" (...) Pięcioosobowy zespół."
Pov. Rye
Po powrocie do domu czułem się bardzo zmęczony.
Brak wystarczającej ilości snu dawał się we znaki, ale mimo to, nie potrafiłem zasnąć.
Była może godzina jedenasta, a ja wciąż leżałem na łóżku ściskając kurczowo telefon w dłonaich.
Czekałem, miałem nadzieję, że zaraz ktoś zadzwoni i powie, że Andy się obudził.
To bardzo irytujące uczucie, gdy jesteś tak zmęczony, że nawet nie potrafisz się ruszyć, a jednak nie umiesz zasnąć.
Leżałem już jakiś czas, a moja irytacja wciąż rosła.
Zdążyłem już zrelacjonować chłopakom wszystko co się wydarzyło i w jakim stanie był obecnie Andy.
Cały czas byli dla mnie oparciem. Doceniałem to.
Od: Brook
Ryan jedziemy do Andy'ego. Jak u ciebie?
Gdy zobaczyłem wiadomość od Brooklyna, odrazu się rozbudziłem.
Do: Brook
Mogę jschać z Wami???? Proszę!
Chwils i jestem gorowy!!
Palce trzęsły mi się z emocji. Byłem u chłopaka ze trzy godziny wcześniej, a już zaczynałem odchodzić od zmysłów.
Czułem się zobowiązany siedzieć przy nim przez cały czas...
To przeze mnie chłopak leżał w śpiączce.
Musiałem tam pojechać!
Od: Brook
Spałeś chociaż trochę?
Do: Brook
Noo trochę... Proszę
Od: Brook
Ryan wyśpij się :// Jesteś zmęczony.
Jutro z samego rana możesz do niego jechać.
Do: Brook
Dlaczego!? Dlaczego nie mogę!?
Od: Brook
Chłopie nie spałeś ze 30 h. Idź się połóż. Myślę, że Andy nie chciałby żebyś przez niego doprowadzał się do złego stanu...
"-Ale to przeze mnie tam jest.
To moja wina."
Do: Brook
Ale ze mną wszystko w porządku. Jestem pełny energi!
Chłopak nie odpisywał przez chwilę.
Od: Brook
Dobranoc Rye :*
Odłożyłem telefon na stolik z głośnym warknięciem.
To ja decydowałem o tym co mogę, a czego nie.
W domu panowała grobowa cisza.
Moja mama była w pracy, a chłopaki w przedszkolu.
Wszystko działało na mnie nużąco.
Sytuacja z moim chłopakiem...
Przyjaciele...
Ci kolesie z ostatniej nocy...
Wszystko było strasznie meczące.
Wtuliłem głowę w poduszkę i już po chwili odpłynąłem...
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Ze snu gwałtownie wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.
Spojrzałem na wyświetlacz.
Nieznany numer i 1 nieprzeczytana wiadomość od Jack.
Chwyciłem urzędzie i lekko oszołomiony odebrałem telefon.
Miałem ogromną nadzieję, że to ze szpitala...
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do pana Ryana Beaumonta?- usłyszałem głęboki głos po drugiej stronie.
- Tak. Słucham - powiedziałem lekko zachrypniętym głosem, więc odchrząknąłem.
- Nazywam się Balir Dreelan. Dostałem ostatnio zgłoszenie w celu zareklamowania nowego bandu.
Słuchałem w osłupieniu. Co?
Kto to ogarnał? O co tu chodzi? Skąd ten facet ma mój numer?
Mimo zdziwienia postanowiłem brnąć dalej w rozmowę.
- Tak. Pięcioosobowy zespół.
- Chciałbym sprawdzić i realnie ocenić wasze możliwości. Czy mieliście może kiedyś styczność z muzyką?
- Nie, raczej jesteśmy w tym zieloni. Ale chcielibyśmy spróbować...- zaśmiałem się nerwowo.
- Jasne. Każdy od czegoś zaczyna. Moglibyśmy się spotkać? Chciałbym usłyszeć was na żywo - spytał facet po drugiej stronie słuchawki.
- Emm...- zaciałem się na chwilę, przypominając sobie o blondynie.- Niestety stał się nieprzyjemny wypadek i nie dalibyśmy rady dotrzeć w piątkę...- mruknąłem niepewnie.
- Rozumiem. Jeśli mogę spytać kogo by zabrakło?
- A-Andy... Andrew Fowler - powiedziałem cicho.
- To gitarzysta w waszym zespole?
- Tak. Bez niego nie rozmawiałbym teraz z panem...- przygnębiłem się na wspomnienie mojego chłopaka.
- Myślę, że możemy coś z tym zrobić...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro