Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Mam szczęście, że Cię mam(...)"

Pov. Andy

- Nareszcie...- mruknąłem do siebie pakując wszystkie swoje rzeczy do torby.

Dzisiaj mogłem już wyjść.
Dzwonił Ryan i powiedział, że mam poczekać to mi pomoże, ale ja byłem zbyt niecierpliwy, chciałem po prostu już wyjść z tego szpitala.

Przez te kilka dni Rye siedział cały czas ze mną, chłopaki zresztą też.
Nie było dnia żeby brunet nie przyszedł mnie odwiedzić.
Czułem się źle z tym, że chłopak poświęcał mi tak dużo czasu i zawalał inne swoje sprawy.
Ciągle zaprzeczał i mówił, że będzie ze mną siedział przez cały czas, abym choć na chwilę nie został sam.
Było to bardzo miłe i urocze, że się tak o mnie troszczył, ale nie chciałem, żeby zaniedbywał inne rzeczy tylko ze względu na mnie.
Moja mama przyszła do mnie może z  kilka razy, ale i tak miałem to gdzieś...

Czułem niemałą ekscytację ze względu na to, że wychodzę z tego miejsca katuszy.
Chłopaki przez cały czas opowiadali mi o muzyce i kontaktach z Blairem i tym chłopakiem, jak on..?
Aaaa Harvey.
Tak, Harvey.
Podobno spoko z niego gość i ma nieziemski głos.
Miałem nadzieję, że niedługo go poznam, może czegoś nas nauczy...

Pakowałem już ostatnie rzeczy, gdy w w drzwi został wystukany rytm jednej z najnowszych piosenek.
Uśmiechnąłem się na ten dźwięk.
Codziennie witał mnie nowy rytm co było bardzo zabawne.

Drzwi otworzyły się, a ja ujrzałem mojego ukochanego greckiego boga.

- Dzień dobry, Panie Fowler - odezwał się z udawaną powagą w głosie.

- Witam Panie Beaumont - powiedziałem, starając się ukryć swoje rozbawienie.

Chłopak zagryzł wargę i podszedł do mnie składając na moich ustach czuły pocałunek.

- A cóż Pan, Panie Fowler wyprawia?- powiedział spoglądając na torbę i jeszcze niespakowane rzeczy.- Pan się miał nieprzemęczać - dodał chłopak i spojrzał na mnie karcącym  wzrokiem.

- Panie doktorze, ależ to tylko kilka ciuchów - brnąłem dalej w ten cyrk.

- Ależ Pan doktor powiedział przecież, że pomoże - powiedział brunet i popchnął mnie lekko, więc wylądowałem na łóżku.

- Przesadzasz Rye...- westchnąłem.

Chłopak się tylko uśmiechnął i kontynuował moją nieskończoną czynność.

- Teraz jesteś warzywo - zaśmiał się.- Masz zakaz robienia czegokolwiek - dodał i wyszczerzył się w zwycięskim uśmiechu.

- Jakie warzywo?!- obruszyłem się.- Przecież nic mi już nie jest...- jęknąłem, na co chłopak głośniej wciagnął powietrze, podobało mi się to.

- Oprócz dwóch, niedokońca zrośniętych żeber, zwichniętej kostki i
poobijanego ciałka, to nic. Faktycznie- odpowiedział spokojnie, patrząc na mnie ukradkiem.

- Ehhhh...- westchnąłem zrezygnowany i opadłem na łóżko. - Ważne, że przynajmniej twoje warzywo...- dodałem pod nosem.

Przymknąłem oczy, i poczułem jak brunet się nade mną pochylił.

Chwycił mój podbródek, na co utonąłem w jego czekoladowych oczach.

- Właśnie, moje - powiedział. - I tylko moje.

Uśmiechnąłem się i cmoknąłem go w nos.

- Chodźmy już stąd - powiedziałem całując chłopaka, ale tym razem w usta.

- Nasz klient, nasz pan - uśmiechnął się, ale w dalszym ciągu nie podniósł się tylko oparł się na przedramionach tak, że między naszymi twarzami było może kilka centymetrów odległości.

- Stęskniłem się - mruknął ocierając się nosem o mój.

- Przecież codziennie mnie widzisz...- odparłem chwytając go delikatnie za policzki.

Chłopak nic nie odpowiedział tylko wpił się w moje usta.
Całowaliśmy się dłuższa chwilę.
Uwielbiałem to.
Uwielbiałem smak jego warg.
Uwielbiałem gdy mnie całował.
Był poprostu idealny.

- Mam szczęście, że cię mam Rye - wyszeptałem gdy się od siebie oderwaliśmy.

- To ty jesteś moim szczęściem - powiedział.- Kocham cię Andyś.

- Ja też cię kocham.

Chłopak ostatni raz musnął ustami moje wargi i pociągnął mnie lekko do góry.

- Chodźmy bo Ci chatę rozsadzą...- powiedział.

- Słucham..?- niezrozumiałem o co mu chodzilo.

- Ups...- zaśmiał się brunet.- Chyba miałem ci nie mówić o eskorcie powitalnej...

- Wy jesteście niemożliwi! - zaśmiałem się .

- Poznasz Harveya.

- On też jest?- spytałem na co chłopak kiwnął głową na potwierdzenie.- Nareszcie. Tyle się nasłuchałem...

- Polubisz go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro