pijackiego tonu.
– Mało wam po ostatniej domówce? Gdzie się upiliście? – zapytałam, rozglądając się po okolicy. Miałam jakieś pięć minut drogi do domu, choć nie wiedziałam, czy tam trafię. Istniało duże prawdopodobieństwo, że sama zadeklarowałabym się na podróż po Kierana, który razem ze swoim kumplem się upił.
– Czy to znaczy, że się o nas martwisz? – Rozbawienie w jego głosie sprawiło, że lekko się skrzywiłam. – Nie masz się czym przejmować, twój wybranek kieruje się już w stronę swojego mieszkania.
– Mój... Co? – spytałam, a w odpowiedzi usłyszałam jego pijacki chichot. Przewróciłam oczami.
– Za ile będzie u siebie?
– Za darmo, jeśli pozwolisz mu do ciebie zajrzeć – odpowiedział, przeciągając litery, przez co ledwo rozumiałam, co do mnie mówił.
– Bardzo zabawne, Kieran. Powiedz mu, żeby do mnie napisał, jak dotrze bezpiecznie do mieszkania. I ty też napisz, jak już będziesz u siebie. Pa. – Rozłączyłam się, nim obdarzył mnie kolejnym głupim komentarzem i odetchnęłam. Nie miałam pojęcia, przez co poczułam tak nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Zawsze martwiłam się o swoich bliskich, ale przecież Kieran... Dobrze, może faktycznie był mi bliższy niż wcześniej. I tyle. Z czystej troski po prostu o nim myślałam i nie miało to żadnego związku z tym, że mimo wszystko też wpadł mi w oko.
Ale kogo ja oszukiwałam?
Wzięłam wdech i z ulgą weszłam na ulicę, na której mieszkałam. Światło dawało tutaj tylko kilka lamp, ale mimo to uważnie się rozejrzałam, szukając chłopaka, który podobno za niedługo miał się tutaj pojawić. Na ulicy nie było jednak żywej duszy, więc w końcu weszłam po kilku schodkach na klatkę schodową i zaczęłam kierować się do drzwi od mojego mieszkania.
Chwilę zajęło mi wygrzebanie kluczy od domu z torebki, a kiedy wsunęłam odpowiedni do zamka, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Dwie sekundy później na schodach rozległy się kroki. Zapaliłam światło, które zdążyło na klatce zgasnąć i obejrzałam się przez ramię.
Wypuściłam powoli powietrze z płuc na widok Kierana, który niezgrabnie stawiał kolejne kroki, przytrzymując się ściany.
– Jest i moja ulubiona sąsiadka! – zawołał, choć język mu się plątał, a ja zamarłam, bo jego głos rozniósł się echem po całym budynku. Najwyraźniej wszyscy mieli usłyszeć, że to właśnie ja byłam jego ulubioną sąsiadką. – Nie musiałaś czekać, ale bardzo mi to schlebia, przyznaję. – Błysnął zębami w uśmiechu i gwałtownie złapał się barierki, by nie polecieć do tyłu. Wtoczył się na półpiętro, a ja cofnęłam się o krok, obserwując jego próby dostania się do mieszkania w całkowitej ciszy. Chyba przestało mu to pasować, bo spojrzał na mnie gwałtownie, a jego wskazujący palec wbił się prosto w moją klatkę piersiową.
– Obraziłaś się? – dopytał, marszcząc brwi. – Czemu nic nie mówisz? – dodał podejrzliwym głosem i lekko przechylił głowę.
– Zastanawiam się, co się stało, że doprowadziłeś się do takiego stanu – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nie jesteś przypadkiem w trakcie sezonu i nie masz przypadkiem jutro z samego rana treningu? – Uniosłam brew.
– Och – wydukał. – Czy ty mnie śledzisz? Skąd wiesz, że mam jutro trening?
– Logan pisał o tym na grupie – odpowiedziałam.
– Ośnieżasz mnie coraz bardziej – stwierdził, a ja mrugnęłam i zmarszczyłam brwi.
– Co robię?
– Chciałem powiedzieć... Onieśmielasz – wymamrotał i znów się uśmiechnął. – Ale dlaczego ty w ogóle mnie zagadujesz? Chciałem wejść do mieszkania, a nie mogę, bo z tobą rozmawiam – dodał. – Jutro dostanę opierdol od trenera za to, że się nie wyspałem. I co ja mu powiem? Przepraszam, trenerze, pewna śliczna sąsiadeczka prowadziła ze mną głęboką debatę późnym wieczorem, a ja nie mogłem sobie odpuścić?
– Aha – mruknęłam jedynie, za co zostałam obdarzona piorunującym spojrzeniem.
– Muszę iść spać. Nic do mnie już nie mów. – Przytknął palec do moich ust, a ja zamarłam. Odwrócił się jakby nigdy nic i zaczął grzebać w kieszeniach kurtki. Z jakiegoś powodu nie ruszyłam się z miejsca, zamiast tego patrzyłam, jak próbuje wyciągnąć klucze. Miał z tym jakiś duży problem, bo po kilku sekundach westchnął sfrustrowany.
– Może ci pomóc? – spytałam.
– Radzę sobie – wycedził przez zęby, ale gdy dalej nie wyciągnął tych cholernych kluczy, w końcu ruszyłam w jego stronę. Zamarł, kiedy stanęłam tuż przed nim, na tyle blisko, że gdybym stanęła na palcach, mogłabym musnąć jego usta wargami. Cały czas patrząc mu w oczy, wsunęłam dłoń najpierw do jednej jego kieszeni, a po chwili do drugiej.
– Wiesz – zaczął powoli, kiedy moja ręka wślizgnęła się pod materiał jego kurtki, żebym zobaczyła, czy w wewnętrznej kieszeni też nie ma tych kluczy. – Mogłabyś przynajmniej zapytać, czy chcę być w ten sposób dotykany.
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Czujesz się niekomfortowo? – spytałam cicho, znów krzyżując z nim spojrzenie. Moje palce wślizgnęły się do jego kieszeni, drugą dłoń zacisnęłam na materiale jego kurtki. Odchrząknął.
– Czuję wiele rzeczy, ale brak komfortu to ostatnie, co chodziłoby mi po głowie – szepnął i gdy już myślałam, że zrobi krok dalej, wyłowiłam z jego kieszeni pęk kluczy. Odsunęłam się, nim zrobiłby coś, czego później oboje byśmy żałowali.
Ponieważ nie byłam już taka pewna, czy byłabym w stanie się wycofać.
– Zobacz, jednak nie potrafisz szukać – zakpiłam, machając mu kluczami przed nosem. Zmrużył swoje ciemnoniebieskie oczy.
– Drażnienie się w ten sposób powinno być zakazane – odpowiedział.
– Mnie się podoba – powiedziałam i odwróciłam się w stronę drzwi, by pomóc mu otworzyć te drzwi. Przez moment testowałam każdy klucz, żeby zdecydować, który pasuje do zamka. W tym czasie Kieran podszedł do mnie od tyłu. Nawet mnie nie dotykał. Wystarczyła jego bliskość, bym poczuła dreszcz spływający wzdłuż mojego kręgosłupa.
– W takim razie cieszę się, że w końcu coś związanego ze mną, ci się podoba. – Trącił nosem płatek mojego ucha i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak blisko się znajdował. Wstrzymałam powietrze w płucach, gdy jego ciepły oddech owionął moją skórę. Przekręciłam w zamku klucz i otworzyłam drzwi.
– Proszę. Podziękować za pomoc możesz już na trzeźwo – stwierdziłam żartobliwie i odsunęłam się, by wszedł do środka. Zrobił to, ale nim zdążyłam ruszyć do siebie, znowu się odezwał.
– Nie wiem, czy jestem w stanie sobie sam poradzić – powiedział. – Ta kurtka ma tyle zamków – westchnął teatralnie, a ja zmrużyłam oczy.
– Jesteś takim krętaczem – prychnęłam.
– Tak mi ciężko. – Otarł wierzchem dłoni swoje czoło, udając, że rozebranie się z tej cholernej kurtki było ponad jego siły.
– Jaka z ciebie jest drama queen, o Matko. – Przewróciłam oczami i musiałam być ślepa, by nie zauważyć jego pełnego zadowolenia uśmiechu, kiedy zawróciłam w jego stronę. Przymknęłam za nami drzwi i odsunęłam do końca zamek jego kurtki.
– Czy teraz mógłbym już stwierdzić, że trochę ci na mnie zależy? – zapytał.
– Zależy to mi na szybkiej ewakuacji do mojego mieszkania, a trochę mi to uniemożliwiasz – odparłam, na co cmoknął urażony.
– Gdyby ci nie zależało, nie stałabyś tu teraz i nie pomagała mi w ściągnięciu kurtki, którą mógłbym ściągnąć sam, gdybym specjalnie cię nie podpuszczał. – Zatrzymałam się na moment, tylko po to, by spiorunować go wzrokiem i wróciłam do zdejmowania jego kurtki.
– Gdybyś tylko był taki spostrzegawczy na trzeźwo – zakpiłam.
– Jak ci minął dzień?
– Czy to szybka zmiana tematu?
– Być może. – Znów się do mnie uśmiechnął i porwał ode mnie kurtkę, którą zdjęliśmy się z niego wspólnymi siłami (a raczej w większości moimi). Powiesił ją na wieszaku i zabrał się za zdejmowanie butów, ale musiał przy tym usiąść, bo jego równowaga odrobinę szwankowała.
– Minął mi dobrze, a tobie?
Tym razem to on spiorunował mnie wzrokiem.
– To mało szczegółów – wytknął mi.
– Kieran, jest po dwudziestej trzeciej, wybacz, że nie jestem tak rozmowna o tej godzinie – upomniałam go.
– Tym bardziej schlebia mi, że tutaj jesteś.
– Powiedziałeś mi chwilę temu, że cię ośnieżam – przypomniałam.
– Drobny błąd. – Machnął na to niedbale ręką. – Więc co dzisiaj robiłaś?
– Widziałam się z koleżanką ze studiów – odpowiedziałam.
– A skąd to niezadowolenie na twarzy? Nie lubisz jej?
Kieranowi musiałam przyznać jedno – umiejętnie potrafił odczytywać emocje z twarzy (nawet, kiedy był pijany). Sama nie byłam świadoma, że tak bardzo było widać po mnie, że słowa Mony we mnie uderzyły.
– Lubię – mruknęłam cicho.
– Więc o co chodzi?
Przestąpiłam z nogi na nogę, nieco zakłopotana.
– Możesz mi powiedzieć – zadeklarował, a ja przyjrzałam się jego zaczerwienionym, pijanym oczom. Właściwie, dlaczego miałam mu nie powiedzieć, skoro najprawdopodobniej i tak nie będzie pamiętać naszej rozmowy?
– Po prostu... To głupie.
– Nic, co dotyczy ciebie, nie jest głupie – stwierdził, a ja uśmiechnęłam się łagodnie. Poczułam przyjemne ciepło w piersi i mój wzrok automatycznie zmiękł. – Tylko nie patrz tak na mnie, bo zwariuję – przestrzegł mnie. Parsknęłam i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
– Po prostu wytknęła mi, że jak zwykle nikt nie jest mną zainteresowany i z nikim się spotykam. Tyle i aż tyle. Mówiłam, że to głupie.
– Och, to był cios poniżej pasa. – Położył dłoń na piersi. – Przecież ja jestem tobą zainteresowany. W stu procentach. Nie widać? – dodał z pretensją w głosie, a ja zaśmiałam się cicho.
– Chodź do sypialni, Kieran. – Złapałam go za rękę i lekko pociągnęłam.
– To było bardzo dosłowne – stwierdził i specjalnie przyspieszył kroku, przez co znowu przewróciłam oczami. Potknął się przy tym, a ja z trudem powstrzymałam śmiech. Zapaliłam światło w jego sypialni i przesunęłam się, by wszedł do środka.
– Słodkich snów – powiedziałam do niego, wskazując na łóżko.
– To będą słodkie koszmary bez ciebie – jęknął, ale wyglądało na to, że był na tyle zmęczony, że bez sprzeciwu walnął się na materac. Uśmiechnęłam się do niego, gdy wyciągnął ramiona, jakby chciał mnie zachęcić, bym do niego dołączyła. Pokręciłam głową, a jego ramiona opadły i z westchnieniem wypuścił powietrze z płuc.
– Zamknąć ci drzwi na klucz od zewnątrz?
– Żebyś zamknęła mnie tu na zawsze i już nigdy mnie nie wypuściła, żeby mieć święty spokój? A w życiu. Tylko spróbuj. – Wycelował we mnie palec i musiałam się bardzo postarać, by znowu się nie zaśmiać.
– O której masz jutro trening?
– O siódmej. – Gdy to powiedział, z jego ust uciekł jęk, ponieważ najwyraźniej uświadomił sobie, że o wiele wcześniej będzie musiał wstać.
– Gdzie masz telefon?
– Przysięgam, że jeśli spróbujesz przeszukać moje kieszenie w spodniach, źle się to dla ciebie skończy. – Uśmiechnęłam się na jego słowa.
– Fuj, nie, dziękuję. Dawaj komórkę – poleciłam i podeszłam do niego. Wyciągnął ją z kieszeni i podał mi już z odblokowanym ekranem.
– Jeśli zrobisz mi zdjęcie z zamiarem ponownego wysłania go do mojej drużyny, żadne zamknięcie mnie na klucz w mieszkaniu ci nie pomoże – ostrzegł mnie.
– Nie martw się, znajdę jeszcze lepszą okazję do takiego zdjęcia – zapewniłam go, na co schował twarz w poduszkę. – Ile wcześniej musisz być na stadionie?
– Jakąś godzinę – mruknął w kołdrę. Ustawiłam więc budzik na piątą z nadzieją, że zdąży wyszykować się i dojechać w godzinę, po czym odłożyłam telefon na szafkę nocną, która stała tuż obok łóżka.
– Dobranoc, Kieran.
– Dobranoc, moja ulubiona sąsiadko.
Zgasiłam w jego pokoju światło i zawróciłam. Nim jednak całkowicie wyszłam z jego mieszkania, weszłam jeszcze do kuchni i wyciągnęłam z szafki szklankę. Na blacie znalazłam butelkę wody, więc nalałam ją do szkła. Przejrzałam kilka szuflad w poszukiwaniu czegoś na ból głowy. W końcu znalazłam aspirynę, więc zaniosłam ją do sypialni razem ze szklanką wody. Podejrzewałam, że będzie jej bardzo potrzebował z samego rana.
Chłopak już spał. Zostawiłam go samego i zamknęłam za sobą drzwi. W końcu weszłam do swojego mieszkania, choć nie poczułam przy tym takiej ulgi, jak się spodziewałam. Z zaskoczeniem zorientowałam się, że miałam dużą ochotę zostać w sypialni Kierana, najlepiej bliżej niż wcześniej. Szybko jednak otrząsnęłam się z tych myśli. Wyciągnęłam telefon i zerknęłam na wiadomość od Dennisa.
Od Dennis:
Dotarłem do domu, szefowo.
Do Dennis:
Super. Życzę ci pobudki bez kaca.
Też musiał już spać, więc nie odpowiedział na moją wiadomość. Żeby mieć pewność, że żaden z nich nie zaśpi na trening, przeszłam na grupę z chłopakami i zaczęłam pisać.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Kapitan kretyn i Dennis pod wpływem procentów trafili do łóżek. Wnoszę prośbę o odebranie ich jutro rano, aby w jakimkolwiek stanie (bo na pewno nie w dobrym) trafili na trening i nie oberwali od trenera. Proponuję zaopatrzyć się w worki, żeby nie obrzygali wam tapicerki. Dzięki <3
Moją wiadomość odczytał Logan i Luke, a odpowiedź dostałam chwilę później.
Od Logan:
Boże.
Od Logan:
Znowu?
Od Logan:
Luke, jedziemy twoim gratem.
Od Luke:
Ja pierdolę.
Od Luke:
Czemu zawsze pada na moje auto?
Od Logan:
Bo to szrot, który jeździ i nic poza tym, więc przynajmniej nie będzie ci żal.
Od Luke:
Żal to mi Kierana i Dennisa, jak jutro na trening pojedziemy przez najbardziej dziurawą drogę, jaka istnieje w tym mieście.
Od Luke:
Dziękujemy za informację, Osla, mamy nadzieję, że Kieran trzymał łapy przy sobie.
Nawet lepiej, pomyślałam. To ja go dotykałam.
Nie miałam jednak odwagi im tego napisać, więc polubiłam tylko wiadomość Luke'a i odłożyłam telefon na stół. Choć było już późno i w trakcie spotkania z Moną czułam zmęczenie, teraz z powrotem byłam rozbudzona.
Być może miało to związek z pewnym hokeistą, który spał tuż za moją ścianą.
***
Z samego rana mój budzik również zadzwonił, ponieważ o ósmej zaczynałam zajęcia na uczelni. Wstałam przed siódmą z myślą, że albo Kieran był już na treningu albo faktycznie na niego zaspał. Aby się upewnić, że chłopaki jednak po niego przyjechali, od razu sięgnęłam po telefon. Na moją twarz wkradł się uśmiech, gdy zauważyłam, że miałam kilkanaście nieodczytanych wiadomości na grupie.
Od Logan:
Tapicerka 0, Dennis 1.
Pod spodem zobaczyłam zdjęcie chłopaka, które zrobił mu Logan. Siedział na tylnym siedzeniu z kapturem naciągniętym na głowę tak bardzo, że praktycznie nie było widać jego pobladłej twarzy. Był przy tym zwinięty w kłębek, jakby tylko marzył o tym, by zostać w domu.
Od Logan:
Stwierdzenie, że dzisiaj będą jeździć na lodzie tyłem, nabiera nowego sensu. Pół godziny zajęło nam ściągnięcie tych dzbanów do samochodu.
Zobaczyłam kolejne zdjęcie, tym razem szczerzącego się do aparatu Logana razem z Kieranem, który również siedział z tyłu z wyciągniętym w stronę chłopaka środkowym palcem. Twarz zasłonił drugą dłonią, ale mogłam sobie wyobrazić, w jakim był stanie po tak wczesnej pobudce.
Od Luke:
Potrzebuję odszkodowania za samochód i mój mózg przez spędzanie z nimi czasu.
Od Logan:
Dziękujemy za pomysł z workami, Oslo.
Od Logan:
Najbardziej chce podziękować Dennis, który chyba stracił z głową w jednym przytomność.
Od Luke:
Kupiłeś worki o zapachu fiołków, nie jestem już pewny, czym jebie w tym samochodzie.
Od Logan:
Pewnie starością, bo ten samochód ledwo jedzie.
Od Dennis:
On się toczy.
Od Luke:
Toczyć się będziesz zaraz ty z drogi, jak cię z tego auta wyjebię.
Od Luke:
Będziesz czyścić ten samochód ze szmatką w zębach.
Od Dennis:
Lepiej niż Kieran, który miał przynieść Osli alkohol w zębach.
Kapitan klaun zmienił nazwę użytkownika Dennis na „wierny fan Donny"
Od wierny fan Donny:
Pierdol się.
Zachichotałam pod nosem.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Dajcie znać, jak poszło na treningu i ilu jest poszkodowanych.
O dziwo odpowiedź dostałam chwilę później, tym razem od Dennisa.
Od wierny fan Donny:
Ja jestem kurwa poszkodowany.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Nie jesteś na treningu?
Od wierny fan Donny:
Jestem gdzieś między ochotą na zajebanie czołem w lód, a utopieniem się w kiblu.
Aby bardziej go nie dołować, życzyłam mu tylko powodzenia i sama zabrałam się za szykowanie na uczelnię. Tak jak każdego poranka zaczęłam od gorącej kawy z mlekiem. Ubrałam dżinsy, które opinały moje biodra i rozszerzały się na dole i ulubiony, szary sweter bez ramion. Przed pójściem spać zakręciłam włosy na wałku, więc teraz rozczesałam pofalowane kosmyki grzebieniem i pomalowałam się w łazience. Choć byłam skupiona na ogarnianiu się do wyjścia, co rusz zerkałam na telefon, jakby co najmniej za chwilę miała pojawić się tam jakaś wiadomość od chłopaków.
I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że nieświadomie wpuściłam ich do mojego życia. Już nie byli hokeistami, z którymi nie miałam ochoty mieć nic wspólnego. Byli hokeistami, których traktowałam jak dobrych znajomych, ponieważ naprawdę poprawiali mi humor. Coś w mojej codzienności zmienili. Być może dodali jej barw. Byli zabawni i interesujący. Mogłam się przy nich bez wyrzutu uśmiechać i po prostu być sobą.
Znowu zerknęłam na telefon i tym razem na ekranie pojawiło się kilka nieodczytanych wiadomości.
Od wierny fan Donny:
Nigdy więcej nie piję.
Od wierny fan Donny:
Chyba że herbatki u Osli, jak nas zaprosi.
Od wierny fan Donny:
Osla, zaproś mnie, bo nie mogę tak żyć.
Od wierny fan Donny:
Trener kazał mi zejść mu z oczu. Kieran jeszcze walczy.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Jak mu idzie?
Od wierny fan Donny:
Mam być szczery?
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Tak.
Od wierny fan Donny:
Od pięciu minut nie zauważył, że zmienili ćwiczenie i dalej się rozciąga.
Od wierny fan Donny:
Albo stracił przytomność, nie jestem pewny.
Od wierny fan Donny:
Nie, jednak nie stracił, widzi, że siedzę na ławce i pokazał mi środkowy palec.
Od wierny fan Donny:
Zazdrości mi, że nic nie robię.
Od wierny fan Donny:
Żartowałem, jednak jedzie w moją stronę.
Od wierny fan Donny:
Kup mi na grób goździka.
***
Standardowo zapraszam was na mojego Instagrama: nataliaantczak__ i koniecznie dajcie znać jak wrażenia <3
#thislittleoneNA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro