Rozdział 13
Miłego czytania <3
***
KIERAN
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Powodzenia na meczu chłopaki<3
Od Luke:
Dziękujemy!!!
Uśmiech na moment rozświetlił moją twarz.
Przed sobotnim meczem, kiedy wszedłem do szatni, moją uwagę od razu zwróciło moje zdjęcie przyklejone na metalowych drzwiach od szafki. Przymknąłem na moment powieki, a kiedy spojrzałem na resztę szykujących się zawodników, dostrzegłem, że niemal każdy z nich uśmiechał się pod nosem. Spoważniałem. Rzuciłem torbę na ławkę i bez słowa zacząłem się przebierać. Byłem dzisiaj nabuzowany, szczególnie, że graliśmy z drużyną, z którą mieliśmy na pieńku od dłuższego czasu.
– Jak ci się podoba? – Gdy za moimi plecami rozległ się pełen rozbawienia głos Dennisa, zacisnąłem zęby. Zdjąłem przez głowę czarną koszulkę. Jego dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. – Wydrukowałem trzysta, aby przypadkiem nie zabrakło – zapewnił mnie.
– Szykuj się na trening – odpowiedziałem jedynie.
– Oj, nie denerwuj się, przecież wiesz, że jesteś moim najlepszym kumplem – cmoknął, trącając mnie łokciem w żebra.
– Ale jestem też twoim kapitanem i jako kapitan mówię ci, że masz się ogarnąć i zapierdalać na lód – odparowałem chłodnym, ostrym głosem. – Nie przewidujemy dzisiaj porażki, szczególnie, że gramy z Utica Comets. Mam ci przypomnieć, kto jest tam kapitanem?
Dennis w końcu spoważniał i nie mając odwagi nic więcej dodać, skinął jedynie głową. Nie musiałem patrzeć, czy zabrał się za przebieranie, bo wiedziałem, że to zrobił. W ciszy zacząłem zakładać bieliznę termoaktywną. Wygrzebałem z czarnej torby skarpety i założyłem je razem z ochraniaczami na ramiona i łokcie. Każdy mój ruch był automatyczny, próbowałem w ten sposób wyciszyć myśli, aby podczas meczu być w stu procentach skupionym na grze.
– Diabełki dostaną dzisiaj wpierdol. – Do moich uszu dotarł pewny głos Logana. Klasnął w dłonie i byłem przekonany, że się przy tym uśmiechnął. – Będą latać z wywieszonymi jęzorami, a ich bramkarzowi oczy wejdą w dupę, bo nie będzie mógł nadążyć za krążkiem. Mam rację, Shelton?! – ryknął, a ja w końcu się odwróciłem i nawet uśmiechnąłem.
– Bez dwóch zdań – przyznałem, tym samym puszczając mu oczko. Logan był naszym najlepszym bramkarzem, a tuż obok niego grał Dennis z Luke'em. Byli świetnymi obrońcami i to oni przez większość meczu dawali łomot atakującym nas napastnikom.
Atmosfera w szatni była napięta, ale tylko przez chęć dojechania naszym przeciwnikom. Zawodnicy rozmawiali między sobą intensywnie na temat taktyki podczas meczu i kar, które prawdopodobnie mogły paść. Byłem w stanie zachować zimną krew, ale przy kapitanie Utica Comets mogło zrobić się niebezpiecznie i nawet nie zamierzałem z tym spekulować.
Sprawdziłem, czy taśma na moim kiju porządnie się trzyma i akurat wtedy do szatni zajrzał nasz trener. Haymitch zlustrował nas uważnie wzrokiem, trzymając w dłoniach notatnik. Jego czujne spojrzenie zatrzymało się na mnie. Ledwo zauważalnie skinąłem mu głową.
– A wy co tutaj, babskie ploteczki urządzacie? Zapierdalać na lód – warknął i wszyscy jak jeden mąż natychmiast skierowaliśmy się do wyjścia.
Kiedy wjechałem na lodowisko, poczułem, że będzie to dobry mecz. Uwielbiałem moment, w którym łyżwa stykała się z lodem. To wtedy wszystkie moje myśli ulatywały z mojej głowy. Być może właśnie dlatego tak bardzo kochałem hokej, który był nieodłącznym elementem mojego życia od dwudziestu lat.
Rozpoczęliśmy trening. Byliśmy zgraną drużyną, więc nie mieliśmy większych problemów. Znaliśmy się wystarczająco długo, by przewidywać swoje ruchy i odczytywać kroki, które podejmowaliśmy na lodzie. Każdy z nas był całkowicie skupiony na nadchodzącym meczu. Byliśmy profesjonalni, więc wszystkie problemy zostawialiśmy za bandą. Na lodzie liczyła się tylko gra, nic nie mogło nas rozpraszać.
Nawet sąsiadka, która zamieszkała naprzeciwko mnie i którą bardzo chciałbym tu teraz zobaczyć. Nie byłem jednak pewien, czy był to dobry pomysł, bo istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że gdybym zobaczył ją na trybunach, prawdopodobnie wypierdoliłbym się na środku lodowiska i nawet nie zrobiłoby mi się wtedy głupio.
Zresztą, jakie trybuny. Gdybym wiedział, że Osla przyjdzie na mecz, od razu skierowałbym ją do strefy VIP. Ta dziewczyna zasługiwała na odpowiednie traktowanie. I nieważne, że przez to w trakcie wymieniania krążka chłopaki podśmiewywali się z mojego kolorowania. Cóż, być może trochę ich przeceniłem, może nie byli skupieni AŻ tak.
Ale ja też nie byłem. Znów wróciłem do niej myślami. Musiałem natychmiast przestać, bo mogło się to dla nas źle skończyć.
Czas do meczu upłynął nam bardzo szybko i już o osiemnastej wjeżdżaliśmy na lód z powrotem, tym razem w akompaniamencie krzyków i gwizdów kibiców oraz muzyki. Po stadionie wyraźnie rozlewały się dźwięki Boston Bruins. Wjechałem na lód, a mój wzrok od razu skupił się na sędziach, którzy wjechali tutaj przed nami. Jednemu z nich skinąłem głową, mieliśmy dobry kontakt, odkąd zacząłem tutaj grać.
Rozpoczynałem mecz, więc na moje nieszczęście musiałem skierować się do strefy środkowej i spojrzeć w oczy Aaronowi kutasowi Millerowi. Drugie imię wymyśliłem mu sam, uważałem je za bardzo oryginalne. Był kapitanem przeciwnej drużyny, a ja szczerze go nienawidziłem.
Gdy dostrzegłem jego numer na plecach, niemal zazgrzytałem zębami. Profesjonalizm jednak musiał w tym przypadku wystarczyć, ponieważ od razu ruszyłem w jego stronę. Z obojętną miną ustawiłem się przy sędzi, który trzymał już w dłoni krążek. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Kącik ust Aarona ledwo widocznie drgnął.
– Gotowy na porażkę, Shelton? – Dzieliła nas mała odległość, więc wyraźnie usłyszałem kpinę i wyższość w jego głosie.
– Raczej na danie ci po dupie – poprawiłem go chłodno i mój wzrok uciekł w kierunku krążka. Rozległ się gwizdek, sędzia rzucił krążek, a w tej samej chwili rozpoczęliśmy z Millerem walkę o niego. Po chwilowej przepychance udało mi się wybić krążek w stronę mojej drużyny. Luke natychmiast go przejął.
Mecz się rozpoczął. Całkowicie odciąłem się od hałasu panującego na lodzie, mój wzrok automatycznie podążał za krążkiem. Był po naszej stronie, więc natychmiast ruszyłem w stronę bramki przeciwników. Luke podał do Maxwella, Maxwell do Fiodorowa, a Fiodorow do mnie. Strzeliłem w kierunku bramki w pierwszej minucie, ale bramkarzowi udało się obronić.
Wznowienie nastąpiło od razu. Gotowy na ponowne przejęcie krążka ustawiłem się w kręgu wznowienia. Sędzia przy szybkim sygnale puścił w obieg krążek, który przykuł całą moją uwagę. Ruszyłem gwałtownie, przepychając się z Millerem, ale tym razem to on podał krążek dalej. Zaczęliśmy się rozpędzać. Gdyby nasza drużyna nie była zgrana, problem byłby większy. Znaliśmy wszystkie swoje ruchy. Gdy krążek udało się przejąć naszemu obrońcy, wiedziałem, że poda on go do mnie. Miałem go tylko przez parę sekund, ponieważ jeden z zawodników zaatakował mnie od boku. Moje ciało z hukiem uderzyło o bandę. Odzyskałem równowagę, ruszyłem za Millerem. Krążek przesuwał się z jednego końca lodowiska na drugi.
– Chuje pierdo...! – Przejeżdżając obok Dennisa, tylko tyle udało mi się usłyszeć. Miałem tę samą opinię, nie cierpiałem Utica Comets. Nagle do moich uszu dotarł huk. Houston, jeden z piesków Millera uderzył prosto w Dennisa, który odbił się od bandy. Jego ciało z trzaskiem uderzyło o lód.
Wstawaj, pomyślałem, mocniej zaciskając palce na kiju.
Chłopak zaczął się powoli podnosić. Uniósł uspokajająco dłoń, złapał za kij i bez wahania wrócił do gry. W jednej chwili zrobiło się niebezpiecznie, jeden z zawodników przeciwnej drużyny został sam na sam z naszym bramkarzem. Napastnik ruszył w kierunku bramki, widziałem już tuż za nim goniących go Luke'a i Dennisa. Fiodorow z łatwością ominął pierwszego z nich, zmienił gwałtownie kierunek i strzelił. Krążek z ogromną prędkością śmignął w stronę bramki. Na szczęście na tym miejscu mieliśmy odpowiednią osobę. Mówiłem, że Logan był najlepszym z najlepszych. Rzucił się na prawo i zablokował strzał. Zatrzymał krążek w powietrzu. Sędzia uniósł dłoń, bramka została niezaliczona.
Obrońcy robili wszystko, by wyprowadzić krążek do strefy neutralnej. Nasi przeciwnicy napierali jak szaleni, ale nie zamierzaliśmy się im poddać. Gdzieś w tle słyszałem okrzyki kibiców. Przejąłem krążek i ponownie ruszyłem na bramkę. Miller pojawił się w pobliżu za szybko. Zderzyliśmy się ciałami. Poleciałem na bandę, ale od razu odepchnąłem od siebie chłopaka i wróciliśmy do gry. Krążek zmienił kierunek, pojawił się znów przy naszej bramce. Fiodorow tym razem trafił.
Jeden do zera. Nic straconego, mogliśmy się z tego wygrzebać. Skierowałem się na zmianę, zamiast mnie wjechał Seamus. Usiadłem na ławce, sięgnąłem po bidon i dla otrzeźwienia polałem zimną wodą swoją twarz. Upiłem też trochę i znów skupiłem się na grze. Ostra wymiana między naszymi napastnikami była imponująca. Seamus dobrze zgrywał się z Oliverem.
Wróciłem do gry raptem chwilę później. Najlepszym krokiem było zaatakowanie Millera, więc wepchnąłem się w niego, kiedy tylko ruszył w stronę naszej bramki. Usłyszałem jego szpetne przekleństwo, gdy poleciał do przodu. Próbując utrzymać równowagę i tak prawdopodobnie runął na lód. Prawdopodobnie, ponieważ w tym czasie byłem już z krążkiem po drugiej stronie boiska i oddałem perfekcyjny strzał na bramkę. Trafiłem.
Po tłumie poniósł się ryk, gdy z rękami w górze z głośników poleciała informacja o bramce w moim wykonaniu. Cała drużyna dopadła do mnie w jednym momencie. Nasza euforia nie trwała jednak długo, ponieważ trzeba było wracać do gry.
Przeciwnicy odrobili się w szybkim tempie, co nie było dobrym znakiem. Znowu musieliśmy zdobyć dwa punkty, aby zdobyć przewagę.
Krok dzielił mnie od naparzania się z tym pierdolonym kutasem, ale musiałem dać sobie na wstrzymanie. Wiedziałem, że byłem obserwowany i byłem dogadany z trenerem, aby nie odstawiać żadnych niepotrzebnych szopek. A szkoda, bo przypierdolenie w mordę temu cwelowi może by mi trochę ulżyło.
Wyrównaliśmy chwilę przed końcem drugiej tercji. Strzelił Oliver, który w akcie euforii ryknął ze szczęścia na cały lód. Rozległ się gwizdek i nadeszła pora na przerwę. Choć graliśmy już od dwudziestu minut, dalej byliśmy nabuzowani. Szczególnie teraz, kiedy mieliśmy remis i tylko jedna bramka dzieliła nas od wygranej. Musieliśmy zrobić wszystko, by zdobyć ją w trzeciej, ostatniej tercji.
Wszedłem do szatni i znów sięgnąłem po bidon. Zdjąłem kask i tym razem porządnie oblałem się wodą, która w zetknięciu z moją rozpaloną, spoconą twarzą dała mi sporo ulgi.
– Jeszcze raz ten kretyn spróbuje mnie sfaulować, to przysięgam, przetnę mu jaja łyżwą – warknął poruszony Dennis i z trzaskiem odłożył swój kask na ławkę. Złapał za mój bidon i bez pytania sam się nim oblał.
– Lepiej uważaj na Millera – mruknąłem, siadając na moment.
– Ten to akurat ma chrapkę na ciebie. Jak bardzo chcesz dać mu w mordę, mogę cię zasłonić – zaproponował od razu, a ja uśmiechnąłem się krzywo.
– Ale najpierw zdejmij mu kask i ochraniacz na zęby, żebym mógł mu je, kurwa, wszystkie wybić – stwierdziłem. Dla potwierdzenia naszej umowy wyciągnął do mnie dłoń, a ja z chęcią ją uścisnąłem. Nie mogłem tego zrobić, ale pokusa była naprawdę silna.
W towarzystwie rozmowy i wyzywania naszych przeciwników do szatni zajrzał trener. Sam był skwaszony, wspominając grę tych debili, ale trzymał samokontrolę najlepiej z nas wszystkich. Wprowadził w składzie parę poprawek, powtórzył taktykę, którą męczyliśmy na ostatnich treningach i wróciliśmy do gry.
Nie tylko my byliśmy rządni wygranej. Tak samo podminowani byli nasi kibice, którzy w większości zajmowali miejsca na trybunach. Ich śpiew i doping za każdym razem uderzał we mnie tak samo. Byli świetni. Nie mogłem jednak poświęcić im więcej uwagi, ponieważ mecz rozpoczął się ponownie.
Zostało nam ostatnie dwadzieścia minut na zdobycie przewagi.
Do akcji od razu wkroczył Logan. Wybił krążek, gdy ten poleciał w jego stronę i natychmiast odebrał go Luke. Przeciął długość lodowiska jak błyskawica. Odebrałem od niego krążek najszybciej jak mogłem, unikając przy tym ataku ze strony przeciwnego napastnika. Podałem krążek do Seamusa, ale ten został zabrany przez Fiodorowa. Nadeszła pora na zmianę.
W połowie tercji na ławce został usadzony Dennis za zbyt niebezpieczne używanie kija. Trafił zawodnika drugiej drużyny prosto w twarz, co nie obyło się bez reakcji sędziów. Graliśmy więc w osłabieniu, ale i tak udało nam się po raz kolejny zdobyć krążek. Kiedy Logan okupował bramkę, krążek był w zasięgu Luke'a. Sprawnie nim operując, podał go do Seamusa. Seamus natomiast został przyciśnięty do bandy przez drugiego obrońcę i tym razem to ja musiałem zainterweniować. Zderzyłem się z drugim obrońcą i odebrałem mu krążek w ułamku sekundy. Miałem czyste pole do zagrania. Ruszyłem na bramkę i wykonałem wrist shot. Strzał był precyzyjny, wykonany przez szybkie zagięcie nadgarstka w momencie uderzenia krążka. Bramkarz go nie przewidział, nie miał wystarczająco czasu na reakcję.
Strzeliłem kolejną bramkę.
Do końca meczu pozostało raptem pięć minut. Musieliśmy utrzymać przewagę, aby wygrać. Przez kolejne sekundy utrzymywaliśmy przeciwników z dala od naszej bramki. Po zmianie Oliver spróbował zdobyć kolejny punkt, ale mecz ostatecznie zakończył się naszą wygraną z wynikiem dwa do trzech.
***
– To było doskonałe, stary! – Dennis objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę szatni. – A widziałeś mordę Millera? Pewnie dupa go piecze do tej pory – parsknął. W szatni panowała podniosła atmosfera. Po zakończonym meczu wszyscy zeszliśmy z lodu. Na szczęście w tunelu obyło się bez konfrontacji z drugą drużyną (byłem pewny, że gdyby było inaczej, ktoś dostałby pięścią w twarz) i teraz spokojnie mogliśmy przebrać się w szatni.
– Za tę wygraną chyba należy nam się jakieś świętowanie, prawda?! – Krzyk Logana poniósł się po szatni, ale potwierdzający ryk ze strony reszty naszej drużyny prawdopodobnie usłyszeli kibice. Dostrzegając porozumiewawczy uśmiech na twarzy przyjaciela, przewróciłem oczami. Odłożyłem kask na ławkę, udając, że nie widzę.
Czułem, że po moich plecach spływa pot. Po takim wysiłku palił mnie każdy mięsień, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Czułem, że żyłem, a wygrana dodała nam wszystkim skrzydeł, szczególnie, że rywalizowaliśmy z tą drużyną od dłuższego czasu.
– Masz wolne mieszkanie – przypomniał mi Luke.
– Lepiej najpierw sprawdź, co na to moja sąsiadka – odpowiedziałem, przewracając oczami.
– Ulubiona sąsiadka – poprawił mnie szybko Dennis. Nie odwracając się w jego stronę, pokazałem mu środkowy palec i zacząłem zdejmować przepocone ubrania i ochraniacze. Odgarnąłem mokre od potu włosy i pociągnąłem nosem. Uśmiech sam cisnął mi się na usta.
Wątpiłem, by Osla była zachwycona pomysłem kolejnej domówki, szczególnie, że już przy pierwszej miała wiele do powiedzenia. Nie chciałem jej też drażnić, w końcu zależało mi na tym, by nasze stosunki choć odrobinę się ociepliły.
Nie byłem pewny, czy tłum ludzi, lejący się hektolitrami alkohol i głośna muzyka były w stanie polepszyć naszą relację.
– Zapytamy ją o zdanie – stwierdził Logan, a ja wtedy przypomniałem sobie, że istniała ta pieprzona grupa, na której wcześniej Osla życzyła nam powodzenia na meczu.
– Kurwa, ale będę mieć siniaka – jęknął Dennis, oglądając swój tyłek. – Będę wyglądać, jakby ktoś mi się ostro przyssał do dupy.
– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś faktycznie tak zrobił – odpowiedziałem pod nosem, na co dostałem solidnego kuksańca w żebra i sam się skrzywiłem, bo w tych okolicach też rósł mi porządny siniak. W tym przypadku humor poprawiał mi fakt, że pierdolony kutas Miller dostał ode mnie mocniej i pewnie krzywił się teraz z bólu przy każdym ruchu.
– Pierdol się – burknął Dennis.
– To miał być komplement – dodałem w obronnym geście, na co prychnął z rozbawieniem i sięgnął po telefon. Miałem ochotę udawać niezainteresowanego, ale nic nie mogłem poradzić na to, że moja dłoń samoistnie sięgnęła po komórkę. Stałem w szatni praktycznie bez ubrań, przepocony po meczu i obolały, ale nic mnie to nie obchodziło. Musiałem zobaczyć, co na wiadomość Dennisa odpowie moja sąsiadka.
Od Dennis:
Sprawę mam.
Od Dennis:
Po pierwsze: wygraliśmy.
Od Dennis:
Po drugie: Kieran jest pizdą i przez ciebie boi się zrobić w mieszkaniu kolejną domówkę.
Przymknąłem powieki z rezygnacją, dostrzegając treść tej wiadomości.
– Mówiłem ci już, że cię nienawidzę? – syknąłem do niego, gdy podśmiewywał się pod nosem.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Ojej, wystraszył się?
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Przekaż mu, że i tak nie pozwolę mu się do mnie przytulić <3
Tym razem Dennis bezczelnie zarechotał, a po usłyszeniu parsknięcia ze strony Logana i Luke'a, którzy również wgapiali się w ekrany telefonów, moje ramiona opadły z rezygnacją. Miętoliłem w ustach przekleństwo, zastanawiając się, czy aby przypadkiem Osla nie owinęła sobie wokół palca czterech hokeistów, a nie tylko jednego.
Od Dennis:
Bardzo posmutniał przez twoją wiadomość, ale myślę, że powinniśmy porozmawiać o priorytetach. Impreza. Dzisiaj. U niego. Wchodzisz w to?
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Będziecie upijać się ze szczęścia czy opijać smutki?
Od Luke:
WYGRALIŚMY TY CWANIARO!!!
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
PRZEPRASZAM. GRATULACJE.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
W skali od 1 do 10 jak bardzo zamierzacie się upić?
Od kapitan klaun:
15
Od Luke:
Kieran zdecydowanie będzie opijać smutki. Możesz przyjść i popatrzeć. To najlepsza rozrywka.
Zgromiłem Luke'a spojrzeniem, a on posłał mi niewinny uśmiech. Wiedział, kurwa, doskonale wiedział, że po alkoholu tym bardziej będzie mnie do niej ciągnęło. Zacisnąłem mocno zęby.
Byłem przekonany, że Osla zaprzeczy, ale wtedy wysłała kolejną wiadomość.
Od ulubiona sąsiadka Kierana:
Wchodzę w to, jeśli będę mogła przyprowadzić koleżankę i zrobicie mi Aperola.
Wymieniliśmy z chłopakami spojrzenia.
– Aperol? To jakieś dziewczyńskie gówno? Drink? – dopytał szybko Logan. Skinąłem powoli głową i natychmiast tego pożałowałem. – Nawet się nie dziwię, że to wiesz.
– Ja pierdolę – burknąłem i powtórzyłem przekleństwo, gdy dojrzałem odpowiedź, którą wysłał Dennis.
Od Dennis:
Kieran zamawia już pięć butelek. Przynajmniej jedną przyniesie ci w zębach na kolanach. Do zobaczenia <3
Rzuciłem w niego kaskiem, ale niestety zrobił unik i kask uderzył o przeciwległą szafkę akurat, gdy do środka wszedł trener. Tym razem nie przekląłem, choć bardzo miałem na to ochotę. Pod ostrzałem jego spojrzenia uśmiechnąłem się tylko niewinnie, podniosłem kask i potulnie ruszyłem pod prysznic, nim zaczął krzyczeć. Odkręciłem wodę i wszedłem pod zimny strumień, aby choć odrobinę ostudzić emocje, które mnie atakowały.
Kolejna impreza, Osla i ja. Co mogło pójść nie tak?
Uderzyłem czołem o ścianę.
Prawdopodobnie wszystko.
***
I jak wrażenia?
Zajrzyjcie na mojego Instagrama: nataliaantczak__ (czekam, aż dobijemy do 10 tysięcy i będę mogła was gnębić na kanale nadawczym)
twitter: #thislittleoneNA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro