Rozdział 21
Dominica udało mi się pozbyć pół godziny później i całe szczęście, że zmył się tak szybko, bo inaczej miałabym na sumieniu pewnego hokeistę, który dalej leżał pod moim łóżkiem.
– Żyjesz?! – zawołałam, zamykając drzwi na zamek, aby mój brat nie rozmyślił się i nie wrócił do mojego mieszkania. Ruszyłam do sypialni i lekko się nachyliłam, żeby zajrzeć pod łóżko, pod którym znajdował się Kieran.
Powoli zaczął wychodzić na zewnątrz. Z jego ust uciekło ciche sapnięcie, gdy cały wygramolił się spod łóżka, po czym dźwignął się na nogi. Parsknęłam śmiechem, dostrzegając na jego grzywce kłębek kurzu. Kieranowi nie było jednak do śmiechu. Spiorunował mnie wzrokiem, nim zdążyłam go choćby przeprosić.
– Dobrze się bawisz? – spytał, gdy dalej chichotałam pod nosem. Sięgnęłam dłonią do jego włosów i zdjęłam z jego kosmyków kurz.
– Przepraszam – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego lekko. – Kompletnie się go tutaj nie spodziewałam. Mój brat lubi pojawiać się w najmniej odpowiednich momentach – przyznałam i wygładziłam jego koszulkę, bo przez leżenie przez kilkadziesiąt minut pod łóżkiem, trochę się wygięła. – Nic ci nie jest?
– Poza tym, że moja duma wyraźnie została nadszarpnięta? Nic. Ale ty masz u mnie solidny dług i bardzo się cieszę, że na treningu będę mieć czas, by wymyślić, w jaki sposób mi się odwdzięczysz – powiedział, wskazując na mnie palcem. Kąciki moich ust lekko opadły.
– Przyrządzenie kolejnej kolacji nie wchodzi w grę? – Zaryzykowałam pytaniem.
– Co najwyżej może to być dodatek do długu, który u mnie spłacisz – stwierdził, potarmosił mi włosy i wyminął mnie. – Możesz zacząć od śniadania! – zawołał z salonu, gdy ja nie zdążyłam jeszcze wyjść z sypialni. Ruszyłam za nim. Przewróciłam oczami, co już zobaczył i natychmiast dodał. – Tylko bez złośliwych spojrzeń i komentarzy, proszę. Dzień bycia miłym dla Kierana – zarządził, na co zacisnęłam usta, by nie wydać się pełnym zmęczenia westchnienia.
– To co chcesz na to śniadanie? – spytałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
– Ciebie. – Uśmiechnął się cwaniacko, na co spojrzałam na niego z politowaniem.
– Nie posiadam takiego dania w menu – odpowiedziałam.
– Myślę, że jesteśmy w stanie się dogadać – zaproponował, spoglądając na mnie z wyzwaniem w błyszczących, niebieskich oczach.
***
KIERAN
Trening kolejnego dnia z samego rana był ciężki, głównie przez to, że nie potrafiłem skupić się na wykonywanych ćwiczeniach. Mój brak skupienia wynikał z jednego, bardzo ważnego powodu.
Osla.
To ona zdobyła przywilej przesiadywania w mojej głowie i robiła to bez przerwy. Myślałem o niej cały czas. Wychodziłem z mieszkania – zastanawiałem się, czy przypadkiem się na siebie nie natkniemy. Robiłem kawę – zastanawiałem się, czy tym razem również zapukać do jej drzwi i spytać, czy pożyczy mi cukier (ostatnio kupiłem kilka torebek cukru na zapas, ale co z tego). Zasypiałem – myślałem o tym, czy ona zasnęła.
Przysięgam, kurwa, że miałem na jej punkcie niezdrową obsesję.
– Uważaj! – Krzyk, który wydał z siebie Luke, nie uchronił mnie przed zderzeniem z krążkiem, który trafił mnie prosto w szczękę. Na moment mnie przyćmiło i tak zakręciło mi się w głowie, że ledwo utrzymałem się na łyżwach. Co tu dużo mówić, runąłem na lód jak długi, a ból natychmiast mnie otrzeźwił. No... Prawie.
Ciekawe, co powiedziałaby Osla, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie na lodowisku.
Jezus, kurwa, Maria. Czy chociaż przez moment mógłbym przestać o niej myśleć?
Luke podjechał do mnie pospiesznie, gdy dźwignąłem się na kolana. Posłałem mu pełne niezadowolenia spojrzenie, które skomentował klepnięciem mnie kijem hokejowym prosto w tyłek.
– Zaraz zacznę myśleć, że próbujecie się mnie pozbyć. Najpierw Osla ze swoim kurzem pod łóżkiem, a teraz ty – parsknąłem, wstając ostrożnie. Pieprzony krążek odbił się ode mnie i leżał teraz na lodzie, jakby przed chwilą nie przypierdolił mi z całej siły w twarz. Poruszyłem ostrożnie szczęką. Miejmy nadzieję, że nie była pęknięta.
– O czym ty mówisz? – zapytał, ale ja machnąłem tylko lekceważąco ręką i ostrożnie podjechałem po krążek. Postanowione. Zero myślenia o Osli w trakcie meczów i treningów. Musiałem ponownie się skupić, jeśli chciałem, żeby nasza drużyna wygrała.
Czy wyglądałem podobnie do niej, kiedy teraz wywaliłem się na lód?
– Ja pierdolę – warknąłem i zirytowany przejąłem krążek. Przekazałem go Luke'owi, który ledwo go zatrzymał, bo cisnąłem nim z taką siłą.
– A w ciebie co wstąpiło? Źle spędziłeś weekend z Oslą? – zakpił chłopak, na co posłałem mu mordercze spojrzenie.
– Ty zaraz źle spędzisz weekend, jeśli coś jeszcze powiesz – odpowiedziałem i wróciliśmy do wykonywanego ćwiczenia.
– A wiesz co? – napomknął, podjeżdżając do mnie. – Za trzy dni walentynki.
– I co? – zapytałem, trafiając krążkiem do bramki. Logan podał mi krążek z powrotem, a ja przekazałem go Luke'owi.
– I to, że twoja sąsiadka na pewno byłaby zachwycona, gdybyś coś dla niej przygotował – odpowiedział, jakbym się urwał z innej planety. Dopiero wtedy sens jego słów do mnie dotarł. Najwyraźniej oberwałem krążkiem za bardzo i myślenie stało się kolejnym przywilejem, na który nie zasługiwałem. Chłopak pokiwał ochoczo głową, gdy nagle posłałem mu pełne przerażenia spojrzenie.
– ZOSTAŁY TRZY DNI I TY MI DOPIERO TERAZ O TYM MÓWISZ?! – krzyknąłem, spoglądając na niego w przerażeniu. Obejrzało się na nas kilku zawodników, byłem przekonany, że Logan ledwo powstrzymywał śmiech.
Nie śmiał się tylko Dennis, który, odkąd poznał Donnę, próbował ją na wszelki sposób zdobyć. Niestety, dziewczyna była nieugięta.
Chyba wiedziałem już, dlaczego Osla i Donna się przyjaźniły.
– Spokojna głowa, masz przecież nas. Coś ogarniemy – zapewnił mnie Luke i wrócił do ćwiczenia po tym, jak dostrzegł piorunującego nas wzrokiem trenera. Jedno jego spojrzenie sprawiło, że wiedzieliśmy, że przegięliśmy.
– Co masz na myśli? – zapytałem, dyskretnie się do niego przysuwając. – Nie mogę po prostu złożyć jej życzeń i kupić bombonierkę.
– Nie możesz – przytaknął. – Jest zbyt wymagająca.
– Ale z drugiej strony na pewno by się ucieszyła. Mimo wszystko potrafi doceniać... Drobne gesty – stwierdziłem ostrożnie i napotkałem dwuznaczny uśmiech Luke'a, przez który teraz to ja rąbnąłem go kijem w tyłek. – Opamiętaj się – ostrzegłem go.
– Drobne gesty? – powtórzył za mną z rozbawieniem. – Wow, też bym chciał dziewczynę, przy której nie musiałbym za wiele...
Jego wypowiedź przerwał głośny dźwięk gwizdka. Odwróciłem się gwałtownie w stronę trenera, posłałem mu przepraszający uśmiech i do końca treningu nie zamieniłem z chłopakami ani jednego słowa. Nic to jednak w moim przypadku nie zmieniło, ponieważ na sam koniec cała nasza czwórka (nawet Dennis, który właściwie się nie odzywał), została ukarana pięćdziesięcioma pompkami na lodzie. Super.
Spoceni i zziajani wróciliśmy do szatni, gdzie zaczęliśmy się rozbierać. Po zrzuceniu z siebie kasku automatycznie sięgnąłem po telefon i zerknąłem na powiadomienia. Miałem nieodczytaną wiadomość od Osli, na widok której kącik moich ust delikatnie drgnął.
Od Blondyna:
Wymyśliłeś już, w jaki sposób mogę się zrekompensować?
Do Blondyna:
To będzie moja słodka tajemnica.
Zerknąłem na zegarek. Z tego co wiedziałem, Osla była teraz w pracy. Oczywiście zostałem przyłapany na wgapianiu się w telefon i oczekiwaniu na kolejną wiadomość od dziewczyny, więc nawet nie musiałem pytać, czy do niej zajrzymy.
– Tak, podjedziemy do niej – powiedział tylko Dennis, klepiąc mnie po ramieniu, choć nie byłem pewny, kto tak naprawdę chciał się z nią bardziej spotkać. Chłopaki, żeby ubłagać ją o kolejny obiad czy ja dla samej zasady. – Ale musimy też zajrzeć do sklepu. Rzeczy na walentynki same się nie kupią – przypomniał mi, na co przewróciłem oczami, ale nie polemizowałem. Rozebrałem się i skierowałem się pod prysznic.
Woda pozwoliła mi się trochę otrzeźwić. Umyłem całe ciało i włosy, bo pot praktycznie po mnie spływał, po czym przewiązałem ręcznik wokół bioder i wróciłem do szatni. Znowu sięgnąłem po telefon i znowu zobaczyłem wiadomość od Osli.
Od Blondyna:
Jestem zdesperowana.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Do Blondyna:
Jak bardzo?
Od Blondyna:
Kieranie Sheltonie, czy ty ze mną flirtujesz?
Od Blondyna:
Znowu?
Ledwo powstrzymałem parsknięcie.
Od Blondyna:
Uważaj, bo jeszcze się przyzwyczaję.
Do Blondyna:
Lepiej, jeśli zaczniesz na mój flirt odpowiadać. Do zobaczenia u ciebie w kawiarni.
Od Blondyna:
Przyjedziesz?
Do Blondyna:
W końcu jestem stałym klientem. Właściwie ostatnio trochę zaniedbałem moje odwiedziny w kawiarni, więc czas to nadrobić.
To była prawda. Kiedy ilość meczów w ciągu miesiąca się zwiększyła, a tym samym zwiększyła się liczba treningów, miałem niewiele wolnego czasu. Głównie przeznaczałem go na spędzanie czasu z Oslą w mieszkaniu moim lub jej. Na resztę nie mogłem sobie pozwolić, ale dzisiaj miałem ochotę na tę kawę.
I blondynkę, która tam pracowała.
Osla już mi nie odpisała, najprawdopodobniej wróciła więc do pracy. Odłożyłem telefon, choć ze zgrozą uświadomiłem sobie, że moje serce biło szybciej nawet po tak krótkiej wymianie wiadomości z nią. Wziąłem uspokajający wdech i zacząłem się ubierać.
Przebrałem się w czarną koszulkę i dżinsy, ubrałem przez głowę bordową bluzę i zgarnąłem cały sprzęt do torby. Zapakowani i gotowi do jazdy skierowaliśmy się tym razem do mojego samochodu. Cudem udało nam się zapakować wszystkie cztery torby wypełnione po brzegi do bagażnika.
– Co ja mam przygotować? – zapytałem nagle.
– Trzeba się zastanowić, co lubią laski – stwierdził. – Może obejrzycie jakąś komedię romantyczną? To baby lubią na pewno.
– Komedia to będzie, jak Kieran nic nie wymyśli do piątku – odpowiedział Logan, zamykając drzwi od strony pasażera. Posłałem mu krótkie, wymowne spojrzenie.
– Bardzo zabawne – skomentowałem, odpalając samochód. Wyjechałem z parkingu. – To nie będzie komedia, tylko dramat – dodałem po chwili z przerażeniem. Nie miałem pojęcia, co mogłem wymyślić przez te trzy dni. Nigdy wcześniej nie zwracałem uwagi na święto zakochanych. A co, jeśli Osla je uwielbiała?
Zaraz, zaraz. Przecież to była Osla. Nie było szans, że uwielbiała takie święto.
A jeśli jednak?
– Dobra, trzeba się skupić – zbeształem sam siebie i chłopaków na głos. – Co lubią dziewczyny?
– Kwiaty – stwierdził Dennis.
– Bombonierki – powiedział Logan.
– Romantyczne kolacje – odezwał się Luke.
– Romantyczne komedie. – Podłapał szybko Logan.
– Jesteście tacy... Przewidywalni – westchnąłem. – To musi być coś wyjątkowego.
– Ty jesteś wyjątkowo głupi, więc może akurat przejdzie. – Logan wzruszył ramionami, a ja, niewiele myśląc, pokazałem mu środkowy palec, nie odrywając wzroku od drogi.
– Co jeszcze? – spytałem.
– Ostatnio kolorowaliście, więc może, nie wiem, namaluj jej laurkę.
– I powycinaj serduszka i powieś je na ścianie.
– W ogóle kup świece, zapal je i puść jakąś romantyczną muzykę.
– Napisz jej wiersz miłosny! – wypalił nagle Dennis. – O czcigodna Oslo z pierwszego piętra, nie móc cię całować to męka. Kiedy na mnie patrzysz, nie mogę oddychać, chciałbym cię już tylko bzy...
– Wieszczem narodowym to ty na pewno nie zostaniesz – przerwałem mu szorstko, na co uśmiechnął się z dumą.
– Mam talent, tylko nie chcesz się do tego przyznać – odpowiedział, błyskając zębami w uśmiechu.
– Wyrecytuj taki wiersz Donnie, na pewno będzie zachwycona – zauważyłem z przekąsem.
– Kiedy ja nie wiem, na jakim piętrze ona mieszka – jęknął z niezadowoleniem. – Ale sens może zostać ten sam – dodał, wzruszając ramionami. Nim wyleciał z kolejnym tekstem romantycznym, zaparkowałem pod kawiarnią, w której pracowała Osla. Nie czekałem, aż któryś z chłopaków się zbierze. Zgasiłem silnik i wypadłem na zewnątrz, bo koniecznie musiałem zobaczyć się z moją sąsiadką.
Nie widzieliśmy się przecież aż jeden dzień, a ja jednak chyba miałem coś z, pożal się Boże, romantyka.
Wpadłem do środka jak burza, a mój wzrok natychmiast ją odnalazł. Stała za ladą i pisała coś w notatniku leżącym na blacie. Jak zwykle jasne kosmyki wyswobodziły się z jej upięcia. Usłyszała dźwięk dzwonka, gdy wszedłem do środka i natychmiast uniosła wzrok. Jej twarz rozświetlił uśmiech, nad którym najwyraźniej nie potrafiła zapanować.
Ja również się uśmiechnąłem.
– Cześć – powiedziałem do niej, pokonując dzielącą nas odległość.
– Proszę, proszę, stały klient jednak w końcu postanowił się zjawić – powiedziała. – Niestety nie mamy już w ofercie piernikowego latte, tym razem musisz wybrać coś innego.
– Na przykład ciebie? – Uniosłem brew i wcisnąłem dłonie do kieszeni spodni.
– Wiesz, że się powtarzasz? – spytała, ale jej policzki pokryły się uroczym, różowym kolorem. – Przyjechałeś z chłopakami?
– Prosto z treningu. Siedzą w samochodzie i recytują wiersze – odpowiedziałem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Osla spojrzała na mnie w zdumieniu i lekko uniosła brwi. – Dennis znalazł nowe powołanie – dodałem w gwoli wyjaśnienia.
– To... Ciekawe – stwierdziła. – Zrobię dla ciebie karmelowe latte zamiast piernikowego, bo przed chwilą je piłam i było pyszne. Reszta zamówienia bez zmian?
Skinąłem głową i oparłem się o ladę, gdy odwróciła się, by zająć się przygotowaniem kawy. Jakoś zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy uświadomiłem sobie, że zapamiętała zamówienie, które zawsze w tej kawiarni brałem.
– Co robisz w piątek? – Palnąłem bez zastanowienia. Obejrzała się na mnie przez ramię.
– Chyba nic, a co? – zapytała. Może zapomniała, że w piątek są walentynki. Może nigdy ich nie obchodziła. A może coś zaczęła podejrzewać? Jezu, w jej towarzystwie zdecydowanie za dużo myślałem.
– A bo tak sobie pomyślałem... – zacząłem ostrożnie.
– Co sobie pomyślałeś? – Pociągnęła mnie za język i nawet przestała przygotowywać kawę. Znowu do mnie podeszła, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wyglądała na zaintrygowaną, a ja ze zgrozą sobie uświadomiłem, że w jakiś sposób mnie onieśmielała.
– Pomyślałem, że moglibyśmy razem spędzić popołudnie. I wieczór. I noc i poranek, gdybyś chciała – powiedziałem na jednym wdechu, po czym uśmiechnąłem się uśmiechem, dzięki któremu z reguły dziewczynom miękły kolana.
Osla była jednak Oslą i kiedy tak uśmiechałem się jak idiota, tylko zmierzyła mnie spojrzeniem. Policzki zaczęły mnie boleć.
– Nie każ mi błagać na kolanach – dodałem w akcie desperacji, bo cisza z jej strony była niepokojąca.
– Zapraszasz mnie na randkę? – spytała cicho.
– Tak, wydaje mi się, że tak. Znaczy jak najbardziej zapraszam cię na randkę – poprawiłem się szybko.
Proszę, pomyślałem, zgódź się.
– Strasznie się wciągnąłem w ten serial, co ostatnio puściłaś – dodałem. – Koniecznie powinniśmy obejrzeć kilka odcinków. Właściwie wciągnąłem się totalnie w naszą relację, więc możemy spędzić razem czas, kolorować, coś ugotować, iść na łyżwy... Cokolwiek tylko zapragniesz.
I w końcu, kiedy prawie zabrakło mi powietrza, by cokolwiek jeszcze powiedzieć, na twarzy Osli pojawił się uśmiech.
– Myślę, że nieważne, co będziemy robić, ważne, że będę z tobą – odpowiedziała i chyba wtedy właśnie stwierdziłem, że miała jeszcze lepszą gadkę niż ja, bo moje serce zdradziecko mocniej zabiło. – I jak najbardziej przyjmuję zaproszenie na randkę.
Boże, chłopaki będą mieli przesrane. Rozkażę im robić girlandy z różowych serduszek i chyba kupię koszulę w serduszka. Właściwie do kompletu pasowałyby różowe spodnie. Może namaluję dla niej obraz? I kwiaty, tak, muszę kupić te cholerne kwiaty.
– Świetnie – wykrztusiłem z szerokim uśmiechem.
***
Jak mogliście zobaczyć na moich mediach społecznościowych, This Little One ZOSTANIE WYDANE.
Jeszcze w pierwszej połowie roku będziecie mogli postawić Oslę i Kierana na półce. Uprzedzając wszystkie pytania, książka nie pojawi się w całości na Wattpadzie, ale jeszcze nie kończymy publikacji. Czeka na was jeszcze kilka rozdziałów, a kiedy zaczniemy zbliżać się do ostatniego, na pewno was o tym poinformuję.
Przede wszystkim chciałabym wam też bardzo podziękować, bo to dzięki wam kolejna moja książka wyjdzie w papierze.
Zachęcam was do zerknięcia na mojego Instagrama (nataliaantczak__), ponieważ w tym tygodniu ruszy nabór na patronów. Również tam, jak i na Twitterze i Tiktoku w najbliższym czasie będę informować o dacie premiery i innych smaczkach związanych z tą książką <3
A skoro w tym rozdziale była mowa o walentynkach, to 14 lutego pojawi się kolejny (dość tematycznie, więc mam nadzieję, że będziecie to święto obchodzić również z Oslą i Kieranem <3)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro