Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Andy ogarnij się."


Pov. Andy

Chłopak zakrył mi oczy i otworzył drzwi.

- Niespodzianka!- rozniósł się krzyk, gdy Ryan zabrał dłoń z mojej twarzy.

- Chłopaki!- zaśmiałem się.- Dziękuję!

Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Długo mnie tu nie było.
Mikey, Jack, Brook i... całkiem przystojny brunet, stali na środku holu i wpatrywali się we mnie z uśmiechami na twarzach.
Na ostatnim zawiesiłem wzrok nieco dłużej i uśmiechnąłem się przyjaźnie, co chłopak odwzajemnił.

- Podoba ci się?- spytał Brook i wskazał na stół przeładowany jedzeniem różnego rodzaju.
Wszędzie leżały balony, co było mega urocze.
Napracowali się...
Dla mnie.

- Chłopaki...- zaczął Rye.- Ups...- rozłożył ręce w bezradnym geście .

- No, debilu!- krzyknął Mikey i opuścił ręce.- Powiedziałeś mu!

- Nie!- zaprzeczył mój chłopak.- Bez szczegółów!

- Jezu Ryan!- jęknął Jack.- Nie mogłeś wytrzymać..?- zaśmiał się.

- W sumie dla kogo dobrze, dla tego dobrze - zaśmiał się wysoki chłopak.-
Żadnych tajemnic - dodał i podszedł do mnie. - Harvey. Harvey Cantwell.

- Andy Fowler. Miło mi cię wreszcie poznać - zaśmiałem się i przytuliłem chłopaka co było niemałym wyzwaniem, bo był chyba ze trzydzieści centymetrów wyższy.- Chłopaki już mi dużo nagadali.

- Taak..?- powiedział mrużąc oczy w stronę reszty, po czym wszyscy się zaśmiali.

- Nareszcie w komplecie!- ucieszył sie Brook.- Witaj znowu stary!

- Ej, chłopaki...- zaczął Jack.- Możemy już coś zjeść? Ta Pizza się tak uroczo do mnie uśmiecha...

- A ty tylko o jednym - zaśmiał się mój chłopak.- Zawsze.

- Dziękuję wam - odezwałem się.- Nie wiem co bym bez was zrobił...- poczułem jak do oczu napływają mi łzy.

Ryan przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule w czoło.
Poczułem jak przygniata nas coraz większy ciężar.

- Jesteśmy jak rodzina - powiedział Mikey.- Trochę powalona, ale rodziny się nie wybiera, co nie?

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, trwając dalej w uścisku.

- Ej, ta pizza to faktycznie ma ładny uśmiech...- odezwał się Brook, co wywołało kolejną salwę chichotu.

Rozsiedliśmy się na kanapie.
Ja, Rye, Harv i Mikey- na jednej, a Jacklyn klasycznie rozwalił się na drugiej, nieco mniejszej.

Chłopaki byli dobrze przygotowani.
Każdy z nas siedział wygodnie, trzymając w dłoni pada i wlepiając wzrok w fifę.
Po dłuższym czasie robiło się coraz mniej wygodnie, więc trochę się rozpychalismy.
Lekko oparłem się o Ryana co najwyraźniej mu nie przeszkadzało, bo poczochrał mnie po włosach i wrócił umysłem do gry.
Przerzucił nogę przez kolana Harveya i oparł się o niego tak samo jak ja o niego.
Widząc to, spiąłem się na chwilę.
Sam nie wiedziałem dlaczego, po prostu jakoś nie spodobało mi się to.

Siedzieliśmy, grając już bardzo długo.
Nikt nie patrzył na zegarek.

- Ej...- przerwał amok, Harvey.- Zaśpiewajmy coś, no wiecie, tak  razem. Wy i ja.

- Na to też jesteśmy przygotowani - powiedział Mikey i sięgnął za kanapę wyciągając moją gitarę.- Popisz się - dodał podając mi instrument.

Przejechałem dłonią po gryfie, a po chwili zacząłem jeździć palcami po strunach.
Osunęliśmy się na podłogę, siadając w niewielkim okręgu.

- To było świetne...- mruknął Harvey z uznaniem.- Będą z was ludzie.- zaśmiał  się.

- Masz niesamowity głos - powiedziałem w jego stronę, uśmiechając się.

- Dzięki...- odparł drapiąc się po karku- Ale i w waszej piątce drzemie ogromny potencjał - dodał, po czym zapadła chwilowa cisza.

Zajęliśmy znowu miejsca na kanapach i wróciliśmy do grania.

Po jakimś czasie poczułem jak zaschło mi w gardle, ale nie miałem ochoty już na Colę czy Sprite, więc wstałem z zamiarem zrobienia sobie czegoś do picia.

- A ty gdzie?- spytał się Rye, ciągnąc mnie za koszulkę tak, że znowu opadłem na miejsce obok niego.

- Herbatę sobie zrobić...- wzruszyłem ramionami, z ponownym zamiarem pójścia.

- Ja pójdę - powiedział. - Zrobię ci - uśmiechnął się do mnie.- Ktoś jeszcze?

- Ja poproszę - odparł Mieky nie odrywając wzroku od ekranu.

- My też - powiedział Jack.

- A wy co? Już mózgi wam się zrosły?- zaśmiał się brunet.

- Pomogę ci - odezwał się Harvey podnosząc się z siedzenia.

Zmarszczyłem brwi.

- Zaraz wracamy - powiedział mój chłopak i wyszedł z pomieszczenia razem z brunetem

Poczułem się źle.
Bardzo.
Nie podobało mi się to.
Poczułem się odrzucony, a przecież  nic się nie stało.
Nie chciałem żeby Harvey poszedł z moim chłopakiem choćby zrobić głupią herbatę...
Wkurzyło mnie to...
Ale przecież, bez powodu.
Harv jest spoko.
Tak..?
Ehhh...

Niby głupia sytuacja, a tak popsuła mi humor.
Siedziałem z padem w rękach i tępo patrzyłem się w ekran.

- Andy! Ty się obudź!- zaśmiał się Mikey dotykając mnie stopą w głowę.- Przegrywamy z Jacklynem. Ogarnij się.

- Mikey! Pojebało cię!- zaśmiałem się.

- Nie macie szans!- fuknął Jack.

- Rozniesiemy was!- odparł Brook.

- To się jeszcze okaże...- powiedziałem starając się skupić na grze, ale moje myśli wciąż wpadały na inny tor.

Andy ogarnij się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro