Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Tak się rozpisałam na te walentynki, że ten rozdział ma ponad 8 tysięcy słów (w rzeczywistości na papierze jest on podzielony na dwa), a nadal nie udało mi się zawrzeć wszystkiego, co chciałam. Czeka was więc kolejna część, ale mam nadzieję, że już ten rozdział odda ten walentynkowy klimat. Możemy się umówić, że jak pod tym rozdziałem będzie 1,5k gwiazdek i tysiąc komentarzy, to w niedzielę wrzucę kolejny, co wy na to? A poza tym to dużo miłości i zadowolenia z siebie wam życzę w tym dniu. Miłego czytania <3

***

KIERAN

Moje mieszkanie zamieniło się w walentynkową fabrykę.

            Nie żartowałem. Przez ostatnie dwa dni to miejsce przestało przypominać to, w którym mieszkałem. Nigdy nie było tutaj idealnego porządku, ale obecnie była to zdecydowana przesada. Poza tym stonowane kolory mojego mieszkania zamieniły się w czerwone, różowe, neonowo różowe i... Nie zamierzałem nawet wymieniać kolejnych kolorów, bo dla mnie istniały tylko dwa. Prawdopodobnie w tym temacie mogłaby wypowiedzieć się Osla, ponieważ podczas wybierania białej farby do szafki miała wiele do powiedzenia. Niestety, od dwóch dni nie miała wstępu do mieszkania. A szkoda, bo byłem naprawdę ciekawy, co by na to wszystko powiedziała.

            Gdyby ktoś choćby pół roku temu powiedział mi, że moi najlepsi kumple będą siedzieć razem ze mną na kanapie i wycinać z różowego papieru serduszka, prawdopodobnie udusiłbym się ze śmiechu.

            Tymczasem siedziałem obok nich i drżałem na samą myśl, że któreś z tych serduszek zostanie wycięte nierówno.

            – A ty wiesz chociaż, czy ona lubi chińskie żarcie?! – zawołał z kuchni Logan, który dzisiejszego południa robił za naszego kucharza. Został przeze mnie wynajęty, aby przygotować posiłek, którym Osla się naje i który jej posmakuje. Z naszej czwórki to on najlepiej gotował, więc pokładałem w nim duże nadzieje.

            – Czy możesz mnie, proszę, nie stresować bardziej? – spytałem w odpowiedzi, na co otrzymałem pełne rozbawienia parsknięcie. Z kuchni dobrze jednak pachniało i miałem nadzieję, że gotowanie Logana nie skończy się tak, jak gotowanie moje i Osli.

            – Lepiej się rozbierz i przymierz te ciuchy, który kupiłeś dzisiaj w sklepie, zakochany kundlu – zakpił Dennis, ale gdy na niego spojrzałem, zauważyłem, że wycinał czerwone serduszka, jakby od tego zależało jego życie. Ledwo powstrzymałem uśmiech, dostrzegając na jego twarzy stuprocentowe skupienie.

            – Masz rację. Luke, pamiętasz, o której będą do odebrania te kwiaty? – zapytałem i spojrzałem na Luke'a, który z równym zaangażowaniem wycinał te cholerne serduszka. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób powiesimy je na mojej ścianie, za to miałem pewność, że kompletnie mi odbiło.

            – Dopiero za dwie godziny, luz – odpowiedział, nawet nie odrywając wzroku od kolorowego papieru, który wycinał. – Zwiędnąć mogą tylko od twojego głupiego pierdolenia, więc lepiej się postaraj, żeby dotrwały przynajmniej do momentu, aż zaciągniesz Oslę do swojego mieszkania.

            – Bardzo zabawne – prychnąłem pod nosem.

            – A ona chociaż wie, że dzisiaj do ciebie przychodzi? – zapytał z kuchni Logan, który cały czas nas podsłuchiwał.

            – Sądzisz, że jednak nie zaprosiłem jej na randkę i wycinamy teraz te cholerne serca dla nas? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie i znowu usłyszałem jego śmiech.

            – W takim razie zaklepuję żarcie, bo z tego jedyny pożytek – mruknął, a ja z rezygnacją pokręciłem głową i ruszyłem do sypialni, w której leżały ciuchy, które wczoraj kupiłem w sklepie. Wybieranie tych ubrań zajęło mi tak dużo czasu, że kompletnie w siebie zwątpiłem. Właściwie nie była to nawet moja wina, a chłopaków, którzy nagle zmienili się w ludzi, którzy podobno znali się na modzie. W ciągu godziny dowiedziałem się, że w bluzie będę wyglądał kiczowato i najlepiej by było, gdybym do białej koszuli dokupił przynajmniej różową muszkę. Albo krawat. Właściwie według chłopaków najlepiej, gdybym pojawił się przed Oslą nagi, bo wtedy przynajmniej wiedziałaby, z kim dokładnie ma do czynienia.

            Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że Osla wybiegłaby z mojego mieszkania z krzykiem, gdyby zobaczyła mnie bez ubrań. Jeszcze większe prawdopodobieństwo istniało na to, że zeskanowałaby mnie wzrokiem, parsknęłaby prześmiewczo pod nosem, a później nazwała mnie hokeistą z przerośniętym ego. W moich marzeniach prawdopodobnie w końcu zdecydowałaby się mnie choćby pocałować i wtedy moje wycinanie serduszek, gotowanie kolacji i zamawianie kwiatów miałoby odrobinę sensu.

            Swoją drogą faktycznie kupiłem ten różowy krawat i zamierzałem nosić go dumnie, jeśli tylko dzięki temu mur, który zbudowała wokół siebie Osla, w końcu by runął.

            Chyba naprawdę się w niej zauroczyłem.

            – Znowu nie możesz się zdecydować, co ubrać?! – Dzięki wołaniu z salonu szybko wróciłem do rzeczywistości. Otrząsnąłem się z zamyślenia i złapałem za ubrania, które wcześniej starannie złożyłem, żeby nic się nie pogniotło.

            – Przez was się nie mogłem wcześniej zdecydować – warknąłem, wchodząc do pokoju. Spojrzałem na stół, przy którym siedziała dwójka chłopaków i z satysfakcją zauważyłem, że praktycznie w całości był pokryty wyciętymi serduszkami. Położyłem ubrania na kanapie i zacząłem się rozbierać.

            – A co z tą polówką w serduszka? – zapytał nagle Luke, a ja zazgrzytałem zębami.

            – Nie przeginaj.

            – Ubieraj – zadecydował, a ja posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, ale posłusznie sięgnąłem po koszulkę, która leżała na samym dole. Cóż, prócz różowego krawatu kupiłem jeszcze parę rzeczy z myślą, że jeśli się rozmyślę, zawsze będę mógł ubrać coś innego.

            Choć niewątpliwie bycie nagim z przewiązanym na szyi różowym krawatem było kuszące. Jeśli kiedykolwiek z Oslą naprawdę będziemy razem, przygotuję się tak na kolejne walentynki.

            Myśl, że mógłbym przewiązać ten krawat wokół jej nadgarstków, a potem zrobić z nią tak wiele grzesznych rzeczy, sprawiła, że na moment cały zesztywniałem.

            Aby oprzytomnieć, nałożyłem w końcu białą polówkę w różowe serduszka i dumnie wyprostowałem się przed chłopakami.

            – Czy wyglądam jak stuprocentowo zakochany facet? – zapytałem, patrząc na nich z wyzwaniem w oczach. Nawet Logan zajrzał z kuchni do salonu, by na mnie spojrzeć. Dennis przechylił niepewnie głowę i uważnie mi się przyjrzał. Luke zatrzymał wzrok na mojej koszulce na chwilę dłużej, przez co ciachnął się nożyczkami prosto w palec. Syknął z bólu i odstawił narzędzie zbrodni na bok.

            – Wyglądasz, jakby za chwilę miała pojawić się nad tobą tęcza i miałbyś wykrzykiwać przypadkowym dzieciom, że miłość to nic złego – stwierdził powoli Luke, a mój uśmiech natychmiast zbladł.

            – Luke chciał przez to powiedzieć, że wyglądasz jak zjeb – odpowiedział najzwyczajniej w świecie Dennis i wrócił do wycinania. – Aczkolwiek może Osla na to pójdzie. Już i tak ma o tobie średnie zdanie.

            – W takim razie specjalnie zostawię tę koszulkę dla ciebie, żebyś mógł się w niej pochwalić Donnie – cmoknąłem sztucznie miło i złapałem za krawat. – Myślicie, że to przekona ją bardziej?

            – Mógłbyś po prostu się rozebrać i na nią poczekać, na pewno by na to poszła.

            – Kiedy my się nawet nie całowaliśmy – wypaplałem, przez co nagle w mieszkaniu zapadła całkowita cisza. Poczułem na sobie wzrok trzech osób i żeby coś zrobić z rękami, ściągnąłem spodnie. – No co?

            – Poważnie zaczynam się o ciebie martwić. Ile ty już za nią latasz?

            – Kilka... Tygodni? – mruknąłem niepewnie, bo naprawdę nie wiedziałem, ile to już trwało. Właściwie wydawało mi się, że na uganianiu za Oslą spędziłem całą wieczność, a i tak niewiele się zmieniło. Cóż, przynajmniej może mniej obdarzała mnie pełnymi niedowierzania spojrzeniami. Ewentualnie po prostu przyzwyczaiła się do mojej głupoty, ale nie chciałem się nad tym rozwodzić, bo inaczej moja pewność siebie szybko zostałaby podważona.

            – Wow – mruknął tylko Dennis. – Niezła jest. Owinęła cię wokół palca całkowicie.

            – Spojrzałeś na kogoś innego w tym czasie? Z reguły nie masz problemu z... Dziewczynami – wtrącił Logan i uśmiechnął się niewinnie, gdy spiorunowałem go wzrokiem.

            – Nie oglądam się za innymi dziewczynami, odkąd wpadła mi w oko. I nie mam takiego zamiaru, ponieważ chcę Oslę – odpowiedziałem ostro i wciągnąłem na nogi różowe spodnie, które do koszyka wcisnął mi któryś z chłopaków. – Kto kazał kupić mi to gówno? – zapytałem, spoglądając na swoje ciało. Wyglądałem jak idiota i wcale się nie dziwiłem, że Luke siedzący na kanapie prawie płakał już ze śmiechu.

            – Ja, bo chciałem zobaczyć, jak strasznie będziesz w tym wyglądać. Cofam wszystko, co powiedziałem wcześniej. Musisz się tak ubrać, Osla padnie z wrażenia – wykrztusił Dennis i otarł z kącików oczu łzy. Jego ramiona dalej trzęsły się ze śmiechu.

            – Z radością przekażę ci te ciuchy, kiedy umówisz się na randkę z Donną – warknąłem. Dennis miał coś jeszcze dodać, ale wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.

            Wszyscy w czwórkę zamarliśmy. Wymieniliśmy spojrzenia, a Logan zmarszczył brwi.

            – Jest za wcześnie – stwierdził, jakby to była wymówka i Osla na pewno nie pomyliła godzin. Posłałem mu nieufne spojrzenie, gdy ruszył do drzwi.

            – A co, jeśli to ona? – zapytałem nagle. Logan spojrzał na mnie, jakbym żartował, ale mimo wszystko otworzył drzwi ostrożnie, żeby tylko wyjrzeć przez nie przez szparę.

            – Cześć, jest Kieran? – Moje serce na moment zamarło, gdy usłyszałem głos Osli. Otworzyłem szeroko oczy, spojrzałem na chłopaków, którzy wycinali serca i na siebie w tym żałosnym stroju. Logan obejrzał się przez ramię, szukając mnie wzrokiem, a ja gwałtownie pokręciłem głową.

            – Eee... A co potrzebujesz? – zapytał niepewnie i byłem przekonany, że uśmiechnął się przy tym, jakby nic się nie stało. Wyraz mojej twarzy stężał, gdy zorientowałem się, że chłopaki siedzący na kanapie znowu prawie płakali ze śmiechu.

            – Chciałam się dowiedzieć, o której się dzisiaj widzimy, bo nie odpisuje na moje wiadomości – odpowiedziała, a ja z przerażeniem zerknąłem na telefon, który wyciszony leżał na kanapie. Dennis odchylił głowę do tyłu i zasłonił usta, rechocząc w najlepsze.

            – Zapomniałeś jej powiedzieć, o której zaczyna się wasza randka? – wykrztusił między salwami śmiechu Luke. Zacisnąłem usta.

            – Przypominam, że nie mam zbyt dużego doświadczenia – odpowiedziałem na swoją obronę najciszej jak potrafiłem, by Osla przypadkiem mnie nie usłyszała.

            – To mogę wejść? – spytała Logana, który dalej nie ruszył się z miejsca.

            – Nie! – Tym razem to ja krzyknąłem. – Nie możesz, jestem bez ubrań! – palnąłem pierwsze, co przyszło mi na myśl, a chłopaki prawdopodobnie stoczyli się na podłogę ze śmiechu.

            – Jesteś bez ubrań z chłopakami? – Po usłyszeniu jej pełnego zmieszania pytania miałem ochotę walnąć czołem w ścianę.

            – Taak. – Przeciągnąłem samogłoski. – To taki nasz... Męski rytuał – dodałem, wewnętrznie dając sobie plaskacza z otwartej dłoni prosto w twarz. W jej towarzystwie udowadniałem, że mężczyźni są naprawdę głupi. Jak miałem to zatrzymać?

            – Aha – mruknęła niepewnie. – To... Nie przeszkadzajcie sobie. Tylko mi napisz, o której mogę do ciebie zajrzeć – dodała.

            – Jasne – odpowiedziałem przez zaciśnięte gardło. Logan szybko ją pożegnał, po czym zatrzasnął drzwi i przekręcił w zamku klucz. Dopiero wtedy wybuchnął tak głośnym śmiechem, że prawie się przy tym zakrztusił.

            – To ostatni raz – syknąłem. – Ostatni raz, kiedy organizuję te walentynki. I przysięgam, że zaraz wsadzę któremuś z was tę koszulkę w serca prosto do gardła. Ewentualnie uduszę was tym różowym krawatem – warknąłem do nich, choć kąciki moich ust również zaczęły drżeć. Zdjąłem ubrania i cisnąłem spodniami w Luke'a, który dalej płakał ze śmiechu. Posłał mi tylko pełne rozbawienia spojrzenie.

            – Nie złość się, złość piękności szkodzi. – Wydął z żalem usta.

            – Po dzisiejszym dniu nic mi już nie może zaszkodzić – burknąłem i ciężko opadłem na kanapę. – Wiesz, ile wyjdzie za ten bukiet? – zapytałem nagle Luke'a. Przewrócił oczami przez to, że tak drążyłem temat, ale w końcu wszedł na maila i zerknął na zamówienie, które robiliśmy razem. Już po jego minie zauważyłem, że coś było nie tak.

            – Co jest? – spytał szybko Dennis. Luke zagryzł usta i powoli uniósł na mnie wzrok.

            – Wiesz, że nie zamówiliśmy jednego bukietu? – mruknął.

            – Jak to nie zamówiliśmy jednego bukietu? To co ja teraz...

            – Zamówiliśmy ich trzydzieści – przerwał mi. Zapadła chwilowa cisza.

            – Jak to, kurwa, trzydzieści? – spytałem powoli, ważąc każde słowo. – Mieliśmy jedno zadanie, Luke. Jedno!

            – Nie moja wina, że ta strona jakoś inaczej to policzyła. – Zaczął się bronić.

            – Kwotę do zapłaty też inaczej policzyła, że nie zwróciłeś na nią uwagi? – zapytał Dennis.

            – O nie zwalaj winy na mnie, we wszystkim uczestniczył Kieran – zaoponował szybko Luke, a ja ukryłem twarz w dłoniach. – Och, nie można już anulować zamówienia. Kurier już tutaj z nimi jedzie – dodał nagle. Ponownie na niego spojrzałem.

            – Jedzie tutaj z trzydziestoma bukietami kwiatów? – dopytałem tylko, bo jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Niestety, chłopak jedynie pokiwał głową.

            – Dokładnie tak – potwierdził. – Możesz powiedzieć Osli, żeby wybrała sobie ten, który najbardziej jej się spodoba.

            – A co mam zrobić z resztą?

            – Położymy na twój grób, bo nie jestem pewny, czy do końca dnia dotrwasz – zauważył. Opadły mi ramiona.

            – Jeśli Osla da mi dzisiaj kosza, to chyba w siebie zwątpię – przyznałem jedynie i rozciągnąłem się na kanapie, bo opadły mi wszystkie siły. Zerknąłem kątem oka na serca wycięte przez chłopaków. – Trzeba je skleić – dodałem, wskazując na nie palcem.

            Logan dalej pichcił w kuchni i miałem szczerą nadzieję, że przynajmniej moja kuchnia nie pójdzie dzisiaj z dymem. To byłaby kompletna katastrofa, gdyby nawet to nie poszło po mojej myśli. Ale musiałem uważać, bo najwyraźniej dziś nic nie szło po mojej myśli.

            – To bierz się do roboty. – Dennis błysnął zębami w uśmiechu, sięgnął po sznurek i podał mi go z zadowoleniem. Zamiast wydać z siebie pełen rezygnacji jęk, podniosłem się z miejsca i złapałem za sznurek. Nie miałem zamiaru odpuścić. Zamierzałem sprawić, by Osla w końcu odwzajemniła moje uczucia.

            A to wymagało czasu i poświęcenia.

***

            – Dziękuję bardzo.

            Kurier uśmiechnął się do mnie, jakbym postradał zmysły i wcale mu się nie dziwiłem, bo cały korytarz i mój salon był zasłany bukietami kwiatów. Luke miał rację. Nie miałem pojęcia, jak to się stało, ale praktycznie każdy był inny, więc Osla będzie miała z czego wybierać. Ewentualnie kurier po prostu pomyślał, że miałem aż tyle kochanek. Uśmiechnąłem się do niego tak, jakbym chciał zapewnić, że nic się nie stało, po czym popatrzyłem, jak z powrotem schodził po schodach na dół. Chłopaki zabrali się już za wnoszenie kwiatów do mieszkania, choć zaczynałem mieć wątpliwości, czy wszystkie się u mnie pomieszczą.

            – Ostro cię pojebało – stwierdził Logan, odwracając się od kuchenki, gdy weszliśmy do środka. Postawiłem dwa bukiety na stole tuż obok girlandy, którą udało nam się zrobić wspólnymi siłami. Co prawda nie wisiała jeszcze na ścianie, ale była to kwestia czasu.

            – Możesz sobie jeden wziąć w ramach zapłaty za jedzenie – stwierdziłem. – Wolisz bukiet róż czy tulipanów? A może ci pomieszam, żeby ładniej wyglądały?

            – Tobie się w głowie pomieszało – odparował. – Gdybym miał laskę, w życiu bym czegoś takiego nie wymyślił.

            – A właśnie, że tak i wtedy to ja robiłbym dla ciebie laurki i dobrze o tym wiesz – odpowiedziałem, na co lekko się skrzywił. Podszedł do nas i zaczął liczyć bukiety, by upewnić się, że wszystko się zgadzało. Gdyby nawet było ich mniej, prawdopodobnie i tak nie ruszyłbym w pogoń za kurierem. Mimo że wydałem na te kwiaty kupę kasy, to raczej nie byłoby mi przykro, gdyby kilku zabrakło.

            – Pomóż mi to zawiesić, a nie się tylko gapisz! – zawołał do niego Dennis, który zgarnął ze stołu girlandę i teraz próbował ją powiesić pod sufitem na szerokość pomieszczenia. Na szczęście chłopaki się postarali i girlanda była wystarczająco długa, by całą szerokość zająć. Wróciłem na korytarz i zgarnąłem kolejne bukiety. Prawdopodobnie miały one wylądować w moich garnkach i miskach, bo nie miałem aż tylu wazonów, a szkoda, żeby się zmarnowały.

            – Ile tego jeszcze? – wyzywał pod nosem Luke, co chwilę zgarniając bukiet i zanosząc go do środka. – Życzę Osli powodzenia.

            – Lepiej mi życz powodzenia – poprawiłem go z przekąsem.

            – Och, masz rację – stwierdził, lustrując mnie wzrokiem. – Jak tylko choćby się pocałujecie, wyślij mi wiadomość. Będę czekał jak na szpilkach – obiecał, na co przewróciłem oczami. Nie wiedziałem już, czy sobie żartował czy nie, choć wcale by mnie to nie zdziwiło. Pomimo tych żartów i docinek wiedziałem, że chłopaki polubili Oslę i nam kibicowali. Zresztą, trudno byłoby Osli nie polubić. Była wyjątkowa.

            – Też to czujesz? – zapytał nagle Dennis, który razem z Logan wylewał w salonie siódme poty, by powiesić girlandę. Stali pod tak dziwnym kątem, że przez moment zacząłem się zastanawiać, jak ich kręgosłupy były jeszcze całe. Logan stęknął z wysiłku, zawieszając sznurek o żyrandol i przeklął, gdy ten natychmiast się odwinął i spadł.

            – Czuję to ja rosnące wkurwienie – burknął. Pociągnąłem nosem i natychmiast zamarłem. Nie tylko ja to poczułem – na raz napotkałem pełne przerażenia spojrzenia chłopaków.

            Moja głowa gwałtownie odwróciła się w stronę kuchni i przysięgam, że cała krew odpłynęła mi z twarzy, gdy dostrzegłem ciemny dym unoszący się znad patelni. Rzuciłem się w stronę kuchni jak oparzony, zakręciłem gaz i uniosłem patelnię. Spojrzałem na zjarane warzywa i kurczaka.

            – Znowu to samo – powiedziałem z niedowierzaniem i odwróciłem się w stronę chłopaków. Cisza w mieszkaniu była wymowna. Przez moment patrzyliśmy na siebie – ja, zaciskając palce na rączce od patelni, Logan z uniesionymi dłońmi, Dennis z girlandą w rękach i Luke, który w tej samej chwili potknął się o jeden z bukietów.

            – Wygląda na to, że będziesz musiał omotać ją urokiem osobistym – stwierdził ostrożnie Logan, któremu ręce powoli opadły. Popatrzył z żalem na danie, które przygotowywał. – A tak się starałem – dodał, uśmiechając się smutno i kręcąc przy tym z rezygnacją głową.

            – Nie wiem, czy mój urok osobisty jakkolwiek jeszcze tu pomoże – mruknąłem i spojrzałem na cały syf, który musiałem dzisiaj jeszcze ogarnąć. Ani przez myśl nie przeszło mi, żeby odwoływać to spotkanie. Nieważne, w jakim stanie będzie moje mieszkanie, zrobię wszystko, żeby coś zorganizować dla Osli. Zobowiązałem się, więc to nie miało prawa nie wyjść. Poza tym byłem zdesperowany i chciałem, by wszystko wyszło jak najlepiej. Osla na to zasługiwała. Chciałem, żeby dostrzegła moje starania. Chciałem, żeby coś między nami wyszło, żeby zobaczyła, ile tak naprawdę dla mnie znaczy. To nie mogło być takie trudne, prawda?

            Szczególnie, że moja ulubiona sąsiadka była w swoim mieszkaniu tuż za ścianą, a ja musiałem jej udowodnić, że naprawdę mi na niej zależało.

OSLA

– Nie wiem, komu bardziej odbiło, tobie czy jemu.

            Nie miałam zamiaru kłócić się ze stwierdzeniem Donny, która leżała na moim łóżku i przez cały czas towarzyszyła mi w przymierzaniu ubrań. Aktualnie na mojej podłodze leżał stos bluzek i spodni, a druga połowa była porozwalana na półkach. Nagle, mając wypełnioną po brzegi szafę, okazało się, że nie miałam się w co ubrać.

            – Po prostu nie chciałabym wyglądać głupio – jęknęłam. Sprawę już utrudniał fakt, że nie chodziłam na randki i przede wszystkim w żadną relację nie potrafiłam się zaangażować. Teraz, kiedy w końcu do tego doszło, targały mną tak silne emocje, że sama siebie nie poznawałam. Niby z Kieranem to nie było nic oficjalnego i po prostu zaprosił mnie na randkę, ale jak miałam się z nim spotkać, jeżeli nic z moich ubrań do siebie nie pasowało? – Mogłabyś pomóc, a nie tylko się patrzysz – wytknęłam jej, na co przewróciła oczami i posłała mi uśmiech.

            – Wspieram cię mentalnie – odparła, opierając podbródek na dłoniach. – Ubierz tę czarną spódnicę i bordowy sweter. Będziesz wyglądać uroczo.

            – Aktualnie wyglądam, jakbym się miała schować w kącie i płakać – stwierdziłam bez ogródek, a gdy przyznała mi rację skinieniem głowy, skrzywiłam się jeszcze bardziej. – Myślisz, że mu się spodoba?

            – A od kiedy ty się przejmujesz jego zdaniem? – dopytała ze szczerą ciekawością. Wyciągnęłam z półki złożony jeszcze równo sweter i zaczęłam się mu przyglądać.

            Od kiedy mi zależy, pomyślałam, ale zamiast tego odpowiedziałam:

            – Skąd wniosek, że się przejmuję? – spytałam niewinnie.  

            – Próbujesz ubrać się od godziny i w ciągu godziny ubrałaś tylko bieliznę – wytknęła mi, na co zacisnęłam usta i spojrzałam nerwowo na szafę.

            – Myślisz, że ta spódnica gdzieś tu jest?

            – Aktualnie jest tu taki bałagan, że bałabym się dotknąć czegokolwiek – odpowiedziała. Tak, czasami zapominałam, jak bezpośrednia potrafiła być Donna. Tak, nie miałam bladego pojęcia, gdzie była ta spódnica. Przez moment miałam ochotę z powrotem naciągnąć na siebie dres, w którym chodziłam do południa.

            – A ty nie zamierzasz spotkać się dzisiaj ze swoim adoratorem? – dopytałam, bo nagle przypomniałam sobie, że podczas imprezy Dennis był wyjątkowo zainteresowany moją przyjaciółką. Na samo wspomnienie o tym chłopaku policzki Donny pokryły się czerwienią, co było strasznie dziwne, ponieważ ona nigdy się nie rumieniła. Była gorsza ode mnie, a ja i tak zawyżyłam mocno poprzeczkę.

            – Niech się buja, nigdzie z nim nie pójdę – odpowiedziała dobitnie i na tym chyba chciała skończyć rozmowę, ale jej nie pozwoliłam.

            – Zaprosił cię gdzieś? – drążyłam dalej. Skoro ona miała wielkie ale do mojego przejmowania się Kieranem, miałam zamiar wprowadzić ją w ten sam dyskomfort. Nie miałam pojęcia, jakim cudem się przyjaźniłyśmy, bo uwielbiałyśmy sobie dogryzać. Koniec końców i tak wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć i na odwrót. Byłabym gotowa wskoczyć za nią w ogień, gdyby trzeba było.

            – Może zaprosił, może nie. Co za różnica, skoro nie zamierzam nigdzie iść? – odpowiedziała, wzruszając obojętnie ramionami. Przyjrzałam się jej, kiedy nerwowo przełknęła przy tym ślinę, a kącik moich ust drgnął.

            – Hipokrytka – stwierdziłam od razu, za co oberwałam poduszką, którą Donna zabrała z mojego materaca i cisnęła prosto w moją twarz. Nie zdążyłam się uchylić i z mojego gardła uciekło tylko pełne złości prychnięcie. – Ja przynajmniej zrozumiałam, że nie można się wiecznie okłamywać – warknęłam, celując w nią palcem.

            – Bo cię hokeista zbajerował! – zawołała z wyzwaniem w oczach. – Zapierałaś się rękami i nogami, a teraz co? Kiedy ty ostatnio przejmowałaś się tym, jak będziesz wyglądać w ubraniach?

            – To źle? – dopytałam niepewnie, zagryzając wargę. Spojrzałam na nią uważnie, żeby przypadkiem nie pominąć emocji, która mogłaby pojawić się na jej twarzy i ją zdradzić. Donna przechyliła lekko głowę w bok, patrząc na mnie równie intensywnie.

            – Oczywiście, że nie. To bardzo dobrze, że w końcu znalazłaś kogoś, kto odnalazł klucz do twojego serca. – Na to porównanie obie się skrzywiłyśmy. Chyba jednak byłyśmy mało romantyczne. – On... Wydaje się w porządku. Jeżeli jest dla ciebie dobry, nie mam żadnych przeciwskazań.

            – Jest dla mnie dobry – odpowiedziałam od razu. – Jest dla mnie za dobry i to przeraża mnie najbardziej – przyznałam w końcu. Po tylu miesiącach trzymania się na dystans w końcu odkryłam, że naprawdę brakowało mi kogoś, kogo mogłabym mieć wyłącznie dla siebie. Kogoś, na kim mogłabym polegać i kogoś, kogo ja zawsze mogłabym wspierać. Kogoś, kto odnajdywałby moje dobre cechy i nie próbował mnie odtrącić z byle powodu. Kogoś, przy kim mogłabym głośno się śmiać i wyrażać swoje zdanie bez strachu, że powiem lub zrobię za dużo. Kogoś, o kogo mogłabym się troszczyć i komu mogłabym kibicować.

            Cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że to powinien być Kieran.

            – Jak ktokolwiek mógłby być dla ciebie za dobry? Jesteś Oslą. Zasługujesz na kogoś najlepszego. – Podkreśliła wyraźnie ostatnie zdanie, a ja uśmiechnęłam się smutno.

            – I wzajemnie, dlatego idź na tę pieprzoną randkę z Dennisem – wygarnęłam jej, żeby choć odrobinę rozładować napięcie, które urosło przy naszej rozmowie. Donna jednak spiorunowała mnie tylko wzrokiem i z jękiem ukryła twarz w pościeli.

            Cóż, może istniały jakieś badania, które wykazywały, że byłyśmy odrobinę skomplikowane. Ale tylko odrobinę.

            Zaczęłam grzebać w ubraniach, żeby znaleźć spódnicę, o której mówiła Donna i w końcu po usilnych poszukiwaniach wyciągnęłam ją ze sterty pozwijanych ciuchów. Przesunęłam palcami po dżinsowym materiale, upewniając się, że nie był poskurczany, a wtedy zza drzwi od mojego mieszkania zaczęły dochodzić jakieś dźwięki. Zmarszczyłam brwi i wymieniłam spojrzenie z Donną, która natychmiast wstała. Zaciekawiona ruszyła do drzwi i spojrzała przez wizjoner. Z jej ust po kilku sekundach uciekło głośne parsknięcie.

            – Co? – zapytałam zaintrygowana. Odwróciła się do mnie z uśmiechem.

            – Wygląda na to, że twój sąsiad zamówił dla ciebie kwiaty – powiedziała.

            – Kwiaty?

            – Dużo kwiatów. – Pokiwała głową. Ruszyłam w jej stronę, żeby również zerknąć przez wizjoner, ale zagrodziła mi drogę. – O nie, nie możesz podglądać. Zepsujesz sobie niespodziankę.

            – Niespodziankę to ty będziesz miała, jak się nie odsuniesz – odpowiedziałam, spoglądając na nią znacząco. – No daj mi zobaczyć!

            – Nie. – Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. – Ubieraj się, bo jak Kieran zobaczy cię w takim wydaniu, to jeszcze zwariuje. – Skinęła głową na moją skąpą bieliznę, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Posłusznie jednak zawróciłam do sypialni i założyłam w końcu tę czarną spódnicę.

            – A jakiego koloru te kwiaty? – zapytałam z czystą ciekawością i niewinnym uśmiechem, na którego widok Donna znowu przewróciła oczami.

            – Kolorowego – odpowiedziała. Pokazałam jej środkowy palec, choć nic nie mogłam poradzić na to, że naprawdę nie mogłam przestać się uśmiechać. Wyglądało na to, że jednak nie miałam aż tak wielkich wymagań, ponieważ byłam zachwycona tym, że miałam dostać kwiaty.

            Boże, Kieran faktycznie mnie omotał. Donna mówiła prawdę. Pomrugałam w szoku, ubierając sweter. Jeśli wersja mnie sprzed trzech miesięcy usłyszałaby, że zachwycam się kapitanem hokejowej drużyny, prawdopodobnie dostałabym od siebie samej w twarz. Było źle. Bardzo źle. Ale jak mogłam go dalej odtrącać? Przecież tyle razy udowodnił, że mu na mnie zależało.

            – Pokażę ci coś – powiedziałam nagle, rozczesując palcami długie włosy. Zepchnęłam kupkę ubrań na bok i zamknęłam drzwi od szafy, a Donna niechętnie poruszyła się na materacu. Wstała, więc kiwnięciem głowy zachęciłam ją, żeby ruszyła za mną. Skierowałyśmy się do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę. Donna posłała mi podejrzliwe spojrzenie, a ja wyciągnęłam ciasto, nad którym siedziałam wczoraj do późna w nocy.

            – Wiesz co, ja wiedziałam, że z tobą jest źle, ale nie sądziłam, że aż tak – powiedziała, na co jedynie przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam.

            – Siedziałam do drugiej w nocy i go ozdabiałam – odpowiedziałam z dumą, odkładając ciasto w kształcie serca. Miało różową polewę i ozdoby w trochę ciemniejszym, różowym kolorze. Ozdoby składały się na narysowany przeze mnie kij hokejowy, kask i coś, co miało przypominać koszulkę z numerem czternaście. Specjalnie zapytałam chłopaków, jaki numer miał na koszulce Kieran, żeby się zgadzało.

            Żeby tego było mało, podczas którejś z rozmów z Kieranem wspomniałam, że wokół jego imienia powinny pojawić się serduszka i gwiazdki. Co prawda miał to namalować na ścianie, ale tort chyba był całkiem niezłym początkiem.

            – Zanim powiesz, że kompletnie mi odbiło, wiem. Wiem, że tak – zaoponowałam, gdy Donna już otworzyła usta, żeby się odezwać. – Ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Tylko spójrz na te gwiazdki. Idealnie do niego pasują.

            – Bo rozświetla twoje życie jak gwiazdy niebo? – bąknęła nieprzekonana. Uśmiechnęłam się szerzej.

            – Chyba jednak obie mamy coś z romantyczek. – Szturchnęłam ją w ramię, na co cicho zachichotała i z niedowierzaniem pokręciła głową.

            – Zaczynam bać się wersji ciebie, którą stworzył Kieran. A to dopiero początek, więc co będzie dalej?

            – Jeśli kiedykolwiek zacznę całować swoje odbicie tak jak Kieran każdego poranka, natychmiast każ mi przestać – stwierdziłam, na co moja przyjaciółka od razu się zgodziła. Wyciągnęła nawet telefon, żeby uwiecznić moje dzieło na zdjęciu. – Myślisz, że mu się spodoba?

            – Myślę, że jeśli ty mu się podobasz, to spodoba mu się wszystko od ciebie – zapewniła mnie. – A ja może jednak spotkam się z Dennisem. Cały czas do mnie pisze – pożaliła się, niechętnie zerkając na ekran telefonu.

            – Kieran mówił, że Dennis jest gorszy od niego, więc... Powodzenia – powiedziałam, a ona ciężko westchnęła. – Jeżeli naprawdę się zgodzisz, uznam, że Kieran ma wpływ na nas obie.

            – To niemożliwe, że on jest zawsze takim pozytywnym facetem. Słyszałaś, żeby na coś się skarżył? – spytała.

            – Aha. Na to, że daję mu kosza – odpowiedziałam i znowu się uśmiechnęłam.

            – Dzisiaj też go olejesz?

            – Jeśli nie powie mi, że to najpiękniejszy tort, jaki widział w życiu, to chyba nie będę mieć wyjścia – zażartowałam i spojrzałam na ciasto, nad którym naprawdę długo pracowałam. – Mam nadzieję, że nie ma alergii na truskawki – wtrąciłam nagle.

            – Najwyżej zrobisz mu usta usta. Na pewno wtedy nie narzekałby, że przypadkowo próbowałaś go zabić – stwierdziła.

            – O tak, szukałby pozytywów w każdej sytuacji – przyznałam i otworzyłam lodówkę ponownie, żeby schować tam ciasto. Nie chciałam, by przypadkiem coś mu się stało przed spotkaniem z Kieranem.

            – Muszę się zbierać, jeśli chcę zdążyć na tę randkę z Dennisem – powiedziała w końcu Donna. – Ale jak już wrócisz ze swojej, koniecznie do mnie zadzwoń. Chcę wiedzieć, jak Kieran uporał się z kolejnym koszem – dodała, na co znowu przewróciłam oczami.

            – Bardziej jestem ciekawa, co zrobi Dennis, jak już ogarnie, z kim tak naprawdę ma do czynienia – zakpiłam. Donna pokazała mi język i uciekła z powrotem do sypialni, gdzie miała swoją torbę. Ja zajrzałam do salonu i sięgnęłam po telefon. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy dostrzegłam na ekranie wiadomość od Kierana.

            Od Wkurwiający sąsiad:

            Zapraszam na 16.

            Zerknęłam na zegarek. Została mi niecała godzina. Poczułam ucisk w żołądku i lekki niepokój. Dobra, musiałam przyznać, że trochę się stresowałam. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę i w końcu odpisałam.

            Do Wkurwiający sąsiad:

            Będę punktualnie.

            Od Wkurwiający sąsiad:

            Dobrze. Już nie mogę się doczekać.

            Do Wkurwiający sąsiad:

            Kto by pomyślał, że taki z ciebie romantyk?

            Od Wkurwiający sąsiad:

            Jeszcze nie wiesz, jak wielkim romantykiem potrafię być.

Trudno, już nie mogłam się wycofać. Właściwie nie chciałam się wycofywać. Nerwowo przeczytałam wiadomości od niego jeszcze parę razy i ze zgrozą uświadomiłam sobie, że poczułam rosnące we mnie ciepło. Odłożyłam telefon akurat, kiedy Donna ponownie pojawiła się w zasięgu mojego wzroku.

            – Pamiętaj, żeby zadzwonić – przypomniała mi.

            – Nie daj się tak szybko urokowi Dennisa – zakpiłam.

            – Jeszcze nie wie, co go czeka – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie. Narzuciła na ramiona płaszcz, a ja otworzyłam drzwi od mieszkania akurat, kiedy w progu mieszkania Kierana pojawił się chłopak, o którym przed sekundą rozmawiałyśmy. Dennis jak oparzony zatrzasnął za sobą drzwi i uśmiechnął się do nas szeroko.

            – Hej – powiedział, trzymając w dłoni bukiet kwiatów. – Co za przypadek, że właśnie na siebie wpadliśmy – dodał, ale kierował te słowa z zawadiackim uśmiechem w stronę Donny. Dziewczyna posłała mi pełne przerażenia spojrzenie. Tym razem nie mogła jednak liczyć na moją pomoc. Wypchnęłam ją z mojego mieszkania, nim zdążyła zareagować.

            – Powodzenia! – zawołałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Usłyszałam jeszcze, że nazywa mnie zdrajczynią i pociągnęła za klamkę, jakby co najmniej została zamknięta w klatce z drapieżcą. Nie dałam się zwieść i nawet przekręciłam w zamku klucz. Jeżeli chłopaki mimo wszystko kibicowali mi i Kieranowi, ja zamierzałam kibicować mojej przyjaciółce i Dennisowi. To nic, że w tym przypadku musiałam sięgnąć po ostateczne środki. Ważne, że nadarzyła się okazja, by Dennis i Dona w końcu porozmawiali. Byłam pewna, że chłopakowi uda się przekonać ją na randkę.

            W momencie, w którym zostałam sama, jeszcze bardziej poczułam atakujący mnie stres. Nerwowo poprawiłam włosy i przez moment krążyłam po mieszkaniu, próbując znaleźć sobie miejsce. Miałam jeszcze trochę czasu, ale byłam już gotowa, więc naprawdę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie chciałam być jednak wścibska i zapukać do drzwi Kierana przed czasem. Ciekawe, czy niecierpliwił się tak samo jak ja?

            Punkt szesnasta usłyszałam pukanie do drzwi. Trochę mnie to zdziwiło, bo byłam przekonana, że to ja mam odwiedzić Kierana, ale zerwałam się w stronę wyjścia jak oparzona.

            – Zmieniliśmy miejsce randki? – zapytałam i natychmiast zamilkłam, skanując wzrokiem Kierana. Miał na sobie ciemnoszary sweter, który podkreślał jego umięśnione ramiona i włożył czarne spodnie. Jego niebieskie oczy radośnie błyszczały. Na mój widok uśmiechnął się tym swoim słynnym uśmiechem. Jego włosy jak zwykle żyły swoim życiem, a kosmyk opadał mu na czoło.

            – Musisz zamknąć oczy, nim tam wejdziesz – powiedział i wyciągnął w moją stronę dłoń. Nim ją ujęłam, zerknęłam za siebie. – Ukrywasz tam kogoś jeszcze? – dopytał, a ja w szoku odkryłam, że w jego głosie skrywała się cicha nuta zazdrości.

            – Co najwyżej moje drugie wcielenie – odpowiedziałam. – Nie mogę wejść do ciebie z zamkniętymi oczami, bo mam dla ciebie prezent – dodałam, bo chyba nie było sensu tego przed nim ukrywać.

            – Masz dla mnie prezent? – powtórzył z niedowierzaniem.

            – Tak, ale nie wiem, czy na niego zasługujesz, skoro pomyślałeś, że mogłabym kogoś w moim mieszkaniu ukrywać – odpowiedziałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i spoglądając na niego z wyzwaniem w oczach.

            – Jesteś pewna? Może jednak powinienem zerknąć pod łóżko? – Uniósł wymownie brew.

            – Ta miejscówka jest już spalona przez pewnego hokeistę, który wiercił się tam, jakby od tego zależało jego życie – prychnęłam.

            – Prawie udusiłem się kurzem – przypomniał mi. – Nie moja wina, że tam nie sprzątasz.

            Zmrużyłam oczy.

            – Nasza randka nawet się nie zaczęła, a ty już chcesz się pokłócić?

            – Chcę cię zaciągnąć do mojego mieszkania, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć. Poświęciłem dużo czasu na przygotowania – wyjaśnił.

            – Przygotowania?

            – Kiedy wejdziesz, będziesz wiedziała, co mam na myśli – odpowiedział, błyskając zębami w uśmiechu.

            – Dobrze, w takim razie mam pokazać prezent dla ciebie pierwsza? – spytałam i cofnęłam się o krok. W końcu złapałam go za rękę i pociągnęłam, żeby wszedł do środka. – Tylko się nie śmiej – zastrzegłam, wskazując na niego palcem.

            – Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny – odparł, prostując się i zadzierając podbródek. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i weszłam do kuchni, w której otworzyłam drzwi od lodówki. Wyciągnęłam ciasto, zamknęłam lodówkę i z niepewnym uśmiechem odwróciłam się do Kierana.

            Natychmiast spojrzał na tort. Dostrzegając różową polewę i ozdoby, które sama narysowałam, przez jego twarz w ułamku sekundy przemknęło sporo emocji. Od niedowierzania po rozbawienie i rozczulenie, przez które poczułam ucisk w klatce piersiowej. Kąciki jego ust jednak zdradziecko zadrżały i gdy dostrzegł swoje imię wśród serduszek i gwiazdek, przestał się powstrzymywać. Parsknął tak głośnym śmiechem, że mina natychmiast mi zrzedła.

            – Jesteś okropny – powiedziałam, gdy śmiał się, czerwieniąc się przy tym na twarzy.

            – To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem – powiedział między salwami śmiechu i albo mi się wydawało albo otarł kąciki oczu. – Widzisz, aż się wzruszyłem – dodał.

            – Ja się zaraz chyba wzruszę ze wstydu – odpowiedziałam całkowicie poważnie. – Starałam się – dodałam szybko na swoją obronę.

            – Mówię poważnie, Oslo. Zresztą, nikt nigdy nie zrobił mi prezentu na walentynki. A ten jest doskonały. Ty jesteś doskonała – powiedział, zbliżając się do mnie. Zastygłam w bezruchu, gdy musnął ustami czubek mojego czoła.

            – Nigdy nie dostałeś prezentu na walentynki? – spytałam z niedowierzaniem.

            – Powiedziałem ci, że jesteś doskonała, a ty zrozumiałaś tylko to? – Uniósł brew. – Może dostałem raz w pierwszej klasie podstawówki z litości laurkę.

            – Z litości?

            – Uwierz, za dzieciaka nie byłem taki przystojny – zaoponował. – Ale coś za coś, tylko spójrz, jak wyglądam teraz.

            Tym razem to ja ledwo powstrzymałam śmiech.

            – Nie masz uczulenia na truskawki? – dopytałam.

            – Jeżeli tort jest truskawkowy, to chyba będziesz bardzo rozczarowana, jeśli powiem, że nie – stwierdził, a ja zachichotałam. – Skąd wiedziałaś, jaki mam numer na koszulce? Byłaś na jakimś meczu i mi nie powiedziałaś?

            – Tak naprawdę jestem twoją skrytą fanką i ślinię się na twój widok za każdym razem, gdy wychodzisz na lód – zakpiłam.

            – To mile połechtałoby moje ego.

            – Cóż, w rzeczywistości został ci tylko tort. Najedz się nim, żebyś zamiast goryczy rozczarowania poczuł coś słodkiego. – Wepchnęłam mu ciasto w brytfance do rąk.

            – Jestem przekonany, że twoje usta są równie słodkie – zarzekł i bezczelnie się w moją stronę nachylił. Odepchnęłam go od siebie i ze śmiechem wyminęłam. Oczywiście, że nie mógł mnie zatrzymać, bo trzymał ciasto. – Zamknij te oczy, nim wejdziesz do mojego mieszkania! – zawołał i ruszył za mną. Zgarnęłam z salonu telefon, po czym razem wyszliśmy na korytarz. Zamknęłam drzwi na klucz i posłusznie przymknęłam powieki. Kieran jedną ręką złapał ciasto, a drugą poprowadził mnie do środka.

            – Powiedz mi, kiedy będę mogła już otworzyć – poprosiłam i przy okazji o coś się potknęłam. – A posprzątałeś tu chociaż? – zakpiłam.

            – Niefortunny wypadek przy pracy, któryś z chłopaków zapomniał przesunąć jedną rzecz – odparł. Usłyszałam, że odłożył ciasto i nagle jego dłonie opadły na moje ramiona. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam tuż za sobą jego bliskość. Przed przyjściem po mnie musiał wypsikać się perfumami, bo wyraźnie je teraz czułam. Nie miałam jednak nic przeciwko, bo bardzo mi się podobały. Kojarzyły mi się z... Nim. Z bezpieczeństwem. Z ciepłem, które rosło właśnie w mojej klatce piersiowej, ponieważ był tak blisko.

            – Chyba żartujesz – zachichotałam, gdy nagle usłyszałam początek piosenki Eda Sheerana, a dokładnie Thinking out Loud. – A ty się śmiałeś z mojego tortu – fuknęłam z niedowierzaniem.

            – Daj mi szansę – odpowiedział prosto do mojego ucha i znów przeszedł mnie dreszcz. Jego usta ledwo wyczuwalnie musnęły mój płatek. Stanęliśmy, jak się domyśliłam, na środku jego salonu.

            – Czy już mogę otworzyć oczy? – dopytałam i kiedy usłyszałam potwierdzenie, w końcu to zrobiłam. Rozchyliłam powieki i natychmiast wstrzymałam powietrze w płucach. – Och – wykrztusiłam jedynie. Kieran otoczył mnie ramionami, a podbródek oparł na moim ramieniu.

            – Zanim zadasz pytanie, chłopaki przyłożyli się do pracy i z zaangażowaniem wycinali te serduszka. Na szczęście nikt nie stracił palców, choć było blisko – powiedział, a ja w końcu wzięłam wdech i rozejrzałam się po salonie. Pięknie przystrojonym salonie.

            – Zapaliłeś świecie – powiedziałam z niedowierzaniem. – I powiesiłeś te serduszka i... Kieran, dlaczego jest tu tyle kwiatów?

            Otworzyłam szerzej oczy na widok bukietów, które znajdowały się również za mną. Zajmowały praktycznie całą podłogę.

            – Okazało się, że niestety, jestem dość słabym matematykiem – przyznał z rozbawieniem. Jego oddech połaskotał moją szyję. – O nie, kurwa – dodał nagle, a ja poruszyłam się niespokojnie w jego ramionach.

            – Co się stało? – spytałam.

            – Dennis zajebał mi najładniejszy bukiet – prychnął ze złością. Natychmiast przypomniałam sobie o kwiatach, które trzymał przyjaciel Kierana przed jego mieszkaniem. Najprawdopodobniej trafiły one już w ręce Donny. Uśmiechnęłam się.

            – Wszystkie są piękne. Te mi się podobają. – Wskazałam na najbliższy bukiet. – Te też. Ty mi się podobasz.

            Kieran zamarł na moment.

            – Słucham?

            Również znieruchomiałam i dopiero po chwili postanowiłam się poruszyć. Obróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale on już na mnie patrzył.

            Bardzo intensywnie.

            – Nie każ mi tego powtarzać – powiedziałam z rozbawieniem.

            – Podobam ci się? – Odsunął się ode mnie, nie odrywając ode mnie wzroku.

            – Czasami, jak nie gadasz głupot. Generalnie rzadko, bo gadasz niemądrze cały czas, ale czasami masz takie przebłyski i wtedy... Tak, wtedy mi się podobasz – droczyłam się w najlepsze, gdy gwałtownie chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.

            – Wykupię dla ciebie wszystkie kwiaty na całym świecie, ale powiedz to jeszcze raz – zarzekł i mówił przy tym naprawdę poważnie.

            – Podobasz mi się, Kieranie Sheltonie. Bardzo – szepnęłam.

            – Chciałbym cię teraz pocałować. Bardzo – odpowiedział równie cicho. Sięgnął dłonią do mojego policzka, jego palce musnęły ostrożnie moją skórę. Zadarłam podbródek.

            – Chciałbyś mnie tylko pocałować czy też ci się podobam? – spytałam z rozbawieniem.

            – Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie – odparł i trącił nosem mój nos. Nie byłam przygotowana na jego usta na mojej skórze, ale kiedy tylko poczułam je na policzku, wciągnęłam z sykiem powietrze do płuc. Dłonie Kierana owinęły się wokół mojej talii, jakby pasowały tam idealnie. Pocałował mój policzek, skroń, czubek nosa i brodę. Jego pocałunki przesunęły się niżej i gdy poczułam jego usta na szyi, z moim ciałem zaczęło dziać się coś niedobrego. Przyciągnęłam go bliżej, pozwalając, by pieścił wargami moją skórę. Odchyliłam głowę do tyłu, ale moje palce mocniej wbiły się w jego ciało. Zostawiał na mojej skórze mokre ślady, jego wargi i język sprawiały, że ledwo trzymałam się na nogach. Z nikim nigdy nie czułam się w ten sposób.

            – Jeśli chcemy zjeść kolację, musisz natychmiast przestać – wykrztusiłam przez ściśnięte gardło. Moje serce biło jak szalone. Odsunął się powoli, niechętnie, jakby kosztowało go to zbyt dużo wysiłku. Zdałam sobie sprawę, że teraz to on mnie trzymał. Gdyby nie jego silne ramiona, prawdopodobnie wylądowałabym na podłodze wśród tych wszystkich kwiatów.

            – Właśnie, jeśli chodzi o kolację... – I wtedy dowiedziałam się, że nie tylko on, ale również trójka jego kumpli była beznadziejnymi kucharzami. Starałam się nie śmiać, gdy opowiadał, że Logan był zbyt zajęty wieszaniem girlandy z serduszek, by zerknąć na palące się warzywa i mięso.

            – Mamy jeszcze moje ciasto – zaoponowałam. – A ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem wymagającym klientem, więc z chęcią je zjem.

            – Czy ty traktujesz właśnie naszą randkę jak czystą transakcję?

            – A co, myślałeś, że przyszłam tu na ładne oczy? – zapytałam.

            – Jeżeli już, to myślałem, że to mój urok osobisty, ale cieszę się, że uważasz, że mam ładne oczy. – Zaśmiałam się i odsunęłam się od niego, by odnaleźć wzrokiem ciasto, które odłożył. Podeszłam do wyspy kuchennej i wyciągnęłam tort, by łatwiej było go pokroić. Kieran podał mi nóż.

            – Tylko nie podziel mojego idealnego imienia – zaoponował nagle, gdy przystawiłam nóż do połowy upieczonego w kształcie serca ciasta. Spojrzałam na Kierana z politowaniem.

            – Boisz się, że straci swój urok? – zapytałam, ledwo powstrzymując śmiech.

            – Nie jest to możliwe. Jestem zbyt perfekcyjny, żeby stała mi się jakakolwiek krzywda, ale mimo wszystko nie chcę ryzykować. Mam nadzieję, że rozumiesz. To by była wielka strata, gdybym przez taką głupotę stracił swój blask – wyjaśnił. Przewróciłam oczami, słysząc, jak żartobliwie znowu sam siebie wychwalał.

            Zgodnie z jego życzeniem podzieliłam tort tak, by jego imię wśród gwiazdek i serduszek zostało nienaruszone. Podałam mu nawet tę część do zjedzenia, ale zamienił nasze talerze, tłumacząc, że jeśli skosztuję części z nim, będę błyszczeć jeszcze bardziej niż on.

            Osobiście uważałam, że od tego blasku wypaliło mu przynajmniej połowę mózgu, ale nie chciałam się kłócić.

            Usiedliśmy przy stole, na którym Kieran zapalił kilka świec. Teraz bez wątpienia czułam się już jak na randce (szczególnie, że nad moją głową wisiały równo wycięte, papierowe serduszka), ale nie byłam spięta. Wiedziałam, że w towarzystwie Kierana mogłam być po prostu sobą.

            – Nie minęłaś się przypadkiem z powołaniem i nie chciałabyś zostać cukiernikiem? – zapytał Kieran, pałaszując z zadowoleniem swoją porcję.

            – Rozważę tę opcję, jeśli nic innego w życiu mi nie wyjdzie – stwierdziłam. – Smakuje ci?

            – To najlepsze, co jadłem w życiu – odpowiedział zachwycony. Uśmiechnęłam się, bo faktycznie wyglądał, jakby mu smakowało. – Zabierasz wszystkie bukiety do siebie? – zapytał nagle, a ja znów spojrzałam na rozstawione na podłodze kwiaty. Było ich tak dużo, że szczerze wątpiłam, czy w ogóle zmieściłabym je w moim mieszkaniu.

            – Chyba wybiorę spośród nich jeden – powiedziałam. – Może resztę oddasz swoim kolegom z drużyny?

            Uśmiechnął się pod nosem.

            – Niewątpliwie byliby tym pomysłem zachwyceni, ale chyba mam coś lepszego – stwierdził i uśmiechnął się do mnie, gdy posłałam mu zaciekawione spojrzeniem. Nagle jakby nigdy nic sięgnął do mojej twarzy dłonią i starł coś z kącika moich ust. Zlizał krem ze swojego kciuka, nie odrywając ode mnie wzroku. Zarumieniłam się. – Jesteś urocza – dodał, gdy spuściłam spojrzenie na swój talerz.

            – Uważaj, bo jeszcze od tych komplementów woda sodowa uderzy mi do głowy – powiedziałam i przełknęłam kolejny kawałek ciasta. – Czy na dzisiaj to koniec atrakcji i po prostu spędzimy ze sobą miło czas?

            – Ha, chciałabyś. Może jeszcze mam ci pozwolić wrócić wcześniej do mieszkania?

            Uśmiechnęłam się, bo za nic w świecie nie zamierzał mi na to pozwolić.

            – Tego nie powiedziałam.

            – To dobrze, bo nie mam w planach cię stąd wypuścić – odpowiedział i odłożył talerz na stół. – Ale najpierw musimy uporać się z tymi kwiatami. Chwilowa przerwa w naszej randce chyba nam nie zaszkodzi. – Puścił do mnie oko i nim zdążyłam się odezwać, wstał z miejsca i podał mi rękę. Bez wahania ją ujęłam i również wstałam.

            – Co planujesz? – zapytałam zaciekawiona. Zabrał z blatu kluczyki i podał mi.

            – Zamierzam zrobić dobry uczynek – odpowiedział. – Ubierz się ciepło u ciebie. Spotkamy się na dole na zewnątrz. – Kiwnął głową w stronę drzwi. Nie oponowałam. Byłam szczerze zaintrygowana tym, co wymyślił, dlatego pospiesznie wyszłam z jego mieszkania i wróciłam do swojego. Narzuciłam na ramiona grubą kurtkę, zabrałam szalik i czapkę. Po chwili zastanowienia zgarnęłam też torebkę i przy okazji zerknęłam na wiadomości, które dostałam na telefon. Ze śmiechem odkryłam, że na grupie uaktywnili się chłopaki, którzy faktycznie kibicowali Kieranowi.

            Od wierny fan Donny:

            Powodzenia, nasz kapitanie!

            Od Luke:

            Tylko nie wystrasz Osli tymi kwiatami.

            Od Logan:

            I tym czymś, co zostało z waszej kolacji.

            Od wierny fan Donny:

            Czekamy na wrażenia.

            Od wierny fan Donny:

            Osla, okaż mu trochę litości, Kieran naprawdę się postarał.

            Uśmiechnęłam się i szybko wysłałam im zdjęcie tortu, które zrobiłam wcześniej.

            Od ulubiona sąsiadka Kierana:

            Ja też się postarałam <3

            Od Logan:

            Kieran był pewnie wniebowzięty?

            Od wierny fan Donny:

            Narysowała wokół jego imienia serduszka i gwiazdki, oczywiście, że był wniebowzięty.

            Od wierny fan Donny:

            Czekamy na szczegóły.

***

Kieran ponownie zabrał mnie na stadion. Zapakował wszystkie kwiaty do bagażnika i na tył samochodu, aby nic się z nimi nie stało. Przez całą drogę nie wiedziałam, co dokładnie planował. Dowiedziałam się dopiero, kiedy ruszyliśmy na lodowisko, na którym miały właśnie trening hokeja dzieci. Kilkuletnie dzieci.

            Moje serce ścisnęło się z rozczulenia, kiedy dostrzegłam maluchy jeżdżące po lodzie. Śmigały lepiej ode mnie i wyglądały na tak zaangażowane, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. Jeszcze bardziej rozczulił mnie fakt, że cała grupa składała się z uroczych dziewczynek, które dzielnie walczyły o przejęcie krążka.

            – A ty co tu robisz? – zapytał z uśmiechem trener, który przedstawił mi się jako Ted. Wymienił uścisk dłoni z Kieranem i przyjrzał się nam uważnie. – Zabrałeś dziewczynę na randkę na lodowisko?

            – Jeśli po zajęciach udostępnisz mi lodowisko, to czemu nie. – Kieran nonszalancko wzruszył ramionami. – Ile dziewczyn masz dzisiaj na treningu?

            – Dwadzieścia pięć. Czemu pytasz? – zapytał z żywym zainteresowaniem. Najwidoczniej naprawdę nie spodziewał się Kierana tutaj w tym dniu i o tej godzinie.

            – To dobrze się składa, bo dzięki mnie dodatkowo będziesz mógł dać bukiet kwiatów swojej żonie. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli każdej z tych dziewczynek podaruję po bukiecie? – zapytał i uśmiechnął się do jednej z nich, bo najwyraźniej go rozpoznała.

            – Masz na zbyciu dwadzieścia pięć bukietów? – dopytał z niedowierzaniem.

            – Nawet dwadzieścia osiem – odparł. – Za ile kończycie?

            – Piętnaście minut – stwierdził, zerkając na zegarek.

            – Idealnie – powiedział. – Zaraz wracamy.

            Złapał mnie za rękę, a ja chętnie splotłam nasze palce i ruszyłam razem z nim z powrotem do wyjścia. Uśmiech sam cisnął się na moje usta.

            – Chcesz dać im kwiaty? – spytałam z przejęciem. – To takie słodkie – dodałam, patrząc na niego z zachwytem.

            – Może mają siedem lat, ale na pewno marzą o tym, żeby dostać od kogoś kwiaty na walentynki – odpowiedział, błyskając zębami w uśmiechu. – Mam nadzieję, że nie będziesz zazdrosna?

            – Przestań. – Trąciłam go łokciem. – Oczywiście, że nie. To świetny pomysł.

            Wyszliśmy na parking i zaczęliśmy zbierać bukiety, którymi Kieran zamierzał obdarować dzieciaki. Zrobiliśmy na stadion kilka rundek, obładowani kwiatami, które prawie powypadały mi z rąk. Na szczęście z żadnym nic złego się nie stało, więc tuż przy końcówce treningu rozłożyliśmy je na trybunach. Kieran ustawił się przy wejściu na lodowisku i poczekał, aż dziewczynki zaczną schodzić z lodu.

            – To za udany trening i na walentynki oczywiście. – Moje serce rozmiękło całkowicie, gdy uśmiechnął się łagodnie do pierwszej dziewczynki i wręczył jej bukiet. Drobna blondynka uśmiechnęła się szeroko i podziękowała mu piskliwym głosem. Podałam mu kolejne kwiaty, które przyjęła następna dziewczynka. Była tak speszona, że uciekła od niego wzrokiem i z zarumienionymi policzkami pobiegła do swojej koleżanki.

            – Nigdy nie dostałam od nikogo kwiatów – powiedziała jedna. – Bardzo dziękuję. Opowiem o tym moim koleżankom z klasy, na pewno będą mi zazdrościć.

            – Powiedz im, że dostałaś je od przystojnego hokeisty i na pewno będą zazdrościć jeszcze bardziej – zaproponował Kieran, a ja przewróciłam z rozbawieniem oczami. Dziewczynka wyszczerzyła się, ukazując swój szczerbaty uśmiechem i z podekscytowaniem ruszyła do szatni.

            – Na walentynki dostaję kwiaty tylko od taty – powiedziała kolejna, krzyżując wymownie ramiona na klatce piersiowej. – Nie sądzę, że będzie zadowolony, kiedy mu powiem, że dostałam je od jakiegoś chłopaka – dodała, patrząc na Kierana nieufnie. Nie musiałam się mu uważnie przyglądać, żeby widzieć, że ledwo powstrzymywał śmiech.

            – W takim razie te są od mojej dziewczyny. – Kiwnął na mnie głową, a całe powietrze uciekło mi z płuc, gdy usłyszałam, jak mnie nazwał. – Czy od niej przyjmiesz?

            – Tak, wygląda na fajniejszą od ciebie – stwierdziła bez ogródek. Zachichotałam.

            – Zdecydowanie jest fajniejsza ode mnie. Proszę. – Wręczył jej bukiet, a ja zasłoniłam usta dłonią, by dziewczynka nie zauważyła, jak bardzo się przy tym śmieję. Posłaliśmy sobie z Kieranem pełne rozbawienia spojrzenia. – To niemożliwe, że nawet teraz lubią cię bardziej ode mnie – wygarnął mi, gdy do nich podeszłam z kolejnym bukietem.

            – Powinieneś się cieszyć, że ja lubię ciebie – odparła.

            – Jak bardzo?

            Przewróciłam oczami.

            – Bardzo i dobrze o tym wiesz.

            – W takim razie będę kupować ci kwiaty o wiele częściej – zdecydował i nim miałam coś do powiedzenia, kucnął przy kolejnej dziewczynce. Nie mogłam się napatrzeć, jak uroczo wyglądały wszystkie. Były tak małe w porównaniu do wielkich bukietów, ale trzymały je dumnie i z zadowoleniem kierowały się do szatni. – Wiesz, że nie żartowałem z tym lodowiskiem? – napomknął nagle.

            – Znów chcesz się nade mną znęcać na lodzie? – spytałam z jękiem. – Co ja ci takiego zrobiłam?

            – Kompletnie owinęłaś mnie sobie wokół palca – przyznał bez bicia. – Będzie fajnie.

            – Fajnie będzie, jak się znowu nie wywalę – odpowiedziałam, śmiejąc się cicho. – Ale tym razem nie będę już śmigać za krążkiem.

            – Skarbie, ledwo trafiłaś do bramki – przypomniał mi. Zmarszczyłam brwi.

            – Zrobiłam to idealnie – zaprzeczyłam od razu. – Sam powiedziałeś, że mam talent.

            – Talent do wywalania się na lodzie co najwyżej – zakpił, na co znowu szturchnęłam go w ramię. – Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek – powiedział do kolejnej dziewczynki, która z zachwytem sięgnęła po bukiet.

            – Dziękuję! – pisnęła i uciekła, chichocząc pod nosem. Ja też się śmiałam. Stałam i patrzyłam na Kierana z uśmiechem, ponieważ naprawdę był wyjątkowy. Rozświetlił moją rzeczywistość i sprawił, że nie była już taka ponura.

            A kiedy podarował ostatniej zawodniczce kwiaty, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by się nam udało.

***

I jak wrażenia?

Przypominam też, że na moim Instagramie trwa nabór na patronów <3

#thislittleoneNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro