Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Halo..?"

》dzień wcześniej》

Pov. Rye

Myślałem, że będzie gorzej, ale całe przesłuchanie minęło w luźnej atmosferze.
Mimo to wciąż żałowałem, że Andyiego nie było z nami.
Z nim zawsze czułem się bezpieczny.
Mógłbym siedzieć z nim godzinami, a nigdy nie jest to wystarczająco długo.

Byłem trochę zmęczony, ale dla blondyna mogłem zrobić wszystko.

- Ryan!- wyrwał mnie z amoku krzyk Jacka.- Co ty hibernujesz?!- zaśmiał się brunet.

- Nie, przepraszam - uśmiechnąłem się  lekko.- Pytałeś o coś?

- Pytałem, jak wrażenia?- wtrącił Mikey.

- A, no w sumie spoko - mruknąłem beznamiętnie, próbując wykrzesać z siebie jakiś entuzjazm.

Poczułem jak czyjeś dłonie oplotły mnie w pasie.

- Myślę, że się będzie cieszył...- szepnął Brook przekonująco.

- Na pewno - odpowiedziałem mu ze szczerą pewnością w głosie.

Chłopak ścisnął mnie mocniej, odklejając się po chwili.

- Ale ten Harvy jest nawet spoko...- zmienił temat Mikey.

- No, niezły jest - mruknął Jack.- Ma mega głos...

- Mam być zazdrosny..?- fuknął Brooklyn i trzepnął bruneta w ramię.

- Nie, skarbie - zaśmiał się brunet i pogładził blondyna po włosach.- Oczywiście, że nie.

- Myślę, że to może być nasz życiowa szansa...- odparłem, dopijając herbatę z białego termosu.

- Tysiące fanów na całym świecie...- rozmarzył się Brooklyn.

- Noo Brook! Ty się tam tak nie zapędzaj!- zaśmiał się Mikey.- Jeszcze nie wiemy co z tego będzie.

- Uda się. Zobaczycie - powiedział Jack, osuwając się na siedzeniu.

- Razem, wszystko nam się uda - dodałem.

W tym samym momencie Mikey podjechał pod mój dom.

- Dzięki - powiedziałem, otwierając drzwi.- Do zobaczenia - dodałem, wychodząc z auta.

Pojazd wyjechał ponownie na ulicę i zniknął za najbliższym zakrętem.

Było około godziny osiemnastej, więc moja mama była już w domu.

- Hej, Rye - usłyszałem krzyk z kuchni, toteż tam się skierowałem.

- Cześć, mamo - powiedziałem i mocno ją przytuliłem.

- Iiii... Jak było?- spytała, wycierając miskę.

- Bardzo dobrze. Balir uważa, że jest w nas jakiś potencjał i coś z nas może być - zaśmiałem się i machnąłem ręką.

- Zawsze miałeś śliczny głos synku. Na pewno wam się uda - uśmiechnęła się do mnie, na co wzruszyłem ramionami.

- Gdzie chłopcy?- spytałem, rozglądając się.

- W pokoju - westchnęła.- Ciągle grają w te Manikrafty i Fortnajty - machnęła ręką z rezygnacją, na co parsknąłem śmiechem

- To dla nich typowe... Lenie jedne - zaśmiałem się.- Ciekawe po kim oni to mają - mrugnąłem porozumiewawczo do mojej rodzicielki.

- No, chyba sobie ze mnie żartujesz! Na pewno nie po mnie!- zaśmiała się i uderzyła mnie ścierką. - Raczej po ojcu!

- Tak, taak mamusiu.- droczyłem się z nią.

- Synuś...- dźgnęła mnie palcem w żebra, na co ponownie parsknąłem śmiechem. - Z matką się nie zadziera.

Zapanowała między nami chwilowa cisza, przerywana jedynie cichym chichotem.

- A, co z Andym..?- spytała ciszej niż zwykle.

Wiedziała o wszystkim. To w końcu moja mama...

- Wszystko w porządku - mruknąłem.- Dalej w śpiączce. Jutro mu wszystko opowiem...

- Nie martw się. Daj mu czas - powiedziała moja rodzicielka i pogłaskała uspokajająco po policzku.

- Tak, wiem. Po prostu... Tęsknię za nim...- powiedziałem i wtuliłem się mocniej w jej dłoń.

- Wszystko będzie dobrze.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Wstałem rano bardzo wcześnie.

W nocy nie potrafiłem zasnąć.
Wciąż myślałem o Andym.

Brakowało mi go.
Brakowało mi jego diamentowych oczu...
Brakowało mi jego pełnych, ciepłych warg...
Tęskniłem za każdym dotykiem, który zawsze wywoływał u mnie miłą falę dreszczy...

Wiedząc, że już nie zasnę, wstałem  wziąłem jakieś czyste ciuchy i ruszyłem w stronę łazienki.

Przysznic zawsze stawiał mnie na nogi.
Umyłem włosy miętowym szamponem, a w ciało wtarłem pachnący żel.
Opłukałem ciało i wyszedłem z kabiny.
Osuszyłem się ręcznikiem i ubrałem wcześniej przygotowane ciuchy.

Postanowiłem wyjść pobiegać.
Trochę głupio tak po prysznicu, ale naprawdę czułem, że spadła mi forma, bo nie wychodziłem ostatnio nigdzie dalej niż do szpitala.

Chwyciłem swój telefon, słuchawki, bluzę i skierowałem się do wyjścia.

Wszyscy spali, więc starałem się być jak najciszej.

Wychodząc podłączyłem słuchawki do telefonu i puściłem pierwszą, lepszą playlistę.

Zakluczyłem drzwi, a dźwięk płynącej muzyki przerwał dzwonek telefonu.

Warknąłem poirytowany.

- Kto do cholery...

Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
Nieznany numer...
Znowu?
Odebrałem.

- Halo..?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro