Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Byłam kompletnie rozczarowana tym, że w grudniu nie padał jeszcze śnieg.

Niebo było ponuro zachmurzone i nawet w środku dnia wydawało się, że jest ciemniej. Na dodatek słońce wschodziło o wiele później, więc kiedy jeździłam na pierwsze lekcje do szkoły, było jeszcze ciemno. Jedynym plusem było to, że uwielbiałam chłodniejszą pogodę i nie cierpiałam lata. Żałowałam tylko tego śniegu, który jak na złość nie chciał padać.

– A to ci potrzebne?

Siedzący na moim łóżku brat podniósł zieloną bluzkę z długimi rękawami i lekko nią pomachał. Z początkiem grudnia postanowiliśmy, że zrobimy w swoich pokojach porządek, by przyjemniej spędzało nam się w nich czas.

Wzięłam sobie nasze postanowienie do serca, ponieważ już z samego rana zabrałam się za porządki. Tym sposobem sterta moich ubrań leżała na połowie materaca i podłodze, a ja powoli zaczynałam żałować, że wyrzuciłam wszystko z szafy bez zastanowienia.

– Tak. Dostałam ją od babci – powiedziałam i sięgnęłam po materiał. Dominic złapał za kolejną koszulkę. – To też zostaw – stwierdziłam.

– Osla, zrobienie porządku nie polega na tym, że upchniesz wszystkie ubrania z powrotem na półki, które już teraz ledwo się trzymają – zganił mnie, a ja westchnęłam i rzuciłam koszulkę prosto w jego twarzy. Przeklął, odrzucając ją na bok i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Miał skołtunione włosy, które od kilku tygodni domagały się cięcia, ale Dominic strasznie z tym zwlekał. Na domiar złego nie golił się przez ostatnie kilkanaście dni, więc wyglądał jak szop, który wcisnął się w kąt kartonu i nie zamierzał z niego wychodzić.

Nie chciałam powiedzieć tego na głos, więc jedynie mocniej zacisnęłam usta. Byłam przekonana, że mój brat by się przez to obraził.

– Przecież dopiero zaczęliśmy – odpowiedziałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Nie mogłam uwierzyć, że przez ostatni rok uzbierałam tyle ubrań. Może mama miała rację, kiedy mówiła, że mam obsesję na punkcie ciuchów. – Przydałbyś się na coś i byś mi pomógł! – Tym razem to ja uniosłam głos, a Dominic westchnął, kładąc z powrotem głowę na poduszce.

– Wspieram cię mentalnie, nie widzisz? – Uniósł brew, a ja przewróciłam oczami i kucnęłam przy stercie ubrań. Zaczęłam składać te, które zamierzałam zostawić. Jednocześnie do moich uszu dotarł dźwięk odpalanej gry, którą Dominic włączył na swoim telefonie. – Mama napisała, że będzie za pięć minut.

Po tych słowach znieruchomiałam. Zwróciło to uwagę mojego brata, który zmarszczył lekko brwi. Spojrzałam na niego.

– Mieliśmy wyciągnąć mięso z zamrażarki. – Zdołałam wykrztusić i jak oparzona zerwałam się z miejsca. Dominic nie zdążył nawet przekląć, bo już rzuciłam się w stronę wyjścia i potykając się o własne nogi, zbiegłam po schodach. Wpadłam do kuchni i odsunęłam szufladę od zamrażarki. Wygrzebałam woreczek mięsa, które mama miała zamiar wykorzystać na obiad. Nawet nie musiałam się odwracać, by dostrzec Dominica. Ciężki tupot jego stóp rozpoznałabym wszędzie.

Gdy spojrzałam na niego przez ramię, moim oczom ukazała się czerwona suszarka, którą ukradł z łazienki mamy. Pomrugałam z niedowierzaniem, kiedy podpiął ją do kontaktu, ustawił na najcieplejszy tryb i włączył. Ciepły podmuch nakierował na woreczek, który trzymałam w dłoniach.

– Ja pierdolę – wymamrotał, ale ledwo go usłyszałam. – Zawsze to samo.

Kąciki moich ust zadrżały, ale spoważniałam, gdy uświadomiłam sobie, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji.

– Ta suszarka stopiłaby lodowce, a przy tym mięsie nie współpracuje – jęknął minutę później. Marzły mi już dłonie, ale nie chciałam pozbawiać go ducha walki. Sama wierzyłam, że damy sobie z tym radę.

Przynajmniej do momentu, w którym pięć minut później suszarka przestała suszyć, a z jej otworu zaczął wydostawać się ciemny dym. Jak oparzona odłączyłam urządzenie od gniazdka i oboje szeroko otwartymi oczami patrzeliśmy na bałagan, który narobiliśmy.

– Nie wierzę – mruknął chłopak. – I co my teraz zjemy na obiad?

– Nie martw się obiadem. Zastanów się, co powiesz mamie, kiedy jutro rano będzie szykować się do pracy i dziesięć minut przed wyjściem odkryje, że jedyna suszarka w tym domu nie działa – powiedziałam i dopiero wtedy wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie.

– Mnie tu nie było! – krzyknął, wcisnął mi suszarkę siłą do rąk, przez co zapakowane mięso spadło mi na podłogę i kiedy do naszych uszu dotarł dźwięk przekręcanego w zamku klucza, Dominic puścił się pędem z powrotem na górę. Zdążyłam rozdziawić usta, a w tej samej chwili dobiegł mnie dźwięk zatrzaskiwanych przez niego drzwi.

– Ty pieprzony tchórzu!

Gdy mama weszła do środka, mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie zostanę zabita jednym spojrzeniem.

***

Po obiedzie, który opóźnił się wiadomo z czyjej winy, wróciłam do pokoju, gdzie przebrałam się w dżinsy i czerwoną koszulkę z logiem kawiarni, w której pracowałam. Długie blond włosy spięłam w wysokiego kucyka, zabrałam torebkę i pospiesznie zbiegłam na dół. Na schodach minęłam się z Dominiciem, którego prawie z nich zepchnęłam, bo tchórz nawet nie okazywał skruchy.

– Zejdź mi z oczu – burknęłam, na co cwano się do mnie uśmiechnął.

– Trzeba się odpowiednio ustawić w życiu – odpowiedział. – Skoro jestem starszy jako pierwszy przejmę po rodzicach spadek, a spadek dadzą tej bardziej odpowiedzialnej osobie. W tym przypadku wina musiała spaść na ciebie – wytłumaczył mi powoli, a ja gniewnie zmarszczyłam brwi. Zamiast coś powiedzieć, pokazałam mu tylko środkowy palec.

– Lepiej zawieź mnie do pracy za to, że cię nie wsypałam. Nie mogę się spóźnić, to mój pierwszy dzień, kiedy będę tam sama – dodałam, by wyjaśnić chłopakowi, jak bardzo było to dla mnie ważne.

– Dziesięć dolarów. – Wymownie wyciągnął w moim kierunku dłoń.

– Tyle nie jest warta nawet twoja godność – odpyskowałam. Nie zamierzałam marnować czasu na zbędną sprzeczkę z nim, więc ruszyłam w dół po schodach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy bez słowa ruszył za mną. Może czasami jednak mu na mnie zależało.

Dominic z grymasem niezadowolenia zarzucił na ramiona kurtkę i zgarnął z białej komody przy wyjściu kluczyki do samochodu. Wyszłam jako pierwsza i szczelniej opatuliłam się szalikiem, gdy wiatr rozwiał moje włosy. Było paskudnie zimno.

I nadal nie było śniegu.

Zmrużyłam z rozczarowaniem oczy i wpakowałam się do czarnego audi, które stało przy chodniku. Potarłam nerwowo kolana, bo trochę się stresowałam, a trochę też chciałam się rozgrzać.

– Tylko nie puść tej knajpy z dymem, dobra? – mruknął mój brat, kiedy zajął miejsce kierowcy. Przekręcił w stacyjce kluczyk i silnik zaskoczył. Od razu włączyłam ogrzewanie i objęłam się ramionami.

– Sądzisz, że byłabym w stanie to zrobić?

– Ja to doskonale wiem – odpowiedział, więc trąciłam go pięścią w ramię.

– Powinieneś mnie wspierać, a nie wygadywać takie bzdury.

– Po prostu jestem realistą.

Tym razem to na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie odezwałam się do niego przez całą piętnastominutową drogę. Wysiadając, niechętnie mu tylko pomachałam, a on pokazał mi język i ruszył z piskiem opon, gdy zamknęłam drzwi. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i odwróciłam się w stronę małej kawiarenki, w której zostałam zatrudniona w ubiegłym tygodniu. Pracowałam już dwa dni z jedną z dziewczyn, a więc nadszedł moment, w którym miałam zostać na zmianie całkowicie sama.

Musiałam przyznać, że bardzo mnie to stresowało. Nie chciałam niczego zepsuć. Miałam popołudniową zmianę, więc kończyłam dopiero po dziewiątej wieczorem. Miałam szczerą nadzieję, że Dominic nie zapomni po mnie przyjechać.

Weszłam do środka. Kawiarnia nie była duża, poza ladą, za którą pracowałyśmy, było tutaj tylko kilka stolików. Nie znajdowała się w centrum miasta, więc ruch był tutaj zdecydowanie mniejszy i nawet teraz krzesło przy oknie zajmowała tylko jedna osoba.

Stojąca za ladą Veronica uśmiechnęła się na mój widok. Miała na sobie czarną koszulkę i tego samego koloru fartuch. Opierała się o blat za sobą.

– Punktualnie – zaćwierkotała, kiedy tylko przeszłam na drugą stronę i się z nią przywitałam. – Trochę mi się spieszy, ale nie ma dzisiaj dużo ludzi, więc na pewno sobie poradzisz. Gdyby coś, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Postaram się pomóc – obiecała, a ja podziękowałam jej cicho. Z plecaka wyciągnęłam własny fartuszek i przełożyłam go przez głowę. Paski zawiązałam z tyłu w kokardkę i poprawiłam kosmyki, które uwolniły się z mojego upięcia.

– Pamiętaj, żeby na sam koniec zamknąć kasę i przeliczyć pieniądze. Szefowa jest na to bardzo cięta – przyznała, a ja, obserwując ją uważnie, kiwnęłam jedynie głową. Veronica weszła na zaplecze, gdzie spakowała swoje rzeczy. Uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz, tym razem bardziej w formie pocieszenia, pomachała mi i pospiesznie czmychnęła na zewnątrz.

Zostałam sama.

Pani siedząca w rogu posłała mi ponure spojrzenie. Zmusiłam się do przyjaznego uśmiechu i powiodłam wzrokiem po widoku przede mną.

Kawiarnia była utrzymana w ciepłych kolorach. Na ścianach w drewnianych ramach wisiały obrazy. Dzięki zasłonom i kilku fotelom było tutaj naprawdę przyjemnie. Gdybym miała trochę bliżej, sama przychodziłabym tutaj, żeby na przykład się pouczyć. W witrynie było wystawionych kilka rodzajów ciast, choć niezmiennie moim ulubionym był jabłecznik (najlepiej z waniliowymi lodami i sosem czekoladowym). Zdążyłam go pokochać, kiedy pierwszego dnia na sam koniec mojej pracy Veronica podała mi jedną porcję, aby uczcić, że zostałam w tej kawiarni zatrudniona. Była bardzo miła, a ja nawet teraz stresowałam się, czy w ogóle mnie polubiła.

W przeciągu następnej godziny pojawił się tylko jeden klient, któremu zrobiłam cappuccino na wynos i na szczęście nic przy tym nie rozlałam (a byłam do tego zdolna). Aby na kamerach nie wyglądało na to, że nic nie robiłam, przetarłam wszystkie stoliki i poukładałam krzesła. Dzisiejszy dzień wyjątkowo mi się dłużył, dlatego stres powoli zaczął ze mnie schodzić. Miałam wszystko pod kontrolą.

Przynajmniej do momentu, kiedy w kawiarni pojawił się on.

Byłam w trakcie przesypywania świątecznych pierników do słoika z czerwoną pokrywką, gdy tuż za moimi plecami rozległo się ciche chrząknięcie. Podskoczyłam zaskoczona i pospiesznie się obróciłam.

Moim oczom ukazał się chłopak, który wyglądał na trochę starszego ode mnie. Miał na sobie granatową bluzę z jakimś nieznanym dla mnie logiem wyszywanym na środku. Jego ciemne włosy były roztrzepane i kręciły się delikatnie przy końcach. Miał ładnie zarysowaną szczękę i pełne usta, które ułożyły się w lekki uśmiech.

– Można prosić? – Gdy się odezwał, okazało się, że ma zachrypnięty, głęboki głos. Przyjrzał mi się z zaciekawieniem. – Nie przychodzę tutaj często, ale chyba jesteś nowa, prawda?

Nie wiedziałam, dlaczego, ale poczułam na mojej twarzy rumieńce.

– Tak.

– Więc zapewne nie znasz stałego zamówienia, które tutaj biorę.

Przygryzłam nerwowo wargę i pokręciłam głową. Nieznajomy chłopak oparł się przedramionami o blat, nie odrywając od niego wzroku.

– Poznasz je, kiedy dasz mi swój numer – stwierdził bez ogródek, a ja zamarłam. Nie przywykłam, by chłopaki okazywali mi jakiekolwiek zainteresowanie, a to bezpośredne stwierdzenie bardzo mnie zaskoczyło.

Chłopak miał jasnoniebieskie oczy, które wręcz hipnotyzowały. Był zdecydowanie poza moją ligą.

– Wydaje mi się, że moja szefowa byłaby bardzo rozczarowana, gdybym odbierała zamówienia od klientów tylko po podarowaniu im mojego numeru – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. – Ale to była niezła próba. W takim razie co będzie?

Przechylił lekko głowę. Tym razem to on nie ukrywał zainteresowania.

– Może imię za treść zamówienia?

– Z reguły klienci targują się o cenę, nie o moje imię.

– Lubię się wyróżniać. – Błysnął zębami w uśmiechu, a jego wzrok zjechał niżej na plakietkę, na której było napisane moje imię. – Więc Osla, tak? Powinienem być bardziej spostrzegawczy.

Przestąpiłam z nogi na nogę. Doprawdy nie miałam pojęcia, w jakim kierunku szła nasza rozmowa.

– Wybacz moje maniery, pewnie się niecierpliwisz. Jeśli teraz tutaj pracujesz, będę miał jeszcze sporo okazji, by zdobyć twój numer – stwierdził i wyprostował się. Przewróciłam oczami. – Dwa razy zwykła, czarna kawa z cukrem, raz cappuccino, raz piernikowe latte z podwójną ilością bitej śmietany i zielona herbata na uspokojenie, bo moi koledzy po dzisiejszym treningu są trochę podminowani.

– Więc trenujesz?

Po zadaniu tego pytania miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież to było logiczne, więc po co się odzywałam? Nieznajomy nie wyglądał jednak na urażonego.

– Hokej – przyznał.

– Hokej – powtórzyłam za nim ze szczerym zdziwieniem. Sięgnęłam po pierwszy papierowy kubek.

– Ty naprawdę nie masz bladego pojęcia, kim jestem – powiedział bardziej do siebie niż do mnie. – Nazywam się Kieran i jestem kapitanem tej hokejowej drużyny. Moi koledzy, którzy czekają na mnie w aucie, również do niej należą – przedstawił się i wyjaśnił, a ja zerknęłam na niego na ułamek sekundy i niewzruszona wróciłam do pracy. Zrobienie pierwszej kawy poszło mi całkiem sprawnie i kiedy ją skończyłam, od razu mu podałam. Nim odwróciłam się z powrotem, wziął pierwszy łyk i lekko się zakrztusił.

Moje serce zabiło mocniej.

– Coś nie tak? – spytałam. Spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem i szybko przywdział na twarz lekki uśmiech.

– Nie, dlaczego? – mruknął i wziął kolejny łyk kawy. Doskonale zauważyłam, że zmarszczył przy tym lekko brwi i kolejny jego uśmiech w ogóle nie był szczery.

– Skrzywiłeś się.

– Wydaje ci się – odpowiedział i pewnie ścisnął w palcach kubek. Odkaszlnął jeszcze raz, a ja uniosłam wyżej brwi.

– Co z tą kawą jest nie tak?

Westchnął w końcu, gdy intensywnie zaczęłam się mu przyglądać.

– Umiem przyjmować odmowę, nie musiałaś dodatkowo dosypywać mi do kawy soli zamiast cukru – powiedział z rozbawieniem, a ja otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam za siebie, by spojrzeć na pojemnik z cukrem.

Niemożliwe, kurwa.

– Cholera, bardzo cię przepraszam – jęknęłam i pospiesznie zabrałam od niego kawę.

– Może w ramach rekompensaty dostanę ten numer?

– Podobno potrafisz przyjmować odmowę? – dopytałam. Uśmiechnął się niewinnie. – Numer nie wchodzi w grę, ale w ramach rekompensaty mogę założyć ci kartę stałego klienta.

Złapałam za papierową wizytówkę i podbiłam ją w czterech miejscach. Udawana powaga na twarzy chłopak rozbawiła mnie, kiedy spojrzał na pieczątkę, która przedstawiała uroczego kotka z kokardą przy uchu.

– To wymysł właścicielki – wyjaśniłam, choć nie wiedziałam po co.

– Zachowam na szczęście.

Puścił do mnie oko, a ja uśmiechnęłam się i speszona odwróciłam się w stronę ekspresu. Na szczęście resztę kaw przygotowałam bez zbędnych przygód i po podaniu ich poczekałam, aż chłopak zapłaci. W tej samej chwili drzwi od kawiarenki otworzyły się, a w progu pojawił się kolejny klient.

– Stary, długo jeszcze? – zawołał i wtedy zorientowałam się, że był to jeden z kolegów, o których wspominał nieznajomy. Auto, którym przyjechali, stało tuż przy krawężniku, więc nawet stąd usłyszałam It's Time od Imagine Dragons, które tak bardzo różniło się od Young and Beautiful Lany Del Rey, która cicho leciała w lokalu.

– Już idę. – Machnął na niego ręką, złapał za kartonik, w który wcisnęłam wszystkie kawy. – Mam nadzieję, że w tych nie będzie już soli.

– Nie obiecuję – parsknęłam i posłałam mu jeszcze jeden uśmiech.

– Miłego wieczoru – powiedział i ruszył do wyjścia.

Dopiero kiedy wyszedł, wypuściłam powietrze z płuc. Moje serce nadal biło jednak mocniej niż powinno.

***

I jak wrażenia? <3

twitter: thislittleoneNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro