Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" A-Andy? (...) Co ty tu robisz? "

Pov. Andy

Czułem, że nigdy wcześniej nie byłem tak szczęśliwy, jak w chwili obecnej.

Siedziałem w aucie z przyjaciółmi, z którymi teraz tworzyłem zespół, trzymając za rękę sens mojego życia.
Czułem, że teraz wszystko się zmieni.
Niegdy nie pomyślałbym, że moje życie zejdzie na taki tor, że moje życie tak się potoczy.

Zadarłem lekko wzrok, odszukując błysk czekoladowych tęczówek.

- Zostajesz u mnie..?- spytałem szeptem.

- Muszę posiedzieć z Sammym i Shawnem skarbie...- odpowiedział z lekkim smutkiem w głosie.- Moja mama powiedziała, że gdzieś wychodzi i ni- Jasne, Rye. Rozumiem - przerwałem mu i cmoknąłem go w policzek, na co on uniósł nasze splecione ręce i pocałował wierzch mojej dłoni.

Siedzieliśmy w samochodzie we trzech po tym jak Mikey podrzucił pod dom Jacka, a następnie Brooklyna.

Szatyn podjechał pod budynek, w którym znajdowało się moje mieszkanie.

- Dzięki Mikey.

- Nie ma sprawy. Nie zapomnij, że w sobotę jedziemy ogarnąć studio. Nie zaśpij Fovvs... Będę o 9 - zaśmiał się szatyn .

Łapiąc za klamkę odwróciłem się do mojego chłopaka i złożyłem czuły pocałunek na jego wargach.

- Przyjadę, jak najszybciej będę mógł...- mruknął po cichu, na co delikatnie przygryzłem jego dolną wargę.

- Będę czekał...

Wyszedłem z samochodu żegnając się z chłopakami i skierowałem się w stronę mieszkania.

Stanąłem przed drzwiami, szukając kluczy.
Poczułem się jak baba, która szuka czegoś w torebce, bo pomimo że ja dysponowałem tylko kieszeniami to i tak nie umiałem znaleźć tego małego cholerstwa.

Znalazłem je w wewnętrznej kieszieni mojej katany.
Przekręciłem klucz w zamku i stanąłem w progu.
Jeszcze całkiem nie wszedłem, a już zastanawiałem się co będę robić sam.
Przeczuwałem, że brunet szybko się nie wyrwie, ale i tak przecież spędzał ze mną bardzo dużo czasu.
Wczoraj wziąłem się za sprzątanie, a Ryan delkiatnie mówiąc- wkurwił się.
Wyglądało to dość komicznie, ale ja naprawdę czułem się już dobrze.
Miałem iść w przyszłym tygodniu na kontrolę klatki, myślałem, że już było wszystko w porządku, bo jeśli gdzieś nie przywaliłem to nic nie czułem...
Doceniałem to, że chłopak się martwił, ale czasem ewidentnie przesadzał...
Skończyło się na tym, że sprzątanie oficjalnie zostało zakończone po pięciu godzinach, czego przyczną było to, że już na początku trochę nam odbijało.

Stałem tak w progu układając sobie wszystko w głowie.

Od kąd wyszedłem ze szpitala nie miałem kontaktu z matką.
Nieobecność ojczyma w moim życiu jakoś wielce mi nie przeszkadzała, ale świadomość, że twoja rodzicielka już się tobą nie interesuje tak jak dawniej, bolała.
Czasem miałem po prostu cichą nadzieję, że  zadzwoni, albo chociaż... Nie wiem.
Sam myślałem nad tym, aby się jakoś się odezwać, ale nie miałem pomysłu. Może tak było lepiej?

Blair powiedział, że po wybiciu można naprawdę nieźle zarabiać.
Naszym wsparciem jest na chwilę obecną Harvy, który jest już całkiem nieźle rozpoznawalny.
Chłopak powiedział, że zrobi wszystko aby nasze głosy dotarły do jak największej ilości fanów, to było bardzo miłe z jego strony.
Czasem zdarzało mi się odpływać i wyobrażać sobie, jak to by było mieć milion, a nawet kilka, kilkanaście milionów fanów na całym świecie.
To musi być fantastyczne...
Zarabiać na swoim hobby i to niemałe pieniądze to niesamowita okazja.
Może jak wszystko pójdzie po naszej myśli, to za niedługo sam będę mógł decydować o sobie i swoim życiu.
Będę wpełni samodzielny i odpowiedzialny za siebie.

Chwyciłem w ręce kurtkę, którą zdążyłem już z siebie ściągnąć i ponownie wyszedłem z mieszkania, zakluczając je.

- I tak nie mam nic do roboty...- mruknąłem do siebie, wychodząc z budynku.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Po dłuższym czasie marszu stanąłem, przed dobrze znanym mi miejscem.

Wyciągnąłem z tylnej kieszeni inhalator, bo czułem jak trochę zaczyna brakować mi powietrza...
Dawno nic z sobą nie robiłem, więc moja kondycja dosłownie leżała.

Zadzwoniłem do drzwi, czekając na charakterustyczny dźwięk otwierającego się zamka.

Po krótkiej chwili drzwi uchyliły się.

- A-Andy..?

- Hej mamo - powiedziałem beznamiętnie, po jakże entuzjastycznym przywitaniu.- Ciebie także miło widzieć.

- Co ty tu robisz?- była widocznie zaskoczona moją jakże niespodziewaną wizytą.- Wejdź, wejdź synku.

Moja rodzicielka otworzyła drzwi szerzej wpuszczając mnie przy tym do mojego... Byłego domu.

- Co ty tu robisz?- ponowiła pytanie.

- Tak przyszedłem... Się pochwalić - przewróciłem oczami tak, że chyba tego nie zauważyła.

Weszliśmy do salonu.
Na kanapie jak król, w garniturze siedział ojczym czytając gazetę.

- Jak się czujesz..?- spytała spoglądając na mnie.

- Dobrze... Teraz już dobrze - powiedziałem, a przez moją twarz przeszedł cień uśmiechu, może nie jest jeszcze aż tak źle?

Swoim przybyciem zwróciłem uwagę PANA TEGO DOMU.

- Oooo! Blondi!- powiedział z udawanym zachwytem w głosie, z miejsca pomyślałem, że będzie grubo...
Co mnie podkusiło żeby tu przychodzić?

- Przestań - powiedziała do niego moja matka z twardą stanowczością w głosie.

Lekko mnie zatkało, ale chyba nie tylko mnie, to było do niej niepodobne... Moja mama się wkurzyła.
Niebywałe...

Dziwne, ale facet naprawdę sobie odpuścił i bez słowa skierował wzrok na gazetę.

- Andy, napijesz się czegoś?- spytała moja rodzicielka.

- Tak, herbatę poproszę. Dziękuję mamo - powiedziałem, a kobieta, jeśli się nie mylę lekko się uśmiechnęła.

Moja mama skierowała się w stronę kuchni, a ja usiadłem na fotelu, jak najdalej od starego.
Nawet nie patrzyłem w jego stronę. Już samym widokiem mnie odrzucał...

- I co już ci się znudziło..?- syknął ojczym po jakimś czasie.

- Że co?- spytałem, posyłając mu zdezorientowane spojrzenie próbując nadal wyglądać lekceważąco.

- No ten twój chłoptaś...- uśmiechnął się pod nosem, a ja myślałem, że z miejsca mu wyjebię.- Wróciłeś do domku...

- Nic mi się nie znudziło!- syknąłem groźnie.- I żaden chłoptaś, tylko Ryan. Tak, wróciłem. Tylko po to żeby popatrzeć sobie na ten twój krzywy ryj - uśmiechnąłem się pod nosem, czułem się bardzo zadowolony z doboru moich słów.

- Nie tym tonem pedałku - zawarczał facet, podnosząc wzrok z nad papieru.

- To się nie wtrącaj i lepiej pilnuj swoich interesów, bo twoim znajomym już chyba odpierdala...- zerwałem się z siedzenia, czując nagły napływ emocji.

Facet poraz pierwszy chyba nie ogarnął o co mi chodziło, bo patrzył się na mnie jakbym z choinki się urwał.

- Co myślałeś..?- mówiłem jak w transie, sam nie mając dowodów na wypowiadane słowa.- Że nikt się nie dowie, że jesteś wpląt- tutaj poczułem jak koleś chwyta mnie i dobija do ściany.

Po mojej klatce przeszła fala bólu, ale byłem tak pobudzony, że patrząc w oczy tego zgreda nic mnie nie ruszyło.

- Zamknij się. Rozumiesz?!- niemalże krzyknął.- Zamknij się!

Do pokoju weszła moja rodzicielka, trzymając tackę z kubkami pełnymi... Jak mi się wydawało kawy... Nienawidzę kawy.

- Puść go natychmiast!- wrzasnęła, ale to nic nie dało.

- Nie wiem co i skąd wiesz - syczał mi w twarz.- Ale jeśli komuś coś powiesz- niezdążył dokończyć, a coś z niewyobrażalną siłą odepchnęło go ode mnie.

To był ułamek sekundy.
Nawet nie wiedziałem co się dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro