Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część piąta.


Przebaczenie nie jest aktem okazjonalnym, jest stałym nastawieniem" – Martin Luther King Jr.

Harry naciska dzwonek, ściskając w dłoni smycz. Szczeniak Pomeraniana z podekscytowaniem merda ogonem. Minął tydzień, odkąd Styles ostatni raz był w domu, tydzień bez rozmawiania z Louisem, tydzień bez widzenia się z dzieciakami. Całe siedem dni bez nich. Nie mógł już dłużej znieść rozłąki, więc jest tutaj z psem i nadzieją, że zobaczy rodzinę i spędzi z nimi trochę czasu.

Lucas otwiera drzwi, a jego twarz jest pozbawiona emocji, gdy zauważa Harry'ego. Zanim któryś z nich coś powie, pies rzuca się łapami na chłopaka.

– Oh, hej, piesku! – mówi podekscytowany Lucas, nachylając się, by go pogłaskać. – Czyj to pies?

– Twój. – Harry się uśmiecha. – Poszedłem do schroniska, a ona musiała zostać adoptowana i pomyślałem, że to byłby idealny dom dla niej. Ma tu kilka osób, które ją pokochają.

– Czy ona ma imię?

– Nie, jeszcze nie.

– Gabi oszaleje! Zawsze chciała pieska. – Lucas uśmiecha się i wygląda, że nic się nie zmieniło. Przez chwilę życie Harry'ego znowu jest perfekcyjne, jego mąż i dzieci nadal go kochają i ma psa. Bańka mydlana pęka, gdy podchodzi Louis z Joshuą na biodrze.

– Co to jest?

– Cześć. – Harry próbuje się uśmiechnąć, ale Louis nie odwzajemnia gestu. Wygląda na wkurzonego. To najwyraźniej jedyna emocja, którą Harry jest w stanie w nim wywołać. – To szczeniak. Wziąłem ją ze schroniska. Wiem, że dzieciaki zawsze prosiły o psa, więc pomyślałem, że mógłbym wziąć jakiegoś. Chciałem... chciałem też was odwiedzić. To już tydzień..

– Lucas, idź, proszę, z Joshuą do salonu – mówi Lou cicho, podając mu dziecko. Luke wygląda niekomfortowo, ale w końcu bierze brata i wchodzi do domu.

Louis patrzy na Harry'ego i krzyżuje ramiona.

– Nie wierzę, że to robisz. Jesteś niemożliwy, wiesz?

– Co? – Twarz Stylesa zmienia się. Myślał, że szatyn pokocha psa. Nie chciał go rozzłościć.

– Czy nie uważasz, że przyniesienie psa do mojego domu jest tak ważne, że powinieneś porozmawiać ze mną o tym? Nie chcę psa. Wiesz dlaczego? Bo będę jedynym, który będzie się nim zajmował. Dzieciaki tego nie zrobią, a ty tutaj nie mieszkasz, więc cała odpowiedzialność spada na mnie. Jak zwykle zresztą. Pies jest jak kolejne dziecko, a ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to kolejne dziecko z tobą.

Te słowa bolą. Mógł powiedzieć tylko „kolejne dziecko", a zamiast tego powiedział „kolejne dziecko z tobą". A to jak wbicie noża prosto w serce i powodowanie cholernego bólu.

– Przepraszam. Chciałem tylko dać dzieciakom coś, co chcieli. Ja nie myślałem, że...

– Jasne, nie myślałeś – warczy Louis. – Jak na lekarza, nie myślisz zbyt dużo ostatnio, tak mi się wydaje.

– Chciałem... chciałem tylko zobaczyć moje dzieci, Louis.

– Ale nie musiałeś, kurwa, po to przywozić psa – warczy szatyn kolejny raz. – Nie będę tym, który złamie im serca, mówiąc, że nie możemy go zatrzymać, więc ty to zrobisz. Muszę łamać ich serduszka każdego dnia, mówiąc im, że papa nie wróci do domu, więc teraz twoja kolej. Idź i złam ich serca, ja z tym skończyłem.

Louis odchodzi, a Harry jęczy. Staje na jebanej głowie i nie ma już pomysłów, jak miałby to naprawić. Jest zmęczony zawodzeniem dzieci, zawodzeniem Louisa, ale nieważne co zrobi – nadal będzie ich zawodzić. Po zebraniu się na odwagę wchodzi do środka z zadowolonym szczeniakiem i podąża za głosem dzieciaków. Siedzą wszyscy wokół stołu, na którym rozłożona jest planszówka, a wszyscy chichoczą i śmieją się, bawiąc się świetnie. Normalnie Lucas i Sophia nie zgodziliby się na udział w czymś takim, mówiąc, że są za starzy, ale teraz, kiedy Harry odszedł, jasne jest, że muszą to robić. Utrzymują atmosferę szczęśliwego domu dla najmłodszych, a Hazz jest wdzięczny, że to robią. Joshua jest oczywiście za mały, ale siedzi na podłodze, głośno się śmiejąc i bawiąc zabawką.

– Hej, wszystkim – wita się cicho. Wszyscy na niego patrzą, a uśmiechy wskakują na twarz, gdy widzą szczeniaka, więc Harry odzywa się, zanim ich ekscytacja do pokona. – Umm... to jest mój nowy pies. Chciałem wam ją przedstawić i chciałem, żebyście wybrali jej jakieś imię. Nie mogłem wymyślić nic dobrego.

Ponieważ uratował tego szczeniaka, nie mógł tak po prostu go oddać i pozwolić mu cierpieć. Jego mieszkanie i tak jest samotne, więc mógł mieć towarzysza.

– Powinniśmy nazwać ją Lady jak w „Zakochanym kundlu"! – mówi Gabby z podekscytowaniem.

– Podoba mi się to imię – zgadza się Harry.

– To świetny pomysł, kochanie. – Louis uśmiecha się do niej. – Kochamy ten film.

– Ja też – mruczy Hazz i rzuca Lou miłe spojrzenie. Jeszcze za czasów studiów uwielbiali spędzać deszczowe weekendy w malutkim pokoju, oglądając filmy Disneya. Właściwie „oglądać" to trochę za mocne słowo, bo częściej seanse zamieniały się w pocałunki, a te w seks. Czasami Harry chciał mieć moc podróżowania w czasie i wrócić do dni, zanim wszystko się skompilowało. Zawsze było im tak dobrze razem, a on nie jest pewien, kiedy wszystko zaczęło się psuć.

Louis nie odwzajemnia gestu.

– Czy ona z nami zostanie? – pyta Sophia.

– Nie, przykro mi, skarbie. Będzie u mnie w domu, więc zawsze możesz ją odwiedzić. O ile tatuś się zgodzi.

– Tak, oczywiście, że możesz ją odwiedzić – mówi Lou. – Jest bardzo słodka.

– Tak, jest. – Harry uśmiecha się do psa i głaszcze go pomiędzy uszami. – Miała ciężkie życie dotychczas, więc musimy dawać jej dużo miłości i dobrze się nią opiekować.

– Dasz sobie z tym radę? – Lucas unosi brew ironicznie. Harry wie, że to pułapka.

– Lucas – Louis ostrzega go.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewnia go brunet.



*Louis*




Kiedy walczę z Tobą, naprawdę walczę o nas. Jeśli by mnie to nie obchodziło, to nie zawracałbym sobie głowy" – Anonim.

Louis otworzył drzwi na dźwięk dzwonka tydzień później, bo spodziewał się, że to tajskie jedzenie, które zamówił dla siebie i dzieci. Niestety, kiedy zobaczył osobę stojącą po drugiej stronie, musiał walczyć z chęcią zatrzaśnięcia drzwi.

Harry. Harry z gitarą. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Absolutnie nic. Zanim Louis zdołał cokolwiek powiedzieć, Harry zaczął szarpać struny i śpiewać.

Każdy wie, że byłem taki głupi, pozwalając Ci odejść

Ale, kochanie, myliłem się

I tak, wiem, że powiedziałem, że będzie nam lepiej osobno, to było wtedy, kiedy przeprowadzaliśmy się

Wiem, że złamałem Twoje serce, nie chciałem złamać Ci serca

Backstreet Boys. Harry śpiewa Backstreet Boys przed ich domem. Co za sprytny drań. Po tym, jak zawsze bronił Nsync, stoi tutaj i śpiewa Backstreet Boys. Harry cholernie dobrze wie, że Lou zawsze wolał BSB i teraz to wykorzystuje.

Ale kochanie, oto jestem
Uderzam w twoje drzwi
Moja duma rozsypana jest na podłodze
Moje ręce i kolana są posiniaczone i
Czołgając się wracam do ciebie
Proszę o drugą szansę
Pozwolisz mi wejść do środka?
Uciekałem przed prawdą, ale teraz

Czołgając się wracam do ciebie

Louis jest bliski zamknięcia drzwi przed nosem bruneta, ale Harry robi krok bliżej i śpiewa trochę głośniej.

Wiem, że jesteś tutaj
I sprawiasz, że czekam
Ale ja nie zamierzam czekać
To jest ostatnia rzecz jaką powinienem zrobić
Chcę tylko powiedzieć ci to twarzą w twarz
Okłamywałem samego siebie
Teraz umieram w tym piekle
Lou, wiem, że jesteś wściekły i nie mogę winić cię za to, że jesteś wściekły

Louis wybucha płaczem, bo jest słaby i tęskni za Harrym, i kocha go, i nie sądzi, by kiedykolwiek przestał. Harry nawet zmieniło słowo „Dziewczyna" na „Lou". Niby taki cholernie mały detal, ale wydaje się przytłaczająco ujmujący. Ponownie śpiewa refren, a Louis krzyżuje ręce i opiera się o futrynę. Wie, że powinien trzasnąć mu drzwiami przed twarzą i udawać, że nic nie miało miejsca, ale kurde, jest słaby.

Jeśli mógłbyś zobaczyć te łzy, które wypłakuję

Dotknąć tych rąk, które nie potrafią przestać się trząść

Usłyszeć serce, które ledwie bije

Zobaczyłbyś innego mężczyznę

Harry kończy refren jeszcze raz, grając ostatnie akordy na gitarze i patrzy na Louisa, przygryzając wargę. Dolna warga Lou drga niebezpiecznie i jest bliski łez na swoim policzku. Nie da Harry'emu tej satysfakcji widzenia go zapłakanego. Zrobi to w domowym zaciszu.

– Muszę iść, Harry – mówi w końcu, jego ręka leży już na klamce, by zamknąć drzwi.

– Louis. – Głos Hazzy się łamie. – Możemy porozmawiać? Proszę. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz dotknąłem gitary. Zajęło mi wieczność, by nauczyć się tej piosenki. Zapomniałem, jak bardzo kocham grać. Trochę jak zapomniałem, jak bardzo cię kocham.

– Tak, cóż, dużo się zapomina, gdy cały swój wolny czas przeznacza się na pieprzenie pielęgniarza – mówi jadowicie Louis. Harry wygląda na widocznie zranionego. I dobrze.

– Louis...

– Do widzenia, Harry.

Louis zamyka drzwi. Bierze głęboki, drżący oddech, a potem zaczyna łkać.

~

Pozwolić komuś odejść nie znaczy, że ta osoba Cię już nie obchodzi. To tylko zdanie sobie sprawy, że jedyna osoba, którą naprawdę możesz kontrolować to Ty sam" ~ Deobrah Reber


Kiedy Louis kładzie swoje dzieci, z dziećmi Liama i Sophii obok, schodzi na dół i zgarnia butelkę wina z trzema kieliszkami. Wzdycha, siadając i otwierając alkohol korkociągiem. Napełnia szkło w ciszy, sobie nalewając trochę więcej, i podaje przyjaciołom. Upija spory łyk i przymyka oczy, próbując zignorować ból w okolicach skroni.

– Jak się trzymasz? – pyta Sophia miękko, gładząc biceps Louisa w pocieszającym geście.

Louis śmieje się, ale to śmiesz bez krzty radości.

– Tak, jak człowiek, który był zdradzany przez rok przez męża, z którym był dwadzieścia lat, może się czuć. Ale nie wiem, czy trudniej jest mi, czy dzieciakom. Myślę, że wszyscy próbujemy poradzić sobie z tym na własny sposób i nie znoszę im tego robić. Nie chcę, by byli w to wplątani, ale niemożliwym jest utrzymywać ich poza sferą tego wszystkiego. Lucas i Sophia prawie go nienawidzą. Za każdym razem, gdy Harry przyjeżdża, by ich zabrać albo ja podrzucam ich do jego mieszkania, widać, że nie chcą z nim być. Gabby i Jake nie rozumieją tego do końca, więc cieszą się, gdy ten jest blisko. Bardzo za nim tęsknią, to jasne. A Josh, cóż, wiesz, jak to jest. Jest zbyt mały, by wiedzieć, co się dzieje.

– Rozmawiałeś z Harrym? – pyta Liam.

– Tylko kiedy to potrzebne – odpowiada Louis. – Tylko o rzeczach związanych z dziećmi, nic poza tym. Nie jestem gotowy, by z nim pogadać. Rok. Zdradzał mnie przez rok, a ja nie mam pojęcia jak mam to wybaczyć.

– Nikt nie oczekuje od ciebie wybaczenia – mówi Sophia stanowczo. – Absolutnie nie musisz mu wybaczć, bo on nie zasługuje na twoje wybaczenie.

Louis potrząsa głową, a łzy pojawiają się w jego oczach.

– Więc dlaczego tak rozpaczliwie pragnę wybaczyć?

Liam i Sophia łagodnieją, patrząc na niego z litością, czego Lou nie może znieść. Nie znosi litości, którą oni mu dają. Nawet kompletnie obcy ludzie posyłają mu to spojrzenie, kiedy próbuje ogarnąć swoje dzieciaki, a oni automatycznie wiedzą, że jest samotnym rodzicem, który próbuje stawić wszystkiemu czoła. Nienawidzi tego, że umieją to zauważyć.

– Tęsknię za nim tak bardzo, że to aż fizycznie boli. Czasami robię mu herbatę z rana, myśląc, że właśnie przygotowuje się do pracy albo ogarnia dzieciaki do szkoły. Czasami przewracam się w łóżku i szukam jego ciała, by się wtulić, a jego tam nie ma. Czasami jestem bliski napisania SMS, by poprosić o coś głupiego jak kupienie mleka w drodze powrotnej. Nie pamiętam, jak to jest żyć bez niego i nie chcę tak żyć. Nawet nie wiem, co poszło nie tak.

Louis wybucha płaczem, a łzy spływają po jego policzkach. Czuje się żałośnie przez uczucia, jakie nim targają, nawet jeśli wie, że był zdradzany przez tak długo. Powinien nienawidzić Harry'ego bardziej niż nienawidzi kogokolwiek lub cokolwiek, ale nie potrafi. Kocha go i tęskni za nim i nie wie, co ma robić.

– Powiedziałeś, że to stało się po urodzeniu Joshuy. Zaczęło się, gdy powiedziałeś mu, że jesteś w ciąży? – pyta Sophia.

– O dziwo nie. Joshua był kompletną wpadką i strasznie spanikowałem, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. A kiedy lekarz ją potwierdził, moimi jedynymi słowami było „O cholera". Nie sądziłem, że Harry przyjmie to wszystko tak dobrze. Kiedy mu powiedziałem on... on się tak rozpromienił, wiecie? Nie mógł uwierzyć, ale był naprawdę szczęśliwy, a oboje wiecie, że nie umie ukrywać emocji. Nie może udawać szczęścia, by uratować swoje życie, więc wiem, że to było prawdziwe. Padł na kolana i zaczął całować mój brzuch i mówić do niego. Zadawał te wszystkie pytania, jak, który to tydzień i zastanawiał się, jak powiemy o tym rodzinie i znajomym. Był po prostu tak bardzo podekscytowany i tak było przez całą ciążę. Zaczęło psuć się pod koniec, gdy rzeczy zaczynały robić się trudne, a ja czułem się naprawdę źle po porodzie. Ja po prostu... ja nie rozumiałem, jak on mógł przejść z tak podnieconego do tak nieszczęśliwego w tak krótkim czasie. To nie miało dla mnie sensu. Nie rozumiem tego.

– Może musisz iść dalej – sugeruje Sophia delikatnie. – Może po prostu... randka? Taka niezobowiązująca, oczywiście, ale żebyś przypomniał sobie, jak to jest żyć bez Harry'ego. Może nawet poznałbyś kogoś, kogo naprawdę polubisz.

– Nawet nie wiem, czy umiałbym to zrobić. – Louis potrząsa głową. – Zwłaszcza z dziećmi. Jak ja mógłbym im to zrobić?

– Nie muszą wiedzieć – podsuwa Liam. – Jak Sophia powiedziała, to byłoby coś niezobowiązującego. Tak, żebyś wkręcił się w ten świat. Wiemy, że jesteś samotny, Lou. Wiem, że masz dzieciaki, ale potrzebujesz towarzystwa kogoś dorosłego.

Boże, oni znają go tak dobrze. Był boleśnie samotny odkąd Harry się wyprowadzić i naprawdę nie miał nikogo dorosłego wokół siebie. Co jakiś czas dzwonił do Anny albo to ona dzwoniła, by upewnić się, że wszystko jest w porządku, ale większość czasu i tak spędzał z dziećmi. Nie, żeby coś, bo naprawdę je kochał, ale ile można rozmawiać z wymyślonymi przyjaciółmi albo wysłuchiwać nastoletnich dram?

– To tylko kilka miesięcy – mruczy. – Nie sądzicie, że to za wcześnie?

– Louis, Harry nie umarł, on cię zdradził. Nie miał pozwolenia na zdradę, więc nie musisz mieć pozwolenia na randki.

Louis wie, że to logiczne i Sophia ma rację, ale to brzmi tak okrutnie. Harry zasługuje na zranienie tak, jak on zranił, ale Lou nie może zmusić się do zemst. Chciałby taki być, ale coś go powstrzymuje. Minus i minus to nie plus czy jakoś tak. Matka Louisa wychowała go zgodzie z moralnością i wartościami.

– Z kim ja w ogóle miałbym się umówić? – pyta Louis nadal niedowierzająco. – Nie mam pracy, prawie nie mam czasu na hobby, a jedynym miejscem, w jakie chodzę to spożywczak albo odwożenie dzieciaków. Wątpię, że tam kogoś poznam.

– Cóż, możesz być zaskoczony, ale Liam i ja oboje znamy ludzi z pracy, z którymi moglibyśmy cię spiknąć. Och, Liam! – Sophia zwraca się do męża. – Co z Graysonem z mojego biura? Czy on nie byłby idealny?

– Niedawno się rozwiódł, prawda? – pyta Liam, oczywiście zgadzając się z propozycją żony.

– Tak! I wiem też, że szuka kogoś, by wrócić do randkowej gry!

– Czy ja mam coś do powiedzenia? – mruczy Louis.

– Oczywiście, ale chcemy ci pomóc. – Sophia wyjmuje telefon i włącza Facebooka, by pokazać zdjęcie Graysona. Kiedy wręcza komórkę przyjacielowi, ten jest pozytywnie zaskoczony. Jest w okolicach wieku Louisa, przynajmniej na tyle wygląda, ma ciemne brązowe włosy i jasnobrązowe oczy. Jest przystojny, to jasne, a także wysportowany, ale nie jest Harry. Szatyn nawet nie jest pewny czy może mu się spodobać ktoś, kto nie jest Hazzą. Oczywiście Harry nie ma takich problemów, a ta myśl wzbudza w nim agresję.

– Okej, zróbmy to. Najlepiej w sobotni wieczór, podrzucę dzieciaki do Harry'ego.

Liam wygląda na zaskoczonego, jak szybko Lou się zgadza, ale Sophia jedynie uśmiecha się ze zrozumieniem.

– Dobry wybór.



*Harry*



Louis posłał Harry'emu niejasną wiadomość, z której wynikało jedynie, żę podrzuci Joshuę, Jake'a i Gabriellę na noc, a Sophia i Lucas idą do przyjaciół. Harry nie był pewien dlaczego, bo zwykle Lou nie podrzucał dzieciaków na ostatnią chwilę. Lou nie pozwala im nocować, dopóki naprawdę nie musi tego zrobić, bo powiedział Harry'emu jak bardzo go nienawidzi w tylu słowach, że nienawidzi widzieć go i nienawidzi, gdy jest przy dzieciach. To zabiło Harry'ego, że nie może widzieć swoich dzieci, kiedy tylko chce, ale gdy o tym wszystkim myśli, dociera do niego, że nie widział ich zbyt często, nawet gdy ze sobą mieszkali. Był gównianym ojcem, stawiając nie tylko pracę ponad domem, ale także zabawiając się z pielęgniarzem, zamiast jechać do domu na obiad w rodzinnym gronie.

Harry sprząta mieszkanie, upewniając się, żę obiad jest gotowy, zanim dzieciaki do niego przyjdą i przygotowuje im miejsca do spania. Gdy nakrywa do stołu, rozbrzmiewa dzwonek. Przerzuca ściereczkę przez ramię i kieruje się w stronę drzwi. Kiedy je otwiera, Joshua posyła mu uśmiech, ukazując malutkie ząbki, które wreszcie wyszły. Macha swoją pulchną rączką, a Harry uśmiecha się do niego, zabierając od Louisa i przytula ciasno.

– Cześć, kochanie, bardzo za tobą tęskniłem – mówi, całując jego policzek. Wita się z Gabriellą i Jake'm przytuleniem i buziakiem, mówiąc, że mogą poczekać w kuchni, gdzie zaraz poda obiad. Patrzy na Louisa i lustruje go, posyłając nieśmiały uśmiech. – Hej, wow, świetnie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś?

Louis nie odwzajemnia uśmiechu.

– Nie, żeby to była twoja sprawa, ale idę na randkę.

Harry prawie się dławi.

– Ty... ty idziesz na... na randkę? Randkujesz?

– Cóż, Sophia spiknęła mnie z kimś z pracy. Nie nazwałbym tego randkowaniem, a raczej pierwszą randką.

– Och, um... to... to świetnie. – Harry przełyka gulę w gardle. – Odbierzesz je jutro, tak?

– Tak – mówi Lou chłodno. – Jakiś problem? Spodziewasz się kogoś?

– Nie, nie, nie spodziewam się. Cieszę się, że zostają na noc. Mam już wszystko przygotowane. – Harry stara się zmienić temat.

– Mam przy sobie telefon, więc dzwoń, gdy będziesz czegoś potrzebować.

– Okej.

– Pozwól mi się tylko z nimi pożegnać. – Louis przepycha się obok Harry'ego i idzie do kuchni. Brunet podąża za nim, podrzucając Joshuę na swoim biodrze. Lou całuje Gabriellę i Jake'a i mówi im, by byli grzeczni, a on przyjedzie po nich rano. Brzmi, jakby torturą było, że mają spędzić czas z Harrym, bo nie chcą tam być. To kłuje.

– Więc, um... baw się dobrze – mówi Harry, gdy Louis otwiera drzwi. Brunet czuje się jak małe dziecko, chowając się w sobie i próbując utrzymać emocje na wodzy. Nie może teraz tego analizować. Gdy dzieci usną, on usiądzie i pomyśli o wszystkim, ale nie teraz. Ma ze sobą dzieci i chce spędzić z nimi miły wieczór. Chce nadrobić stracony czas.

– Dziękuję – mówi Louis szorstko. To wszystko. Nic więcej nie zostaje wypowiedziane, a Harry nienawidzi tego, co zrobił, by zniszczyć ich związek.

– Więc do zobaczenia jutro. Nie musisz się spieszyć. Zrobię śniadanie i w ogóle, może zabiorę ich do parku. Pogoda zapowiada się świetnie. Możesz przyjść, o której chcesz. – Harry próbuje ukryć desperację w swoim głosie.

– Może. – Lou wzrusza ramionami. – Zobaczymy. Napiszę do ciebie i dam ci znać.

– Okej, jasne. Wyglądasz... naprawdę dobrze tak swoją drogą. Twoja randka musi być szczęściarzem – mówi Harry miękko.

– Dzięki – mówi Lou, a Harry może zauważyć, że jego policzki się rumienią. Próbuje się nie ekscytować. – Powinienem iść.

– Okej, pa, Lou.

Louis macha i wychodzi z domu. Harry wzdycha, zamykając drzwi. Próbuje skupić się na dzieciach i cieszyć się ze wspólnego wieczora. Nic nie może zepsuć jego humoru. Przynajmniej nie teraz.

Cieszą się kolacją w przyjemnej atmosferze. Harry karmi na zmianę Joshuę i sam je. Myśli, że są zbyt młodzi, by rozumieć, co się dzieje i to dlatego nie jest dziwnie i niekomfortowo. Są sobą, cieszą się i gadają. Sophia i Lucas są tymi, którzy go nienawidzą i zdaje sobie z tego sprawę.

– Możemy obejrzeć film przed snem? – pyta Jake.

– Jasne, młody. Wybierzemy coś po deserze.

– Deser? – pyta Sophia z podekscytowaniem. Louis i Harry zawsze utrzymywali dietę swoich dzieci, ale dzisiaj Harry miał zamiar pozwolić im na mrożony jogurt i świeże owoce.

– Tylko kiedy skończysz wszystkie swoje warzywa. – Hazz uśmiecha się do niej. – Wzdycha dramatycznie, wbijając widelec w kolejny kawałek brokuła i wkłada go do ust.

Po kolacji Gabriella i Jake pomagają w posprzątaniu stołu, gdy Harry przygotowuje deser. Kroi truskawkę dla Joshuy, bo nie chce, by ten jadł za dużo cukru w tak młodym wieku.

– Jesteście najlepszymi pomocnikami. – Harry uśmiecha się do dzieci. – Totalnie zasługujecie na lody.

Jake i Gabriella wiwatują, gdy Harry wkłada mrożony jogurt do miseczek, a potem wrzuca truskawki i daje trochę bitej śmietany. Szybko wbijają w nie łyżeczki, więc Harry korzysta z okazji i podaję dla Joshuy jego pokrojone truskawki i pozwala jeść samemu. Przyciska usta do jego czoła i kieruje się do zlewu, by pozmywać naczynia. Zanim kończy, Gabriella mówi:

– Um, papa? – W jej głosie jest strach.

– Tak, skarbie?

– Josh wygląda śmiesznie – mówi nieśmiało. – Myślę, że coś jest nie tak.

Harry odwraca się tak szybko, że prawie skręcił szyję. Twarz chłopca jest opuchnięta i czerwona, usta spuchnięte, a dłonie pokryte wysypką. Ma reakcję alergiczną na truskawki. Jego oddech brzmi jak sapnięcia. Harry biegnie do gabinetu i dopada apteczkę z biurka, z której wyciąga jeden EpiPenów *. Bycie lekarzem nauczyło go, że zawsze jest możliwość, że ktoś dostanie reakcji alergicznej. Nigdy nie sądził jednak, że to będzie jego dziecko.

Kiedy wraca, Josh wygląda jeszcze gorzej. Harry podnosi go z jego krzesełka szybko i przytrzymuje na kolanach, przygotowując pena. Wbija wprost w małe udo, zanim zdąży to przemyśleć, a Joshua nawet nie płacze tak mocno, jak Harry myślał, że będzie płakać.

– Papa jest tutaj, skarbie. Będzie wszystko w porządku, kochanie. Za chwilkę poczujesz się lepiej, obiecuję.

Joshua opiera głowę o ramię Harry'ego, płacząc ze zmęczenia i sapiąc żałośnie. Harry zatrzymał reakcję, ale musi zabrać go do szpitala na leczenie. To tyle ze spokojnej nocy z dzieciakami. Louis się ucieszy, słysząc to.

– Okej, dzieciaki, zakładamy buty. Musimy wziąć Josha do szpitala – instruuje Harry, próbując zachować spokojny ton głosu.

– Czy będzie z nim wszystko okej? – pyta Jake smutno.

– Będzie dobrze – zapewnia go.

Dzieciaki w pośpiechu zakładają buty, a Harry przygotowuję Joshuę tak szybko, jak potrafi. Prędko zapina je w aucie i próbuje nie przekroczyć limitu prędkości. Będzie musiał zadzwonić do Louisa, by opowiedzieć mu o wszystkim, ale postanawia poczekać, aż Joshua będzie miał odpowiednią opiekę. Nie ma potrzeby rujnować Louisowi randki i wpędzić go w stan paniki. Nie jest wystarczająco mściwy.

Całą drogę sprawdza chłopca w lusterku wstecznym i mówi do Joshuy, by upewnić się, że jest przytomny. Czy powinien wiedzieć, że jest uzależniony na truskawki? Czy Louis wie? Czy Louis też był w takiej sytuacji i w taki trudny sposób się dowiedział i nie powiedział Harry'emu? Nienawidzi siebie, że nie wie o niczym.



*Louis*



– Świetnie się bawiłem, Grayson. – Louis uśmiecha się, patrząc na swoją randkę. Byli właśnie tutaj, przy drzwiach Louisa, a Grayson nachyla się nad nim. Louis nie wie jak się zachować. Czy ma go pocałować? Czy ma się z nim przespać? Nie spotykał się z kimś, kto nie był Harrym, przez dwadzieścia lat. Nie jest nawet rozwiedziony. Jedynie rozstał się z Harrym. Czy to nadal zdrada? A czy to ma jakieś znaczenie, jeśli tak? Harry go zdradził. Jego głowa pęka.

– Ja również. – Grayson uśmiecha się. – Cieszę się, że zdecydowałeś się ze mną wyjść. Sophia mówiła, że nie byłeś do końca przekonany.

– Nie byłem – przynaje Louis szczerze. – Ale cieszę się, że to zrobiłem.

– Ja też się cieszę.

Grayson zamierza go pocałować. Może zobaczyć to w jego oczach. Louis nawet nie czy chce odwzajemnić pocałunek, ale na szczęście ratuje go telefon dzwoniący w kieszeni.

– Przepraszam – mruczy szatyn i wyjmuje telefon, na którym wyświetla się imię Harry'ego. – To mój mąż. – Nie jest pewien czy w ogóle powinien mówić coś takiego na randce, ale już trochę za późno. – Harry? Wszystko w porządku? – pyta po odebraniu. Wątpi, by Harry dzwonił, gdyby to było coś nieważnego.

– Wszystko jest w porządku – Harry uspokaja go. – Ale jesteśmy w szpitalu.

– W szpitalu? – Louis piszczy. – O mój Boże, zostawiłem cię z nimi na dwie godziny i już są w szpitalu! Co ty kurwa zrobiłeś?!

– Louis, Joshua miał reakcję alergiczną na truskawki. Nie mógł oddychać i wysypało go, ale miałem Epi-pen pod ręką, więc to zatrzymałem. Jesteśmy w szpitalu, by mogli go monitorować po adrenalinie. Już wszystko z nim dobrze i śpi. Zatrzymają go na noc. Pomyślałem tylko, że chciałbyś go zobaczyć.

– O mój Boże. – Louis zaczyna płakać. – Tak, oczywiście, ja... kurwa, napisz mi numer pokoju. Zaraz tam będę. Ucałuj go ode mnie.

– Oczywiście.

Louis rozłącza się i ociera łzy z policzków.

– Przepraszam, mój roczny syn jest w szpitalu. Miał reakcję alergiczną na truskawki. Muszę go zobaczyć, przepraszam za to wszystko.

– Och, wszystko z nim w porządku? – pyta Grayson.

– Już tak, śpi. Zatrzymają go na noc. Muszę być z nim.

– Oczywiście, podrzucić cię do szpitala?

– Nie, dam radę. Dziękuję ci jednak. I przepraszam, że muszę to wszystko przerwać.

– Nawet o tym nie myśl, zadzwonię do ciebie, okej?

– Jasne.

Grayson całuje jego policzek i żegna się krótko, po czym idzie do auta. Louis biegnie do swojego i kieruje się do szpitala.

Wita się z pielęgniarką i mówi, co się stało, a ona prowadzi go do pokoju Josha. Harry leży na szpitalnianym łóżku z chłopcem na swoim torsie i bawi się palcami jego delikatnymi włosami. Louis prawie pada na kolana. Gabriella i Jake śpią na niewielkiej kanapie, bo minęła właśnie pora ich snu. Lou podchodzi do łóżka i całuje delikatnie główkę swojego synka.

– Nie mogę w to uwierzyć – szepcze. – Nigdy wcześniej nie karmiłem go truskawkami.

– Cóż, najważniejsze, że już wszystko w porządku, a my wiemy na przyszłość.

– Nigdy nie cieszyłem się bardziej, że wyszedłem za lekarza – wzdycha Lou. – Ja... ja nie wiem jak mam ci dziękować, Harry. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie ty. Uratowałeś mu życię.

– Zrobiłem, co musiałem. – Harry lekko wzrusza ramionami. – Cieszę się, że mogłem pomóc.

Bez zastanowienia się, Louis przyciska swoje wargi do ust Harry'ego. Szybko odskakuje, jakby te paliły, zdając sobie sprawę, że nie są razem. Absolutnie nie może go całować.

– Przepraszam – mówi szybko. – Ja... to z nerwów. Umm... dziękuję ci jeszcze raz.

Policzki Harry'ego są czerwone.

– Jasne, spoko. Jak randka?

Louis całkowicie o tym zapomniał.

– Było dobrze. Był miły. Właśnie wchodziliśmy do domu, gdy zadzwoniłeś.

Chciał, by zabrzmiało to tak, jakby mieli się przespać, chociaż wcale nie mieli. Louis chciał zranić Harry'ego tak, jak on go zranił. To naprawdę fair.

– Przepraszam, że przerwałem.

– Wątpię.

– Masz rację – mówi Harry, patrząc na Joshuę. – Wcale nie przepraszam.

Louis prycha i przewraca oczami. Fakt, że Harry jest zazdrosny, pokazuje jedynie, że nadal mu zależy. Cieszy się.

– Więc możesz zabrać dzieciaki do domu, a ja zostanę z Joshem – mówi Lou.

– Nie, jest okej. Chcę z nim zostać i mieć oko na jego wyniki. I nie pamiętam, kiedy ostatni raz spał w moich ramionach, więc chcę się tym nacieszyć.

Louis nie może zaprzeczyć. Harry jest tutaj najlepszą osobą, biorąc pod uwagę, że od razu się zorientuje, gdy coś pójdzie nie tak. Też nie chce zostawiać syna. Nie może mu tego zrobić.

– Zadzwonię po Liama i Sophię i zobaczę czy mogliby zabrać Gabby i Josha. Chcę być tutaj, gdy się obudzi.

– Och, pewnie.

Louis dzwoni do nich, a Sophia mówi, by je przywiózł, licząc, że opowie jej każdy szczegół randki. Powiedzenie o tym komuś może pomóc.

– Soph mówi, że mogą się nimi zająć, więc ich szybko zawiozę. Wrócę tak szybko, jak będę mógł.

– Jasne, nie spiesz się – mówi Harry. – On się nigdzie nie wybiera.

Louis delikatnie budzi Gabriellę i Jake'a, witając ich całusami i pomaga im się zebrać. Żegnają się z Harrym, a Lou obiecuje, że szybko wróci.



*Harry*



Louis wraca pół godziny później i wygląda na zmęczonego. Siada przy łóżku i delikatnie pociera plecy chłopca.

– Śpi?

– Tak, powinien przespać całą noc – mruczy Harry. – Więc twoja randka się udała. Spotkacie się jeszcze?

– Tak – mówi Louis łatwo, ale nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Wbija go w Joshuę.

– To... dobrze – mówi Harry cicho. Nie pamięta, jak to jest nie być z Louisem. Umawiali się, zanim stali się dobrymi przyjaciółmi. Wszystko działo się tak szybko, a teraz jest zniszczone. Harry nie wie jak to zaakceptować.

– Tak, dobrze. – Louis kiwa głową. – Jest naprawdę dobrze.

Lou zasypia, ale Harry nie potrafi. Za bardzo się boi, że Joshua znowu zacznie puchnąć, przestanie oddychać w jego ramionach. Niby już wszystko dobrze, a oni są w szpitalu pełnym lekarzy i pielęgniarek, ale Harry nie może wyrzucić z głowy obrazu dziecka, które walczy o każdy oddech. Nie może również wyrzucić z głowy obrazu Louisa, jego Louisa, z innym mężczyzną. To był naprawdę zły dzień, a Harry stara się utrzymać głowę nad wodą w tej chwili.





* Epi Pen – strzykawka z adrenaliną, którą podaje się w przypadku wstrząsu anafilaktycznego.


--------

Jestem na tyle popierdolona, że płaczę na tym fanfiku jak bóbr. Meh, moje serce znowu się łamie, a tu święta idą. 

Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku, misie!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro