26
Obudzilem sie z potwornym bolem glowy i wyrzutami sumienia. Nie chcialem tak wczoraj przestraszyc Jimina, ale z drugiej strony ciesze sie, ze sie mna przejal. Moze jak na jakis czas odpuszcze, dam mu spokoj to wszystko sobie pouklada i do mnie wroci. Musze sie ograniczyc tylko do prob na konkurs. Niech to bedzie teraz najwazniejsze. Sala treningowa to bedzie poki co jedyne miejsce, gdzie bedziemy sami. Ale i tak niedlugo sie tu wprowadzi, a wtedy moze byc mi ciezko, nie zwracac na niego uwagi.
- Obudzilem sie i zyje. Dziekuje za wczoraj i przepraszam, ze cie nastraszylem. - wyslalem smsa tak jak obiecalem.
W zasadzie to myslalem, ze nie bede za duzo pamietac. Moze jak sie tak cierpi to nawet upic sie pozadnie nie mozna.
- Spoko, najwazniejsze ze nic ci nie jest. Pij duzo wody! - pewnie to glupie, ale jego troska roztapiala mi serce.
Nie wiedzialem za bardzo co ze soba zrobic, wiec po prysznicu postanowilem zrobic sobie duze sniadanie z zamiarem baardzo dlugiego konsumowania go. Zszedlem do kuchni i zaczalem przygotowywac skladniki do jajecznicy. Umylem jajka, pokroilem szynke i cebulke, wszystko przyprawilem i wrzucilem na patelnie. Obralem jeszccze kilka pomaranczy i wycisnalem z nich sok. Wszystko, by trwalo to jak najdluzej.
Wrocilem do pokoju z jedzeniem i wlaczylem film. Musialem zajac czyms mysli. Jednak nie bardzo mi to pomagalo. Kiedy seans sie skonczyl uznalem, ze wysilek fizyczny bedzie duzo lepszy. Przebralem sie w sportowe ciuchy i wyszedlem pobiegac. Nawet nie wiem kiedy znalazlem sie w praku blisko domu Jimina. W ogole nie myslalem, gdzie biegne i znalazlem sie wlasnie tu. Chcialem szybko wracac do siebie. Zawrocilem, a za mna stal nie kto inny jak Chim. Serce zaczelo bic mi tysiac razy mocniej, chyba glownie ze strachu przed ochrzanem.
- Czesc JungKook. - zlustrowal mnie od gory do dolu i zawiesil spojrzenie na moich oczach. - Biegasz tu?
- Hej...biegalem i dotarlem tutaj, nie planowalem tego. Juz sie zmywam. - szybko zaczalem go wymijac, kiedy zlapal mnie za reke.
- Dobrze sie czujesz? Nie masz kaca? - wciaz trzymal moja dlon, gdy sie do niego odwrocilem. Jego dotyk byl tym czego tak bardzo potrzebowalem. Nawet w tak drobnym gescie.
- Nie mam, widocznie jestem taki beznadziejny, ze nawet tego nie potrafie pozadnie zrobic. - jego twarz przybrala jeszcze smutniejszy wyraz. - przepraszam i jeszcze raz...naprawde doceniam, ze wczoraj przyszedles. Nie musiales.
- Nie bylo to latwe, ale nadal jestes dla mnie wazny. - zaczal bawic sie moja dlonia, obejmowal ja swoimi drobnymi raczkami i rozdzielal mi palce. To bylo takie...urocze. Tak strasznie chcialem go w tej chwili przytulic.
- Gdybys potrzebowal pomocy w przeprowadzce to napisz. Zniose kartony, albo cos spakuje. Pewnie nie bedziesz brac duzo rzeczy ale wal smialo. - balem sie poruszyc, zeby go nie spoloszyc. Wciaz slepo patrzyl sie w nasze dlonie.
- Napisze jak bede sie pakowac... - przeniosl w koncu wzrok na moja twarz, mialem wrazenie, ze prosto na usta i wtedy jakby czytal mi w myslach, przytulil sie do mnie. Objalem go zdezorientowany ramionami, a on wtulil sie jeszcze bardziej. Uslyszalem jak pociaga nosem na co pogladzilem go po wlosach i cmoknalem w czolo. Nie mam pojecia jak dlugo tak stalismy, ale czulem jakby czas sie zatrzymal.
Odsunal sie w koncu ode mnie i bez slowa, ani przelotnego spojrzenia odszedl. Wiem, ze mu ciezko ale mi tez. To zupelnie nie ma sensu. Nie zdradzilem go, nie zrobilem tak naprawde nic zlego. Nasze cierpienie jest tak bardzo zbedne. Nie mam pojecia jak to wszystko naprawic. Czasami czuje ze czas wystarczy, ze ochlonie, wszystko przemysli i pouklada sobie w glowie i znowu bedziemy razem. Innym jednak razem mam wrazenie, ze juz nic nie da sie zrobic. Gdyby chodzilo o kogos innego, ale to jego kuzyn, ktorego nie cierpi i przed ktorym mnie ostrzegal. Jak moglem byc tak glupi. Jak moglem dac sie tak podejsc. Jestem skonczonym idiota. Cholera, musze sie ogarnac i przestac o nim myslec. Musze sie skupic na czym innym. Jak bedzie gotowy to przyjdzie..., a co jesli przestane o niego zabiegac a on pomysli, ze juz go nie chce, ze mi na nim nie zalezy. Nie wiem co robic, chyba naprawde oszaleje!
Ostatkiem sil staralem sie do niego nie odzywac. Chcialem, zeby ten czas spedzil z rodzicami przed ich wyjazdem i jak najmniej myslal o nas. Mimo przespanej spokojnie calej nocy bylem potwornie zmeczony. Mialem chyba jakies koszmary, ale nawet ich nie pamietam. Rodzice Chima mieli samolot o swicie, wiec chlopak powinien pojawic sie w szkole. Balem sie troche tego spotkania. W koncu dzisiejsza noc spedzi juz u mnie...nie moge sobie darowac, ze bedzie wygladac zupelnie inaczej niz mielismy w planach. Mielismy nawzajem zakradac sie do siebie i spedzac razem cale noce, mielismy budzic sie przy sobie i czule calowac na powitanie nowego dnia. Kiedy zrobil sie ze mnie taki mieczak. Mam tego dosyc. Czemu milosc musi byc taka...bolesna?!
Chcac nie chcac ruszylem w koncu tylek i po godzinie bylem juz w szkole. Przyszedlem wczesniej niz reszta.Chcialem byc pierwszy, sam nie wiem po co. Do lekcji zostalo mi jeszcze ponad pol godziny. Chodzilem od okna do okna wypatrujac czerwonowlosego chlopaka.
- Hej Kookie. - slyszac zdrobnienie mojego imienia serce przyspieszylo niebezpiecznie zbyt mocno. Odwrocilem sie i zobaczylem niesmialo i jednoczesnie smutno wpatrujacego sie we mnie Jimina.
- Czeeesc! Co ty tu robisz tak wczesnie? - za kazdym razem po tym co sie stalo lapalem sie jak chcialem wyrwac do niego i przytulic na powitanie jak wczesniej. Niestety musialem sie powstrzymywac co bylo strasznie trudne.
- Rodzice wyjezdzali o czwartej i jakos nie moglem juz zasnac, to uznalem ze przyjde tu przed wszystkimi. Ostatnio widujemy sie czesciej niz jak bylismy razem... - rozesmial sie sztywno lecz szybko powrocil do obecnego siebie - jednak nie smieszne.
- A bedziemy jeszcze czesciej...
- Taak, to juz dzis. Nadal jestes sam w domu?
- Mama wraca wieczorem, tata chyba rano. Ale znajac ich to mama bedzie w srodku nocy, a tata jutro wieczorem. Zawsze trzeba dodac kilka godzin do tego co mowia. Jeszcze chyba im sie nie zdarzylo byc punktualnie.
- Zabawne...ty sie nie lubisz spozniac.
- Racja, w zasadzie to nigdy o tym nie myslalem. Ale to pewnie dlatego tak mnie to drazni.
- Masz na dzis jakies plany? Czy moge wpasc obojetnie o ktorej?
- Nie mam, bede w domu caly czas. Ale napisz jak bedziesz w drodze. Chyba, ze chcesz zebym wpadl do ciebie i pomogl.
- Nie, dzieki. Jestem juz spakowany. Dwie torby, wiec poradze sobie. Zamowie taksowke. Pewnie bede miedzy 18 a 19. Dam ci jeszcze znac.
- Bede czekac. Mam nadzieje, ze jakos uda nam sie dogadac i nie bedzie to dla ciebie az takie...niekomfortowe. Chcialbym zebys czul sie u mnie jak najlepiej.
- Tez mam taka nadzieje. Po prostu musimy zachowywac sie dojrzale.
- Czy..
- JungKook, prosze nie poruszajmy narazie naszego tematu. Jeszcze nie, dobrze? Tyle sie ostatnio dzieje. Musze odetchnac, pomyslec.
- Jasne. Nie bede sie narzucac i uszanuje twoje uczucia i... wybory.
Obaj pochlonieci rozmowa nie zorientowalismy sie, ze od dawna nie jestesmy na korytarzu sami. Dopiero dzwiek dzwonka na lekcje wyrwal nas z naszego zamknietego swiata.
Na lekcjach niestety bylo znowu mega niezrecznie. Co innego stac i prowadzic rozmowe, a co innego siedziec przy sobie tak blisko bez zadnego gestu. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Zawsze sie droczylismy, trzymalismy za rece, muskalismy palcami albo pisalismy lisciki. Zabawne wpominac cos co bylo kilka tygodni temu jakby minely lata. Nigdy sobie nie wybacze, jesli do siebie nie wrocimy. Cholera, czy ja musze ciagle o tym myslec. Mialem odpuscic i skupic sie na czyms innych. Czemu te mysli mnie ciagle atakuja. Ja juz nie mam sily. Co mam ze soba zrobic?!
Przed pojsciem do domu zrobilismy jeszcze szybka probe. Ktora byla katastrofa. Jesli tak sie zaprezentujemy na konkursie to chyba w ogole nie ma sensu tam jechac. To bedzie jedna wielka kompromitacja. Musimy oddzielic jedno od drugiego, albo nie mamy po co tracic wiecej czasu. Chociaz ja nie uwazam, zeby to byl stracony czas, bo w koncu jestesmy razem...dosc.
Ze szkoly pobieglem szybko do siebie, zjadlem jakies kanapki i zapinalem wszystko na ostatni guzik przed przyjazdem Chima. Nadal nie potrafie wyobrazic sobie jak to bedzie wygladac. Po prostu tego nie widze, wpadania na siebie w kuchni, na korytarzu, gdziekolwiek. Przeciez to nieuniknione. Zwariuje ja, on, albo obydwaj.
Godzine po otrzymaniu od chlopaka wiadomosci, ze zaraz rusza z domu rozbrzmial dzwonek do drzwi.Przyjechal. Zaraz tu wejdzie...i zostanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro