"Gdybym nie przyjechał..."
Pov. Andy
Facet odleciał chyba na dwa metry, zatrzymując się na komodzie w rogu pokoju.
Przede mną stał Ryan.
Jego dłonie zaciśnięte były w pięści tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Wzrokiem wypalał dziurę w człowieku, który stał na końcu pokoju.
- Ryan...- tylko tyle udało mi się wydusić.
Chłopak nie spojrzał na mnie, a wciąż zabijał wzrokiem mojego ojczyma.
- Nigdy, nie waż się go tknąć - warczał w stronę mężczyzny, a jego głos był przesiąknięty jadem.- Nigdy!
Chłopak odwrócił się do mnie, a jego twarz wyraźnie złagodniała.
- Wszystko w porządku skarbie?- spytał cicho.
- T-tak. Chodźmy stąd...- powiedziałem, nie odrywając wzroku od mojego ojczyma.
Ryan chwycił mnie za nadgarstek i zwinnie wyminął moją rodzicielkę, kierując się w stronę wyjścia.
- Cześć, mamo...- zdążyłem powiedzieć szeptem zanim wyszliśmy z domu.
Pov. Rye
Mikey podrzucił mnie pod dom.
- Dzięki Miki - rzuciłem w jego stronę.- Widzimy się w sobotę.
- Jasne - powiedział chłopak, a ja wysłałem mu buziaka w powietrzu na co się zaśmiał.- Cześć, Rye.
- To, hej - odpowiedziałem i skierowałem się do domu.
Drzwi były zamknięte.
Otworzyłem je i wszedłem do środka.
- Jestem!- krzyknąłem, ale nie dostałem żadnego odzewu.
Gdzie chłopaki?
Myślałem, że mama miała wyjść równo o 14...
- W salonie!- usłyszałem krzyk Robbiego.
- Bro, ty to masz spóźniony zapłon...- jęknąłem, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Też cię kocham Rye...- wyszczerzył się i ponownie skierował wzrok na telewizor dalej rozgrywając jakiś mecz w fifie.
- Gdzie chłopcy? I mama?
- Wzięła chłopaków ze sobą... Podobno do ciotki miał przyjechać jakiś kuzyn i chcieli iść...
- Czyli chata wolna?
- Jak najbardziej - powiedział nie odrywając wzroku od ekranu.
Usiadłem koło chłopaka wpatrując się tępo w ekran i wybijając jakis rytm palcami na oparciu.
- Robbyyyyy..?- przeciągnąłem imię chłopaka kierując na niego wzrok.
- Kluczyki są na półce - powiedział od razu. - Wypad- parsknął, kręcąc głową.
Chwyciłem jego twarz w dłonie i złożyłem mu na policzku mokrego całusa, bo dobrze wiedziałem, że tego nie znosił.
- Ryyan! Deklu!
- Też cię kocham! Dzięki!- powiedziałem, wybiegając z salonu.
Chłopak coś tam jeszcze mamrotał, ale już mało mnie to obchodziło.
Wsiadłem do samochodu i odpaliłem go.
Skierowałem się odrazu do mieszkania blondyna.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarłem pod budynek.
Skacząc co dwa schodki, dotarłem pod dobrze znane mi drzwi z numerkiem 16.
Nacisnąłem klamką, ale o dziwo drzwi nie ustąpiły.
Zadzwoniłem, ale rownież żadnego odzewu.
Telefonu chłopak też nie odebrał.
Zaczynałem coraz bardziej się denerwować.
Zakupy zrobiliśmy, więc do sklepu nie poszedł...
No do cholery.
- Chwila...- mruknąłem do siebie.- Nie... Nie mógł...
Postanowiłem podjechać pod dom państwa Fowlerów.
To było ostatnie miejsce, w którym jak mi się wydawało, chłopak mógł być.
Jechałem po pustej ulicy z kurczowo zaciśniętymi dłońmi na kierownicy.
Miełem złe przeczucia...
A co jeśli go tam nie będzie?
Może poszedł na jakiś głupi spacer...
Ale jakoś nie wydawało mi się, żeby po dzisiejszym dniu mu się chciało.
Dla świętego spokoju chciałem wiedzieć gdzie jest i już!
Podjechałem pod mój cel.
Ogólnie to nic nie było widać.
A czego się kuźwa Beaumont spodziewałeś?
Z daleko coś przykuło moją uwagę...
Drzwi były nie zamknięte, jakby uchylone.
Wysiadłem z samochodu i podszedłem do wejścia.
Kto nie zamyka drzwi wejściowych?
Usłyszałem głuche uderzenie ze środka co chyba zadziałało na mnie automatycznie, więc pchnąłem drzwi i wszedłem.
Pov. Andy
Chłopak otworzył mi drzwi samochodu, samemu wsiadając od strony kierowcy.
Ryan chwycił mój podbródek kierując mój wzrok na swoją twarz.
- Na pewno nic ci nie zrobił?
- Rye wszyatko w porządku.
D-dziękuję - westchnąłem, odwracając głowę.
Chłopak również wypuścił głośniej powietrze przymykając oczy.
- Nie wiem...- zaczął, w dalszym ciągu nie otwierając oczu.- Gdybym nie przyjechał...
Chłopak mocniej zacisnął dłonie na materiale swoich spodni.
- Rye, spokojnie - powiedziałem, gładząc jego ręce aby choć trochę się rozluźnił.- Jedźmy stąd. Proszę.
Pochyliłem się i odwracając twarz chłopaka w swoją stronę pocałowałem go delikatnie, ale chłopak nie pozwolił mi się odsunąć, pogłębiając pocałunek.
Gdy się od siebie oderwaliśmy zauważyłem na twarzy bruneta lekki uśmiech.
I dobrze, taki był cel.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro