Ruda
Jako że w swoim pokoju czułam się samotnie i bałam się, że znowu coś się stanie zabrałam swój laptop i słuchawi, po czym udałam się do biblioteki. Usiadłam przy stolę i odpaliłam swoją ulubioną grę, w którą długi czas nie miałam okazji zagrać. Założyłam słuchawki i dałam ponieść się wirtualnemu światu.
Przeklnęłam pod nosem gdy głupi czarodziej poraził mnie płomieniem czarnego Sorgu, przez co zginęłam, a tak mało brakowało żebym ukończyła poziom 19, tylko 3 stopnie mnie dzieliły od zwycięstwa, tak mało. Mogłam jednak to inaczej rozegrać, miałam jeszcze sporo klejnotów dlatego zamiast kupić dodatkowe kule gorącej siarki mogłam kupić dodatkowe HP, przynajmniej wtedy bym od razu nie zginęła i zgniotła bym tego parszywego czarodzieja. Chiałam nacisnąć replay, ale ktoś gwałtownie zerwał mi słuchawki z uszu. Gniewnie spojrzałam na tą osobę, którą okazał się być Dean.
-Serio? Grasz w takie badziewie.- spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
-Moje życie, więc robię co chcę.- wypięłam mu język.- A teraz oddawaj moje słuchawki.
-N I E.- powiedział po kolei literując to słowo aby mocniej je zaakceptować. Zmarszczyłam niezadowolona brwi i rzuciłam się na blondyna. Ten był szybszy i za nim udało mi się złapać przedmiot uniusł go sobie nad głowę.
-I co teraz zrobisz kurduplu?- uśmiechnął się triumfalnie. Podskoczyłam kilka razy, ale nawet na milimet nie zbiżyłam się do moich słuchawek. Blondyn cały czas się śmiał z mojego daremnego trudu, ale i tak nie dałam za wygraną. Nawet próbowałam się po nim wspiąć, tylko że z marnym skutkiem.
-Dean oddaj jej to.- za mną rozbrzmiał głos Sam'a.
-Nie ma mowy, za dobrze się bawię.- długowłosy podszedł do nas i zabrał bratu moją rzecz.- Ej! Tak nie można.- powiedział niezadowolony z końca zabawy Dean.
-Sero? I kto to mówi.- szatyn podał mi słuchawki. Dopiero wtedy zauważyłam że ktoś jeszcze przyszedł, a dokładniej rudowłosa, niewiele ode mnie wyrzsza dziewczyna, prawdopodobnie w podobnym do mnie wieku. Sam mi ją zasłonił dlatego przecisnęłam się pod jego ramieniem i stojącym obok Dean'em. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do nowo przybyłej i wyciągnęłam do niej dłoń, którą uścisnęła.
-Jestem Villien.
-Charle.
-Miło mi cię poznać, Charle. Nareszcie jakaś oprócz mnie dziewczyna tu jest. Z samym rodzajem męskim trudno żyć.- rudowłosa zaśmiała się na moje słowa.
-Ej! Co to niby ma znaczyć.- usłyszałam za sobą oburzony głos Dean'a.- Widzisz Sam, Charlie tylko przeszła przez próg, a Villien wciągnęła ją w antymęską sektę.
-Daruj sobie.- długowłosy westchnął zmęczony zachowaniem brata.
Usiadłyśmy przy stole. Miałam zamiar wyłączyć grę, bo w końcu mam z kim pogadać, ale Charlie mnie zatrzymała.
-Ty też w to grasz?- zapytała z zachwytem.
-Jak widać.
-O rany, i do tego mają wspólne hobby.- zajęczał Dean.
-A co, zazdrosny?- zapytałam.
-Co? Nie, wcale.- napuszył się blondyn.- Może.- to ostatnie słowo powiedział zbyt cicho, dlatego nie jestem pewna czy dobrze je usłyszałam.
-W sumie to bardzo dobrze że znalazłyście wspólny język, bo mamy robotę, samej nie chcieliśmy cię zostawić Villien, a Cass nie mógł bo znowu coś w Niebie się dzieje.- powiedział Sam.
-Czyli że mam nianię?
-Nie, Charlie raczej będzie ci po prostu dotrzymywać towarzystwa i jak coś się będzie działo to pomoże.- wyprostował Sam.
-Okay.- lekko się uśmiechnęłam.
-Czyli wszystko Ci pasuje?- zapytał Dean, przytaknęłam- To super. Jedziemy.- poklepał brata po ramieniu i ruszył do wyjścia.
-Jak coś to dzwoń. Nie ważne o jakiej porze, od razu przyjedziemy.
-Dobrze mamusiu.- zaśmiałam się, a długowłosy przytulił mnie i poszedł za bratem.
-To co zagramy?- zapytałam rudowłosą, której pomysł bardzo się spodobał.
~
Grałyśmy chyba z trzy godziny, a gdy miałyśmy dość poszłyśmy do mojego pokoju, po drodze zachodząc do kuchni po jakieś przekąski, i włączyłyśmy sobie Star Wars. Oglądałyśmy po kole każdą część, przy tym śmiejąc się, komentując i naśladując niektóre postacie wypowiadając ich znane teksty.
-Zrób pałzę bo muszę do łazienki.- powiedziała Charlie wstajac z łóżka, zrobiłam jak kazała.-Tylko nie oglądaj beze mnie.- pogroziła mi palcem za nim zniknęła za drzwiami.
Charlie to naprawdę wspaniała osoba, pełna dobroci i ciepła. Tak bardzo dobrze mi się z nią spędza czas. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, a bardzo bym chciała. Mam nadzieję że to nie jednorazowe odwiedziny i że uda mi się z nią zaprzyjaźnić, stworzyć prawdziwą więź. Mam dosyć samotności, a w ostatnim czasie udało mi się poznać dużo wyjątkowych osób. Niby ta cała sprawa z Hortu jest przerażająca ale gdyby nie to prawdopodobnie by mnie tu nie było i nie poznałabym ich. Mądrego i wyjątkowo opiekuńczego Sam'a, zabawnego i choć czasem strasznie wkurzającego ale o dobrym sercu Dean'a, którzy okazali być się moją rodziną, a szczerze mówiąc wcześniej miałam tylko rodziców, którzy niby dla mojego dobra izolowali mnie od innych krewnych. Sympatyczną i pełną energi Charlie oraz uroczego, wyjątkowego anioła Castiela, który sprawił że moje serce zabiło szybciej. Wspominając niebieskookiego poczułam motylki w brzuchu. Na samą jego myśl chcę mi się cały czas uśmiechać, jakbym była nastolatką, która dopiero poznaje to uczucie. Czyżbym się w nim zaczęła zakochować? Rany, nie wierzę w to co myślę. Gdyby on odwzajemnił to uczucie, to było by pięknie. Rozmarzona przycisnęłam do piersi poduszkę.
Minęło chyba z pół godziny, a Charlie nadal nie wróciła. Zaniepokoiło mnie to dlatego wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę łazienki. Idąc tak korytarz zaczął się dłużyć i dłużyć. Spanikowana zatrzymałam się i spojrzałam za siebie, ale tam też korytarz wydaje się być nienaturalnie
dłuższy. Światła zaczęły mrygać. Błagam tylko nie to? Nagle zapadła ciemność. Przerażona ukucnęłam przy ścianie i zwinęłam się w kulkę w kółko powtarzając że nic mi nie grozi. Przecież Sam mówił że nie może się tu dostać, nie może. Zaczęłam histerycznie łkać i głośniej powtarzać. Zasłaniłam uszy oraz zcisnęłam mocniej powieki gdy usłyszałam kroki. Im bardziej się do mnie zbiżają tym bardziej są głosniejsze, a moje serce szybciej bije. Gdy zatrzymały się obok mnie mogłabym przysiąść że usłyszałam cichy śmiech. A następnie poczułam mocne szarpnięcie za ramię, które spowodowało że otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na ... Charlie?
Chwila, wszystko wygląda normalnie, światła nadal się świecą. Rudowłosa pomogła mi wstać.
-Boże, co się stało? Wyszłam tylko na 5 minut, a jak wróciłam to ciebie nie było.- powiedziała przestraszona moim stanem.
-Co? Jak to 5 minut, miałam wrażenie że więcej dlatego poszłam cię szukać i ...
-I co?
-Znowu to się stało.- rozpłakałam się. Dziewczyna objęła mnie ramionami.
-Jestem tu i nigdzie się nie wybieram.- powiedziała pokrzepiająco.
Czy ja tracę zmysły, wariuję? Dlaczego? Skoro chce mnie, czemu porostu tego nie zrobi. Zaczyna mnie to przerastać.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro