Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Panie Fowler (...) Dezorientuje Pan"


Pov. Rye

W czasie gdy chłopak zajmował łazienkę, ubrałem pierwsze lepsze dresy i pół nagi wyszedłem z pokoju.

Jak się spodziewałem na sofie w najlepsze dalej spał Jacklyn.
Można powiedzieć, że połączyło ich lenistwo.
Zastanawiałem się jak wyglądają ich spotkania...

Na blacie wyspy kuchennej leżała kartka.

"Sorry, że tak niespodziewanie, ale dosłownie zapomniałem, że mam dzisiaj  nagrywki...
Dzięki za świetny wieczór chłopaki.
Andy zdrowiej tam.
Jak coś, to jesteśmy w kontakcie.
Jeszcze raz dzięki
                                Harvey"

Czytając wiadomość od blondyna miałem cichą nadzieję, że my także w przyszłości będziemy znikać do studia.

- Ryn zo jezzzt?- usłyszałem niewyraźny jęk Jacka, gdy stałem nad blatem dłuższą chwilę.

- Nic. Harv musiał wyjść wcześniej...- wzruszyłem ramionami.

- Wrześnieej..?- powiedział jakby jeszcze przez sen.- To czekaj. Która jest godzina?- chłopak oprzytomniał, budząc przy tym zaspanego blondynka.

- 8:15, a co?

- O kuźwa - zerwał się chłopak.

- Mówiłem ci nastaw budzik...- zaśmiał się w dalszym ciągu zaspany Brooklyn.

- Ktoś mi powie o co chodzi?- spytałem, lekko poirytowany.

- Ciotka ma na 9 do pracy. Powiedziała żebym jej auto o 8:30 podstawił - Jack mówił bardzo szybko. - Zabije mnie.

- Masz czas chłopie - zaśmiałem się.- Ale nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć jak twoja ciotka spuszcza ci łomot.

- Weź mi nie mów... Niby nie wygląda,  a potrafi być niebezpieczna - zachichotał brunet.

- Jadę z tobą - powiedział Brook,
nalewając sobie wody do szklanki.

Brunet chlusnął sobie w twarz wodą z kranu i wytarł twarz ścierką.

- Gdzie twój książe..?- spytał mnie blondyn szturchając lekko w bok.

- Biorąc pod uwagę czas oczekiwania... Chyba bierze prysznic - odpowiedziałem, co wiązało się z cichym chichotem chłopaka.

- Brook?!- słychać było Jacka z korytarza.

- Idę!- odpowiedział blondyn.- Dzięki, Rye. Podziękuj też Andy'emu. Fajnie było. Do następnego - powiedział w moją stronę, znikając we framudze.

- Ta, ode mnie też!- krzyknął Jack.- Brook szybciej skarbie!

- Jasne, nie ma sprawy - odparłem trochę głośniej. - Cześć.

Chłopaki posłali mi uśmiechy, a po chwili usłyszałem charakterystyczny trzask zamykanych drzwi.

Chwyciłem szklankę z wodą, której nie dokończył Brooklyn i zaczałem obracać ją sobie między palcami.
Dokończyłem zawartość i włożyłem szkło do zlewu.

Wziąłem się za przygotowanie śniadania.
Znając Andy'ego posiedzi w tej łazience jeszcze jakieś dobre pół godziny,  a ja i tak nie miałem nic do roboty.
Wyciągnąłem toster i włożyłem do niego chleb.
Chciałem zrobić coś specjalnego, więc zdałem się na swój artystyczny talent.
Wyciągnąłem z lodówki produkty i z większości wyciąłem kształty  serc.
Wiem, trochę oklepne, ale i tak bardzo urocze...

Zalewałem kubki wrzątkiem gdy poczułem jak ktoś delikatnie oplata mnie w pasie.

- Tylko siku..?- mruknąłem z udawanym niezadowoleniem.

- Przepraszam, ale ten prysznic tak uroczo się na mnie patrzył...- blondyn westchnął teatralnie.

Odwróciłem się w jego stronę.

Jego wciąż lekko mokra grzywka opadała na oczy, a na skórze gdzie nie gdzie osadziły się kropelki niewytartej wody.
Jedynym okryciem blondyna był przepasany na biodrach ręcznik.

Poczułem niemały skurcz w podbrzuszu.
Chłopak wyglądał tak cholernie seksownie, a obecność jedynie ręcznika, opasającego jego ciało,  jeszcze bardziej podbudzała moje fantazje.
Chwyciłem chłopaka jedną ręką w pasie, przyciągając go delikatnie do siebie.

- Ja też mogę się na ciebie uroczo popatrzeć...- przymknąłem oczy opierając czoło o te blondyna.

Chłopak nic nie odpowiedział tylko złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Przejechałem dłonią po boku blondyna.

- Andy, gdzie masz bandaż?- spytałem, patrząc chłopakowi w oczy.

- A po co?- spytał, chcąc jeszcze raz złączyć nasze usta, na co mu nie pozwoliłem chwytając go za pośladki, co wiązało się z piskiem zaskoczenia ze strony blondyna.

Posadziłem go na blacie stawiając koło niego talerz z tostami.

- Uroczo - powiedział chłopak z uśmiechem komentując mój kunszt kulinarny, na co lekko się zarumieniłem.

Poszedłem do łazienki, gdzie, tak jak myślałem leżał na ziemi skotłowany bandaż.
Wyjąłem z torby właściwą maść, którą doktor kazał używać Andy'emu i wróciłem do blondyna.

Stanąłem mu między nogami, cały czas nad sobą panując, bo nie zapominajmy, że miał tylko ten pieprzony ręcznik na sobie.

- A no po to...

Chwyciłem maść i odkręciłem tubkę.

- Żeby Andrewa...

Wysmarowałem klatkę chłopaka, co wiązało się z cichymi westchnieniami ze strony blondyna.

- Nie bolało...

Zacząłem owijać klatkę chłopaka bandażem pilnując aby był wystarczająco ciasno, ale nie sprawiał bólu blondynowi.

- I żeby Andy szybko wyzdrowiał - powiedziałem zapinając końcówkę specjalną spinką.

Chłopak kończył jedzenie, więc podałem mu herbatę, którą równie szybko wypił.

- A teraz proszę iść się ubrać - powiedziałem, ściągając chłopaka z blatu.

- A czemu..?- powiedział blondyn nie patrząc mi w oczy, jakby specjalnie obniżajac stan ręcznika.

- Panie Fowler - westchnąłem.- Dezorientuje Pan.

- To źle..?- droczył się chłopak.

- Nie, to cholernie dobrze, ale nie w stanie, w jakim aktualnie się Pan znajduje - powiedziałem czując, że zeraz nie wytrzymam.

- Ehh... No dobrze - westchnął blondyn, wyraźnie zadowolony zaistniałą sytuacją.

Gdy chłopak kierował się w stronę łazienki zebrało mi się jeszcze na soczystego klapsa wymierzonego w pośladek blondyna.

- Csst!- podskoczył.- A to za co?!

Zaśmiałem się usatysfakcjonowany.

- Za tego "głupka".

Chłopak fuknął i bez słowa podreptał do sypialni.

Wygrałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro