"A Pan gdzie się wybiera?"
Pov. Rye
Gwałtownie się obudziłem gdy poczułem, że coś, a raczej ktoś uderzył mnie z wielką siłą w rzebra.
Całkowicie rozbudzony zobaczyłem jak blondyn wierci się na całej połowie łóżka.
Z jego oczu ciekły łzy, a z ust wydobywały się ciche, stłumione słowa.
Podniosłem się do siadu.
Chwyciłem lekko chłopaka za ramiona, głaszcząc jedną ręką po policzku.
Coś mu się śniło, ale co to było, że chłopak tak reagował?
- Andy!- krzyknąłem po cichu, tak aby nikogo innego nie obudzić.
Chłopak nie przestawał płakać, a jego oczy jeszcze bardziej się zacisnęły.
- Andy!
Podniosłem chłopaka do pół siadu i oparłem sobie go o swój tors.
- Andy do cholery!
Chłopak otworzył oczy i z wielką siłą odepchnął mnie od siebie.
- Jak mogłeś!- krzyknął przez łzy.
Czułem się cholernie zdezorientowany.
- Andy, to był tylko sen skarbie - powiedziałem spokojnie.- Jestem tutaj - dodałem, przysuwając do siebie zapłakanego blondyna.
- To był tylko sen - powtórzyłem, głaszcząc chłopaka po głowie i wycierając wierzchem dłoni jego mokre policzki.
Chłopak mocno wtulił się we mnie, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyji.
Cały się trząsł.
Głaskałem blondyna wzdłuż kręgosłupa, czując jak stopniowo się uspokajał.
Pochyliłem się siegając do szafki nocnej, wyciągając z niej inhalator i podałem go Andy'emu.
Chłopak zaciągnął się i odetchnął głęboko.
- P-Przepraszam - mruknął, niemalże nieusłyszalnie.
- Andy, wszystko jest już w porządku - powiedziałem łapiąc jego twarz w dłonie składając na malinowych usteczkach delikatny pocałunek.- Już jest okay...
Chłopak objął mnie w pasie opierając głowę o mój tors.
Położyłem się zakładając sobie nogę chłopaka na biodro.
- Powiesz mi co ci się śniło?- spytałem, kreśląc ścieżki opuszkami palców na plecach chłopaka
Nastała chwila ciszy.
Słyszałem tylko jak chłopak cicho pociągał nosem.
- Dobrze... Nie mów. Nie myśl o tym - powiedziałem, aby nie wywołać kolejnej fali smutku ze strony chłopaka.
Chłopak lekko się spiął, mocniej oplatając mnie rękami.
- B-bo tam...- zaczął.- Ty i Harvey...
Zmarszczyłem brwi i wciągnąłem chłopaka na siebie tak, że leżał na mnie całym swoim ciałem.
Jego oczy były zamnkięte, a pojedyńcze łzy spływały po jego twarzy.
- Andy...- powiedziałem.- Andy, spójrz na mnie.
Chłopak otworzył zapłakane oczy i skrzyżował ze mną wzrok.
- Andy, ja jestem tutaj. Z Tobą - mówiłem patrząc mu głęboko w oczy.- Jesteś tylko Ty. Tylko ty jesteś moim kochanym skarbem. Jesteś moim szczęściem. Tylko ciebie kocham. Jesteś mój, a ja tylko twój i tak już pozostanie. Rozumiesz?
Tym razem ja poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy.
Chłopak chwycił moją twarz w dłonie wbijając się mocno w moje usta, od razu pogłębiając pocałunek.
Nie był zachłany... Był idealny.
Delikatny i zmysłowy.
Żaden z nas nie próbował przejąć nad nim kontroli.
W pewnym sensie czułem się winny za to co zaszło.
Przecież sny nie brały się z nikąd.
Czyżby chłopak był zazdrosny..?
Ale... W moim mniemaniu to w ogóle nie wchodziło w grę.
Tylko on się dla mnie liczył.
Tylko jego kochałem.
Był dla mnie najważniejszy.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza.
W takich chwilach żałowałem, że coś takiego jak tlen jest po prostu potrzebne.
- Już?- spytałem, głaszcząc policzki chłopaka.
- Tak - powiedział z lekką chrypą w głosie, na co się uśmiechnąłem.
Chłopak wstał ze mnie i wygramolił się z łóżka.
- A Pan to gdzie się wybiera?-powiedziałem, z dezapropatą w głosie.
Chwyciłem gumkę od bokserek chłopaka, ciągnąc go w swoją stronę.
- Hej!- zaśmiał się, udawanym oburzeniem.- Tak nie wolno!
- Hmm..?- droczyłem się, gryząc chłopaka po szyji, przez co z jego ust wydobył się cichy jęk.
- Ryan...
- Taaak..?
- Siku - jęknął.
Zaśmiałem się. Puszczając chłopaka z objęć.
- No dobrze... Tym razem mogę przyjąć to do wiadomości - westchnąłem tetralnie, na co chłopak się uśmiechnął.
- Głupek...
- Słucham!?- obruszyłem się.- Przegiąłeś!
Chciałem szybko chwycić chłopaka za nogę, ale był szybszy i mi uciekł.
- I tak zaraz tu wrócisz...- zaśmiałem się.
Mój Andy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro