Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

– Jestem przygotowany.

W progu mojego mieszkania z samego rana pojawił się Dominic. W obu dłoniach trzymał wypełnione po brzegi torby, jak się domyślałam, produktami potrzebnymi do upieczenia ciasta, o którym wspominał wczoraj. Z wahaniem zlustrowałam go wzrokiem, zastanawiając się, czy moje kuchnia przetrwa tak duże wyzwanie jakim był... Mój brat.

Kiedy kilka lat temu wracaliśmy ze szkoły, a rodziców nie było domu, odgrzewaliśmy obiad razem. Przynajmniej raz w tygodniu kończyło się to jednym, spalonym garnkiem i daniem, które później nie nadawało się do spożycia. Obecnie gotowałam trochę lepiej, ale nie wiem, czy byłam w stanie podołać w towarzystwie Dominica.

– Będzie super, obiecuję. – zapewnił i nim zdążyłam się odsunąć, by wszedł do środka, sam się wepchnął, popychając mnie na bok. Spiorunowałam go wzrokiem i zamknęłam za nim drzwi, gdy pewnym krokiem skierował się do kuchni. Jego pewność siebie była podejrzana, szczególnie, że dobrze wiedziałam, że on nawet po tylu latach dalej nie potrafił gotować.

– A ty w ogóle wiesz, co chcesz piec? – Zdecydowałam się w końcu zapytać, bo nie byłam pewna, jaki miał plan. Dominic odłożył obie torby i zaczął wyciągać z nich produkty.

– Wiem, że ty umiesz piec i tyle mi wystarczy – stwierdził, wzruszając ramionami. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął, jakby sądził, że w sekundę wyczaruję mu ciasto, które będzie mógł wręczyć swojej wybrance. Przewróciłam oczami.

– A zaprosiłeś ją chociaż na spotkanie, żeby jej potem to ciasto dać? – dopytałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Przechyliłam lekko głowę, gdy w kuchni zapadła cisza. – To fajnie – dodałam, patrząc wymownie na brata, który znieruchomiał i wbił wzrok w mąkę, którą wyciągnął przed chwilą z reklamówki.

– Cóż, może masz rację, może zaproszenie jej na randkę jest w tym przypadku kluczowe – mruknął niepewnie i otworzył usta, by coś jeszcze powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. – Jak mam to zrobić?

– Napisz do niej. – Wzruszyłam ramionami.

– Jak skończymy – stwierdził, wskazując na produkty. Westchnęłam, ale nie kłóciłam się. Podeszłam do blatu i zaczęłam przeglądać, co kupił. – Weź z tego coś po prostu wyczaruj – mruknął, jakby wystarczyło, że pstryknę palcami i ciasto samo pojawi się na blacie.

– Już się robi. – Przewróciłam oczami. – Lepiej w czasie, kiedy ja będę czarować, opowiedz mi coś o tej dziewczynie – dodałam, popychając go lekko, żeby zrobił mi miejsce w kuchni. Posłusznie się odsunął i oparł o ścianę ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami. Na samo wspomnienie o tej dziewczynie jego policzki zrobiły się lekko czerwone. Wyglądało na to, że ledwo ją poznał, a już kompletnie był nią zauroczony.

– Ma na imię Willow i po liceum wybiera się na medycynę – powiedział i robiłam wszystko, żeby tylko zignorować zachwyt w jego głosie. – Chodzi do tej samej szkoły i ma fioła na punkcie chemii. Ostatnio, kiedy byliśmy w barze, opowiadała mi o składzie alkoholu i przysięgam, że nie zrozumiałem ani słowa, ale byłem tym zachwycony.

Parsknęłam. Być może byliśmy do siebie bardziej podobni niż myślałam, w końcu nie tylko on wysłuchiwał monologu na temat, o którym nie miał bladego pojęcia. Ostatnio, kiedy byliśmy z Kieranem na lodowisku, robiłam dokładnie to samo. Do tej pory nie odważyłam się zapytać, co oznaczały pewne słowa, którymi się posługiwał, ale wydawało mi się, że bardzo by się na mnie obraził, gdyby ogarnął, że mówiąc z zaangażowaniem przez pół godziny, praktycznie w ogóle go nie zrozumiałam.

– Czyli poprzeczka postawiona wysoko – mruknęłam, zerkając na niego. Dominic nie miał ambitnych planów związanych z medycyną, właściwie wydawało mi się, że to z biologią w szkole miał największy problem.

– Byłbym gotowy opowiadać o fotosyntezie, jeśli tylko dzięki temu zwróciłaby na mnie uwagę – przyznał bez bicia, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

– Tylko nie wyjeżdżaj z tekstem o kwiatkach i pszczółkach, jak już się z nią spotkasz – zwróciłam mu uwagę i zabrałam się za wbijanie jajek do miski. Kompletnie nie miałam planu na to ciasto, najlogiczniejszą opcją wydawało mi się zrobienie takiego samego, jaki podarowałam w walentynki Kieranowi. – I przede wszystkim napisz do niej w końcu, bo nie będę robić tego ciasta na darmo.

– Uwierz, że na pewno się nie zmarnuje – zapewnił mnie. Podejrzewałam, że gdyby tylko do jego spotkania z Willow nie doszło, sam zaopiekowałby się tym ciastem. Odwróciłam się jednak do niego z wyczekiwaniem, żeby w końcu do niej napisał. Dopiero pod wpływem mojego spojrzenia westchnął z niezadowoleniem, ale wyciągnął telefon i zaczął pisać. – Wysłałem – powiedział po kilku sekundach.

– Co napisałeś?

– Zapytałem, czy chciałaby się dzisiaj spotkać – odpowiedział i wzruszył ramionami.

– I tyle?

– Prosto i na temat – odparł. – Przecież nie napisałbym do niej wierszem albo alfabetem Morse'a, żeby się wyróżnić.

Po ciszy, która zapadła w kuchni, nagle w jego oczach dojrzałam strach.

– Powinienem napisać do niej wiersz? – zapytał pełnym napięcia głosem. – A może podać jej jakieś równanie chemiczne, żeby je rozwiązała i z tego domyśliła się, że zapraszam ją na randkę?

– Tak, na pewno byłaby tym zachwycona – zakpiłam.

– Przestań sobie żartować. Poza tym, hej, nie tylko ja powinienem opowiadać o tym, kto wpadł mi w oko. Co, przepraszam bardzo, twój sąsiad robił w twoim mieszkaniu wczoraj i dlaczego to razem z nim i jego kumplami miałaś babski wieczór?

Podejrzliwość w jego głosie sprawiła, że z trudem zapanowałam nad uśmiechem, który chciał zakwitnąć na mojej twarzy.

– Czy ja nie wyraziłem się przy twojej przeprowadzce jasno, kiedy powiedziałem, żeby trzymał się od ciebie z daleka? – Uniósł brwi, oczekując ode mnie odpowiedzi.

– Kieran nie jest taki zły – odpowiedziałam w końcu.

– Od kiedy jesteście na ty? – Tym razem zmarszczył brwi. – Myślałem, że nie lubisz hokeistów. Ja ich nie lubię.

– Jesteś największym fanem Kierana Sheltona, tylko nie chcesz się do tego przyznać – przypomniałam.

– Mógłbym być, ale jestem solidarnie z tobą i nie lubię hokeistów – poprawił mnie szybko.

– Ja już lubię – odparłam.

– Od kiedy? – naciskał dalej, wyglądając na coraz bardziej zirytowanego. Wcale mu się nie dziwiłam. Kiedy kończyłam liceum, miał tak wielki uraz do hokeja, że przełączał programy za każdym razem, gdy jakiś mecz zaczynał się w telewizji. Pochował wszystkie swoje zdobyte od zawodników autografy i szalik, który zabierał na każdy mecz. Wtedy to doceniałam, choć uważałam, że z mojego powodu nie powinien ograniczać się z oglądaniem sportu, który kiedyś tak bardzo lubił.

– Zagadał do mnie parę razy – przyznałam powoli, obserwując uważnie jego reakcję. – Jest naprawdę miły. Jego znajomi też. Jednemu nawet Donna wpadła w oko.

– Jestem właśnie rozdarty pomiędzy skopaniem mu tyłka, a przyznaniem, że bardzo lubię oglądać, jak gra mecze – odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko.

– Powiem mu, żeby dał ci autograf, jeśli to cię przekona – mruknęłam na zachętę. Nie zamierzałam jednak przyznawać, że kiedy zajrzał tutaj ostatnim razem, Kieran krył się pod moim łóżkiem. – Oj, nie dąsaj się, on jest naprawdę w porządku.

– Nie dąsam się, po prostu nie mogę uwierzyć, że zrobił coś, przez co znowu polubiłaś hokeistów – odpowiedział. – Dobrze cię traktuje? – Teraz w jego głosie wyczułam zmartwienie, przez które mój wzrok automatycznie zmiękł.

– Bardzo dobrze – przyznałam szczerze. – Spotkałam się z nim na walentynki.

– Teraz to się oficjalnie obrażam, że mi nie powiedziałaś – prychnął, rzucając mi wkurzone spojrzenie.

– Jego znajomi pomagali mu w przygotowaniach – powiedziałam rozczulonym głosem. – Są super.

– Czyli stąd ta zmiana – stwierdził nagle.

– Jaka zmiana?

– Jesteś... Bardziej pozytywna. Nie marudzisz już tak. Nawet mnie tak nie denerwujesz jak zawsze. Może są jakieś plusy tej waszej znajomości – odpowiedział, a ja spojrzałam na niego z politowaniem. – Ale gdyby coś było nie tak, to mi powiedz. Jestem gotowy zainterweniować.

– Będziesz przymierzać się do hokeisty, który trenuje od kilkunastu lat? – Uniosłam brew.

– A widziałaś te mięśnie? – Przewróciłam oczami chyba po raz setny podczas tej rozmowy. Czy wszyscy faceci byli tacy sami.

– Wyrobione od klikania w myszkę i klawiaturze podczas grania? – mruknęłam.

– To było niemiłe.

– Ale szczere – burknęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę blatu. – Wiesz, że żartuję – dodałam po chwili ciszy, kontrolnie na niego zerkając. Na mojej twarzy pojawił się jednak uśmiech, kiedy zauważyłam, że intensywnie pisze coś na telefonie z tak szerokim uśmiechem, że dziwiłam się, że nie rozbolały go policzki.

– Zgodziła się! – wydarł się, rzucając się w moją stronę. – Zgodziła się ze mną spotkać! – krzyknął, szarpiąc mnie za ramię. Otworzyłam szerzej oczy.

– Nic, tylko współ...

– Zamknij się – przerwał mi. – Zgodziła się! – powtórzył z radością, a ja w końcu zaśmiałam się cicho. Widać było, że naprawdę się cieszył. Jeżeli łudziłam się, że ze znajomości z Kieranem mogło wyjść coś dobrego, tego samego życzyłam Dominicowi i dziewczynie, która wpadła mu w oko.

– To teraz zmotywuj się do działania, bo lepiej, żeby to ciasto wyszło – powiedziałam.

– Co mam zrobić? – spytał z przejęciem.

– Dodaj szklankę cukru. Zaraz wracam – odpowiedziałam i ruszyłam do salonu, gdzie zostawiłam wcześniej telefon. Sięgnęłam po niego i weszłam w wiadomości.

Do Wkurwiający sąsiad:

Powiedziałam mojemu bratu, że się z tobą spotykam.

Odpowiedź nadeszła natychmiast.

Od Wkurwiający sąsiad:

Powinienem zabarykadować się w mieszkaniu i schować pod stołem?

Parsknęłam pod nosem, dobrze wiedząc, że mój brat nie miał z Kieranem żadnych szans, a to mój sąsiad planował się przed nim chować.

Do Wkurwiający sąsiad:

Nie trzeba. Przyjął to całkiem dobrze. Jest zafiksowany na punkcie jakiejś koleżanki ze szkoły, więc chyba niewiele jeszcze do niego dociera.

Od Wkurwiający sąsiad:

Mogę użyczyć mu kilka porad na temat organizowania randek.

Od Wkurwiający sąsiad:

Mam w tym wprawę.

Do Wkurwiający sąsiad:

Nie wątpię.

Od Wkurwiający sąsiad:

Właściwie mam też dla niego strój, który idealnie będzie na niego pasować. Jeszcze nie oddałem go do sklepu.

Do Wkurwiający sąsiad:

Przyjdź, a się przekonasz.

Uśmiechnęłam się i wróciłam do kuchni. Mój uśmiech zniknął jednak, kiedy dostrzegłam, co Dominic wsypał do miski z jajkami zamiast cukru. Zamarłam, a gdy mój brat zobaczył moją minę, sam z niepokojem zerknął na zawartość w misce.

– Co zrobiłem nie tak? – dopytał szybko.

– Dodałeś sól zamiast cukru – odpowiedziałam i zerknęłam na opakowanie, które stało na blacie.

– Ja... Co? – Zmarszczył brwi i również spojrzał na opakowanie. – Przysięgam, że nie mogłem znaleźć cukru, więc zacząłem szukać po innych szafkach i...

– I sól wyglądała jak cukier? – mruknęłam tylko, a jego ramiona opadły z rezygnacją.

– Nie kupiłem cukru, bo byłem przekonany, że go masz.

– Też piekłam ostatnio ciasto – odpowiedziałam.

– Jakie?

– W kształcie serca i zamiast mnie ocenisz, przypominam, że sam tu przyjechałeś, żeby upiec coś podobnego dla swojej dziewczyny.

– Ona jeszcze nie jest moją dziewczyną – zaprzeczył szybko.

– Ale może nią być, więc ani słowa. Pójdę pożyczyć cukier od mojego sąsiada – stwierdziłam w końcu, na co Dominic zapatrzył się na mnie przez moment.

– Może ja powinienem iść?

– Lepiej nie. Jeszcze Kieran się wystraszy. Właściwie nie jestem pewna, czy w ogóle ci otworzy, bo wspominał coś o jakim barykadowaniu się w mieszkaniu, byś przypadkiem go nie dopadł – wyjaśniłam, a na twarzy Dominica pojawił się uśmiech. Przeczesał swoje poplątane włosy.

– Poprawnie – stwierdził. – Lepiej, żeby się bał – dodał.

– Raczej tylko z tym żartował – mruknęłam, żeby przypadkiem nie pomyślał, że Kieran naprawdę się przed nim krył. Ruszyłam do wyjścia i po upewnieniu się, że Dominic za mną nie pójdzie, wyszłam na korytarz i zapukałam do drzwi.

Czekałam kilka sekund, aż chłopak mi otworzy. Drzwi w końcu ostrożnie się uchyliły, a kąciki moich ust zadrżały, gdy Kieran wychylił się powoli, by zerknąć, kto go odwiedził.

– Przychodzisz w pokojowym nastawieniu? – spytał na przywitanie. – Czy to zasadzka i twój brat gdzieś się ukrywa?

– Teraz moja kolej na pożyczenie cukru – odpowiedziałam. – Wpuścisz mnie? – dopytałam, bo dalej nie otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyłam, że uważnie rozejrzał się po korytarzu, jakby naprawdę obawiał się, że mój brat za chwilę na niego wyskoczy. W końcu otworzył drzwi, a ja wślizgnęłam się do środka i natychmiast je za nim zamknęłam. Nie odsunęłam się, więc stanęliśmy centralnie naprzeciwko siebie. Zadarłam podbródek, by nie przerwać naszego kontaktu wzrokowego.

– Przyszłaś tylko po cukier? – spytał. Nie mogłam uwierzyć w to napięcie pomiędzy nami. Wystarczyło, że Kieran pojawił się w zasięgu wzroku, a już czułam się tak, jakby jakaś niewidzialna siła mnie do niego pchała.

– Tylko po cukier – przytaknęłam i przyjrzałam się mu uważnie. Wyglądało na to, że szykował się na trening.

– W porządku – mruknął i zawrócił w stronę kuchni. Odetchnęłam, gdy się odsunął. Wrócił jednak chwilę później z paczką cukru, a ja znów nie mogłam oderwać od niego wzroku. – Chyba powinienem dać ci coś z dodatkowego, skoro ostatnio to ja cały czas pożyczałem od ciebie cukier – odezwał się, zbliżając się do mnie.

– Powinieneś? – spytałam cicho. Serce w mojej klatce piersiowej biło coraz mocniej. Wystarczyło, że zbliżył się na tyle, że poczułam jego znajomy zapach. Zamarłam w oczekiwaniu, co zrobi. Przestrzeń między nami drastycznie się zmniejszyła i musiałam naprawdę się postarać, by nie zrobić ani jednego kroku w tył. Właściwie nie miałam dokąd uciec, tuż za mną znajdowały się w końcu drzwi.

– Myślisz, że twój brat bardzo by się wkurzył, gdybyś została tutaj chwilę dłużej? – mruknął, odgarniając mi wolną ręką kosmyk za ucho. Przeszedł mnie dreszcz, a przecież ledwo co mnie dotknął. Nie mogłam oderwać wzroku od jego błyszczących oczu.

Zawsze tak błyszczały. Jakby bez znaczenia na okoliczności Kieran zawsze podchodził do wszystkiego ze spokojem i w pozytywny sposób. Potrafił pokonać każde przeciwności, aby osiągnąć swój cel.

Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że ja byłam jego kolejnym celem.

Oparłam się o drzwi, gdy jego kciuk ostrożnie musnął mój policzek. Przeniósł dłoń niżej, a jego palec zatrzymał się na mojej dolnej wardze. Znów przeszedł mnie dreszcz, tym razem przez to, w jaki sposób skupił wzrok na moich ustach.

Zbliżył się jeszcze bardziej. Docisnął mnie do drzwi, jego tors zetknął się z moją klatką piersiową, nachylił się, jakby naprawdę chciał mnie pocałować. Też tego chciałam. Byłam gotowa stanąć na palcach i zarzucić mu ręce na szyję, by przyciągnąć go bliżej.

I właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

Podskoczyłam przestraszona, a Kieran odsunął się ze szpetnym przekleństwem na ustach. Z mocno bijącym sercem odwróciłam się w stronę wyjścia i złapałam za klamkę. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Dominic. Opierał się o ścianę i wyglądął na kompletnie rozluźnionego, choć jego czujne spojrzenie natychmiast skierowało się w stronę Kierana.

– Sprawdzam tylko, czy nie robisz nic nieodpowiedniego z moją siostrą – odezwał się ze sztucznie miłym uśmiechem na ustach, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. – Jak miło z twojej strony, że pożyczasz nam ten cukier, naprawdę nam się przyda – dodał i jakby nigdy nic wyciągnął do Kierana dłoń, by go odebrać.

Mój sąsiad zacisnął na moment zęby i chyba tylko ja zauważyłam, że wziął przy tym większy wdech, aby się opanować. Podał mojemu bratu cukier i również się uśmiechnął.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. Tylko głupi nie zauważyłby głodu w jego pociemniałych oczach. – Mam nadzieję, że do zobaczenia? – dopytał mnie, na co pospiesznie pokiwałam głową.

– Daj znać, jak będziesz wolny – powiedziałam tylko, zlustrowałam go wzrokiem i odrobinę rozczarowana w końcu wyszłam z jego mieszkania. Dominic poczekał na mnie, jakby bał się, że Kieran za mną ruszy, po czym uśmiechnął się do niego jeszcze raz i pociągnął mnie za sobą.

Zdążyłam tylko zauważyć rozbawienie na twarzy Kierana. Puścił mi oczko i w tej samej chwili zostałam z powrotem wciągnięta do mieszkania. Dominic dzierżył paczkę cukru, jakby za moment zamierzał zawrócić i cisnąć nią w mojego sąsiada.

– Niech lepiej trzyma łapy przy sobie. Jeszcze nie dostałem autografu – zaznaczył, a ja parsknęłam i wróciłam razem z nim do kuchni.

– Myślę, że przekona cię do siebie tak szybko jak mnie – stwierdziłam, ale kiedy spiorunował mnie wzrokiem, postanowiłam więcej na ten temat się nie odzywać. Wyglądało na to, że mój brat musiał przyswoić fakt, że mój sąsiad i jednocześnie kapitan hokejowej drużyny był mną zainteresowany.

Zamierzałam dać mu tyle czasu, ile potrzebował.

***

Po upieczeniu ciasta i przyozdobieniu go tą samą, różową polewą, którą ozdabiałam tort dla Kierana, usatysfakcjonowana zaczęłam sprzątać kuchnię. Dominic nie skończył jeszcze piać z zachwytu nad tym, co udało mu się upiec i ledwo powstrzymywał się, żeby nie wysłać zdjęcia Willow.

– Zrób jej niespodziankę i pokaż jej dopiero, jak się spotkacie! – zawołałam z kuchni, gdy znowu zaczął gadać o tym, jak cudowne ciasto udało mu się upiec. Nie miałam ochoty przypominać mu już, że tak naprawdę w większości ciastem zajęłam się ja. Musiałam jednak przyznać, że jego pozytywna energia była zaraźliwa i sama ledwo powstrzymywałam się od uśmiechania.

– Jest takie piękne – westchnął, wchodząc do kuchni. – Willow będzie nim zachwycona, prawda?

– Oczywiście, że tak – przytaknęłam, by go uspokoić, bo przy zadawaniu pytania znowu usłyszałam w jego głosie przerażenie. – Na pewno będzie zachwycona – powtórzyłam, żeby dobitnie to sobie uświadomił.

– A myślisz, że jej posmakuje?

– Jeśli nie, zawsze więcej zostanie dla ciebie. Poza tym wygląda smakowicie, więc byłoby miło, gdybyś wtedy tutaj wrócił i moglibyśmy zjeść go razem – powiedziałam, ale natychmiast pokręcił głową.

– Nie ma takiej opcji. Właściwie nawet nie wiem, czy chcę się tym ciastem dzielić, jeśli tylko jej się spodoba, to powinienem potraktować ten tort jak jakieś trofeum. Zrobiłbym gablotkę u mnie w pokoju i chwalił się tym ciastem każdemu, kto by do mnie przyszedł. – Nakręcał się coraz bardziej i mówił coraz szybciej, a ja ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.

– Nie jestem pewna, czy akurat tym byłaby zachwycona – stwierdziłam ostrożnie. – I nie wiem też, w jakim stanie byłoby to ciasto po leżeniu przez tydzień w tej twojej gablotce.

– Nawet z pleśnią wyglądałoby oszałamiająco – zapewnił mnie.

– Powiedzmy – mruknęłam nieprzekonana.

– Dobra, muszę się zbierać. Wrócę do domu i muszę się przyszykować, bo jak Willow zobaczy mnie w takim wydaniu, to jeszcze ucieknie z krzykiem.

– Niech tylko tortu nie zapomni, jak będzie uciekać – prychnęłam, na co Dominic z rozbawieniem trącił mnie lekko łokciem.

– Dziękuję za pomoc – powiedział, szturchając mnie jeszcze raz. – Może akurat po tej randce będę mieć tak dobry humor, że pozwolę ci spotykać się z Kieranem.

– Na to nie potrzebuję pozwolenia – odparłam od razu. – Uciekaj, bo jeszcze się spóźnisz – dodałam, nim Dominic zaczął wygłaszać swoją opinię na temat mojego spotykania się z sąsiadem.

– Napiszę ci później, jak było – powiedział, ubierając pospiesznie kurtkę.

– Powodzenia. – Poklepałam go po ramieniu. – To takie słodkie, że już dorastasz.

– Weź, bo się porzygam.

– Chyba ze stresu – napomknęłam i podałam mu zapakowane ciasto.

– Istnieje taka opcja. Pa! – Machnął mi ręką i wyszedł pospiesznie. Zamknęłam za nim drzwi, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Byłam szczerze ciekawa, jak mu dzisiaj pójdzie.

Wróciłam do kuchni z zamiarem zabrania się ponownie za sprzątanie. Udało mi się włożyć naczynia do zmywarki, kiedy w moim mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona ruszyłam do wyjścia. Pomyślałam, że może to Dominic czegoś zapomniał.

Bardzo się jednak pomyliłam.

Kiedy otworzyłam pewnie drzwi, moim oczom ukazał się chłopak, o którym kiedyś bardzo chciałam zapomnieć.

Aaron Miller stał tuż przede mną.

#thislittleoneNA 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro