Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Hejka! Bardzo dziękuję za waszą ogromną aktywność pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najlepsi. Tak jak obiecałam, przed wami kolejny. Nie udało mi się napisać go takiej długości jak ostatniego, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Za jakiekolwiek błędy przepraszam, będę je później poprawiać. Pisałam dzisiaj egzamin, który chyba totalnie mi nie poszedł, więc jeśli też mieliście słaby dzień, to może akurat ten rozdział poprawi wam humor. Możemy się umówić, że jeśli pod tym rozdziałem również będzie tysiąc gwiazdek, to jutro wleci kolejny, co wy na to? Miłego czytania <3

***

Mogłam się spodziewać, że kolejne wspólne zakupy skończą się na dopytywaniu, co lubił, a czego nie lubił jeść Kieran Shelton.

            – Ja się dostosuję – powiedział po raz kolejny, stojąc razem ze mną przed jedną z lodówek i gapiąc się na wystawione na półkach produkty.

            – Nie chcę, żebyś się dostosował, tylko powiedział mi, na co masz ochotę – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam, bo powoli traciłam cierpliwość. Spiorunowałam go przy tym wzrokiem tak, jak miałam w zwyczaju i musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć, jak perfidnie przewrócił po tym oczami. – I zanim po raz kolejny powiesz, że chcesz, żeby to mi smakowało...

            – Kiedy ja naprawdę chciałbym, żeby...

            – Przestań – przerwałam mu. – A może ty po prostu nie chcesz mi powiedzieć, bo sam nie wiesz?

            Na jego twarzy pojawił się grymas.

            – Masz ci los, przejrzała mnie – wymamrotał pod nosem, na co lekko się uśmiechnęłam. Widząc, że przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę, w końcu się ruszył. Myślałam, że sięgnie po coś, co znajdowało się w lodówce przed nami, ale zamiast tego Kieran zawrócił i tyle go widziałam. Zniknął za kolejną alejką, a ja zostałam sama.

            Nie pozostało mi nic innego, jak z ciężkim westchnieniem ruszyć za nim. Znalazłam go przy dziale z makaronami, gdzie w skupieniu przypatrywał się każdemu opakowaniu, jakby od wybrania jednego zależało jego życie. Nie odzywałam się, żeby nie dodawać oliwy do ognia i jedynie spokojnie się mu przyglądałam.

            Przerastał mnie o ponad głowę. Miał pięknie zbudowane ciało, którego nie omieszkał eksponować przy każdej, możliwej okazji. Miał się czym chwalić i dobrze o tym wiedział. Oczywiście nie zamierzałam mówić tego na głos, bo gdybym to zrobiła, prawdopodobnie zacząłby eksponować swoje dobrze zbudowane mięśnie nawet tutaj, na środku sklepu. Wystarczyło, że przy pierwszych zakupach klienci patrzyli na nas jak na dwójkę wariatów. Nie chciałam, byśmy przypadkiem właśnie przez to dostali zakaz wstępu do tego supermarketu.

            – Czy wybór makaronu to twoja misja życiowa? – dopytałam z czystą ciekawością, bo minęła jakaś minuta, a on dalej nie ruszył się z miejsca. Odwrócił jednak powoli głowę w moją stronę i musiałam się bardziej postarać, żeby się nie uśmiechnąć, bo tym razem to on spiorunował mnie wzrokiem.

            – Kto by pomyślał, że będziesz takim wymagającym przypadkiem i trzeba będzie stosować do ciebie indywidualne podejście? – parsknął, na co pokręciłam lekko głową.

            – Wymiękasz? – spytałam i pokonałam dzielącą nas odległość, by specjalnie go zaczepić i dać mu kuksańca w żebra. – Podoba ci się to – stwierdziłam.

            – Właściwie cała mi się...

            – Makaron – upomniałam go. – Wybierz ten cholerny makaron.

            Uśmiechnął się, jakby wiedział, że specjalnie mu przerwałam, by nie kończył tego zdania. Odwróciłam wzrok, choć prawdopodobnie i tak zobaczył moje zarumienione policzki.

            – Chcę carbonarę – stwierdził w końcu dobitnie, na co lekko uniosłam brwi. – Jeśli mi powiesz, że to za trudne danie, wyniosę cię stąd bez słowa i nigdy więcej nie zabiorę cię na łyżwy.

            – Wątpisz w moje umiejętności kucharskie? – Smagnęłam go spojrzeniem. – Właściwie czym ty się przejmujesz, przecież będziemy gotować razem. Jeśli coś się spali lub popsuje, będzie to również twoja wina – dodałam, wzruszając ramionami.

            – Teraz to ty we mnie wątpisz. Nie pozwolę, żeby cokolwiek się spaliło – zarzekł, a ja nie chcąc gasić jego wiary w przyrządzenie tego posiłku, jedynie w milczeniu pokiwałam głową. Sięgnęłam po paczkę makaronu, który do tego dania wydawał mi się najbardziej odpowiedni i ruszyłam w stronę kolejnej alejki z depczącym mi po piętach Kieranem. Zgarnęłam z lodówki ser i boczek, a w drodze do kas jajka.

Tym razem również nie miałam koszyka, ale na szczęście miałam hokeistę, który przejął ode mnie część produktów. Tylko część, bo chciał zabrać ode mnie całość, ale nie chciałam iść z pustymi rękoma. Trzepnęłam go więc w dłoń, zabrałam paczkę makaronu i zadowolona ruszyłam do kasy samoobsługowej. Nie patrzyłam na chłopaka, ale prawdopodobnie po raz kolejny przewrócił przy tym oczami.

– Zakład, że spalimy przynajmniej jedną patelnię podczas przygotowywania jedzenia? – zagadnęłam, kasując wszystkie produkty.

– Zakład, że przyrządzimy wszystko tak idealnie, że nawet kuchnie się nie pobrudzi?

            – Cieszę się, że tak w nas wierzysz – prychnęłam i nim zdążyłam zapłacić, Kieran przytknął swoją kartę do terminala. Otworzyłam usta, żeby natychmiast zaprzeczyć, ale nie zamierzałam się znowu kłócić. Zamiast tego wyciągnęłam z torebki portfel, wyciągnęłam jeden banknot i gdy zbierał nasze produkty, wcisnęłam mu dwadzieścia dolarów do tylnej kieszeni spodni.

            – Możesz z łaski swojej nie macać mnie po tyłku? – zapytał, spoglądając na mnie przez ramię.

            – Skłamałbyś, gdybyś powiedział, że ci się to nie podoba – odpowiedziałam, puszczając mu oczko i znowu zabrałam makaron, żeby nie było, że nic nie niosłam. Kieran najwyraźniej potrzebował chwili na dojście do siebie, bo zastygł w bezruchu, popatrzył na mnie, mrugnął i dopiero się ruszył. Z grzeczności poczekałam na niego przy wyjściu ze sklepu.

            Pojawił się obok mnie po kilku sekundach, więc uśmiechnęłam się niewinnie i razem ruszyliśmy do samochodu.

            – W nawiązaniu do naszej rozmowy i macania po tyłku...

            Z moich ust uciekło ciche westchnienie, gdy tylko Kieran się odezwał.

            – Tak? – zapytałam sztucznie uprzejmym tonem.

            – W drugiej kieszeni mam kluczyk od auta. Byłabyś tak miła... – Tym razem to on uśmiechnął się niewinnie, a ja przewróciłam oczami. Podeszłam do niego i wsunęłam dłoń do prawej kieszeni, gdzie na szczęście od razu znalazłam kluczyk. Wyciągnęłam go i kliknęłam przycisk, by drzwi od auta się otworzyły.

            – Wsadziłeś je tam specjalnie? – dopytałam.

            – W życiu – zarzekł i jakby nigdy nic podszedł do drzwi. Spojrzałam na niego i otworzyłam drzwi, żebyśmy mogli wszystko wpakować do środka. W końcu obeszłam samochód i wsiadłam od strony pasażera. Zapięłam pas i poczekałam, aż Kieran do mnie dołączy. – Dlaczego dałaś mi pieniądze za zakupy?

            – Bo to ja zaprosiłam cię na kolację – odpowiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.

            – Ale tylko jedno z nas może robić za dżentelmena.

            – No i na pewno nie jesteś to ty, więc oddałam ci pieniądze – stwierdziłam. Wyciągnął dwadzieścia dolarów.

            – Załóżmy się. Jeśli nasza kolacja przebiegnie zgodnie z planem i nic się nie spali, ja wygrywam i dostaję dwadzieścia dolarów. Jeśli jednak twoja kuchnia jakkolwiek ucierpi tudzież coś się wyleje lub zepsuje, ty dostajesz dwadzieścia dolarów.

            – Cholera, teraz będę czuć presję – powiedziałam, krzywiąc się lekko.

            – Wchodzisz w to? – Wyciągnął do mnie rękę, na którą od razu spojrzałam. Wzruszyłam ramionami i ją uścisnęłam.

***

            – O kurwa. – Przeklął głośno Kieran. Gdybym mogła się zaśmiać, to bym się zaśmiała, ale aktualnie byłam w trakcie ratowania naszego boczku, który na patelni wyglądał bardziej jak spalony węgiel. Przełożyłam mięso na talerz i spojrzałam na patelnię, z której dalej intensywnie się dymiło.

            – Ciekawe czy sąsiedzi pomyślą, że mieszkanie mi się pali – mruknęłam, zakręcając gaz. – I jak tam twoje dwadzieścia dolarów? Długo chyba u ciebie w kieszeni nie posiedziało – dodałam, wskazując znacząco na patelnię.

            Ramiona opadły mu ze zrezygnowania.

            – Gdzie popełniłem błąd? – jęknął.

            – Może puszczając muzykę na całe mieszkanie i udając piosenkarza z moją szczotką w ręku? – spytałam, a on spojrzał na mnie pokonany. W tle dalej leciało You Can't Stop The Beat Wally Lopez. Nawet nie pomyślałam o tym, żeby ją ściszyć. – Boże, ten boczek wygląda jakby był po przejściach.

            – Mamy zęby, pogryziemy – stwierdził Kieran i uśmiechnął się do mnie zadowolony. Czasami nie byłam w stanie nadążyć za jego optymizmem. – Makaron już nam wyjdzie, jestem pewny – dodał, zerkając na gotujący się makaron w dużym garnku.

            – A czy to danie wpisuje się w ogóle w twoją hokejową dietę? – zapytałam nagle. – Możesz coś takiego jeść? Nie zaszkodzi ci?

            – A od kiedy ty się tym interesujesz? – spytał z ciekawością. Nie miałam bladego pojęcia, od kiedy się tym interesowałam, ale interesowałam się, jak najbardziej.

            – Po prostu nie chcę, żeby coś ci zaszkodziło. – Wzruszyłam ramionami.

            – Proszę cię, co może zaszkodzić tak idealnemu ciału? – zapytał, wyprężając się, na co spojrzałam na niego z politowaniem.

            – Niesamowite, że ten temat nadal ci się nie znudził – stwierdziłam, nawiązując do tego, jak często podkreślał, że jego ciało było idealne.

            – Nigdy mi się nie znudzi – zapewnił, czego nie zamierzałam podważać, bo prawdopodobnie naprawdę tak było. Z głośników zaczęło lecieć Slow It Down, które ostatnio było moją ulubioną piosenką, a Kieran znów złapał za szczotkę.

            – Boże. – Zlustrowałam go wzrokiem, po czym odwróciłam się w stronę kuchenki, żeby przypilnować gotującego się makaron. Miałam nadzieję, że chłopak nie obrazi się, prowadząc koncert dla samego siebie. Spojrzałam z żalem na boczek, na który naprawdę miałam ochotę i nagle podskoczyłam przestraszona, bo poczułam, jak Kieran zaciska palce na moich biodrach. – Kieran...

            Pisnęłam, gdy nagle pociągnął mnie w swoją stronę i okręcił mnie dookoła.

            – Tylko mi nie mów, że nigdy nie tańczyłaś w kuchni podczas gotowania – powiedział, splatając na moment nasze palce. Zdążyłam spojrzeć na jego uśmiechniętą twarz i Kieran obrócił mnie w drugą stronę. Kołysząc się w rytmie muzyki i podśpiewując pod nosem kolejne słowa piosenki, objął mnie.

            – Nie umiem tańczyć – wykrztusiłam.

            – Oczywiście, że umiesz – odpowiedział. – Jeszcze nie zdążyłaś mnie podeptać, a tańczymy już jakieś dziesięć sekund.

            Obróciłam się, piorunując go wzrokiem. Ledwo jednak powstrzymywałam własny uśmiech, gdy znów jego ramię zacisnęło się wokół mojej talii i jakby nigdy nic zaczęliśmy tańczyć. W końcu parsknęłam głośnym śmiechem. Musiałam jednak przyznać, że Kieran był wyjątkowo dobrym tancerzem.

            Poprowadził mnie w tańcu tak, że ani razu go nie nadepnęłam. A poza tym sprawił, że moje ruchy szybko stały się pewniejsze i już po chwili śpiewaliśmy razem, próbując się przy tym przekrzyczeć. Jego dłonie błądziły po moim ciele i za każdym razem sprawiały, że wzdłuż mojego kręgosłupa spływał przyjemny dreszcz. Oddychałam szybciej, choć nie wiedziałam już, czy była to kwestia tańca czy jego bliskości.

            Zarzuciłam mu ramiona na kark, a jego palce ponownie zacisnęły się na moich biodrach. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy tylko delikatnie kołysząc się w rytm muzyki. Nie musiał się uśmiechać, bo jego oczy się do mnie uśmiechały. Były tak ciepłe i łagodne, jakby samym spojrzeniem chciał mi pokazać, że byłam wszystkim, czego skrycie pragnął.

            Nie chciałam się odsuwać. Właściwie przybliżyłam się jeszcze bardziej, aż nasze klatki piersiowe się zetknęły. Czułam jego ciepły oddech i to, jak powoli przesunął swoje dłonie wyżej, muskając przy tym palcami moje wcięcie w talii i plecy. Zaczęłam się uśmiechać. Uniosłam kąciki ust do góry, nie odrywając od niego wzroku.

            – Wcale nie jesteś taką złą tancerką – zapewnił mnie.

            – Po prostu mam dobrego nauczyciela – odpowiedziałam.

            – Jestem człowiekiem wielu talentów, Oslo.

            – Znowu się przechwalasz – zwróciłam mu uwagę.

            – To byłaby obraza dla tego, kto mnie stworzył, gdybym się nie przechwalał – odpowiedział. – Ale jeśli to cię pocieszy, uważam, że jesteś tak samo idealna. A może i bardziej. Tak, zdecydowanie bardziej – dodał, przyglądając mi się.

            Znów poczerwieniałam, ale nie oderwałam od niego wzroku.

            – Lepiej naucz mnie kolejnego kroku – upomniałam go i choć Kieran dobrze wiedział, że się speszyłam, posłuchał mnie. Ujął ponownie moją dłoń, okręcił mnie, objął w talii i przechylił tak, że prawie znowu krzyknęłam.

            – Z reguły w tej pozycji postacie z bajek się całują – stwierdził, dalej mnie trzymając.

            – Jaka więc szkoda, że w naszej bajce robisz za osła. – Wydęłam teatralnie usta, a on parsknął i sprowadził mnie do pionu. Puścił mnie, choć dalej ciężko było mi złapać oddech. Zapatrzyłam się na niego.

            – Makaron – odezwał się nagle.

            – Co? – spytałam, wpatrując się w jego błyszczące oczy.

            – Makaron – powtórzył i gdy gwałtownie odwrócił się w stronę kuchenki, uzmysłowiłam sobie, co miał na myśli. Jak oparzona rzuciłam się w jego stronę, choć niewiele to dało, bo i on i ja poczuliśmy smród spalenizny.

            – Wygląda na to, że prócz dwudziestu dolarów powinieneś dać mi jeszcze raz tyle za szkody, które zostały wyrządzone w tej kuchni – stwierdziłam, ale Kieran był już w trakcie przelewania rozgotowanego makaronu do durszlaka.

            – Jeszcze da się to uratować – powiedział pełen wiary. Uniosłam brew.

            – Z grzeczności powstrzymam się od komentarza – odpowiedziałam, wpatrując się w mój ulubiony, spalony garnek, rozgotowany makaron i zjarany boczek. Sięgnęłam po przygotowane wcześniej żółtka i z lekkim zwątpieniem postanowiłam przełożyć makaron do większej miski, w której wymieszałam wszystko razem.

            – Pachnie... Dobrze – mruknął Kieran, próbując ratować sytuację.

            – Pachnie, jakby mój brat przyrządzał kolację, a uwierz, jeszcze nigdy jej nie zjedliśmy, bo zawsze było z nią coś nie tak – powiedziałam. Rozłożyłam jednak obie porcje makaronu na talerze i podałam mu. – Zjedz pierwszy, zobaczymy, czy jest zatrute.

            – Nie może być zatrute, gotowaliśmy przecież razem – odpowiedział i na moment zatrzymał na mnie wzrok. – Chociaż po tobie można spodziewać się wszystkiego...

            Uśmiechnęłam się.

            Zasiedliśmy do stołu. Sięgnęłam po widelec i ostrożnie sprawdziłam nim stan makaronu. Zdecydowanie nie zachęcał do jedzenia, ale powstrzymałam się od komentarza. Nawinęłam trochę na widelec i wzięłam go do ust.

            Smakował jak rozgotowany makaron ze spalonym boczkiem. Kto by się spodziewał?

            Przełknęłam pierwszą porcję i spojrzałam na Kierana, który przeżuwał swój makaron o wiele dłużej niż ja. W końcu przełknął i oblizał usta.

            – Siedem na dziesięć – stwierdził w końcu.

            – Jaka to skala, że ma tyle punktów? – zapytałam z ciekawości.

            – Jeden za konsystencję, dwa za smak i po dwa za nas, bo przygotowywaliśmy go razem. Choć powinienem dodać jeszcze dwa za towarzystwo. – Mrugnął do mnie, na co kąciki moich ust zadrżały.

            – Tylko dwa? To nadal nie będzie pełne dziesięć.

            – Mogę dodać jeszcze pół za to, że mnie nie podeptałaś. Na więcej liczyć nie powinnaś. Nie możesz konkurować z makaronem – odpowiedział.

            – Konkurować z makaronem? – Uniosłam brwi.

            – Jesteś dziesięć na dziesięć, więc makaron nie może tylu mieć, bo jest rozgotowany i coś z nim... Nie tak.

            – Powinnam teraz powiedzieć, że w takim razie ty jesteś jedenaście na dziesięć?

            – Powinnaś, ale nie wiem, jaką skalą to obliczasz – mruknął.

            – Ujemną.

            Zmrużył oczy.

            – Prawdopodobnie metoda wyparcia to kolejny etap w zakochiwaniu się w Kieranie Sheltonie. Za tydzień powinnaś już powiedzieć, że jestem spełnieniem twoich marzeń – odpowiedział, ale nim się odezwałam, ubiegł mnie: – Za to twoja gadka jest spełnieniem moim koszmarów, bo masz niewyparzony język.

            – To było niemiłe.

            – Twoja ujemna skala również.

            – Dobra, żartowałam, jesteś jedenaście na dziesięć na plusie – powiedziałam, by go udobruchać.

            – Udowodnij – odparł, nachylając się w moją stronę z uśmiechem.

            – Udowodnić to ja ci mogę, w jak szybkim tempie możesz się przetransportować z mojego mieszkania do swojego – odpowiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.

            – Nie mogę. Prawdopodobieństwo tego wydarzenia wynosi zero. Nie ruszam się stąd – mruknął z przekonaniem.

            – Jesteś pewny?

            – Na sto procent.

            – To smacznego. – Wskazałam mu na makaron i po raz kolejny wzięłam kęs. Żeby nie było mi przykro i prawdopodobnie tylko dlatego Kieran również uniósł widelec do ust. Uśmiechnęłam się przy tym i uciekłam od niego wzrokiem, bo nie byłam w stanie już znieść napięcia między nami.

            – Wiesz, tak sobie myślę, że to dwadzieścia dolarów, które dalej jest w twojej kieszeni, nie może się zmarnować – zaczęłam ostrożnie po chwili ciszy i znowu uniosłam na niego wzrok.

            – Pizza? – dopytał tylko. Nie musiałam nawet przytakiwać, zdradził mnie mój szeroki uśmiech, na widok którego Kieran jedynie parsknął i wyciągnął z kieszeni telefon.

            W trakcie, gdy on zamawiał pizzę, ja sprzątnęłam naczynia i schowałam je do zmywarki. Zrobiłam nam po kubku herbaty, a po chwili Kieran dołączył, aby pomóc mi sprzątać.

            Nasza pizza przyjechała pół godziny później. Zjedliśmy praktycznie całą, choć ja ostatni kawałek oddałam Kieranowi, bo byłam już pełna. Wsunął go z zadowoleniem i napomknął przy tym coś o tym, że trener byłby z niego niesamowicie dumny, gdyby zobaczył, w jaki sposób się odżywia. Nie skomentowałam tego, choć obiecałam sobie w głowie, że następnym razem zrobię dla niego pełnowartościowy, zdrowy posiłek.

            I na pewno nie będzie to makaron. Po dzisiejszym miałam dość.

            Po zjedzeniu chciałam położyć się na kanapę, ale Kieran tylko wymownie na mnie spojrzał, dając mi tym samym znać, że jeśli się położę, obok mnie nie będzie już miejsca. Westchnęłam, ale rozłożyłam razem z nim kanapę i dopiero wtedy się położyłam.

            – Co oglądamy? – zagadnął, kładąc się tuż obok mnie.

            – Oglądałeś Ginny i Georgię? – zapytałam nagle.

            – Czy to jakiś serial dla bab? – spytał, spoglądając na mnie.

            – Wciągniesz się, zobaczysz – zapewniłam go. Wydał z siebie męczeńskie westchnienie, jakbym co najmniej zmuszała go do obejrzenia tego serialu (prawdopodobnie by tak było, gdyby sprzeciwił się bardziej).

            Włączyłam telewizor i weszłam na Netflixa, uśmiechając się z zadowoleniem pod nosem. Kiedy Kieran zobaczył opis serialu, który zamierzałam włączyć, znowu sapnął, przewrócił oczami i rozłożył się obok mnie.

            – Spodoba ci się – powiedziałam, odpalając pierwszy odcinek.

            – Ile razy już to oglądałaś?

            – Raz, ale niedługo wychodzi trzeci sezon, więc muszę sobie odświeżyć – odpowiedziałam pewnie i zgarnęłam z rogu kanapy poduszkę. Położyłam się obok niego i nieco się przesunęłam, żeby nie zasłaniać mu ekranu.

            Kieran z początku nie był jednak zainteresowany filmem. Gdy poczułam jego palce na swoich plecach, przeszedł mnie dreszcz. Nie odsunęłam się jednak, nawet kiedy zaczął bawić się kosmykami moich włosów. Było mi na tyle przyjemnie, że odrobinę przysunęłam się w jego stronę, dając mu tym samym pozwolenie, by bawił się moimi włosami, ile tylko chciał. Uwielbiałam, gdy ktoś tak robił.

            – Oglądasz? – dopytałam po kilku minutach, żeby wiedzieć, czy był na bieżąco. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego. – Oglądaj, bo potem nie będziesz wiedział, o co chodzi, a trzeci sezon sam się nie obejrzy.

            – Czyli trzeci sezon też będziemy oglądać razem? – spytał, na co odwróciłam się w jego stronę i zmierzyłam go wzrokiem.

            – A myślałeś, że nie? Oczywiście, że będziemy oglądać razem, muszę się komuś wygadać, jak znowu zacznę się wkurzać na Ginny. Strasznie mnie denerwowała w drugim sezonie. Georgia jest super i ten jej facet też, ale...

            Urwałam.

            – To chyba był spoiler, że już ma nowego faceta – stwierdziłam, patrząc na niego.

            – Nie powiedziałaś, kim jest – zauważył.

            – Chyba burmistrzem – wypaplałam bez zastanowienia.

            – To już chyba był spoiler – odpowiedział, na co gwałtownie się zamknęłam i uśmiechnęłam, jakby nic się nie stało. Pokręcił głową, choć w jego oczach mignęło rozbawienie.

            – Ups. Oglądaj – nakazałam mu i znowu odwróciłam się w stronę telewizora. Kieran w końcu przestał bawić się moimi włosami i poruszył się za mną. Kiedy myślałam, że skupił się na oglądaniu serialu, on powoli owinął swoją dłoń wokół mojej talii. Na moment zamarłam, ale nie odsunęłam się. Pozwoliłam, by przyciągnął mnie do siebie, wzięłam wdech i powoli rozluźniłam spięte ramiona. Bijące od niego ciepło było kojące.

            Obejrzeliśmy trzy pierwsze odcinki. W końcu Kieran zaczął komentować to, co działo się na ekranie, a oburzenie w jego głosie sprawiło, że kilka razy się zaśmiałam. Dalej trzymał mnie blisko siebie, a ja nie odsunęłam się nawet na moment.

            Przy piątym odcinku powieki powoli zaczęły mi się kleić. Walczyłam ze snem, dobrze wiedząc, że tuż obok mnie leży Kieran, ale moje wysiłki na nic się zdały. Zasnęłam, czując za sobą jego obecność i bijące od niego ciepło. Nagle po wielu miesiącach poczułam się bezpiecznie tak, jakbym znalazła się w odpowiednim miejscu. Przylgnęłam do niego i całkowicie zmorzył mnie sen.

***

I jak wrażenia?

#thislittleoneNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro