"Andy ogarnij się."
Pov. Andy
Chłopak zakrył mi oczy i otworzył drzwi.
- Niespodzianka!- rozniósł się krzyk, gdy Ryan zabrał dłoń z mojej twarzy.
- Chłopaki!- zaśmiałem się.- Dziękuję!
Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Długo mnie tu nie było.
Mikey, Jack, Brook i... całkiem przystojny brunet, stali na środku holu i wpatrywali się we mnie z uśmiechami na twarzach.
Na ostatnim zawiesiłem wzrok nieco dłużej i uśmiechnąłem się przyjaźnie, co chłopak odwzajemnił.
- Podoba ci się?- spytał Brook i wskazał na stół przeładowany jedzeniem różnego rodzaju.
Wszędzie leżały balony, co było mega urocze.
Napracowali się...
Dla mnie.
- Chłopaki...- zaczął Rye.- Ups...- rozłożył ręce w bezradnym geście .
- No, debilu!- krzyknął Mikey i opuścił ręce.- Powiedziałeś mu!
- Nie!- zaprzeczył mój chłopak.- Bez szczegółów!
- Jezu Ryan!- jęknął Jack.- Nie mogłeś wytrzymać..?- zaśmiał się.
- W sumie dla kogo dobrze, dla tego dobrze - zaśmiał się wysoki chłopak.-
Żadnych tajemnic - dodał i podszedł do mnie. - Harvey. Harvey Cantwell.
- Andy Fowler. Miło mi cię wreszcie poznać - zaśmiałem się i przytuliłem chłopaka co było niemałym wyzwaniem, bo był chyba ze trzydzieści centymetrów wyższy.- Chłopaki już mi dużo nagadali.
- Taak..?- powiedział mrużąc oczy w stronę reszty, po czym wszyscy się zaśmiali.
- Nareszcie w komplecie!- ucieszył sie Brook.- Witaj znowu stary!
- Ej, chłopaki...- zaczął Jack.- Możemy już coś zjeść? Ta Pizza się tak uroczo do mnie uśmiecha...
- A ty tylko o jednym - zaśmiał się mój chłopak.- Zawsze.
- Dziękuję wam - odezwałem się.- Nie wiem co bym bez was zrobił...- poczułem jak do oczu napływają mi łzy.
Ryan przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule w czoło.
Poczułem jak przygniata nas coraz większy ciężar.
- Jesteśmy jak rodzina - powiedział Mikey.- Trochę powalona, ale rodziny się nie wybiera, co nie?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, trwając dalej w uścisku.
- Ej, ta pizza to faktycznie ma ładny uśmiech...- odezwał się Brook, co wywołało kolejną salwę chichotu.
Rozsiedliśmy się na kanapie.
Ja, Rye, Harv i Mikey- na jednej, a Jacklyn klasycznie rozwalił się na drugiej, nieco mniejszej.
Chłopaki byli dobrze przygotowani.
Każdy z nas siedział wygodnie, trzymając w dłoni pada i wlepiając wzrok w fifę.
Po dłuższym czasie robiło się coraz mniej wygodnie, więc trochę się rozpychalismy.
Lekko oparłem się o Ryana co najwyraźniej mu nie przeszkadzało, bo poczochrał mnie po włosach i wrócił umysłem do gry.
Przerzucił nogę przez kolana Harveya i oparł się o niego tak samo jak ja o niego.
Widząc to, spiąłem się na chwilę.
Sam nie wiedziałem dlaczego, po prostu jakoś nie spodobało mi się to.
Siedzieliśmy, grając już bardzo długo.
Nikt nie patrzył na zegarek.
- Ej...- przerwał amok, Harvey.- Zaśpiewajmy coś, no wiecie, tak razem. Wy i ja.
- Na to też jesteśmy przygotowani - powiedział Mikey i sięgnął za kanapę wyciągając moją gitarę.- Popisz się - dodał podając mi instrument.
Przejechałem dłonią po gryfie, a po chwili zacząłem jeździć palcami po strunach.
Osunęliśmy się na podłogę, siadając w niewielkim okręgu.
- To było świetne...- mruknął Harvey z uznaniem.- Będą z was ludzie.- zaśmiał się.
- Masz niesamowity głos - powiedziałem w jego stronę, uśmiechając się.
- Dzięki...- odparł drapiąc się po karku- Ale i w waszej piątce drzemie ogromny potencjał - dodał, po czym zapadła chwilowa cisza.
Zajęliśmy znowu miejsca na kanapach i wróciliśmy do grania.
Po jakimś czasie poczułem jak zaschło mi w gardle, ale nie miałem ochoty już na Colę czy Sprite, więc wstałem z zamiarem zrobienia sobie czegoś do picia.
- A ty gdzie?- spytał się Rye, ciągnąc mnie za koszulkę tak, że znowu opadłem na miejsce obok niego.
- Herbatę sobie zrobić...- wzruszyłem ramionami, z ponownym zamiarem pójścia.
- Ja pójdę - powiedział. - Zrobię ci - uśmiechnął się do mnie.- Ktoś jeszcze?
- Ja poproszę - odparł Mieky nie odrywając wzroku od ekranu.
- My też - powiedział Jack.
- A wy co? Już mózgi wam się zrosły?- zaśmiał się brunet.
- Pomogę ci - odezwał się Harvey podnosząc się z siedzenia.
Zmarszczyłem brwi.
- Zaraz wracamy - powiedział mój chłopak i wyszedł z pomieszczenia razem z brunetem
Poczułem się źle.
Bardzo.
Nie podobało mi się to.
Poczułem się odrzucony, a przecież nic się nie stało.
Nie chciałem żeby Harvey poszedł z moim chłopakiem choćby zrobić głupią herbatę...
Wkurzyło mnie to...
Ale przecież, bez powodu.
Harv jest spoko.
Tak..?
Ehhh...
Niby głupia sytuacja, a tak popsuła mi humor.
Siedziałem z padem w rękach i tępo patrzyłem się w ekran.
- Andy! Ty się obudź!- zaśmiał się Mikey dotykając mnie stopą w głowę.- Przegrywamy z Jacklynem. Ogarnij się.
- Mikey! Pojebało cię!- zaśmiałem się.
- Nie macie szans!- fuknął Jack.
- Rozniesiemy was!- odparł Brook.
- To się jeszcze okaże...- powiedziałem starając się skupić na grze, ale moje myśli wciąż wpadały na inny tor.
Andy ogarnij się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro