Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Przed wami długi (i fajny) rozdział, więc mam dla was wyzwanie. Jeśli pod nim pojawi się tysiąc gwiazdek i 500 komentarzy, jutro (lub w dzień, w który dobijecie tych liczb) pojawi się kolejny rozdział. Dacie radę? Miłego czytania <3

***

Od Wkurwiający sąsiad:

O której dzisiaj kończysz?

Zmarszczyłam brwi, widząc wiadomość od Kierana. Byłam przekonana, że tuż po treningu wrócił do domu, żeby się przespać. Było już co prawda po południu, a ja kończyłam zajęcia za pół godziny, ale szczerze zaciekawiło mnie, co planował, że chciał wiedzieć, o której kończyłam zajęcia.

Do Wkurwiający sąsiad:

Za pół godziny.

Czekałam ze wzrokiem wlepionym w ekran na kolejną wiadomość od niego, ale takowa się nie pojawiła. Po kilkunastu sekundach westchnęłam jedynie cicho i wróciłam do wgapiania się w prezentację, z której praktycznie nic nie rozumiałam. Po całym tym weekendzie ciężko było mi wrócić do rzeczywistości i na czymkolwiek się skupić.

Moje myśli przez cały czas błądziły wokół Kierana.

Na szczęście ostatnie pół godziny minęło mi całkiem szybko, więc równo o szesnastej zebrałam swoje rzeczy i z torebką zarzuconą na ramię, wyszłam z sali. Niemal od razu dołączyła do mnie Mona.

– Ten przedmiot mnie dobija.

Z jej ust uciekł głośny jęk. Wyszłyśmy z naszego wydziału z niezadowolonymi minami po półtoragodzinnym wykładzie, który był dzisiaj ostatnim. Ze skwaszonym wyrazem twarzy podeszłam do grupki znajomych, która w kółku głośno o czymś rozmawiała.

– Dobrze, że żadne z was jeszcze się nie uczyło, przynajmniej nie czuję takiej presji – stwierdził Philip, który obejmował ramieniem szczupłą blondynkę u jego boku.

– Żartujesz? Zacznę dzień przed egzaminem – stwierdziła Mona i lekko się uśmiechnęła. – Teraz mnie to nie obchodzi, ale później będę przeklinać samą siebie, że nie zaczęłam wcześniej. Zawsze to samo.

– Przynajmniej jesteśmy w tym razem – odpowiedziałam, zapinając kurtkę, bo na dworze o tej godzinie było już zimno. Spojrzałam na Victora, który przybliżył się do Mony z wyraźną chęcią, aby się z nią podrażnić. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, ponieważ przy ostatnim spotkaniu dziewczyna wspominała, że już na początku roku wpadł jej w oko. Wyraźnie dostrzegłam na jej twarzy zadowolenie, kiedy zauważyła, że się do niej zbliżył.

– A ty znów sama? – Przewróciłam oczami, słysząc pytanie Mony.

– Najwyraźniej. – Zmusiłam się do uśmiechu. Nie zamierzałam dawać im jakiejkolwiek satysfakcji, poza tym wytykanie mi tak idiotycznej rzeczy było kompletnie nie na miejscu. Wcisnęłam dłonie do kieszeni i skupiłam się na Philipie, który zaczął opowiadać o jakiejś imprezie, na której ostatnio był. Do pociągu miałam jeszcze kilkanaście minut, więc w ogóle mi się nie spieszyło.

– Może pójdziesz ze mną do klubu w ten piątek? Mogłabyś wtedy kogoś poznać – zaproponowała Mona, a blondynka, której imienia nie znałam, od razu się zainteresowała.

– Z chęcią też bym poszła – dodała, choć uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, wyglądał, jakby tak naprawdę chciała powiedzieć, że i tak nikt by się mną nie zainteresował. Nie oderwałam od niej wzroku, mimo że miałam na to wielką ochotę.

– Jestem już wtedy zajęta – odpowiedziałam najspokojniej, jak potrafiłam. Mona wzruszyła tylko ramionami i wyciągnęła z torebki elektronicznego papierosa. Zaciągnęła się nim, a ja w milczeniu rozejrzałam się po wydziale. Lubiłam to, że był taki nowoczesny. W dopieszczonych salach o wiele milej spędzało się czas. Niedaleko była też biblioteka. Kusiło mnie, by zajrzeć tam w jakiś wolny dzień i w końcu trochę się pouczyć. Na szczęście szybko zmienili temat i Mona zaczęła opowiadać o przedmiocie, na który nie chodziłam razem z nią.

Nasza rozmowa została przerwana przez głośny ryk silnika.

Uniosłam głowę, zaciekawiona, skąd dochodził ten dźwięk. Moim oczom natychmiast ukazał się czerwony, lśniący motocykl, który podjechał na ulicę, przy której staliśmy. Z zainteresowaniem spojrzałam na motocyklistę, który kierował tym pojazdem. Poznałam go jednak dopiero, kiedy ściągnął kask.

Widziałam, że moi znajomi również zwrócili na niego uwagę. Zgasił silnik i sięgnął do swojego kasku, który z łatwością zdjął. Właśnie wtedy całe powietrze uciekło mi z płuc.

Kieran przeczesał palcami swoje włosy, które opadły mu na czoło. Zszedł z motoru, a mój wzrok prześlizgnął się po jego sylwetce. Miał na sobie czarne spodnie i skórzaną kurtkę, która opinała jego umięśnione ramiona. Nawet w takim stroju wyglądał... Potężnie.

– Kto to? – szepnęła poruszona Mona.

I właśnie wtedy spojrzał prosto na mnie.

Moje serce automatycznie zabiło mocniej. Odnalazł mnie wzrokiem i uśmiechnął się, przez co miałam doskonały widok na jego urocze dołeczki w policzkach. Zamarłam w miejscu, a on pewnym krokiem ruszył w moją stronę. Stałam jak sparaliżowana, gdy odległość między nami tylko się zmniejszała. Nie byłam pewna czy moi znajomi na mnie patrzyli, byłam w stanie skupić się tylko na ciepłych oczach Kierana, który nie odrywał ode mnie wzroku.

– Wybacz za spóźnienie – powiedział, gdy dzieliło nas już tylko półtorej metra. Byłam pewna, że się zatrzyma, ale on podszedł na tyle blisko, że jego dłoń natychmiast owinęła się wokół mojej talii. Gdy musnął ustami mój policzek, całe powietrze uciekło mi z płuc. Poczułam jego znajomy zapach i tylko siłą woli nie wtuliłam się w niego mocniej. Miejsce, w którym mnie dotykał, wręcz mnie parzyło.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałam, w końcu odzyskując głos. Uśmiechnął się, widząc szok na mojej twarzy.

– Jak to co? Byliśmy umówieni. Zabieram cię na łyżwy – odpowiedział.

– Czy to Kieran Shelton? – szepnął ktoś. Dopiero wtedy oderwałam od niego wzrok i zdałam sobie sprawę, że nie patrzyli na niego tylko moi znajomi, ale również ludzie, którzy wychodzili właśnie z wydziału.

W odpowiedzi jego dłoń mocniej zacisnęła się na mojej talii.

– Chyba zapomniałam, że jesteś taki popularny – wymamrotałam tak cicho, by tylko on mnie usłyszał. Zachichotał i nachylił się w moją stronę, przez co poczułam jego ciepły oddech na policzku.

– Nie martw się, interesuje mnie tylko to, że ty na mnie patrzysz – szepnął do mojego ucha i wyprostował się, nim zdążyłam się pozbierać po jego słowach. – Wybaczcie, że zabieram wam koleżankę, ale czekałem cały dzień by się z nią spotkać – powiedział i bezwstydnie uśmiechnął się do Mony, która cała poczerwieniała na twarzy. Puścił jej oko i nim zdołałam cokolwiek z siebie wydusić, pociągnął mnie w stronę swojego czerwonego motocyklu.

Wszyscy. Się. Na. Nas. Gapili.

A Kieran dalej mnie trzymał. Jego dłoń prawdopodobnie wypaliła w mojej talii dziurę. Trzymał mnie blisko siebie, gdy szliśmy do jego motocyklu, a ja nawet nie myślałam o tym, by się odsunąć. Kompletnie wariowałam.

Albo byłam w tak wielkim szoku.

Albo jedno i drugie.

– Kieran – zaczęłam ostrożnie, zatrzymując się razem z nim przy pojeździe.

– Tak?

– Chyba doprowadziłeś mnie do zawału – przyznałam, patrząc na niego. Znów się uśmiechnął i sięgnął po kask.

– O to chodziło – odpowiedział, jakby nigdy nic.

– Zapamiętałeś. – Nagle mnie olśniło. – Zapamiętałeś, kiedy powiedziałam, że Mona mi wytknęła, że nikt nie jest mną zainteresowany.

– I podkreśliłem, że jak najbardziej, ja jestem zainteresowany tobą. W stu procentach. – Przytaknął.

– Przyjechałeś specjalnie, żeby im to udowodnić? – Sama nie spodziewałam się drżenia w moim głosie, ale Kieran na pewno je usłyszał. Patrzyłam na niego uważnie, gdy odgarnął zbłąkany kosmyk z mojej twarzy za ucho. Znów przeszedł mnie dreszcz.

– Przyjechałem, by udowodnić to tobie. A poza tym powinni wiedzieć, że interesuje się tobą tak zajebiście przystojny hokeista – stwierdził, wzruszając ramionami. Zmarszczyłam gwałtownie brwi.

– Czy ty musisz za każdym razem podkreślać, jak bardzo wybujałe masz ego? – zapytałam.

– Inaczej nie byłbym Kieranem Sheltonem – odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Czy teraz specjalnie przeciągasz naszą rozmowę, żeby wszyscy się napatrzyli, jak ze sobą rozmawiamy?

W odpowiedzi uderzyłam go pięścią w ramię, a on cicho się zaśmiał.

– Możemy tutaj stać tyle, ile tylko zapragniesz – zapewnił. – Niech patrzą.

Na moment oboje zamilkliśmy i po prostu na siebie patrzyliśmy. Wszystko, co chciał mi powiedzieć, widziałam w jego oczach i przysięgam, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.

To było coś innego – to, co działo się pomiędzy nami. Jakby jakaś niewidzialna siła pchała nas ku sobie bez względu na wszystko. Czułam się tak, jakby był w moim życiu od dawien dawna, a jednocześnie nie mogłam sobie wyobrazić, że wcześniej go nie było. Że nie poprawiał mi humoru każdego dnia. Że nie droczył się ze mną. Że nie przychodził do mnie pod byle pretekstem, żeby tylko zamienić ze mną kilka słów.

– Słuchaj, wiem, że nie lubisz jeździć na łyżwach, ale nie przeciągaj tego specjalnie, bo i tak wejdziesz dzisiaj na lodowisko – powiedział nagle, a ja parsknęłam.

– Podobno mogą się na nas gapić, ile tylko chcą – odpowiedziałam.

– Mogą, ale nie wywiniesz się z jeżdżenia na łyżwach.

– Szkoda. – Wydęłam dolną wargę. – Myślałam, że udało mi się cię zbajerować na tyle, że o tym zapomnisz.

– Nie ma szans – odpowiedział i sięgnął po kask. – A teraz chodź, bo umówiłem się z trenerem, że zwolni nam lód na określoną godzinę.

Gwałtownie zamrugałam, patrząc na niego.

– Specjalnie zarezerwowałeś nam lodowisko, żebyśmy mogli pojeździć? – spytałam z niedowierzaniem.

– Wyglądasz na bardzo zaskoczoną. Powinienem poczuć się urażony, że aż tak we mnie nie wierzysz? – zaśmiał się cicho.

– Oczywiście, że jestem zaskoczona – odparłam.

– Chodź tutaj. – Skinął na mnie głową, więc bez sprzeciwu podeszłam do niego na tyle blisko, że musiałam zadrzeć podbródek, by dalej na niego patrzeć. Odgarnął moje włosy do tyłu i nałożył mi kask, w skupieniu upewniając się, by dobrze na mnie leżał. Świadomość, że tak mu na mnie zależało, robiła coś niedobrego z moim sercem.

– Czy to będzie bardzo podejrzane, jeśli cię teraz przytulę? – spytałam nagle, a on zamarł i spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

– Biorąc pod uwagę, że ty to ty i prędzej kopnęłabyś mnie w tyłek? Tak – przyznał uczciwie. – Chyba, że chcesz się popisać przed znajomymi, że możesz przytulać tego popularnego i super przystojnego hokeistę...

– Och, przestań – przerwałam mu i najzwyczajniej w świecie się do niego przytuliłam. Kieran zamarł na moment, ale po chwili otoczył mnie ramieniem. Właśnie wtedy poczułam, że byłam w odpowiednim miejscu. Że mogłam dać mu szansę. Że mogłam ponownie komuś zaufać.

– Dobra, bez przesady, bo zacznę się martwić – odezwał się po kilku sekundach, gdy dalej trzymałam się blisko niego. – Będziesz miała okazję się do mnie poprzytulać w trakcie jazdy – dodał, wskazując na swój motocykl. Uśmiechnęłam się.

– Przyjechałeś tą maszyną specjalnie, żebym nie miała wyjścia i musiała cię objąć?

– Oczywiście, że tak. Każdy w mieście będzie wiedział, że przytula mnie ta słynna Osla Kendall, która jest moją ulubioną sąsiadką – stwierdził i pociągnął mnie w stronę swojego pojazdy. Oddałam mu swoją torebkę, by mógł ją schować na czas jazdy.

– Chyba zaczynam się przyzwyczajać do twoich podrywów.

– Byłoby lepiej, gdybyś zaczęła na nie odpowiadać – mruknął z wyrzutem, na co zachichotałam i zajęłam miejsce za nim, gdy usiadł na miejscu. Założył kask i sięgnął po moje dłonie, bym szybciej go objęła. Dalej z uśmiechem zrobiłam to, o co prosił i starałam się przy tym spokojnie oddychać. Kieran odpalił motocykl, a ja objęłam go mocniej. Byłam pewna, że nie tylko ja się uśmiechałam. Pisnęłam cicho, gdy nagle ruszył. Choć po wyjściu z uczelni narzekałam na chłód, teraz było mi wręcz gorąco. Z podekscytowaniem patrzyłam, jak wyjeżdża z ulicy i przyspiesza. Trzymałam go mocno, jakbym co najmniej miała spaść.

Dobra, może też miałam ochotę być blisko niego.

Uśmiech naprawdę nie schodził z mojej twarzy. Motocyklem łatwiej było nam się przecisnąć między samochodami, więc nie musieliśmy czekać tyle w korku. Zatrzymaliśmy się dopiero na czerwonym świetle, a Kieran odwrócił głowę w moją stronę.

– Wiesz, że kiedy stoimy, nie musisz trzymać się mnie tak kurczowo? – zagadnął, ale w jego głosie usłyszałam rozbawienie. W odpowiedzi praktycznie wbiłam paznokcie w jego skórzaną kurtkę i poczułam, że jego ramiona zadrżały od wstrzymywanego śmiechu.

Odwrócił się z powrotem w stronę świateł, ale jego dłonie w rękawiczkach przeniosły się na moje kostki. Wstrzymałam na moment powietrze, gdy jego palce zaczęły muskać moje łydki. Sama przesunęłam ręce na jego brzuch. Jego dotyk, choć niewinny, palił mnie żywym ogniem. Byłam w stanie skupić się tylko na nim.

Przestał mnie dotykać dopiero, kiedy światło z powrotem zmieniło się na zielone. Ruszył, a ja wzięłam większy wdech, by uspokoić mocno bijące serce. Miałam kask, ale byłam przekonana, że moje policzki były całkowicie czerwone.

Nie byłam pewna, ile zajęła nam droga na lodowisko. Przez cały czas zwracałam jedynie uwagę na Kierana i to w jaki sposób zaczęłam rozluźniać się w jego towarzystwie. Jego dotyk i słowa zaczęły mnie hipnotyzować i pomimo że obiecałam sobie, że nigdy więcej już na to nie pozwolę, w jakiś sposób się do niego przywiązywałam. Uświadamiając to sobie, znowu przytuliłam się do niego mocniej.

W końcu zobaczyłam stadion zimowy. Na jego widok moje gardło nieco się zacisnęło, ale kompletnie to zignorowałam. Kieran zatrzymał się na miejscu parkingowym, a ja zeszłam jako pierwsza i zdjęłam kask.

– I jak? – zapytał po zgaszeniu motocykla. Poprawiłam poplątane kosmyki włosów. – Po tym, jak mocno się do mnie przytulałaś, chyba mogę stwierdzić, że ci się podobało – dodał znacząco i sam zdjął kask. Ciemne kosmyki znowu opadły mu na czoło, ale nie przejął się tym, wpatrzony we mnie.

– Po prostu tak szybko jechałeś, że nie miałam wyjścia – stwierdziłam, ale uśmiech mnie zdradził. Kieran przewrócił oczami. – Nie mówiłeś, że jeździsz na motocyklu.

– Bo znowu byś powiedziała, że się przechwalam – odpowiedział i pewnie miał w tym trochę racji. – Poza tym nie mogę tyle razy powtarzać, że jestem takim ideałem, bo jeszcze mi się znudzi – dodał, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.

– Nigdy w życiu nie znudzi ci się przypominanie każdemu, że jesteś idealny – powiedziałam i instynktownie sięgnęłam do jego włosów, by je poprawić. Znieruchomiał, gdy lekko je zaczesałam.

– Powinnaś po prostu powiedzieć, że jestem idealny i na tym nasza dyskusja by się skończyła – mruknął, znów krzyżując ze mną spojrzenie. Wymownie uniosłam brwi do góry.

– Ideały nie istnieją.

Tym razem to on spojrzał na mnie wymownie i najpierw wskazał na mnie, a potem na siebie.

– Tylko na nas spójrz. Ja mam pewne wątpliwości co do twojego stwierdzenia.

– Przyłożę ci łyżwą, jak już wejdziemy do środka.

– Właśnie cię skomplementowałem, za co ty mi chcesz przyłożyć?

– Dla zasady. – Wzruszyłam ramionami.

– Tylko poczekaj, aż zobaczysz, jaki wysiłek cię czeka na lodzie. Będziesz latać za krążkiem na łeb na szyję.

– I pewnie zrobię to lepiej od ciebie – zakpiłam. – Zapomniałeś już, że nie potrafię jeździć na łyżwach?

– Dla mnie jako hokeisty to wyjątkowa obraza. Ale nie martw się, nim ktokolwiek się dowie, szybko nadrobimy twoje braki. Chwila moment i zaczniesz jeździć zawodowo.

– Chyba tyłkiem po lodzie – skomentowałam, wywołując tym samym jego kolejny uśmiech. Przewrócił oczami i podniósł się z miejsca, przez co znowu nade mną górował. – Ja chętnie popatrzę, jak ty jeździsz – dodałam, za wszelką cenę próbując się od tego wymigać.

– Osla, nie kombinuj.

– Ale ja naprawdę nie umiem jeździć – zaprzeczyłam i jęknęłam męczeńsko, gdy zgarnął moją torebkę, narzucił ją sobie na ramię i złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę stadionu. – Dlaczego ty się nade mną znęcasz?

– Wypraszam sobie, jeszcze nie zacząłem. Poznęcam się nad tobą, jak już ubierzesz łyżwy i wejdziesz na lód – odpowiedział, cały czas mnie ciągnąc. Parsknęłam, bo widząc go ubranego całego na czarno z moją wielką torebką na studia, wyglądał komicznie. On oczywiście nic sobie z tego nie robił. Szedł dumny jak paw i pewnie trzymał przy tym moją dłoń, abym przypadkiem mu nie uciekła. – Tak ci się spodoba, że później sama będziesz chciała tutaj przyjeżdżać – dodał, gdy z grymasem niezadowolenia pozwoliłam prowadzić się w kierunku stadionu. Obejrzał się na mnie i przewrócił oczami.

Nie chodziło już o to, że nie lubiłam jeździć, a o to, że z tym cholernym lodowiskiem miałam naprawdę nieprzyjemne wspomnienia. Wiedziałam jednak, że Kieran starał się cały czas, by mnie udobruchać i nie mogłam tak po prostu zachowywać się, jakbym była tutaj za karę. Zignorowałam więc atakujące mnie myśli i splotłam nasze palce.

– Zobaczysz, nie będzie tak źle – zapewnił mnie, kiedy weszliśmy do środka.

Wiem, pomyślałam. Ponieważ będę tutaj razem z tobą.

Kieran, nie puszczając mojej dłoni, skierował się do ciemnowłosej dziewczyny, która stała za szeroką ladą. Tuż za nią znajdowały się półki, na których stały łyżwy. Na widok chłopaka nieznajoma uśmiechnęła się szeroko i tym uśmiechem obdarzyła również mnie. Sama niepewnie uniosłam kąciki ust do góry.

– Cześć, Tori, dwie pary łyżew chcielibyśmy wypożyczyć – powiedział, przyciągając mnie do siebie i opierając się o ladę. Tori spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Była niska, miała długie, czarne włosy i koszulkę z krótkim rękawem, przez co tatuaże na jej rękach były w całości widoczne. Z bliska dostrzegłam również srebrny kolczyk w jej nosie, a swoje niebieskie oczy podkreśliła czarną kreską na powiece i mocno wytuszowanymi rzęsami.

– Dobrze wiedzieć, że Kieran w końcu postanowił się ustatkować. Nigdy wcześniej nie widziałam go tutaj z żadną dziewczyną, musisz być zatem bardzo wyjątkowa – powiedziała. – Tori. – Wyciągnęła do mnie rękę, więc szybko ją uścisnęłam.

– Osla. – Znów się uśmiechnęłam i poczułam na sobie wzrok Kierana.

– To co z tymi łyżwami? – zagadnął chłopak.

– Już zdążyłeś stępić swoje, że zamierzasz wypożyczyć? – zakpiła.

– Przypomnij sobie, kto je ostatnio ostrzył – rzucił z wyzwaniem, na co cicho prychnęła. – Rozmiar czterdzieści cztery i...

Zerknął na mnie, więc pospieszyłam z odpowiedzią:

– I trzydzieści siedem – dodałam. Tori kiwnęła głową i obróciła się w poszukiwaniu łyżew. Po chwili wróciła z dwiema parami i zwróciła się w moją stronę.

– Powodzenia. Jak Kieran będzie cię wkurzał, rzuć w niego krążkiem albo łyżwą. Sama zdecyduj, co w danym momencie będzie lepsze.

– Mam wrażenie, że się polubimy – stwierdziłam i obie się do siebie uśmiechnęłyśmy. Kieran cmoknął tylko urażony, puścił moją dłoń i zabrał łyżwy. Ruszyłam za nim. Przeszliśmy przez bramki i weszliśmy do szatni. Chłopak odłożył łyżwy na ziemię i wsadził moją torebkę do jednej z wolnych szafek.

Zdjęłam kurtkę i szalik, po czym również odłożyłam ją tam, gdzie torebkę. Kieran usiadł na ławce i zabrał się za zakładanie łyżew. Robił to automatycznie, sprawnymi, pewnymi ruchami, przez co nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zauważył, że się na niego gapiłam, puścił mi oko i zaczął wiązać swoje łyżwy.

Przysiadłam obok niego i sięgnęłam po te, które należały do mnie. Zdjęłam buty i ostrożnie nałożyłam pierwszą łyżwę. Już wiedziałam, że długość sznurówek mnie pokona, ale podejrzałam u chłopaka, że on swoje przewiązał przez górną część łyżwy, aby były krótsze. Zaczęłam je wiązać. Przez moment szarpałam się ze sznurówkami, by łyżwa choć odrobinę opinała moją stopę, a nie była przy tym tak luźna. W tym czasie Kieran zdążył się podnieść, uklęknąć przede mną i złapać moją łydkę. Znieruchomiałam, czując jego dotyk. Siedziałam na ławce, więc miałam idealny widok na jego twarz i włosy, które opadły mu ponownie na czoło.

– Myślę, że przyda ci się pomóc. W końcu nie chcemy, żeby na lodzie coś ci się stało – stwierdził i pewnie unieruchomił moją nogę między swoimi kolanami. Sprawnymi ruchami zaczął wiązać sznurówki. Skupienie na jego twarzy znów mnie ujęło.

– Nie byłabym pewna, czy nic mi się tam nie stanie. Chcesz mnie na tym lodzie styrać, a to nie może się dobrze skończyć – powiedziałam, choć mój głos delikatnie zadrżał, gdy jego palce ponownie zahaczyły o moją łydkę.

– Dawaj drugą. – Machnął ręką, a ja uśmiechnęłam się i z udawaną gracją zmieniłam prawą nogę na lewą pomiędzy jego kolanami. – Gdybyś tak grzecznie współpracowała za każdym razem, moje życie byłoby o wiele łatwiejsze.

– Co ty nie powiesz – odpowiedziałam. – Wiąż te sznurówki, bo nie starczy mi czasu, żeby się na tych łyżwach nauczyć jeździć – dodałam z rozbawieniem.

Przewrócił oczami.

– Jednak nabrałaś chęci na jazdę?

– Jeszcze cię prześcignę – zapewniłam. Uśmiechnął się pod nosem.

– Pozwolę ci w to wierzyć, przynajmniej do momentu, aż wejdziesz na lód – zakpił z cwaniackim uśmiechem. Dokończył wiązać moją łyżwę i podniósł się, po czym wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją pewnie i wstałam. Natychmiast zachwiałam się na łyżwach, a Kieran z trudem powstrzymał uśmiech.

– Nie śmiej się – ostrzegłam go. – Musiałam przetestować równowagę – dodałam obronnym głosem.

Doskonale widziałam, że chciał coś na to odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Zamiast tego poprowadził mnie w stronę wejścia na lodowisko. Przeszliśmy przez dwuskrzydłowe drzwi i znaleźliśmy się tuż obok trybun. Lód, tak jak obiecał Kieran, był pusty. Naprawdę go dla nas zarezerwował.

Chłopak wszedł na lodowisko pierwszy. Zrobił to tak sprawnie, jakby co najmniej miał na sobie zwykłe buty i wyszedł na spacer. Uścisnęłam mocniej jego rękę i z wahaniem zerknęłam na lód.

– Trzymam cię – zapewnił z uśmiechem. Zerknęłam na niego nieufnie, ale w końcu postawiłam pierwszą nogę na lodzie. Z wahaniem uniosłam także drugą i gdyby nie ramiona Kierana, prawdopodobnie ległabym na lodzie w pierwszej sekundzie. Pisnęłam i złapałam się jego swetra. Objął mnie i pociągnął za sobą.

– Zwolnij – szepnęłam przerażona. – Boże, zabiję się.

– Nie pozwolę ci upaść – odpowiedział przekonany, ale posłusznie się zatrzymał. Wypuściłam z ulgą powietrze z płuc. Zatrzymaliśmy się tuż przy bandzie, więc ostrożnie za nią złapałam i puściłam Kierana. Znieruchomiałam, wbijając palce w oparcie.

– To ja tutaj postoję i popatrzę, jak jeździsz, dobra? – zapytałam i otworzyłam szerzej oczy, wręcz przyklejając się do bandy, by się nie przewrócić. Kieran podjechał do mnie.

– Umowa była taka, że pojeździsz razem ze mną. Właściwie wspominałaś nawet, że mnie prześcigniesz – zauważył.

– A co ty taki pamiętliwy się nagle zrobiłeś? – sapnęłam, dalej trzymając się bandy.

– Przestań tak kurczowo się trzymać. Musisz się puścić, żeby zacząć jeździć – przypomniał mi.

– Naprawdę? Niemożliwe – wykrztusiłam. Z uśmiechem przewrócił oczami i odjechał, z łatwością pokonując szerokie kółko. – O tak, popisuj się, ile wlezie, tym razem mi to nie przeszkadza. Będę stać i patrzeć i jakoś się dogadamy – sarknęłam, ale kąciki moich ust same uniosły się do góry, gdy zobaczyłam, jak płynnie poruszał się na lodzie. Zaczął się do mnie zbliżać, ale gdy dzieliła nas już mała odległość, nagle gwałtownie zahamował i obsypał mnie śniegiem.

– Kieran! – syknęłam i usłyszałam jego śmiech.

– Zaczniemy powoli, obiecuję – zadeklarował i wyciągnął do mnie dłoń. Dalej jedną ściskając bandę, ujęłam jego rękę. Kiwnął zachęcająco głową, więc całkowicie się puściłam i stanęłam naprzeciwko niego. – Widzisz? Już stoisz, za chwilę będziesz śmigać.

– Stoję, bo mnie trzymasz – poprawiłam go. Uniósł brew. – A tylko spróbuj mnie puścić – dodałam od razu. Wiedziałam, że to zrobi, już, kiedy na jego twarzy zagościł uśmiech.

– Rozłóż ramiona, będzie ci wtedy łatwiej złapać równowagę.

– O wiele lepiej trzyma mi się twoje dłonie – stwierdziłam od razu.

– Chyba pierwszy raz, odkąd się znamy, co? – zakpił. – No dalej, Osla. To nic strasznego.

Spojrzałam na niego z powątpieniem, ale ostrożnie go puściłam. Otworzyłam przy tym szerzej oczy i pomachałam rękami jak wariatka, aby utrzymać się w prostej pozycji. Wstrzymując powietrze w płucach, w końcu znieruchomiałam.

– Udało się! – zawołałam i natychmiast po wypowiedzeniu tych słów znowu straciłam równowagę. Zamarłam, ale utrzymałam się w pionie, patrząc na Kierana.

– Widzisz? Wcale nie jest tak źle. To teraz zacznij jeździć – zaproponował, podjeżdżając bliżej.

– Hola, hola, bez przesady – zaoponowałam. – Jestem wystarczająco usatysfakcjonowana, stojąc w miejscu bez podtrzymywania się.

– Tchórzysz? – Spojrzał na mnie z wyzwaniem. Zmrużyłam z irytacją oczy, bo nie, nie zamierzałam stchórzyć i on dobrze o tym wiedział. Tylko mnie podpuszczał, żebym w końcu się ruszyła.

– Boże, jak ja cię nie cierpię – wymamrotałam.

– Powtarzasz się – przypomniał. – Rusz się, a nie stój, jak z kijkiem w...

– Zaraz ja się przejdę po kija i sama ci go wepchnę w tyłek – przerwałam mu ostrzegawczo. – Stresujesz mnie! – oskarżyłam go.

– Ja cię stresuję? Przed chwilą nie chciałaś, żebym cię puszczał! – wygarnął mi z rozbawieniem. Podjechał bliżej. – A może ja cię po prostu rozpraszam? – szepnął do mojego ucha. Nim przez jego bliskość po raz kolejny straciłam równowagę, złapał mnie w talii i ruszył przed siebie. Pisnęłam, ale trzymał mnie pewnie, więc nawet się nie zachwiałam.

– To prawie jak terapia szokowa – wykrztusiłam i znowu usłyszałam jego śmiech. Zatrzymał się przy bandzie i powoli mnie puścił, więc miałam czas, by przyszykować się na pozostanie bez asekuracji. – Jak mam to zrobić?

– Po prostu nie stój jak kołek – stwierdził najzwyczajniej w świecie. Spojrzałam na niego ostrzegawczo. – Zegnij trochę nogi i zacznij się poruszać tak, jakbyś miała zamiar stawiać kroki – wyjaśnił. Zatrzymał się obok mnie i powoli zaczął jechać. Spróbowałam zrobić to samo, co on, ale moje gardło opuścił tylko krzyk i znowu złapałam się bandy. Nawet nie chciałam patrzeć na Kierana, bo prawdopodobnie zwijał się właśnie ze śmiechu.

– Nie możesz mieć takich sztywnych nóg. Rozluźnij się trochę – zaproponował, a ja spróbowałam jeszcze raz. Tym razem przesunęłam się po lodzie o niecały metr i zachwiałam się dwa razy, ale nie upadłam. Chłopak podjechał bliżej, żeby mnie asekurować.

– Patrz! – zawołałam pod wrażeniem, jadąc do przodu. Wyciągnęłam ręce, by bardziej utrzymać równowagę i lekko się nachyliłam. – Mam do tego prawdziwy talent – stwierdziłam z przekonaniem. – I po co się śmiejesz? Przecież jad... – Urwałam gwałtownie, lecąc do przodu. Kieran natychmiast mnie złapał i przyciągnął do siebie.

– Musisz się bardziej postarać, żeby mnie prześcignąć – mruknął z uśmiechem.

– Znalazł się trener od siedmiu boleści – prychnęłam, ale z chęcią się go złapałam, żeby przynajmniej nie stracić równowagi po raz kolejny. – Chcę jeszcze raz – dodałam z przekonaniem i uwolniłam się z jego uścisku. Ruszyłam do przodu, nie czekając na niego i uśmiechnęłam się, bo w końcu jako tako zaczęło mi to wychodzić. Obejrzałam się na niego, by sprawdzić, czy na mnie patrzył i mój uśmiech się poszerzył, bo faktycznie to robił.

Podjechał do mnie w mgnieniu oka. Odnalazł moją dłoń, a ja splotłam nasze palce.

– Czy udało mi się zmienić twoje zdanie i jednak uważasz, że jazda na łyżwach może być fajna? – zapytał, znów mnie obejmując. Oparłam się o niego. Moje mięśnie automatycznie się rozluźniły i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że w jego ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że nie pozwoli mi upaść. Czuwał, by nic mi się nie stało.

– Udało ci się – szepnęłam.

– Super, w takim razie idę po kij hokejowy i zobaczymy, czy dalej będzie ci się podobać – stwierdził, podjeżdżając do bandy, żebym mogła się jej złapać. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Co... – Urwałam, bo odjechał już w stronę wejścia na lód. Powiodłam za nim wzrokiem, ale zniknął mi z oczu dosłownie w sekundę. Przez moment stałam nieruchomo, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Podejrzewałam, że Kieran pokładał we mnie zbyt duże nadzieje z tą jazdą na łyżwach. Żeby jednak nie przewrócić się od razu po złapaniu za kij, postanowiłam pojeździć jeszcze trochę. Ostrożnie odepchnęłam się od bandy i ze wstrzymanym powietrzem w płucach zaczęłam poruszać nogami. Na początku robiłam to powoli, ale w końcu nabrałam pewności siebie. Nawet odrobinę przyspieszyłam, trzymając się jednak blisko krawędzi, bo dalej nie wiedziałam, w jaki sposób hamować.

Na mojej twarzy znowu pojawił się delikatny uśmiech. Nie spodziewałam się, że zwykłe jeżdżenie po lodzie zapewni mi tyle frajdy. Miałam złe wspomnienia związane z lodowiskiem, ale za sprawą Kierana... To wszystko zniknęło. Nie czułam nawet tego tępego bólu w klatce piersiowej, gdy patrzyłam na swoje łyżwy i trybuny. Właściwie nawet trochę się niecierpliwiłam – chciałam, żeby już wrócił, bo z nim jeżdżenie na łyżwach było o wiele lepsze.

– Jestem z ciebie zajebiście dumny. – Słysząc ponownie jego głos, odwróciłam głowę w kierunku wyjścia. Wszedł na lód, nie odrywając ode mnie wzroku. W jednej dłoni trzymał czarny kij, a w drugiej krążek. – Wiedziałem, że masz do tego talent – dodał.

– Byłoby jeszcze super, gdybyś nauczył mnie hamować – odpowiedziałam i zabrałam mu krążek.

– Słuszna uwaga, nie pomyślałem o tym – powiedział i dogonił mnie, żeby zatrzymać się razem ze mną. – Zaczniemy od czegoś prostszego. Zrób tak. – Spojrzałam na jego łyżwy, których czubki zwrócił do siebie. Trzymając go za ręce, zrobiłam tak jak prosił.

– I niby jak ma mi to pomóc w zatrzymaniu się? – zapytałam nieufnie.

– Zacznij jeździć, to może się dowiesz – stwierdził, na co przewróciłam oczami, ale zgodnie go puściłam i ruszyłam przed siebie.

– Złapiesz mnie w razie czego? – zawołałam, bo nie byłam pewna, czy za mną jechał. Na szczęście, kiedy lekko się odwróciłam, zobaczyłam, że był tuż obok mnie.

– Najwyżej przewrócimy się razem – odpowiedział, więc śmielej ruszyłam do przodu i zahamowałam tak, jak mi pokazał. Trochę się przy tym zachwiałam, ale na szczęście się nie przewróciłam.

Osla jeden, łyżwy zero.

– Dobrze – pochwalił mnie ze słyszalną radością w głosie. – Strzelałaś kiedyś do bramki?

– Normalnie robię to prawie codziennie – odpowiedziałam, a on przewrócił oczami, słysząc mój kpiący głos. Złapał mnie ponownie za rękę i pociągnął w stronę ustawionej na jednym końcu lodowiska bramki. Odebrał ode mnie krążek, rzucił go na lód i podał mi kij. – Jeśli mnie nagrasz i wyślesz ten filmik chłopakom, nie daruję ci – ostrzegłam go.

– Właściwie nawet o tym nie pomyślałem, ale skoro nalegasz... – Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Spiorunowałam go wzrokiem, na co cicho się zaśmiał. – Nie znasz dnia ani godziny, kiedy jakieś twoje zdjęcie wyląduje na grupie – zapewnił mnie i znów zwrócił się w stronę bramki.

– Co ja mam tak właściwie zrobić? – zapytałam, patrząc na kij. Odnalazłam wzrokiem również krążek i zmarszczyłam brwi. Nie czekając na odpowiedź Kierana, ruszyłam w stronę krążka i przystawiłam do niego koniec kija. Zamachnęłam się lekko i krążek poleciał do przodu, kompletnie omijając przy tym bramkę. – Zepsuty jakiś – stwierdziłam, patrząc z powrotem na kij. – Musisz powiedzieć trenerowi, żeby ci naprawili – dodałam poważnie, odwracając się w stronę Kierana, który ledwo powstrzymywał śmiech.

– Tak, to na pewno wina kija – zarzekł. – Nikogo innego.

– No ja myślę – zażartowałam i podjechałam do niego niezgrabnie. Podałam mu kij. – Masz, popisz się swoimi umiejętnościami.

Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Odebrał ode mnie kij i w mgnieniu oka ruszył w stronę krążka. Poprowadził go po lodzie, jakby kosztowało go to zero wysiłku i z łatwością trafił do bramki. Przewróciłam oczami, gdy trafił tym krążkiem do bramki kilkukrotnie, naprawdę się popisując. Cały czas jednak się uśmiechałam i nie zamierzałam go zatrzymywać.

Lubiłam go obserwować.

Patrzyłam na jego dobrze zbudowane ciało, na jego błyszczące, niebieskie oczy, które całkowicie miał skupione na krążku. Patrzyłam na jego pewne, pełne zdecydowania ruchy. Właściwie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Patrzyłam na jego roztrzepane włosy, które jak zwykle opadały mu na czoło, lekki uśmiech, który majaczył na jego twarzy.

I moje serce biło coraz mocniej. Mocniej, mocniej i mocniej.

Czułam przyjemne ciepło, kiedy go obserwowałam, a gdy odwzajemniał moje spojrzenia... Wtedy było tylko gorzej. Czułam, jak moje mury drżały, jak podświadomie wyrywałam się w jego stronę, chcąc jeszcze więcej i więcej.

– Zapatrzyłaś się, bo jestem taki piękny? – Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. Podjechał do mnie z uśmiechem.

– Wiesz, mam wrażenie, że prawienie ci komplementów nie ma żadnego sensu, bo sam sobie je mówisz – przyznałam.

– To jestem piękny czy nie?

– Przede wszystkim jesteś dobry. Jesteś za dobry dla mnie – odpowiedziałam szczerze, nie odrywając wzroku od jego oczu przypominających bezkresne, bezchmurne niebo.

– Masz ten kij i nie gadaj głupot. – Wcisnął mi go do rąk, ale nie dałam się zwieść.

– Mówię serio – powiedziałam, łapiąc go za rękę. Spojrzał na mnie z opóźnieniem. – Jesteś dobry, Kieran. Bardzo dobrze, że mówisz sobie tyle komplementów, bo na nie zasługujesz. I ja... Ja też powinnam zacząć ci je mówić.

– Uważaj, bo się przestraszę i z krzykiem ucieknę.

– Przestań sobie żartować – zrugałam go. – Dziękuję, że mnie tutaj dzisiaj zabrałeś.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Skłonił się lekko.

– Czy ty się zarumieniłeś? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Kieran Shelton nigdy się nie rumieni – odpowiedział, uciekając ode mnie wzrokiem. Uniosłam wymownie brwi. – Jakoś gorąco się tu zrobiło.

– Powiedz jeszcze, że to dlatego, że ty jesteś taki gorący – zakpiłam z uśmiechem.

– Nie. Tym razem to twoja wina.

– Ja jestem gorąca?

– Jak cholera. A teraz zasuwaj za krążkiem, bo nie przyjechaliśmy tutaj, żebyś stała jak kołek. – Machnął ręką w stronę bramki, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.

– Miło mi, że uważasz, że jestem gorąca.

– Miło mi, że uważasz, że jestem dobry – odpowiedział tym samym tonem i puścił mi oko. – Ale twoje komplementy mnie nie zwiodą, musisz zacząć ćwiczyć jazdę i strzelanie do bramek.

– Więc nie odprawiasz mnie teraz z kwitkiem, dlatego, że doprowadziłam do tego, że się zarumieniłeś i musisz się jakoś pozbierać? – spytałam z rozbawieniem.

– Próbuję pozbierać się, odkąd cię poznałem, bo tak bardzo powalasz mnie na kolana.

Tym razem już nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Kręcąc głową i chichocząc pod nosem, ruszyłam w stronę bramki. Tym razem moje ruchy były pewniejsze. Może nie jeździłam jak Kieran (na pewno nie), ale przynajmniej podpatrzyłam, w jaki sposób wycelował, żeby trafić do bramki. Poszło mi kompletnie niezgrabnie (bez porównania do Kierana), ale nic mnie to nie obchodziło, bo tym razem już trafiłam i to w sam środek.

– Widziałeś?! – Gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka, krzycząc do niego z podekscytowaniem. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i w tej samej chwili straciłam równowagę, tym razem na dobre. Poczułam, jak przechylam się do tyłu i na ułamek sekundy mignął mi uśmiech Kierana, który zniknął, zastąpiony przez nagły strach w jego oczach. Nim choćby zawalczyłam o to, by utrzymać się w pionie, gruchnęłam o lód. W głowie wręcz mi zadźwięczało i od razu poczułam też ból. Zamarłam. Leżałam całkowicie płasko, kij wypadł mi z dłoni w trakcie upadku. Nie miałam pojęcia, gdzie był.

Kieran natychmiast do mnie podjechał. Spojrzał na mnie z przerażeniem, jakbym co najmniej umarła i padł na kolana tuż przede mną. Tak bardzo rozbawiła mnie ta sytuacja, że nim zadał pytanie, czy nic mi nie jest, znowu głośno się zaśmiałam.

Tym razem przez jego twarz przemknął cień szoku, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Śmiałam się, zasłaniając usta dłonią, aż w kącikach oczu poczułam łzy.

– Dlaczego ty się śmiejesz, do cholery, mogło ci się coś stać! – zbeształ mnie od razu chłopak, ale moje ramiona dalej trzęsły się z rozbawienia.

– Ale to było... Tragiczne – wykrztusiłam, dalej się śmiejąc.

– Nic ci nie jest? – zapytał zmartwiony, a ja parsknęłam jeszcze głośniej. Spojrzał na mnie zły i jednocześnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. – Czy to jakaś reakcja obronna twojego mózgu na uraz? Śmiech? Oslo, martwię się – dodał ostro.

Zachichotałam.

– Co za wstyd – powiedziałam, podśmiechując się. – Nic mi nie jest. Widziałeś, jakiego orła wywinęłam? Każdy by mnie zapamiętał, jakbym zrobiła tak na meczu.

– Z mojej perspektywy wyglądało to bardzo niebezpiecznie. Na pewno nic ci nie jest? Nie kręci ci się w głowie? Może wstaniesz? Chodź, pomogę ci – zaoferował, ale odepchnęłam jego dłoń, dalej się śmiejąc.

– Nie rozumiesz – odpowiedziałam. – Wszystko jest w porządku, tylko na mnie spójrz.

– Wiesz, mam pewne wątpliwości...

– Kieran, ja po prostu dawno tak dobrze się nie bawiłam – przyznałam, przestając owijać w bawełnę. – To było takie... Super.

– Ta gleba? Słuchaj, polemizowałbym. Na pewno nie boli cię głowa? – dopytał.

– O ty kłamco, obiecałeś, że nie pozwolisz mi upaść – przypomniałam mu z rozbawieniem.

– Gdybym w taki sposób wywijał kijem, prawdopodobnie na każdym meczu kończyłbym, leżąc na lodzie i robiąc za krążka – odgryzł się, ale nie odpowiedziałam mu, bo znowu zaniosłam się głośnym śmiechem. Przez palce zauważyłam, że sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon.

– Co robisz? – zdołałam wykrztusić, uśmiechając się do niego szeroko.

– Mówiłem ci, że znajdę idealny moment na zrobienie ci zdjęcia. – To mówiąc, pstryknął mi fotkę, a ja nawet nie zdążyłam zareagować. – Będzie z dumą wisieć na naszym czacie. Myślę, że możemy nawet ustawić je jako zdjęcie grupy. Chłopaki będą zachwyceni.

– O nie – jęknęłam.

– Dopiszę, że dałaś się w końcu namówić na łyżwy. Po samym zdjęciu widać, że jesteś zadowolona. Będą ze mnie dumni.

– Ze mnie powinni być za to, jaką bramkę strzeliłam – odpowiedziałam, ocierając łzy z kącików oczu. Kieran spojrzał na mnie wymownie. – No co? Za tę bramkę zasługiwałabym na wygrany mecz. Powinni mnie nosić na rękach – zażartowałam.

– Wiesz, co jest najgorsze? Że oni naprawdę będą z ciebie dumni bardziej niż ze mnie – stwierdził z uśmiechem. – A teraz wstawaj, bo nie mogę patrzeć, jak tak leżysz. – Wyciągnął do mnie rękę, więc bez wahania ją ujęłam. Podciągnął mnie do góry i w końcu stanęłam o własnych siłach.

Od razu wyciągnęłam telefon i zerknęłam na wiadomości od chłopaków pod moim zdjęciem, które wysłał Kieran.

Od wierny fan Donny:

Osla, mrugnij dwa razy, jeśli Kieran przetrzymuje cię tam siłą.

Od Logan:

Stary, jak udało ci się ją tam zaciągnąć?

Od Luke:

I dlaczego ona się uśmiecha?

Od wierny fan Donny:

Osla, już nie mrugaj, jedziemy po ciebie. Trzymaj się!!!

Od kapitan klaun:

Pierdolcie się, dupki.

Od kapitan klaun:

Powinniście być dumni.

Od Logan:

Chyba z Osli, że z tobą wytrzymuje.

Po raz kolejny parsknęłam śmiechem i poklepałam po ramieniu niepocieszonego Kierana. On również wyglądał na rozbawionego.

– To się zdziwią, jak na nich naskarżę do trenera. Już ostatnio Dennis sobie odpuścił. Dostanie taki wycisk, że będzie chodził na rękach – powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko, wyobrażając to sobie. – Czy twoja jazda figurowa, bo hokejową nie mogę jej nazwać, jest już na dzisiaj skończona? Czy może pokażesz mi jeszcze jakąś ciekawą akrobację, tak jak przed chwilą?

– Właśnie chciałam zaproponować ci obiad, ale już nie jestem tego taka pewna – stwierdziłam, mrużąc oczy.

– Żartowałem, w następnym tygodniu wygrasz zawody olimpijskie. Zajmiesz pierwsze miejsce. Czy możemy już jechać do ciebie? – poprawił się szybko, a ja zachichotałam pod nosem.

– Tak, teraz już możemy – odpowiedziałam. Kieran zgarnął szybko kij i krążek. Tym razem objął mnie i do wyjścia nie puścił ani na moment, pilnując, bym nie wywróciła się po raz kolejny. A ja... Nie odsuwałam się, bo było mi w pobliżu niego dobrze.

Bardzo dobrze.

Chyba mogłabym się do tego przyzwyczaić.

***

I jak tam? Pamiętajcie, żeby zajrzeć na mojego Instagrama: nataliaantczak__ oraz podzielcie się wrażeniami na twitterze: #thislittleoneNA <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro