Rozdział 11
Od wczoraj umieram z powodu grypy, więc jeśli pojawią się w tym rozdziale jakieś błędy, to z góry bardzo was przepraszam. Dajcie temu rozdziału trochę miłości. Miłego czytania <3
***
Początek tygodnia był powrotem do rzeczywistości.
Co prawda nie zapomniałam całkowicie o wieczorze spędzonym w towarzystwie czterech hokeistów, ale temat Kierana zszedł na dalszy plan. Cały mój grafik od poniedziałku do piątku był wypełniony zajęciami na uczelni i pracą w kawiarni na popołudniowej zmianie.
Siedziałam właśnie na zajęciach z socjologii mediów, kiedy mój telefon zawibrował, a na ekranie pojawiło się powiadomienie o nowej wiadomości od Dominica. Od razu przewróciłam oczami, choć jeszcze nawet nie zerknęłam na treść. Spojrzałam na profesora, który rzetelnie przedstawiał nam właśnie materiał przy slajdach wyświetlanych przez projektor i sięgnęłam po komórkę.
Od Debil:
Co robisz?
Do Debil:
Jestem na uczelni.
Od Debil:
A.
Od Debil:
To słabo.
Rozmowy z moim bratem były najdziwniejszymi, jakie kiedykolwiek prowadziłam, dlatego nawet się nie zdziwiłam, gdy zakończył tę właśnie w tym momencie. Przez chwilę patrzyłam jeszcze na ekran, zastanawiając się, czy wyjaśni mi, dlaczego zawracał mi głowę, ale po minucie jedynie westchnęłam i sama do niego napisałam.
Do Debil:
A ty co robisz?
Od Debil:
Liczę litery.
Od Debil:
Recytuję słowa.
Uniosłam wyżej brwi, ale nim napisałam kolejną wiadomość, mój brat pospieszył z wyjaśnieniami.
Od Debil:
W sensie czytam.
Do Debil:
Co czytasz?
Od Debil:
Poradnik, jak poradzić sobie z byciem bardziej idealnym od starszej siostry.
Parsknęłam cicho, odczytując kolejną wiadomość.
Do Debil:
Pewnie prawda cię zabolała, co?
Od Debil:
Nie wiem, na razie doliczyłem do stu dwudziestu ośmiu liter.
Do Debil:
Super, chcesz mi zająć czas jeszcze jakimiś innymi ciekawymi informacjami?
Od Debil:
Tak.
Od Debil:
Podwieziesz mnie dzisiaj do kumpla? Mamy się napić piwa, a wracać będę z resztą znajomych.
Do Debil:
Jest środek tygodnia.
Od Debil:
Cieszę się, siostrzyczko, że jesteś taka spostrzegawcza.
Westchnęłam.
Do Debil:
Na którą?
Od Debil:
20. Kocham cię.
Polubiłam jego ostatnią wiadomość i wróciłam do skupiania się na treści, którą przekazywał nam profesor. Co rusz zerkałam jednak na telefon, tym razem spodziewając się wiadomości od Kierana, a nie od mojego brata. Przez ostatnie trzy dni w ogóle się nie widzieliśmy. Podejrzewałam, że było to spowodowane moim i jego napiętym grafikiem, ale nie ukrywałam, że pomimo braku wolnego czasu i tak wracałam do niego myślami. Przestałam się już złościć o to, że jedno mówiłam, a drugie robiłam. Najwyraźniej Kieran był dobry w swoim fachu i z łatwością zapisał się w mojej pamięci.
Zajęcia okropnie mi się dłużyły, ale kiedy dobiegły końca, od razu zerwałam się z miejsca, złapałam za torebkę i ruszyłam do wyjścia. Narzuciłam na ramiona czarną kurtkę i obwiązałam się szalikiem, bo na dworze było okropnie zimno. Zaczynało być już ciemno, a ja miałam jakieś pół godziny na dotarcie do kawiarni. Wysłałam Dominicowi wiadomość, żeby podjechał tam pode mnie przed dwudziestą. Akurat, gdy wchodziłam do autobusu, mój telefon rozdzwonił się. Tym razem na ekranie pojawiła się moja mama.
– I jak tam, zadomowiłaś się już? – zapytała się z wyraźnym zaciekawieniem, kiedy upewniła się, że nie przeszkadza.
– Tak. Zrobiłam w tamtym tygodniu zakupy, więc chyba wszystko mam – odpowiedziałam, wyglądając przez okno. – A wy jak tam? Dajecie radę sami z Dominiciem?
Słysząc westchnienie z jej strony, cicho zachichotałam.
– Twój brat to wariat jakich mało. Zapomniałam już, do czego jest zdolny, kiedy nikt go nie kontroluje. Może jednak wrócisz, trochę go utemperujesz? – spytała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. – Wiem, że nie ma na to najmniejszych szans, ale może trochę podzielimy się opieką nad nim. My w tygodniu, ty w weekendy, co ty na to?
– Nie, dziękuję – odpowiedziałam. – Dobrze mi się żyje, kiedy nikt mnie nie terroryzuje – przyznałam i teraz to mama się zaśmiała.
– Dobrze, że tata tego nie słyszy. Inaczej przyjechałby do ciebie jako pierwszy z pretensjami.
– Cóż, nie przeczę, że to do niego będę dzwonić, kiedy coś mi się popsuje albo w rogu pokoju zobaczę wielkiego pająka. Kto mi go wtedy zabije? – jęknęłam. To była najstraszniejsza wizja w moim życiu. Nie cierpiałam tych pająków i nawet posiadając specjalny spray, zawsze oddawałam go tacie, żeby się tym zajął. Mój brat również by mi nie pomógł, bo bał się ich jeszcze bardziej niż ja. Co najwyżej zostawiłby mnie na ich pożarcie, a tego zdecydowanie nie chciałam.
– Nie masz tam jakiś sąsiadów, którzy by ci pomogli w takiej sytuacji? – dopytała z rozbawieniem mama, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. – Babcia nigdy się na nich nie skarżyła, może akurat byliby skorzy do pomocy.
Pomoc to nic w porównaniu z tym, jak nachalny i uparty był Kieran Shelton. Miałam wrażenie, że jego misją życiową było wywołanie u mnie sympatii do niego. Był przy tym tak zdeterminowany, że na samą myśl się uśmiechałam.
Ale oczywiście za nic w świecie nie zamierzałam się do tego przyznać. Gdyby Kieran się o tym dowiedział, nie dałby mi spokoju. Właściwie nie zdziwiłabym się, gdyby od tego momentu towarzyszył mi przez cały czas niczym Osioł Shrekowi.
Nie wiem, czy podobała mi się wizja bycia Shrekiem w tej relacji, ale on na pewno przejawiał cechy Osła.
– Co tak zamilkłaś? Czyżby był tam ktoś fajny? – W jej głosie wyczułam prowokującą nutę.
– Mamo, daj spokój...
– Och, nie możesz mnie winić za to, że jako twoja mama od tylu lat wyczekuję, aż wpadniesz na kogoś odpowiedniego, kto będzie ciebie wart. Myślałam, że było tak w liceum, ale ten chłopak na pewno nie był odpowiedni, więc... Dalej mam nadzieję. To jak, poznałaś kogoś fajnego? Wiesz, że uwielbiam z tobą plotkować. – Nadawała jak katarynka, a ja mimo wszystko poczułam, że ucisk w mojej klatce piersiowej zmniejsza się. Nie należałam do najbardziej optymistycznych ludzi, ale miło było pomyśleć, że przynajmniej takimi się otaczałam. Moja mama była najcudowniejszą kobietą na świecie.
– Nie, nikogo takiego nie poznałam – powiedziałam i sama równocześnie zauważyłam, że było to kłamstwo. Nie ufałam jednak ludziom od samego początku, więc być może potrzebowałam jeszcze trochę czasu, by zbliżyć się do Kierana. O ile było to w ogóle możliwe.
– No dobrze, ale jeśli ktoś taki pojawi się na horyzoncie, od razu dasz mi znać, prawda? – zapytała z przejęciem. – To może być nasz wspólny sekret. Wiem, że twój brat ma tendencję do bycia przewrażliwionym, więc ktokolwiek to będzie, zachowam to tylko między nami.
– W porządku. Będziesz wiedzieć pierwsza, jeśli coś w tym temacie się zmieni – obiecałam jej, a ona usatysfakcjonowana zmieniła temat. Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut i w końcu mama musiała się rozłączyć, bo również wracała z pracy. W godzinach szczytu autobus wlekł się, jak cholera, ale na szczęście do kawiarni trafiłam punktualnie. Przebrałam się na zapleczu i zaczęłam pracować, zastanawiając się nad tym, co powiedziała mi mama.
Na szczęście czas w pracy minął mi wyjątkowo szybko. Przez całą moją zmianę Kieran jednak tutaj nie zawitał. Byłam ciekawa, jak często pojawiał się w kawiarni i kiedy mogłam się go spodziewać. Chyba że robił mi na złość, bym częściej o nim myślała?
Gdy wyszłam z budynku, od razu zauważyłam samochód mojego brata. Chciałam siąść na miejscu pasażera, bo myślałam, że on poprowadzi na miejsce spotkania, a ja później przejmę od niego auto, ale myliłam się. Dominic siedział po prawej stronie. Zmarszczyłam brwi i obeszłam samochód, by wsiąść do środka na miejsce kierowcy.
– Dlaczego ty nie prowadzisz? – zapytałam, rzucając torebkę na tylnie siedzenie. Zatrzasnęłam drzwi i natychmiast dotarł do mnie zapach wody kolońskiej. – Popsikałeś się perfumami? – dodałam z zaskoczeniem i w końcu na niego spojrzałam.
Mój brat wyjątkowo był ubrany w czarny płaszcz, a spod materiału wystawał mu rąbek koszuli w tym samym kolorze. Jego kudły były jakoś bardziej ulizane i zaczesane do tyłu, a on sam siedział jak na szpilkach. Zmarszczyłam podejrzliwie brwi.
– Ktoś umarł? – dopytałam, gdy nie odpowiedział na moje pierwsze pytanie.
– Ja umrę zaraz – wymamrotał i dostrzegłam, że faktycznie był trochę blady.
– Od kiedy tak się szykujesz na spotkanie z kumplami?
Znowu wymamrotał coś pod nosem, ale nie usłyszałam, więc nachyliłam się w jego stronę i przycisnęłam mu dłoń do czoła.
– Nie jesteś chory, więc o co ci chodzi? – zapytałam.
– Jedź już, nie chcę się spóźnić – mruknął.
– O nie, kolego, nie pojadę, dopóki nie powiesz mi, o co ci chodzi – odparłam, a on spojrzał na mnie ze złością.
– U Marcela będzie taka jedna laska, która wpadła mi w oko. W sumie jeszcze nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, ale co, jeśli, wiesz, nagle zwróci na mnie uwagę?
– Jeśli wylałeś na siebie całą buteleczkę perfum, to co najwyżej zemdleje, a ty będziesz mógł ją złapać, obudzisz ją pocałunkiem i będziecie żyli długo i szczęśliwie – odpowiedziałam i tym razem to on spiorunował mnie wzrokiem.
– Jesteś starsza, powinnaś mi jakoś doradzić. Stresuję się! – jęknął. Zmierzyłam go spojrzeniem.
– No w sumie też bym się stresowała na twoim miejscu – zażartowałam, a on przeklął i pokazał mi środkowy palec.
– Boże, jak ja cię nie cierpię. Zero wsparcia, jak zawsze – warknął. Kąciki moich ust zadrżały.
– A ty wiesz chociaż, jak ona ma na imię? – zapytałam z ciekawością. Przygryzł nerwowo usta.
– Nie – przyznał. Westchnęłam.
– Dlaczego wy, faceci, tacy jesteście? To czemu ty w ogóle zwróciłeś na nią uwagę?
– Nie wiem. Po prostu jest taka... Taka... Taka o. – Wykonał niezrozumiały gest ręką, a ja pomrugałam.
– Faktycznie, interesująca – zakpiłam, a on zmrużył groźnie oczy. – Weź mi powiedz, jak wygląda, to poszukam jej na Instagramie i napiszę do niej wiadomość, żeby się do ciebie odezwała, bo ty jesteś pizdą.
– Nie! – krzyknął piskliwie. – Nie pisz do niej!
Spojrzałam na niego poważnie.
– To zagadaj do niej dzisiaj.
– Ej, a ty serio byłabyś w stanie znaleźć ją na Instagramie tylko po wyglądzie?
– Jestem dziewczyną, mamy taki talent od urodzenia – odpowiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Dobra, ja do niej zagadam. A jak mi nie wyjdzie, to będę czekał, aż zemdleje od tych perfum. Chyba że to też nie wypali, to wtedy dam ci wolną rękę – stwierdził, a ja uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że kiedy podrzuciłam go w wyznaczone miejsce, gdy wysiadał, był blady jak ściana.
Musiałam przyznać, że kiedy wróciłam do domu, poczułam ogromną ulgę. Po całym dniu byłam zmęczona, więc od razu po wejściu do mieszkania, weszłam pod prysznic. Umyłam się i przebrałam w piżamę. Zamierzałam usiąść przy biurku i trochę pokolorować kolorowankę, którą ostatnio kupiłam. To brzmiało strasznie dziecinnie, ale nic nie mogłam poradzić na to, że zamalowywanie konturów danego obrazka wyjątkowo mnie relaksowało. Kiedy usiadłam przy blacie i sięgnęłam po pisak, na mój telefon przyszło kolejne powiadomienie.
Od Wkurwiający Sąsiad:
Co robisz?
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał prawie dwudziestą pierwszą.
Do Wkurwiający Sąsiad:
Koloruję.
Aby wyjaśnić mu, co dokładnie miałam na myśli, wysłałam mu zdjęcie strony z kolorowanki. Nie minęło nawet pięć minut, a w moim mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Odsunęłam się od stołu i wstałam. Poprawiłam materiał bluzy i otworzyłam drzwi. Moim oczom momentalnie ukazał się Kieran.
Już otwierałam usta, by powiedzieć mu, że na odwiedziny jest dosyć późno, ale chłopak zdążył od razu wcisnąć się do środka. Wyglądał na zirytowanego.
– Coś się stało? – zapytałam. Zeskanowałam go wzrokiem. Miał na sobie szare dresy i zwykłą, białą koszulkę, przez co miałam idealny widok na jego szerokie i umięśnione ramiona.
– Przegraliśmy mecz towarzyski – burknął. – Gdzie te kolorowanki?
Zmarszczyłam brwi.
– Chcesz kolorować? – spytałam z niedowierzaniem. Odwrócił się w moją stronę dalej z poważną miną.
– Miałem beznadziejny dzień, a kapitan z drugiej drużyny mnie wkurwił. Chcę kolorować kolorowankę – uparł się, a ja spojrzałam na niego ze zdumieniem. – I spędzić z tobą czas, jeśli tak bardzo cię to ciekawi – dodał.
– To dobrze się składa, bo przez przypadek kupiłam dwie takie same.
Powoli na jego twarzy pojawił się uśmiech, a ja musiałam bardzo się postarać, by nie wgapiać się w jego urocze dołeczki.
– Chcesz powiedzieć, że kupiłaś drugą specjalnie dla mnie, bo wiedziałaś, że cię odwiedzę? – zapytał.
– Tak, oczywiście, wiedziałam, że profesjonalny hokeista w środę przed dwudziestą pierwszą zacznie walić w moje drzwi, bo będzie chciał malować ze mną kolorowankę – prychnęłam.
– Osla?
– Tak?
– Ale to musi zostać między nami. – Tym razem to on odezwał się z powagą. – Chłopaki mnie zjedzą, jeśli się dowiedzą, że...
– Zrobię ci zdjęcie, ustawię sobie na tapetę i będę pokazywać każdemu, z kim będę rozmawiać. Im również – zapewniłam, uśmiechając się. Kieran na moment zawiesił na mnie wzrok, ale w końcu pokręcił głową.
– Jeżeli taki jest koszt spędzenia wieczoru w twoim towarzystwie. – Dał za wygraną. W odpowiedzi weszłam do kuchni i włączyłam czajnik, by poczęstować go herbatą. Kieran wprosił się do salonu i usiadł na kanapie.
– Czyli mówisz, że mecz słabo dzisiaj poszedł? – zapytałam głośniej, by mnie usłyszał. Wyciągnęłam dwa kubki i wrzuciłam do każdego z nich po torebce brzoskwiniowej herbaty. Zalałam je wrzątkiem i ruszyłam do salonu.
– Kurwa, poszedł tragicznie. W trakcie pierwszej tercji prowadziliśmy jeden do zera i wyglądało na to, że z łatwością wygramy, ale w drugiej Logan i Luke zostali usadzeni na ławce i w ciągu dwóch minut wbili nam trzy bramki – mruknął sfrustrowany. Nie skomentowałam tego, że sięgnął już po kolorowankę, którą ja zamierzałam kolorować. Postawiłam kubek przed jego nosem i z szuflady wygrzebałam drugą taką samą. – A to wszystko przez tego dupka Jaxona, który się rzucał na prawo i lewo. Gdyby nie on, chłopaki na pewno by na tej ławce nie wylądowali. Graliśmy w osłabieniu, więc nic dziwnego, że trafili tyle bramek, ale... Szkoda gadać – burknął, łapiąc za mazak.
– Który obrazek kolorujesz? – zapytałam z ciekawością, by odciągnąć go od negatywnych myśli.
– Ten z królikiem i misiem rozwieszającym pranie – odpowiedział całkowicie poważnie. – A co?
– Pokolorujemy te same, a później porównamy, który z nich jest ładniejszy – stwierdziłam. Spojrzał na mnie.
– Uprzedzę cię tylko, że nie posiadam zdolności malarskich.
– Nie? Jakoś bukiet na mojej szafce wyszedł ci całkiem nieźle – odpowiedziałam, a on znowu lekko się uśmiechnął.
– Czy ty, Oslo Kendall, właśnie jesteś dla mnie miła? – zapytał z zaskoczeniem.
– Wydaje ci się. Skup się lepiej na tym malowaniu – dodałam stanowczo, uciekając wzrokiem do mojej kolorowanki. Kieran zrobił tak, jak powiedziałam i już po chwili zajął się malowaniem pierwszej części obrazka. Poszłam w jego ślady, choć co jakiś czas bezwstydnie mu się przyglądałam.
Nie mogłam uwierzyć, że profesjonalny gracz hokeja, który swoim potężnym ciałem zajmował prawie całą moją kanapę, z zaangażowaniem kolorował kolorowankę, aby spędzić ze mną trochę czasu.
Gdy wzięłam łyk gorącego napoju, nawet herbata smakowała słodziej.
***
I jak wrażenia?
Zajrzyjcie na mojego Instagrama: nataliaantczak__ (czekam, aż dobijemy do 10 tysięcy i będę mogła was gnębić na kanale nadawczym)
twitter: #thislittleoneNA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro