Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Miłego czytania <3

***

– Czyli dobrze ci się tutaj mieszka?

            Mama krążyła po moim salonie, uważnie się wszystkiemu przyglądając. Nie miałam odwagi powiedzieć jej, że jeszcze kilka godzin temu piłam szóstego drinka u swojego sąsiada, a pół godziny przed ich przyjściem Donna ledwo zwlekła się z mojego łóżka. Nie byłam pewna, ale chyba wyszła z mieszkania w moich spodniach od piżamy i zapomniała torebki, która leżała teraz na moim łóżku w sypialni. Ja sama zdążyłam jedynie wziąć szybki prysznic, przebrać się po domowemu i zakryć sińce pod oczami korektorem.

            Przygotowałam rodzicom kawę i sama ledwo przytomna siedziałam przy stole, błagając w myślach, by ból głowy w końcu mnie opuścił. Nie wypiłam aż tak dużo, ale i tak czułam się, jakby przejechał mnie walec, szczególnie, że impreza skończyła się o czwartej nad ranem, a po południu moi rodzice już u mnie byli.

            I był też Dominic.

            Dominic, który nie odzywał się ani słowem, ale doskonale widziałam na jego twarzy wymowny uśmieszek. Parskał cicho pod nosem za każdym razem, gdy na mnie patrzył. Najwyraźniej nie byłam aż tak dobrą aktorką i doskonale zdawał sobie sprawę, że wczorajszy wieczór (i część dzisiejszej nocy) spędziłam na domówce. Dobrze, że przynajmniej nie wiedział, u kogo byłam.

            Gdyby się dowiedział, że spędzałam czas z kapitanem jego ulubionej hokejowej drużyny, a przy tym właśnie ten kapitan mnie podrywał, prawdopodobnie ja bym oberwała, a cała drużyna straciła jednego, kluczowego zawodnika.

            – Tak, mieszkanie jest bardzo fajne – przyznałam i zabrałam mojemu bratu kawę, nawet nie pytając o pozwolenie. Zmarszczył gniewnie brwi, ale chyba widząc, w jakim byłam stanie, postanowił się zlitować.

            W mieszkaniu obok mnie było cicho. Wątpiłam, że Kieran już wstał po drzemce, którą zaplanował po odwiedzeniu mnie, a nawet jeśli, to doprowadzenie się do porządku na pewno zajmie mu więcej czasu niż mi. Gdybym mogła, przeleżałabym całą wolną niedzielę w łóżku i przeklinałabym, że tak późno wróciłam do swojego mieszkania.

            Zamiast tego siedziałam przy stole i przeklinałam w głowie, bo nic innego mi nie pozostało.

            – A jak sąsiedzi? W porządku?

            Prawie zakrztusiłam się kawą Dominica, którą piłam. Przełknęłam i odchrząknęłam, spoglądając na mamę. Byłyśmy do siebie bardzo podobne. Ona również miała długie blond włosy, choć obecnie poprzetykane siwizną. Jej oczy były niebieskie tak samo jak moje i miałyśmy te same, pełne usta.

            Szczerze nie wiedziałam, dlaczego zareagowałam tak na wzmiankę o sąsiadach. Być może dlatego, że nikt z mojej rodziny nie wiedział o Kieranie i o tym, co nas łączyło (jeśli łączyło nas cokolwiek). Nie wspominałam o tym, że namalował dla mnie kwiatki na szafce, że kolorował ze mną kolorowanki, że przyjechał do mnie na kolację i że po prostu... Był. Lubiłam to, że nasza relacja była taka prywatna. Dzięki temu nie czułam żadnej presji i mogłam naszej historii zwyczajnie płynąć, z ciekawością obserwując przy okazji, do czego tak naprawdę nas ona zaprowadzi.

            – W porządku – odpowiedziałam mechanicznie. – Nie są tacy denerwujący, jak myślałam – dodałam nieśmiało, mając na uwadze oczywiście mojego sąsiada. Prawda była taka, że z resztą praktycznie w ogóle się nie poznałam, jedynie się z nimi witałam.

            – To dobrze. To ważne, żeby mieć dobrych sąsiadów. Takich, na których można liczyć – stwierdził tata i niczego nieświadomy siorbnął trochę kawy z filiżanki. Uśmiechnął się do mnie. – Bardzo się cieszymy, że w końcu poszłaś na swoje. Marzyłaś o tym od liceum.

            – Pewnie po prostu się cieszycie, że macie już wolny mój stary pokój – odpowiedziałam żartobliwie.

            – Mama planuje zrobić tam czytelnię – napomknął Dominic. – A tata siłownię. Zdania są podzielone. Osobiście biegałbym i czytał książkę jednocześnie.

            – Ty, z tego co pamiętam, co najwyżej liczysz litery – zakpiłam, na co lekko potarmosił mi włosy.

            – Mam w końcu święty spokój, jak cię nie ma.

            – To metoda wyparcia, próbuje sobie w ten sposób poradzić z twoją nieobecnością – dodała szybko mama, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie.

            – Tak właśnie myślałam, że nie możesz beze mnie żyć – przyznałam, trącając go łokciem w żebra. – Moje drzwi stoją dla ciebie otworem, przecież wiesz.

            – Chyba co najwyżej mógłbym się tu włamać przez okno, bo w życiu byś mi nie otworzyła – zaśmiał się cicho.

            Nie tylko on miał zamiar wchodzić przez okno.

            Instynktownie zerknęłam w stronę drzwi od mieszkania. Nie odezwałam się ani słowem, gdy mama z założonymi rękoma zajrzała do łazienki i sypialni. Chyba nie zauważyła namalowanego bukietu na mojej szafce i dobrze, bo nie byłam pewna, co bym jej wtedy odpowiedziała.

            – A lokalizacja w porządku? – dopytał tata.

            – Mam piętnaście minut na nogach na uczelnię, a do pracy dobre połączenie pociągiem i metrem – zapewniłam go.

            – Jak ci się pracuje?

            – Też dobrze. Rozumiem, że się martwicie, ale nie musicie mnie tak o wszystko wypytywać. Jest naprawdę super – przyrzekłam i to chyba trochę ich uspokoiło, bo przestali zadawać tyle pytań. Akurat wtedy rozległo się pukanie do drzwi i mama, która była najbliżej wyjścia, otworzyła, by sprawdzić, kto się do mnie dobijał.

            – Osla, jakiś chłopak bez koszulki do ciebie! – Cała zesztywniałam, słysząc donośny głos mojej mamy. Istniała tylko jedna osoba, która mogła zajrzeć do mnie bez koszulki. Spiorunowałam wzrokiem tatę i brata, którzy jak na zawołanie się poruszyli.

            – Tylko spróbujcie – powiedziałam, wystawiając w ich kierunku palec. Tata przewrócił oczami, ale odpuścił, a Dominica dodatkowo zmroziłam wzrokiem. Upewniając się, że żadne z nich nie poleci do mojego gościa, podniosłam się z miejsca i niemal biegiem ruszyłam do wyjścia. Mama uśmiechnęła się do mnie tylko serdecznie i zawróciła do salonu, a ja jak burza wyjrzałam na korytarz.

            W progu stał nie kto inny, jak Kieran Shelton.

            Uśmiechał się przy tym od ucha do ucha i... Cholera, naprawdę był bez koszulki. Mój wzrok natychmiast przesunął się na jego odsłonięty tors i wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha.

            – Oczy mam nieco wyżej, moja ulubiona sąsiadko – upomniał mnie z rozbawieniem. Speszona z powrotem spojrzałam mu w oczy i dopiero wtedy przypomniało mi się, że tak naprawdę byłam na niego zła za to, że postanowił odwiedzić mnie akurat w momencie, w którym w moim mieszkaniu spędzała czas moja rodzina.

            – Co ty tutaj robisz? – zapytałam i obawiając się, że Dominic z tatą uważnie nas podsłuchują, wyszłam na korytarz i zamknęłam za sobą drzwi. Spiorunowałam wzrokiem Kierana, który dalej w najlepsze się uśmiechał i stał przede mną tylko w szarych, szerokich dresach.

            – Myślisz, że zrobiłem wrażenie na twojej mamie? – spytał, napinając przy tym swój biceps. Ramiona mi opadły i tym razem spojrzałam na niego z politowaniem.

            – Co tu robisz? – powtórzyłam ostro.

            – Przyszedłem pożyczyć cukier – odpowiedział, jakby to była najbardziej logiczna rzecz na świecie. Uniosłam brwi. – No dobra, przyszedłem pożyczyć cukier po to, żeby cię zobaczyć – poprawił się i znów obdarzył mnie szerokim uśmiechem.

            – To potrzebujesz tego cukru?

            – Potrzebuję cukru i ciebie – stwierdził, podkreślając ostatnie słowo, a kąciki moich ust zadrżały. – Przede wszystkim ciebie.

            – Jestem obecnie zajęta, ale mam cukier.

            – To niepełna wymiana – odpowiedział. – Jako klient nie jestem w pełni zadowolony z twoich usług.

            – Nie jesteś klientem, tylko moim sąsiadem – wycedziłam przez zęby.

            – Przystojnym sąsiadem i to żadna różnica, ponieważ bardziej niż na cukrze, zależy mi na tobie – odpowiedział bez ogródek, a ja poczułam gorąco na policzkach. Miałam wrażenie, że połknęłam własny język i przez moment nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.

            – Nie możesz mówić mi takich rzeczy, kiedy za drzwiami są moi rodzice – syknęłam do niego.

            – Nie możesz wyglądać w taki sposób i oczekiwać, że nie będę prawił ci komplementów – poprawił mnie, a ja zmrużyłam ostrzegawczo oczy.  

            – Mówił ci ktoś kiedyś, że za często próbujesz mnie podrywać?

            – Nikomu oprócz ciebie to nie przeszkadza. A ja jestem zdeterminowany. Bardzo – podkreślił. Wypuściłam powoli powietrze z płuc, choć moje serce biło jak szalone. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Kilka kosmyków opadło mu na czoło i przesłaniało jego niebieskie, błyszczące oczy. Wpatrywał się we mnie, jakby naprawdę czegoś ode mnie oczekiwał, a ja sama nie wiedziałam już, czy w końcu mi to schlebia czy denerwuje. Miałam tak wielki mętlik w głowie, że nie potrafiłam odróżniać targanych mną emocji.

            – To ja może przyniosę ten cukier – wymamrotałam.

            – A gdzie podziała się twoja odwaga? Już nie będziesz dotykać mnie w taki sposób, jak robiłaś to wczoraj wieczorem? – zapytał, a ja przełknęłam ślinę.     

            – Za chwilę wrócisz do mieszkania bez cukru i mnie.

            – W takim razie anuluję transakcję i przeprowadzę ją jeszcze raz. Tym razem w ramach zapłaty wystawię siebie.

            – Czy kwota zapłaty będzie ujemna tak jak iloraz twojej inteligencji?

            Pstryknął mnie w nos, a ja automatycznie się skrzywiłam.

            – Możesz wziąć mnie za darmo, to chyba uczciwa wymiana?

            – Dalej uważam, że sam cukier wystarczy. Zaraz wracam. – To mówiąc, wślizgnęłam się z powrotem do mieszkania z mocno bijącym sercem. Dla pewności zamknęłam za sobą drzwi i pospiesznie skierowałam się do kuchni.

            – Kto to był? – zapytała mama, gdy pospiesznie grzebałam w szufladach, by znaleźć torebkę cukru.

            – Mój sąsiad – mruknęłam, nawet na nią nie patrząc.

            – Przystojny – stwierdziła, a ja wypuściłam ze świstem powietrze z płuc.

            – Uwierz, że on zdaje sobie z tego sprawę.

            – Powiedziałaś mu tak?

            – Co? Nie! – Odwróciłam się w jej stronę gwałtownie. Mama stała w progu i z uśmiechem opierała się o framugę. – Nie musiałam mu mówić – dodałam z prychnięciem.

            – Często cię tak odwiedza? Bez koszulki? – Uniosła brew, a ja wstrzymałam powietrze w płucach. – Oslo Kendall, oczekuję odpowiedzi.

            – Jeżeli już, to odwiedza mnie z koszulką. Lepiej? – odpowiedziałam, a ona zachichotała pod nosem. – Błagam, nie mów o niczym Dominicowi, bo on zeświruje.

            – Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. A teraz leć do swojego sąsiada, bo chyba się niecierpliwi. Tylko nie zdejmuj koszulki. Przynajmniej przy nas.

            – Mamo! – zawołałam z oburzeniem, ale ona jedynie ze śmiechem wróciła do salonu. Czerwona jeszcze bardziej niż wcześniej zgarnęłam w końcu ten cukier z szuflady i pędem ruszyłam do wyjścia. Wypadłam na zewnątrz i prawie wpadłam na Kierana, który czekał na mnie z rękami w kieszeniach.

            – Nie widziałaś mnie tylko minutę, nie musisz przez to rzucać się na mnie z tęsknoty – zakpił. – Choć nie powiem, całkiem mi to schlebia.

            Zmrużyłam oczy.

            – Masz i udław się tym cukrem. – Wcisnęłam mu torebkę do rąk.

            – Będę go używać ze łzami w oczach, bo to pierwszy prezent, jaki od ciebie dostałem. – Złapał się teatralnie za sercem.

            – Ze łzami w oczach to ja przypominam sobie, że jesteś moim sąsiadem – odpowiedziałam.

            – Też bym płakał z wdzięczności, gdybym na twoim miejscu miał takiego cudownego sąsiada. – Puścił do mnie oko, a ja pokręciłam głową.

            – Oddaj potem ten cukier – powiedziałam.

            – Mógłbym oddawać go po łyżce, gdybym dzięki temu mógł cię widzieć częściej. – Zaśmiał się głośno, gdy w trakcie wypowiadania tych słów popchnęłam go siłą w stronę drzwi od jego mieszkania.

            – Mam nadzieję, że od tego cukru odpadnie ci język i przestaniesz gadać takie głupoty.

            – Podoba ci się to, tylko nie chcesz się do tego przyznać.

            – Podoba mi się, jak jesteś za drzwiami swojego mieszkania. Pa. – Popchnęłam go raz jeszcze i nim dodał coś równie głupiego, sama uciekłam do środka swojego. Musiałam jednak wziąć kilka głębszych oddechów, nim ponownie weszłam do salonu i zaczęłam rozmawiać ze swoją rodziną.

KIERAN

Dni, w których musiałem widzieć się z moim ojcem, były przeze mnie najbardziej znienawidzonymi.

            Niedziela właśnie była takim dniem. Nie widziałem się z moim ojcem przez ostatnie osiem tygodni, ponieważ nie było na to czasu i ja nie miałem chęci. Robiłem wszystko, by go unikać, naciągając przy tym zasady, którymi lubił mnie obarczać za każdym razem, gdy się spotykaliśmy. Tym razem trochę przegiąłem i naprawdę nie miałem wyjścia. Musiałem się z nim spotkać, zważając choćby na to, że miałem jakieś pięćdziesiąt nieodebranych połączeń od niego i jego partnerki.

            Stałem więc przed lustrem w rozpiętej koszuli i eleganckich, czarnych spodniach, a w mojej piersi osiadł ciężar, którego nie potrafiłem dłużej ignorować. Przeczesałem włosy palcami i zacząłem zapinać guziki nieskazitelnie białej koszuli. Na szczęście przez ostatnie lata nauczyłem się, że jakiekolwiek słowa mojego ojca nie miały dla mnie żadnej wartości. Nauczyłem się, że to ja byłem kowalem własnego losu i to ode mnie zależało, w jaki sposób poczuję się, kiedy go zobaczę.

            I nie kłamałem. Kiedy byłem zdeterminowany, byłem gotowy na zrobienie wszystkiego, aby osiągnąć swój cel. To była najlepsza taktyka, jaką kiedykolwiek wymyśliłem. Nie zważać na to, co powiedzą inni. Robić swoje, nieważne, jak dużo wysiłku mnie to kosztowało. Najważniejsze było to, że to ja widziałem efekty, a nie ludzie, którzy, nawet gdybym był idealny i tak życzyliby mi źle.

            Dlatego szykowałem się na ten pierdolony obiad i dziękowałem Bogu, że miałem w sobie na tyle siły i samozaparcia, by rozwinąć swoją karierę i w końcu uwolnić się od despotycznego ojca i jego rodziny, której nie uważałem się już częścią. Byłem osobną jednostką. Nie łączyło mnie z nim nic, prócz więzów krwi.

            Tyle i aż tyle.

            Zerknąłem na zegarek. Dochodziła piętnasta, więc miałem jakieś dwie godziny do rozpoczęcia obiadu. Idealnie, ponieważ droga z Brooklynu do Spring Lake w New Jersey właśnie tyle trwała.

            Spring Lake było najbardziej znienawidzonym przeze mnie miastem. Choć malownicze, urokliwe i bogate, kojarzyło mi się jedynie z moim ojcem i młodzieńczymi latami, kiedy nie mogłem mieć swojego zdania i musiałem być na każde skinienie tego tyrana. Powinienem miło wspominać ocean, letnie dni, gdy w domu zbierało się wiele gości, a zamiast tego krzywiłem się za każdym razem, kiedy ktoś choćby napomykał o tym mieście.

            Może właśnie dlatego dzisiaj poszedłem do Osli. Ponieważ była jedyną osobą w tym chaosie, która była w stanie wywołać mój szczery uśmiech. Naprawdę chciałem ją zobaczyć przed wyruszeniem do mojego ojca. Jej złość była urocza. Jej spojrzenia były hipnotyzujące, ona cała była uzależniająca.

            Wyszedłem z mieszkania chwilę później i wsiadłem do samochodu z ciężkim westchnieniem. Zmusiłem się jednak do słabego uśmiechu i jeszcze raz przypomniałem sobie, że mój ojciec mnie nie określał.

            Podróż do Spring Lake przeciągnęła się o pół godziny, dlatego pod dom podjechałem o pół godziny spóźniony. Już to było złym znakiem, choć nie traciłem nadziei, że dzisiejszy dzień nie będzie w całości zmarnowany. Zaparkowałem przed ogromnym garażem i odpinając pas, spojrzałem na trzypiętrowy dom z jasnego drewna, który wyglądał jak pieprzona willa. Trawnik był równo przystrzyżony, tak samo jak krzewy i drzewa, które uwielbiała partnerka mojego ojca. Nawet nie wiedziałem, czemu o tym wiedziałem.

            Rozluźniłem spięte ramiona i wysiadłem na zewnątrz. Zimny wiatr szarpnął moimi włosami, gdy ruszyłem w stronę dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do wnętrza domu. Mieszkałem tutaj wiele lat, ale i tak zadzwoniłem dzwonkiem, nim wszedłem do środka. Kolejna pojebana zasada mojego ojca.

            Cofnąłem się o krok, cierpliwie czekając, aż ktoś mi otworzy. Po kilku sekundach po drugiej stronie rozległy się kroki, ktoś przekręcił gałkę i moim oczom ukazała się drobna kobieta. Gwendolyn, bo tak miała na imię, uśmiechnęła się do mnie promiennie. Była o dwadzieścia lat młodsza od mojego ojca, miała długie, brązowe włosy i grzywkę, która przesłaniała jej czoło.

            – Cześć, Kieran – przywitała się ze mną radośnie i otworzyła szerzej drzwi, bym wszedł do środka. Naprawdę nie miałem pojęcia, co widziała w moim ojcu i dlaczego z nim była. Nie znaliśmy się dobrze, ponieważ Gwendolnyn zaczęła spotykać się z nim, kiedy ja już się wyprowadzałem. Nauczyłem się zachowywać dystans, więc tym samym nie mieliśmy wielu okazji do poznania się. Minęło już jednak kilka lat, a ona dalej się z nim trzymała, więc najwyraźniej coś musiało być na rzeczy.

            – Cześć. Przepraszam za spóźnienie – powiedziałem i zdjąłem kurtkę. Powiesiłem ją na wieszaku w holu i powiodłem wzrokiem po utrzymanym w białych kolorach pomieszczeniu. Było wyjątkowo cicho, co najmniej, jakby nikt w tym domu nie przebywał.

            – Twój tata nie chciał na ciebie czekać z obiadem, więc już zaczęliśmy, ale nic jeszcze nie wystygło, więc zaraz przygotują dla ciebie pierwsze danie – powiedziała Gwen i poprowadziła mnie prosto do jadalni. Warto było wspomnieć, że mój ojciec miał pierdoloną służbę, która wykonywała za niego praktycznie wszystko.

            Przeszedłem przez szeroki salon, który również był idealnie wysprzątany i zatrzymałem się dopiero w progu jadalni. Na mój widok ojciec przestał jeść. Odłożył powoli łyżkę i wyprostował się, mierząc mnie oceniającym wzrokiem. Odwzajemniłem się tym samym, nie pozwalając, by drgnęła mi choćby powieka.

            – Kieran. – Skinął ledwo widocznie głową i to by było na tyle, jeśli chodzi o przywitanie z człowiekiem, z którym nie widziałem się przez ostatnie dwa miesiące.

            – Ojcze – odezwałem się tym samym tonem. Obserwował mnie niczym drapieżnik ofiarę, ale wcale nie robiło to na mnie wrażenia. Nie czekając na jego zgodę, podszedłem do stołu i usiadłem na losowym krześle. Rozparłem się wygodnie, ignorując jego palące spojrzenie, ale nie sięgnąłem po nic, co leżało na stole.

            – Spóźniłeś się.

            – Były korki.

            – Mógłbyś przynajmniej przeprosić. – Groźna nuta w jego głosie sprawiła, że się uśmiechnąłem.

            – Proszę o wybaczenie – odparłem i byłem ciekawy, czy usłyszał w moim tonie kpinę. Adam Shelton był doprawdy skomplikowanym człowiekiem. Miał na sobie czarną, idealnie skrojoną koszulę, a jego siwe włosy zostały ułożone na żel. Zgolił zarost, więc widziałem dokładnie, kiedy mocno zacisnął szczękę. Trzymał się prosto i sztywno, praktycznie jakby ktoś mu wsadził kij w dupę i dwa razy przekręcił. Próbował zabijać mnie wzrokiem, ale chyba zapominał, że nie robiło to na mnie wrażenia. – Zanim zaczniesz się czepiać, przypominam, że przyjechałem tutaj z grzeczności dla Gwen, twojej partnerki, która stara się robić wszystko, by nasze relacje się polepszyły. Nie chcę jej rozczarować i powiedzieć, że to się nigdy nie zmieni, więc po prostu zjedzmy wspólnie obiad i rozejdźmy się w swoje strony.

            – Przegrałeś przedostatni mecz – powiedział, całkowicie ignorując moje słowa. Może i zachowywałem się jak rozkapryszony nastolatek, ale bezwstydnie przewróciłem przed nim oczami.

            – Ale wygrałem ostatni – odpowiedziałem i znów uniosłem lekko kąciki ust. – Powinieneś być dumny, całkiem nieźle trzymamy się w tabeli.

            – Nie grasz w NHL, tylko AHL – wytknął mi to, co wytykał mi za każdym razem. Wcale nie było tak, że AHL było odłamem NHL, skąd znowu. – Więc na twoim miejscu przestałbym tak cwaniaczyć.

            – Ach tak, zapomniałem, że twoim zdaniem powinienem siedzieć z podkulonym ogonem, ponieważ nie osiągnąłem aż tak wielkiego sukcesu, jakiego sobie życzyłeś – prychnąłem i uśmiechnąłem się do dziewczyny, która niepostrzeżenie weszła do jadalni. Postawiła przede mną talerz parującej zupy, a ja zamiast głodu poczułem, jak moje gardło się zaciska. – Dziękuję – zwróciłem się w jej stronę i puściłem jej oczko, przez co się zarumieniła i speszona uciekła.

            – Nie ma po co się kłócić – zaoponowała Gwen, nim mój tata ponownie się odezwał. – Mamy miło spędzić popołudnie, pamiętacie?

            – Kiedy zamierzasz zwrócić mi resztę pieniędzy, które wydałem na twoje treningi, synu?

            Dobrze, że łyżki nie były szklane, bo prawdopodobnie moja właśnie roztrzaskałaby się w drobny mak. Jakby nigdy nic przełknąłem pierwszą łyżkę zupy i spokojnie spojrzałem na ojca.

            – Spłaciłem już dawno wszystko, co musiałeś na mnie wydać w nastoletnich latach – odparłem i poczułem w ustach gorzki smak. Nie wiedziałem, czy to zupa była niedoprawiona czy w ten sposób smakowało rozczarowanie.

            – Nie sądzę – odparł.

            – Masz wszystkie wyciągi z konta, z łatwością możesz to sprawdzić – wycedziłem przez zęby. Oczywiście robił mi na złość. Taplał się w pieniądzach, a ode mnie wyciągał je dalej tylko by podkreślić, że tak naprawdę to dzięki niemu grałem w hokeja. Nie kłamałem, zwróciłem mu ostatnie pieniądze pół roku temu, kiedy moja kariera naprawdę nabrała tempa. Właśnie w ten sposób mogłem się od niego uwolnić i skorzystałem z tego natychmiast.

            Szkoda, że mimo to byłem na niego skazany.

            – Mój księgowy się z tobą skontaktuje – odparł na to. Przygryzłem język prawie do krwi. Niech będzie. Nie zależało mi na kasie. Jeśli w ten sposób miałem widywać mojego ojca tylko raz na kilka miesięcy, byłem skłonny przelewać mu nawet więcej.

            – Bardzo smaczna zupa – powiedziałem zamiast tego, zwracając się do jego partnerki.

            – Pilnowałam, żeby dobrze ją przyprawili. – Gwen obdarzyła mnie uśmiechem.

            Tak, gorzki posmak w moich ustach na pewno był rozczarowaniem.

***

Jak zwykle zapraszam was na mojego Instagrama: nataliaantczak__ (zostało już mniej niż tysiąc do 10k obserwujących).

Koniecznie dajcie też znać jak wrażenia <3

#thislittleoneNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro