"Umarłem?"
Pov. Andy
Nic nie widzię.
Szumi mi w uszach.
Co chwilę słyszę kroki lub niewyraźne rozmowy.
Pamiętam tylko uderzenie... Ból... i Ryana?
Wiszącego nade mną, zapłakanego Ryana.
Nie potrafię otworzyć oczu.
Nie czuję praktycznie nic.
Żadnych wstrząsów, żadnego chłodu...
Umarłem?
Po dłuższym czasie wszystko cichnie.
Trzaśnięcie drzwiami.
Ktoś do mnie mówi, ale nie słyszę wyraźnie.
Nie, to raczej... szloch.
Poczułem jak miłe ciepło otula moją dłoń.
Skupiam się i staram zrozumieć co dzieje się wokół mnie.
Głos należał do... do Rye. Na pewno. Jestem pewien, ale dlaczego płacze?
- Ja p-przepraszam Andy. Naprawdę przepraszam - słyszę niewyraźny szloch.
Dlaczego on mnie przeprasza?
Nie mogę słuchać jego płaczu.
Z całych sił próbuję otworzyć oczy żeby choć na chwilę ujrzeć te ciemne tęczówki, ale nie potrafię.
Wciąż jedynie ciemność i jego głos.
- Gdybym cię wtedy odprowadził...
T-to wszystko moja wina! Wybacz mi.
Proszę cię, obudź się szybko. Tęsknię za tobą. J-ja tak bardzo cię kocham, Andy!
"- Co!? Nie to nie twoja wina!"
Starałem się krzyczeć, ale mój organizmw żaden sposób ze mną nie współpracował.
"- Ja też cię kocham Rye! Kocham cię!
Nie płacz, proszę!"
W jego głosie było tyle cierpienia, on wszystko zarzucał na siebie.
"- To moja wina! To ja się zachowałem jak ostatni kretyn!"
Czułem jak opadam z sił.
Wytężałem wszystkie komórki swojego ciała żeby móc coś powiedzieć lub chociaż cokolwiek zrobić, ale wciąż nic
Opadłem z sił, całkowicie.
Nie słyszałem już nic, a moim umysłem zawładnęła beznamiętna ciemność.
***
Taki krótki z perspektywy Andyiego♡
Byee💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro