Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

Zmotywowałam się i jest! Rozdzialik na Walentynki!


Brak Jimina z każdą chwilą doskwierał mi bardziej. Nie mogłem normalnie funkcjonować, ciągłe myśli o tym co nas łączyło i co nas rozdzieliło krążyły mi po głowie i nie chciały dać odetchnąć. Tak bardzo go potrzebowałem, chciałem się najzwyczajniej w świecie wtulić w jego ramiona. Na samą myśl, że już nigdy nie będę mógł tego zrobić miałem ochotę zniknąć z tego porąbanego świata. Nie chciałem się zabić, chciałem po prostu zniknąć.

Byłem w domu sam, rodziców znowu nie ma z czego bardzo się cieszyłem. Nie jestem w stanie, żeby odpowiadać na milion pytań czemu jestem w dołku i czemu Chim nie przychodzi. Niedługo będzie tu całe dnie, ale nie będziemy razem. Zabijało mnie to. Każdy oddech sprawiał mi ból. Nie mogłem uwierzyć, ze spotkało mnie coś takiego. Było tak cudownie, układało nam się naprawdę świetnie, byliśmy szczęśliwi...razem. Gdybym tylko powiedział mu o Taeminie od razu. Wszystko wyglądałoby pewnie teraz inaczej. Siedzielibyśmy razem na łóżku, jego głowa spoczywałaby na mojej klatce piersiowej i oglądalibyśmy jakiś film, na którym i tak nie moglibyśmy się skupić przez pożądanie, które zawsze unosiło się w powietrzu.

Może to właśnie przez to? Może w naszym związku było za dużo seksu...dlatego Jimin tak łatwo uwierzył, że jest dla mnie tylko zabawką. Obiektem pożądania, kimś do zaspokajania potrzeb. A przecież było zupełnie inaczej, każdy pocałunek, każda pieszczota to był znak mojej ogromnej miłości względem niego. Jak mógł tak we mnie zwątpić, w nasze uczucie. To tak bardzo bolało.

W tej chwili chciałem tylko jednego, upić się i zapomnieć o całym cierpieniu. Nie chciałem myśleć o niczym co mogło sprawić mi ból.

- Ciekawe co teraz robisz kochanie - zastanawiałem się nalewając piwa do szklanki i patrząc na chłopaka znajdującego się na naszej wspólnej fotografii przede mną. - byliśmy tu tacy radośni, dałem ci całego siebie...chciałbym wpleść palce w te czerwone włosy i mocno wpić się w twoje usta.

Chętnie obiłbym mordę temu frajerowi, ale to by pewnie jeszcze pogorszyło sytuację. Cholera jestem w dupie i to kurwa nie tak jakbym chciał. Może do niego napiszę, albo zadzwonię...nie. Wkurzy się. W sumie to i tak jest wkurzony. Muszę więcej wypić, tak dla odwagi.

- Jimini? Kochanie...wiesz...bo ja cie bardzo kocham...nie zrobiłem nic złego, a ty mnie tak karzesz. Myślę, że nie czuję się wcale lepiej od ciebie. Nie zasłużyłem na to...ty też dlatego powinniśmy przetrwać to razem, ale ty mnie nie chcesz, odsunąłeś się ode mnie. Zostawiłeś z tym samego. To ja tu jestem ofiarą, czemu to robisz? Czy naprawdę nic już dla ciebie nie znaczę? Pozwoliłeś, żeby Tae osiągnął swój cel, czyli nas rozdzielił. Myślałem, że jestem dla ciebie ważniejszy i razem pokonamy wszystko...ciężko mi uwierzyć, że aż tak się pomyliłem. Nie wiem czy moje życie ma dalej jakikolwiek sens...bez ciebie nie chce dłużej żyć. Może gdyby mnie nie było, wybaczyłbyś mi...

- JungKook do cholery co ty wygadujesz? Gdzie jesteś? Czy ty coś piłeś, może się naćpałeś?!

- Haha teraz masz mnie jeszcze za ćpuna? Fajnie, chyba faktycznie wcale mnie nie znasz...i tak piłem, bo myślałem, że mi to pomoże, że nie będzie tak cholernie mocno boleć. Ale żaden alkohol mi nie pomoże, tylko ty możesz to zrobić...jednak masz mnie gdzieś, nie obchodzę cię już!

- Przestań gadać głupoty! Jesteś w domu czy na mieście?

- Jakie to ma znaczenie? I tak nie działa, a w sumie może jak wyjdę to mnie pierdyknie jakiś samochód..

- Nigdzie się nie ruszaj! Połóż się i nie wychodź.

- Jiminie? - już nie odpowiedział. Rozłączył się.

Chodziłem po pokoju, nie mogąc zdecydować gdzie mam usiąść i czy w ogóle chce siedzieć. Myślałem, żeby potańczyć, ale w tym stanie jeszcze bym sobie coś złamał, a wtedy na pewno Park by mnie zabił. A może znalazłby sobie nowego partnera do tańca, może nie tylko do tańca...nieee, nie jest taki..chyba.

- JungKook kretynie co ty odpierdalasz?! - mój mały kurczak wparował do pokoju i zaczął na mnie krzyczeć, a ja potrzebowałem czegoś zupełnie innego. - wiesz jak się przestraszyłem?! Żarty sobie robisz?! - dostrzegłem łzy w jego oczach i zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno niż wcześniej.

- Nie musisz płakać. Nie oczekuje tego od ciebie. - nie mam pojęcia czemu z moich ust padły akurat tak zidiociałe słowa, ale widocznie ja plus alkohol to nie najlepsze połączenie.

- Nie oczekujesz?! A nie no spoko, to już przestaje. - demonstracyjnie otarł twarz wierzchem dłoni i cynicznie się uśmiechnął.

- Chyba źle to zabrzmiało..nie za bardzo wiem co mówię. Nie chciałem cię nastraszyć, bo chyba to zrobiłem?

- Tak! Myślałem, że zaraz się....zabijesz - złamał mu się głos - JungKook to, że nie chcę z tobą rozmawiać to nie znaczy, że...że już nic do ciebie nie czuję i chcę żebyś znikł z tego świata!

- Wiem, przepraszam...nie planowałem tego. - spuściłem głowę i usiadłem na łóżku czując, że cała energia uchodzi z mojego ciała, procenty robiły swoje i zaczęło mi się nieco kręcić w głowie.

- Nie powinieneś więcej pić, źle to na ciebie wpływa. A ja muszę iść, bo...

- ...bo ja źle wpływam na ciebie? Spoko, możesz dokończyć i tak już jestem martwy w środku.

- Po prostu nie mogę tu być, nie jestem jeszcze na to gotowy. Ale boję się o ciebie i za nic nie chcę, żeby ci się coś stało. Nie wiem czy mogę cię tu zostawić..

- Jesteś w tym dobrym, zostaw. Idź do domu i nie myśl o mnie.

- Nie zwalaj wszystkiego na mnie JungKook. Nic nie poradzę na to, że się tak czuję. Mogłeś wcześniej pomyśleć o konsekwencjach.

- Kurwa konsekwencjach czego?! Ile razy mam mówić, że mnie nic z nim nie łączy?! Skoro wiedziałeś jaki jest to trzeba było mi to powiedzieć wprost, a nie jakieś głupie uważaj na niego. To strasznie niesprawiedliwe co teraz robisz. Ale jak chcesz...idź i nie wracaj! Jeśli zostawiasz mnie w takiej chwili to może faktycznie to nigdy nie miało najmniejszego sensu, może nasz związek nie był prawdziwy nawet przez chwilę.

- Nie myślisz tak. Prawda? Jestem słabszy niż myślałem, a jest to dla mnie takie trudne właśnie dlatego, że moje uczucie jest tak ogromne! Czy ty nic nie rozumiesz?! Nie ma już siły, żeby o tym rozmawiać.

- Nie wiem już co mam myśleć. Jestem zmęczony, chyba muszę się położyć.

- Źle się czujesz? Zaprowadzić cię do łazienki?

- Nie zmuszaj się na patrzenie na mnie i przebywanie w tym samym pomieszczeniu. Dam sobie radę, zawsze daje.

- Przyniosę ci wodę i zostanę póki nie zaśniesz...nie chcę myśleć, że sobie coś zrobiłeś.

Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić, by został ze mną na noc, jednak uznałem, że to nie za dobry pomysł. Do pokoju wszedł Jimin ze szklanką wody w jednej dłoni i butelką w drugiej. Postawił je na stoliku i zaczął zbierać puszki i butelki, które porozrzucałem po pomieszczeniu.

- Napij się trochę wody. Jeśli czegoś jeszcze potrzebujesz to ci przyniosę.

- Potrzebuje tylko ciebie kochanie. - chwyciłem jego dłoń i delikatnie muskałem po niej palcami.

- Wiesz, że nie zostanę?

- Wiem...ale chciałbym, żeby było inaczej.

- Wypij więcej wody i prześpij się. Rano będzie ci pękać głowa.

- Może zostaniesz w swoim nowym pokoju? Obiecuje, że tam nie zajrzę.

- Po co? To nie ma sensu. Wrócę do siebie, a ty śpij i już nic nie rób.

- Czułbym się lepiej gdybyś tu był, ale okay. Idź już w takim razie i nie martw się o mnie. Rano napiszę, że żyję jeśli chcesz.

- Napisz. Dobranoc.

- Dobranoc Jiminie. - powoli odpływałem, jednak kątem oka widziałem jak chłopak podłącza jeszcze mój telefon do ładowarki. Odwróciłem się i starałem jak najszybciej zasnąć. Czułem jeszcze jego obecność i marzyłem by się przy mnie położył i mocno mnie objął. Wiedziałem, że tego nie zrobi ale tak bardzo tego pragnąłem. Po kilku minutach położył jedynie dłoń na mojej głowie i czule przeczesał mi włosy. Chyba chciał zrobić coś jeszcze, ale wycofał się. - Dobranoc Kookie. - szepnął, czułem jak się waha i w końcu powoli odchodzi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro