Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Nim zdążyłam zamknąć mu drzwi przed nosem, wsunął nogę pomiędzy futrynę, a wejście. Moja dłoń mocno zacisnęła się na klamce.

– Chcę porozmawiać – powiedział, a kiedy się odezwał, poczułam ból w klatce piersiowej. Patrzyłam na jego twarz. Patrzyłam na jego ciemne, brązowe oczy, kilkudniowy zarost na jego twarzy i usta, które jeszcze kiedyś tak ochoczo całowałam. Aaron Miller był błędem, który popełniłam jeszcze w liceum. Zrobiłam wszystko, by zapomnieć o nim i o tym, co nas łączyło.

Nic więc dziwnego, że kiedy zobaczyłam go po takim czasie, poczułam jednocześnie rozdzierający ból i wściekłość, która w końcu popchnęła mnie do działania.

– Nie mamy o czym rozmawiać – odpowiedziałam ostro. Wyglądało jednak na to, że Aaron nie zamierzał odpuścić. Stał przede mną w dresach i bluzie z logiem swojego klubu. Ciemne włosy miał zaczesane do tyłu. Wracał z treningu czy może dopiero na niego szedł? Co go popchnęło, by tutaj zajrzeć? Skąd wiedział, że mnie tutaj znajdzie?

– To zajmie tylko chwilę – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Nie mogłam znieść jego wzroku. Nie mogłam znieść tego, że znowu na mnie patrzył, że był tak blisko. Na tyle blisko, że dzieliło nas tylko kilka kroków. Wiele kosztowało mnie zachowanie obojętnego wyrazu twarzy. Palce z całych sił zaciskałam na klamce i ledwo powstrzymywałam się od zgrzytania zębami.

– Skąd wiesz, gdzie teraz mieszkam? – spytałam, bo niepokój z tym związany nie dawał mi spokoju. – Choć może niepotrzebnie o to pytam. Po prostu zejdź mi z oczu. Nie chcę cię tu widzieć – dodałam, a mój głos niebezpiecznie zadrżał. Patrzyłam jednak na niego uparcie, robiąc wszystko, by nie poznał, jak wiele kosztowała mnie ta rozmowa.

Jak bardzo nie mogłam znieść jego obecności.

– Przyjechałem przeprosić – odpowiedział, a wraz z tym stwierdzeniem z moich ust uciekło głośne parsknięcie.

– Nie pogrążaj się – prychnęłam. – Nie zamierzam wysłuchiwać żadnych przeprosin, a już na pewno nie zamierzam znosić twojej obecności. Mogłeś zastanowić się nad przeprosinami dawno temu.

– To prawda, że spotykasz się z Kieranem Sheltonem? – I dopiero to pytanie sprawiło, że na moment zastygłam w całkowitym bezruchu. Zawiesiłam na nim wzrok i prawdopodobnie przestałam oddychać, gdy ze zniecierpliwieniem czekał na moją odpowiedź.

– Więc o to chodzi? – parsknęłam.

– Więc to prawda? – pociągnął temat dalej.

– Przyjechałeś przeprosić czy potwierdzić plotki, o których gdzieś usłyszałeś? – Zadarłam podbródek. – To bez znaczenia, bo nie dostaniesz odpowiedzi ani na jedno ani drugie. Straciłeś możliwość rozmowy ze mną dwa lata temu – warknęłam.

– To był błąd – naciskał dalej.

– Błędem było to, że ci zaufałam. Nie martw się, nie zrobię tego po raz kolejny – syknęłam. – A teraz naprawdę zejdź mi z oczu. – Chciałam zamknąć drzwi, ale Aaron był nieugięty. Powoli pomimo wściekłości i bólu poczułam też panikę, bo co, jeśli on nie zamierzał stąd iść? Co tak właściwie planował? Czego ode mnie, do cholery, chciał?

– Dobrze, masz rację, zacząłem od złej strony – westchnął w końcu zniecierpliwiony. – Nie spotykam się już z Melissą. Uświadomiłem sobie swój błąd i chcę za niego przeprosić. Przepraszam, Osla, słyszysz? Zawaliłem.

– Uświadomiłeś sobie swój błąd i co dalej? Oczekujesz wybaczenia? Nie kompromituj się, tylko się stąd wynoś. Natychmiast – syknęłam. – Nie chcę z tobą rozmawiać i nie będę. Skończyliśmy dwa lata temu, a ty nie masz prawa wracać do mnie z podkulonym ogonem, bo zerwałeś z dziewczyną, z którą mnie zdradziłeś.

– Osla...

– Mam ci to przeliterować? Wynoś się. – Mój głos załamał się na końcu i na moment zamilkłam, wpatrując się w niego z bólem, wściekłością i rozczarowaniem. Patrzyłam na niego z odrazą, z nienawiścią, która, nie sądziłam, że dalej była tak wielka. Nie miał prawa przychodzić do mnie po dwóch latach. Zakładałam, że nawet by się na mnie nie obejrzał, gdyby nie usłyszał, że coś łączy mnie z Kieranem. Nie wiedziałam, od kogo się dowiedział lub kto rozsiewał plotki na nasz temat, ale mało mnie to obchodziło. Temat Aarona uważałam za zamknięty. Nie zamierzałam pozwolić, by po raz kolejny wszedł brudnymi butami do mojego życia.

Jednak Aaron był jednym z tych chłopaków, którzy nie odpuszczali. Choć się nie odzywał, dalej uparcie stał w drzwiach mojego mieszkania, a ja nie miałam pojęcia, co jeszcze powiedzieć, by się go pozbyć.

– Daj mi wyjaśnić. – Uniósł głos.

– Czy ty jesteś głuchy? Nie mamy czego wyjaśniać! – Również podniosłam głos, a moje słowa poniosły się echem po klatce schodowej.

– Nie pamiętasz już, co nas łączyło dwa lata temu? – syknął, nachylając się w moją stronę.

– Wyparłam to z pamięci, kiedy cię z nią zobaczyłam. Bardzo dobrze mi się bez ciebie żyło przez ostatnie kilka miesięcy – warknęłam. – Więc nie masz, czego tutaj szukać i nie będę się więcej powtarzać.

– Powinnaś mnie wysłuchać!

– Powinnam zamknąć ci drzwi przed nosem, ale jak widać, bardzo mi to uniemożliwiasz. – Wskazałam na czubek jego buta pomiędzy futryną, a drzwiami. Miałam tylko nadzieję, że za chwilę sąsiedzi nie zaczną wychodzić ze swoich mieszkań przez nasze podniesione głosy. Ostatnie, czego potrzebowałam, to zamieszanie w bloku, w którym mieszkałam. – Odejdź. – Naciskałam dalej.

– Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz.

Zacisnęłam zęby, niemal nimi przy tym zgrzytając. Znowu uświadamiałam sobie, jak bardzo byłam bezsilna w towarzystwie Aarona. Przejmował nade mną kontrolę mimo sprzeciwów i zachowywał się tak, jakby mu się to należało. Być może za to również tak bardzo go nienawidziłam.

Nienawidziłam go za wszystko. Za to co zrobił, za to, że istniał i za to, że miał czelność stanąć przed drzwiami mojego mieszkania.

– Nie będę się powtarzać. – Szarpnęłam klamką, by w końcu odpuścił i się odsunął. W żadnym wypadku to nie podziałało i zaczęłam się zastanawiać, co musiałabym zrobić, żeby w końcu sobie poszedł. Może krzyki nie były takie złe? Może, gdybym zrobiła zamieszanie, ktoś by mi pomógł?

Ale dlaczego za każdym razem, jeśli chodziło o Aarona, miałam polegać na kimś innym? Musiałam poradzić sobie z nim sama, nie mogłam zasłaniać się przypadkowymi ludźmi.

– Źle się to dla ciebie skończy, jeżeli nie odpuścisz.

– Przepraszam za to, co zrobiłem dwa lata temu.

– Przeprosiny nieprzyjęte, sprawa wyjaśniona, więc jak najbardziej możesz stąd iść – warknęłam.

– Zależy mi na tym, by się z tobą pogodzić.

– Czemu? Co z tego będziesz miał? Założyłeś się z kimś o moje wybaczenie? – prychnęłam z niedowierzaniem. – Nawet się nie tłumacz.

Aaron zaczął coś mówić, ale miałam wrażenie, że nic do mnie nie dociera. Byłam w stanie skupić się tylko na tym, jak bardzo mnie skrzywdził i jak bardzo nie chciałam go już w moim życiu. Patrząc mu prosto w oczy z tak wielką nienawiścią, w jednej chwili wydarzyły się dwie rzeczy. Kiedy znów zaczęłam mówić, by w końcu stąd poszedł, na klatce schodowej rozległ się jakiś hałas. Podejrzewałam, że ktoś wszedł do bloku, ale mało mnie to obchodziło. Chciałam zakończyć tę konfrontację.

Na schodach rozległy się kroki, które jednak gwałtownie ucichły. Byłam skupiona na piorunowaniu wzrokiem Aarona, żeby wyjrzeć ponad jego ramię i zobaczyć, kto przyszedł. Zorientowałam się dopiero, kiedy na klatce schodowej poniósł się echem znajomy głos.

– Zgubiłeś się?

Cała zesztywniałam, słysząc zimny głos Kierana. Aaron również zamarł, ale nie odwrócił się, by na niego spojrzeć. Wzięłam powoli wdech i rozchyliłam usta, by się odezwać.

– Idź stąd – szepnęłam zachrypniętym głosem. Nie zamierzałam go błagać, bo to było poniżej mojej godności, ale miałam serdecznie dość jego obecności.

– Jak najbardziej się zgubił. – Zamarłam, gdy zdałam sobie sprawę, że prócz Kierana na klatce schodowej był również Dennis. Pierwszy raz usłyszałam tak zimny ton. Ostrzeżenie w jego głosie było wyraźniejsze niż cokolwiek innego.

– Może cię odprowadzić? – Tym razem zakpił Logan, a ja powoli puściłam klamkę i zrobiłam jeden krok w stronę Aarona. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale wystarczyło, że na siebie patrzyliśmy. Wszystko doskonale widziałam w jego oczach. Od wściekłości po irytację i niedowierzanie. Patrzył na mnie, jakby nie mógł uwierzyć, że trójka hokeistów się za mną wstawiła. Jednocześnie chyba uświadomił sobie, że wszystkie plotki, które usłyszał, były prawdą.

– Drzwi wyjściowe znajdują się piętro niżej, Miller. – Jednak nie trzech hokeistów, a czterech się za mną wstawiło. Gdy usłyszałam Luke'a, moje serce na moment zamarło, tylko po to, by po chwili zacząć bić dwa razy szybciej. Ledwo trzymałam się na nogach, szumiało mi w uszach. Aaron powoli się odsunął, jakby uświadomił sobie, że w towarzystwie chłopaków niczego nie wskóra. Na dowód tego Kieran wszedł po schodach na piętro, na którym staliśmy.

Stanął tuż obok niego. Jego spojrzenie kontrolnie prześlizgnęło się po moim ciele, jakby chciał sprawdzić, czy Aaron nie zrobił mi żadnej krzywdy. Dopiero wtedy przeniósł zabójczy wzrok na Millera. Nigdy nie widziałam, by patrzył na kogoś w taki sposób. Jego twarz była żeliwną maską, ale oczy... Oczy go zdradzały. Płonął w nich gniew, wściekłość tak wielka, że powątpiewałam, czy był w stanie utrzymać się w miejscu. Zabijał Millera wzrokiem i właśnie wtedy dotarło do mnie, że nie tylko ja go nienawidziłam.

– Więc to prawda – odezwał się w końcu Miller. Patrzył przy tym na mnie, ale niewątpliwie kierował te słowa również do Kierana, który, choć nie wykonał żadnego ruchu, wyglądał na gotowego do reakcji.

– Popełniłeś duży błąd, przychodząc do niej. – Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam, w jaki sposób wymawiał każde słowo.

– Nic jej nie zrobiłem – odpowiedział gorzko Aaron.

– Tak mi się wydaje, bo gdyby było inaczej, już byś tutaj nie stał – odpowiedział ostro. – Dasz się grzecznie odprowadzić do drzwi, czy mam ci wskazać drogę?

– Moja pięść z chęcią wskaże ci drogę do wyjścia – odezwał się za jego plecami Dennis.

– Wygląda na to, Oslo, że nasza rozmowa musi zostać przełożona na inny dzień – prychnął Aaron, kącik jego ust drgnął w rozbawieniu, jakby jeszcze nie do końca dowierzał w taki obrót spraw.

– Nie zamierzam z tobą rozmawiać – odpowiedziałam szorstko. Aaron już zamierzał po raz kolejny zrobić w moją stronę krok, ale Kieran natychmiast mu to uniemożliwił. Zagrodził mu drogę, wślizgując się pomiędzy nas. Zostałam zasłonięta całym jego ciałem.

– Mam ci wytłumaczyć jej słowa w inny sposób? Bo najwyraźniej masz problemy ze słuchem.

– A ja mam wybitny problem z tobą, więc odsuń się, Shelton – syknął. – Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy.

– Tak się składa, że jej sprawy są również moimi sprawami – odpowiedział. – Czego tutaj chcesz?

– To nie twoja sprawa i myślę, że Osla to potwierdzi. Prawda? – Kpiący głos Aarona sprawił, że z trudem powstrzymałam się przed ucieknięciem od niego wzrokiem. Wiedział, dobrze wiedział, że prócz mojego brata nikt nie wiedział, co dokładnie się między nami wydarzyło i co mi zrobił. Wyparłam z pamięci wszystko, co nas łączyło, a on teraz bezprawnie z tego kpił. Uśmiechnął się nawet, jakby dobrze wiedział, że na mnie wpłynął. Wiedział, że to właśnie przez niego nie potrafiłam nikomu zaufać i wyglądało na to, że był z tego szczerze zadowolony.

Nienawidziłam go. Nienawidziłam go z całego serca.

– Zejdź mi z oczu – odpowiedziałam chłodno i tyle wystarczyło. Gdy Kieran zrobił w stronę Aarona jeszcze jeden krok, Miller skapitulował. Parsknął tylko z niedowierzaniem, ale wycofał się. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie miałam przed oczami chłopaków, których darzyłam tak silnymi uczuciami. Millera nienawidziłam, a Kierana... Co ja tak właściwie do niego czułam?

Wszystko.

Przełknęłam ciężko ślinę, gdy na piętro wślizgnął się również Dennis i specjalnie trącił Millera ramieniem. Mocno. Na tyle mocno, że Aaron zachwiał się i rzucił pod nosem szpetnym przekleństwem. Wyglądało na to, że zdał sobie sprawę, że nic już tutaj nie wskóra.

– Mam nadzieję, że nie pożałujesz kolejnej relacji z hokeistą – zakpił tylko, puścił do mnie oko i zawrócił. Musiał jednak cofnąć się znowu, bo prawie wpadł na Logana. Byłam przekonana, że uśmiech zniknął z jego twarzy. Ominął chłopaka szerokim łukiem i również z dala trzymał się od Luke'a, który dalej stał na schodach. Nie odwrócił się już ani razu, choć ja patrzyłam na niego, dopóki nie zniknął na parterze. Jego kroki rozniosły się po klatce schodowej, a po chwili do moich uszu dotarł również dźwięk zatrzaskiwanych mocno drzwi.

Na klatce schodowej zapadła cisza. Była wymowna, pełna napięcia i czegoś, przez co z trudem byłam w stanie wziąć kolejny, pełny wdech. Nie ruszałam się z miejsca, a jednocześnie nie byłam w stanie spojrzeć na żadnego z chłopaków. Spojrzenie Kierana wypalało w moim ciele dziurę. Sama czułam się, jakby rzeczywistość właśnie wymykała mi się z rąk, jakbym znowu nie miała nad niczym kontroli. Ucisk w mojej klatce piersiowej jedynie się powiększał i musiałam się szybko oponować, by nie pozwolić panice zacisnąć się na moim gardle.

– Dziękuję za pomoc – odezwałam się w końcu. Mój głos był cichy i słaby, ale odchrząknęłam, by zamaskować to, jak bardzo byłam roztrzęsiona.

– Co on tutaj robił? – Najwyraźniej Kieran nie zamierzał zostawiać sprawy niewyjaśnionej. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, słysząc zadane przez niego pytanie. Nie miałam pojęcia, co powinnam mu powiedzieć, szczególnie, że na imprezie u niego w mieszkaniu dowiedziałam się, że szczerze nienawidził Aarona Millera. – Znacie się?

Cóż, to, że się znaliśmy, było mało powiedziane.

– Kiedyś się znaliśmy – odpowiedziałam w końcu, nie patrząc mu w oczy. Do tej pory wydawało mi się, że zaleczyłam wszystkie rany, które wyrządził mi ten chłopak. Teraz, kiedy pojawił się po raz kolejny, a Kieran był świadkiem naszego niespodziewanego spotkania, miałam wrażenie, że rozdrapywałam stare rany na nowo. Bolało. Bardzo. – Nie wiem, czego chciał, ale myślę, że już więcej się tutaj nie pojawi – dodałam szybko, bo nagle w mojej głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl, przez którą chciałam zacząć się tłumaczyć.

Co, jeśli Kieran pomyślał, że coś nas łączyło? Co, jeśli zobaczył nas razem i stwierdził, że tak naprawdę zabawiałam się jego uczuciami? Czy miał w ogóle podstawy, by tak myśleć?

– Nic nas nie łączy – ciągnęłam dalej, choć mój głos znowu drżał. – Właściwie to nic ważnego. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Muszę jednak szykować się do pracy, bo zostało mi naprawdę mało czasu.

Posłałam czwórce hokeistów spojrzenie i cofnęłam się z powrotem do mieszkania. Kieran również był jednak nieugięty i kiedy walczyłam, by moje oczy nie wypełniły się łzami, wślizgnął się za mną do środka, przytrzymując drzwi.

– Wszystko w porządku? – zapytał, a jego głos ponownie stał się miękki i łagodny, tak różny od tonu, jakim odzywał się do Aarona Millera. Znów ciężko przełknęłam ślinę, choć sprawiło mi to ból i nerwowo odgarnęłam włosy z twarzy, bo nie wiedziałam, co zrobić z rękami.

– Jak najbardziej – odpowiedziałam i z paniką uświadomiłam sobie, że nie tylko on wszedł do mieszkania. Luke, Dennis i Logan wyglądali, jakby również chcieli się upewnić, czy wszystko było ze mną w porządku. – Nic mi nie zrobił – zapewniłam, aby nie pytali ponownie. – Naprawdę muszę się szykować. Trochę mi się spieszy – paplałam jak najęta, a oni obserwowali mnie w ciszy. Gdyby Kieran tylko spróbował się teraz do mnie zbliżyć, gdyby spróbował mnie przytulić, prawdopodobnie całkowicie rozkleiłabym się w jego ramionach.

Cholerny Aaron Miller. Tak strasznie go nienawidziłam. W jednym momencie zburzył wszystko, na co pracowałam przez ostatnie miesiące. Sądziłam, że naprawdę wykreśliłam go ze swojego życia. A jak teraz wyglądałam? Przeszedł mnie dreszcz. Czy byłam na tyle żałosna, że naprawdę pozwoliłam, by znowu coś we mnie poruszył?

– Osla.

Zacisnęłam zęby, by powstrzymać szloch, który dusił mnie w gardle. Łagodny sposób, w jaki Kieran wypowiedział moje imię, sprawił, że moje oczy wypełniły się gorącymi łzami. Odwróciłam się jak oparzona i weszłam do salonu, by ze stolika zgarnąć losowe rzeczy. Musiałam zrobić coś z rękami. Musiałam się czymś zająć. Natychmiast.

– Wszystko w porządku, Kieran – odpowiedziałam, gdy w końcu byłam w stanie otworzyć usta bez strachu, że rozpłaczę się na jego oczach. – Naprawdę. Jak było na treningu?

– Gdzie się poznaliście? – Do drążenia tematu dołączył Logan. Pokręciłam głową.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Ale... – zaczął, ale urwał, gdy zauważył, że Kieran piorunował go wzrokiem. Być może chłopak zrozumiał, że nie chciałam o tym rozmawiać. Dawał mi przestrzeń, której teraz tak bardzo potrzebowałam, by się pozbierać. Gdy sobie to uświadomiłam, moje gardło znów się zacisnęło. Tak strasznie na niego nie zasługiwałam. – Na treningu było w porządku – dodał, mamrocząc pod nosem ze zrezygnowaniem.

A jeśli właśnie pomyśleli sobie, że im nie ufam? Nie, musiałam jak najszybciej uciszyć atakujące mnie myśli. Musiałam iść do pracy. Musiałam się w końcu ogarnąć.

– To dobrze – odpowiedziałam, zaglądając do sypialni. Stali w czwórkę w moim salonie i obserwowali, jak chaotycznie przygotowuję się do wyjścia. – Nie umawialiśmy się dzisiaj na żadne spotkanie, prawda? Bo jeśli tak, to kompletnie o tym zapomniałam i nic dla was nie przygotowałam.

– Nie musisz nic dla nas przygotowywać. Przyszliśmy, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku – mruknął Dennis, wyraźnie podkreślając na pewno i obserwując mnie przy tym tak uważnie, że niemal poczułam się osaczona.

– Na pewno wszystko w porządku – zapewniłam. – Ale musicie już iść, bo wychodzę do pracy. Zobaczymy się jutro?

Milczenie ze strony Kierana sprawiło, że ból w mojej klatce piersiowej jedynie się nasilił.

– Proszę? – dodałam ostrożnie, w końcu krzyżując z nim spojrzenie. Jak na złość tym razem nie byłam w stanie nic wyczytać z jego twarzy. Choć jego oczy zawsze błyszczały tak przyjaźnie, teraz kojarzyły mi się ze zbliżającą się burzą i rosnącym napięciem w powietrzu.

– Oczywiście – odezwał się w końcu cicho, przyglądając mi się badawczo jeszcze przez chwilę. Skinęłam delikatnie głową, choć odrobinę uspokojona i zarzuciłam na ramię torebkę, którą zamierzałam zabrać do pracy. Razem z czwórką hokeistów wróciłam do wyjścia, gdzie ubrałam buty i zgarnęłam z wieszaka kurtkę.

– To my też jutro przyjdziemy – stwierdził Dennis i w końcu choć on się do mnie uśmiechnął. – Możesz przyprowadzić swoją przyjaciółkę – dodał, puszczając mi oczko, by rozładować napięcie, które było tak gęste, że można by było ciąć je nożem.

– Jasne – szepnęłam i jeszcze raz odwróciłam się w stronę Kierana. Wcale nie byłam przekonana, czy uwierzył w moje słowa. Właściwie niczego nie byłam pewna, a już przede wszystkim milczenia z jego strony. Przecież zawsze próbował mnie zagadać. Dlaczego teraz tego nie robił?

Czy naprawdę myślał, że byłam w stanie razem z nim i...

Nie, nie mogłam się nad tym zastanawiać.

– Do zobaczenia – powiedziałam do nich wszystkich, choć tak naprawdę usilnie kierowałam te słowa do Kierana, który dalej się nie odzywał. Zacisnęłam palce na torebce. Nie wiedziałam już, czy powinnam wychodzić czy zacząć mu tłumaczyć, że z Aaronem naprawdę nic mnie nie łączyło.

Już nie.

– Miłej pracy – odpowiedział w końcu, najwyraźniej zauważając mój pełen strachu wzrok. Jego głos jednak wcale mnie nie uspokoił. Brzmiał bardziej obco niż wcześnie.

Wmawiałam sobie, czy właśnie naprawdę przestał mi ufać? Co teraz chodziło mu po głowie? O czym myślał?

Uśmiechnęłam się do niego z wysiłkiem. Uśmiechnął się w odpowiedzi, ale uśmiech nie dosięgnął jego poważnych, niebieskich oczu, które już nie błyszczały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro