Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wiadomość


Wróciliśmy do bunkra. Dean'owi udało się zabić Abaddona, przynajmniej jeden plus. Teraz chłopcy wypytują mnie o to czego chciał Hortu.

-Zaszantażował cię, że jeśli niezgodzisz się być jego naczyniem to w brutalny sposób zabije nas wszystkich?- dopytał dla pewności czy nic mu nie umknęło Dean, przytaknęłam głową.- Więc dorwijmy go zanim dopadnie ciebie.

-Dean to nie takie proste. Niby jak mamy go znaleźć?- zwrócił się do brata szatyn.

-Villien jako przynęta w żadnym wypadku nie wchodzi w grę, to było by zbyt ryzykowne.- powiedział twardo Cass.

-Racja, to zbyt niebezpieczne. Villien czy wspominał ci kiedy ma zamiar przyjść?- zwrócił się do mnie Sam.

Zawachałam się nad odpowiedzią. Nie mogę pozwolić by narażali swoje życie dla mnie, nie chcę patrzeć na ich cierpienie. Nie potrafiłabym sobie tego wybaczyć. Wcześniej miałam tylko rodziców, później ich straciłam i cierpiałam. A teraz mam ich i muszę zadbać o ich bezpieczeństwo nawet jeśli cena będzie wysoka. Zależy mi na nich więc zrobię to co będzie trzeba aby ich ocalić.

-Nic o tym nie mówił.- mam nadzieję że nieskapną się że właśnie skłamałam. Hortu to mój problem, sama go sobie na głowę ściągnęłam więc sama to zakończę nawet jeśli oznaczałoby to dla mnie śmierć. Oni nie mogą odpowiadać za moje błędy.

-Właściwie nie mamy żadnych pożytecznych informacji.- stwierdził blondyn.

-Nie pomagasz Dean.- zwrócił się do swojego starszego brata, który przekręcił oczami.

-No co ty niepowiesz? A myślałem że wiemy wszystko.- powiedział sarkastycznie blondyn.

-Kłótnie nam nie pomogą.- rzekł anioł kończąc wymianę złośliwych komentarzy między braćmi.- Ja spytam swoich braci czy coś wiedzą.

Anioł ruszył w stronę wyjścia.

-Cass poczekaj!- brunet zatrzymał się, a ja podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.- Uważaj na siebię.- powiedziałam z troską wpatrując się w jego błękitne tęczówki, których kolor mnie uspokajał.

-Niebawem wrócę, obiecuję.- pocałował mnie w czoło i w akompaniamencie trzepotu skrzydeł zniknął.

-I co się tak szczerzysz?- zapytałam blondyna, który miał głupi zaciesz na twarzy, Sam również się uśmiecha, ale nie w tak irytujący sposób co jego brat.

-A już się bałem, że Cass nikogo sobie nieznajdzie.- zaśmiał się starszy Winchester.

-Weś spadaj.- murknęłam, a on podszedł do mnie i poczochrał mi włosy.

-Było już buzi buzi?- zapytał cmokając.

-Nie twoja sprawa.- burknęłam poprawiając moje rozczochrane włosy.

-Oo, czyli tak.

-Nie!- zaprzeczyłam, a policzki zaczęły mnie piec i pewnie zaczerwieniły się.

-Tego nie da się ukryć.- powiedział Sam z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Nawet ty jesteś przeciwko mnie?

-Widzisz, nawet Sammy jest tego świadom co jest między tobą a naszym aniołkem.- blondyn poklepał brata po ramieniu, a Sam jedynie pokręcił głową.

~

Bracia powiedzieli o wszystkim Charlie, która postanowiła przyjechać do bunkra i pomóc jak tylko będzie mogła.
Przez dwa dni Castiel, Sam, Dean i Charlie szukali przeróżnych sposobów jak można rozwiązać problem, czytali, kombinowali, prosili o informacje innych, ale to na nic się zdało. Cały zapał i nadzieja powoli ich wszystkich opuszczała, za każdym razem gdy wpadali w ślepy zaułek i musieli zaczynać na nowo. Mnie już opuściła, wiedziałam co muszę zrobić, ale tak bardzo tego nie chcę i boję się że będę zbyt słaba by tego dokonać. Ale muszę spróbować, dla nich i dla innych, którym Hortu może zrobić krzywdę.
Przez ten czas cieszyłam się ich obecnością bo może więcej się nie zobaczymy.

-Villien, wszystko dobrze?- zapytał z troską Castiel.

Uniosłam głowę przenosząc na niego swój wzrok i kończąc swoje przemyślenia. Reszta zamilkła i też zaczęła mi się przyglądać.

-Tak, po prostu jestem zmęczona.- raczej przerażona.

-Jest już późno, idź spać. My jeszcze trochę posiedzimy.- powiedział do mnie Sam.

-Jeżeli w ogóle jest nad czym siedzieć.- powiedział ponuro Dean kończąc pić swoje piwo. Sam spiorunował go wzrokiem.

-Lepiej pójdę, wy też, nie ma nad czym tu siedzieć.- wstałam z krzesełka.

-Nie mów tak, poradzimy sobie, razem.- powiedziała pociesznie Charlie. Uśmiechnęłam się do nich delikatnie po czym ruszyłam w stronę korytarza.

-Poczekaj!- zawołał za mną Cass. Zatrzymałam się, a brunet podszedł do mnie.- Mogę posiedzieć z tobą, aż zaśniesz.

-Nie trzeba.- pocałowałam go w policzek i ponownie ruszyłam przed siebie.

-Dobranoc.

~

Zerknęłam na telefon leżący na szafce nocnej obok mojego łóżka. Dochodzi 4 nad ranem. Inni już dawno poszli spać do swoich pokoi. A ja nadal leżę i nie mogę zasnąć. W sumie za dużo targa mną emocji. Dziś trzeci dzień, nie wiem jak to wszystko się potoczy, muszę po prostu czekać.

Nagle usłyszałam jakiś stukot za drzwiami mojego pokoju. Poderwałam się do siadu i sięgnęłam po sztylety leżące na półce.
Spojrzałam na drzwi. Serce zaczęło mi szybciej gdy usłyszałam i zobaczyłam jak ktoś po drugiej stronie naciska klamkę. Drzwi z charakterystycznym skrzypnięciem zaczęły po woli się otwierać.
Podskoczyłam w miejscu gdy drzwi całkowicie otworzyły się, a za nimi okazało się że nikogo nie ma, oprócz ciemności, która jest... dziwna. Zaczęła jakby wchodzić do mojego pokoju gdzie jedynym światłem jest lampka na szafce. Zatrzymała się przy moim łóżku. Zaczęłam jeszcze bardziej panikować gdy czarna mgła weszła na moje łóżko. Nagle zniknęła, a drzwi zamknęły się z hukiem, wszystko wróciło do normy. Oprócz tego, że na łóżku leży niewielka kremowa kartka. Sięgnęłam po nią i otworzyłam aby przeczytać jej zawartość.

-Dziś, teraz.- tylko tyle było tu napisane. Westchnęłam roztrzęsiona. Czas aby to zakończyć. 

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro