Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Miłość na siłę


🍀Perspektywa Tanishy 🍀

ruinaoceanu


Siedziałam niespokojnie na kanapie, już nawet nie siląc się na odpisywanie Alexowi w ponętny sposób. Moją głowę zaprzątały teraz nieco ważniejsze myśli, które dotyczyły randko Ra i Ros. Byłam na tyle ciekawa, jak to wszystko się potoczyło, że zrezygnowałam ze spotkania z Diego, który w końcu znalazł wolny wieczór. Miałam na niego ochotę, ale jak pomyślałam sobie, że tamta dwójka jest na koncercie i albo świetnie się bawili, albo wręcz przeciwnie, moja głowa tworzyła raz dobre, raz złe scenariusze, przez co nie byłabym w stanie skupić się na wieczorze, nawet w obecności tak przystojnego mężczyzny, jakim był Diego.

Najlepszym scenariuszem było to, że Ra i Ros wrócą uśmiechnięci, trzymający się za ręce i wpatrzeni w siebie jak w ósmy cud świata. Natomiast tym najgorszym pozostawało wtargnięcie do domu ze złością i wyżycie się na mnie. W jaki sposób, jeszcze nie wiedziałam, ale na pewno w jakiś zawierający tortury. Może nawet jakaś mafia by tutaj wpadła, żądając ode mnie pieniędzy. Trudno powiedzieć – najgorszy scenariusz jednocześnie musiał pozostać nieco nierealny, przez co tamten najlepszy miał większą szansę powodzenia.

Wpatrywałam się w wejście z korytarza, słysząc nagle czyjeś kroki. W moim żołądku coś podskoczyło, podeszło do gardła i miałam ogromną ochotę poobgryzać w tym momencie paznokcie. Nie miałam jednak na to czasu, bo usłyszałam śmiech Rosity, co sprawiło, że cały stres nagle zelżał. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wstając z kanapy, jakby była gorąca.

Podekscytowana patrzyłam na tę dwójkę, chcąc dowiedzieć się, jak było i może wyczytać coś więcej z ich twarzy. Jednak w momencie, gdy weszli do salonu dostałam kubeł zimnej wody, bo obok Ros, zamiast Raeesa, był Nick ubrany w kremową marynarkę, podkreślającą jego oczy. Zatrzymałam się w miejscu, czując jak moja szczęka idzie w dół, więc – póki jeszcze kontrolowałam swoje ciało – szybko ją zamknęłam.

– Heeeej – powiedziałam, starając się ogarnąć i nie wyglądać na za bardzo zawiedzioną. – Rosita, hej! – Zaśmiałam się niezręcznie, już wiedząc, że nie zachowywałam się jak ja.

– Wszystko dobrze, Tina? – zadał mi pytanie Nick, na którego teraz przeniosłam swój wzrok. Zmarszczyłam nos, chcąc przestać się uśmiechać, ale nie mogłam, bo chyba mnie zmroziło.

– Tak – odparłam szybko, opierając się o ścianę, bo ten dotyk pozwalał mi pamiętać, gdzie się znajdowałam.

– Ale na pewno? – spytała mnie Rosita, która do mnie podeszła, a następnie położyła rękę na moim ramieniu. – Bije od ciebie zła aura. – Jej oczy spotkały się z moimi. Ujrzałam w nich troskę i dopiero to pozwoliło mi się ogarnąć. Twarz wróciła do normalności, a jakaś blokada zniknęła, przez co z łatwością mogłam się odezwać.

– Czemu wróciłaś z Nickiem? – zadałam pytanie, a mój głos zabrzmiał zdecydowanie groźniej, niż zamierzałam. Spojrzałam na młodego mężczyznę z delikatnym wymuszonym uśmiechem. – Wybacz, nie chciałam, aby to zabrzmiało tak ostro.

– Wybaczam – odparł Nick, a ja kiwnęłam głową, wyczekująco patrząc na kobietę. Moja brew powędrowała ku górze, a ręce oparły się na biodrach. Byłam prawie pewna, że wyglądałam jak matka, karcąca swoje dzieci.

– Więc? – zadałam pytanie.

– "Gdy jesteśmy zdenerwowani, nagle wszystko staje się istotne, nawet to, czego kiedy indziej w ogóle byśmy nie zauważyli". Piękna duszyczko... Frustracja jest rzeczą ludzką, ale nie pomaga w osądzie. Na ten koncert miałyśmy iść razem, a na miejscu zamiast ciebie, spotkałam Nicka. To nie dziwne, że wróciłam z nim, skoro spędziliśmy razem wieczór – odpowiedziała mi tonem oskarżycielskim, którego się nie spodziewałam.

– Jak dotąd nie narzekała na moje towarzystwo. – Mężczyzna mruknął ze śmiechem w głosie, a ja wywróciłam oczami.

– Bo było głośno i nie musiałeś się odzywać – powiedziałam, czując jak wzbiera się we mnie gniew.

Nic nie szło po mojej myśli. To miało być R&R a nie R&N. To nie pasuje.

– Tanisho! – krzyknęła delikatnym głosem Rosita, karcąc mnie przy tym, jednym z tych swoich durnych cytatów. Choć byłam na nie wrażliwa i dostrzegałam piękno w nich, to nie była na to chwila.

– Co?

– Wycisz swój umysł – odparła, podchodząc krok do mnie. Wyciągnęła w moim kierunku dłoń, ale się odsunęłam. – "Spokój powraca dzięki prostym przyjemnościom". Zacznij medytować, ale najpierw wysłuchaj mnie... Nick pojawił się na koncercie, bo dostał bilet od Ra, który podobno miał coś ważnego do załatwienia, a ja długo myślałam skąd miał wejściówkę i w końcu zrozumiałam, co planowałaś – mówiła, a ja czułam, jak na moje policzki wpływa rumieniec. – Tanisho, miłość nigdy nie przychodzi, gdy szukasz jej na siłę.

– Czasami przychodzi – odparłam od razu, chcąc zabrzmieć pewnie. Pragnąc przekonać, nie tylko ich, ale także siebie do tego, że moje zachowania były słuszne, że ta akcja miała silne podłoże do tego, by w ogóle powstać.

Nick pokręcił głową, odchrząkując.

– Nie przychodzi... Kochałem i chciałem, by jedna osoba mnie pokochała... – odezwał się, a ja przeniosłam na niego spojrzenie. W oczach ukrywał się dawny, jeszcze niezabandażowany czasem ból. – Chciałem aż za bardzo. I to był błąd, bo zamiast miłości mamy dość chłodne stosunki. Nie opłaca się zmuszać ludzi do tego uczucia. To przyjdzie samo, a z pomocą to nawet nie będzie prawdziwe.

– Moi rodzice... – zaczęłam, ale więcej nie byłam w stanie powiedzieć. Nagle poczułam tak ogromną blokadę, a w moich oczach pojawiły się łzy. 

– Tina? – Usłyszałam głos Rosity.

– Nie...

– Spokojnie – powiedział nagle mężczyzna, a dłoń mojej przyjaciółki odziana w pierścionki i zielone paznokcie, znalazła się na moim policzku, ocierając chyba płynącą łzę z mojego oka.

– Moim rodzice, oni... Oni przecież... no wiecie – mówiłam, czując jak powoli zaczyna brakować mi tchu. Oddechy stawały się coraz płytsze.

– Tanisho, oddychaj ze mną – powiedział stanowczo Nick, po czym wziął jeden duży wdech. Oczywistym było to, że mi się nie udało. Ale on nie przestawał, cały czas oddychał regularnie, biorąc głębokie wdechy, zatrzymując powietrze w płucach i później je wypuszczał. – Dalej – ponaglił mnie delikatnie.

Zamknęłam oczy, po czym nabrałam w płuca powietrza. Słuchając oddychania mężczyzny, zsynchronizowałam się z nim, czując ciężar na sercu, o którym w tym momencie nie chciałam myśleć. Bałam się, że jeśli to do siebie dopuszczę, to dostanę ataku paniki. A tego nie chciałam, bo ostatnio zbyt dużo osób widziało moją słabą stronę. Podobno dobrze było się czasem otworzyć, ale ja już zaczynałam się czuć winna z tego powodu.

Wdech.

Przygryzłam wargę, zatrzymując powietrze. Dawno nie dzwoniłam do mamy. Ona zresztą też przestała do mnie wydzwaniać i wiem, że to była moja wina, bo za często zbywałam ją esemesami, mówiącymi, że nie mam czasu. W rzeczywistości wtedy po prostu wychodziłam z domu, spałam z Alexem, lub imprezowałam.

Po kilku długich wdechach w końcu udało mi się uspokoić. Spojrzałam na Rosę i Nicka.

– Dziękuję wam – powiedziałam, ubierając się nawet w mały uśmiech.

– Nie dziękuj za coś tak oczywistego jak wsparcie najbliższych – odezwała się młoda kobieta, a mnie zamurowało.

Popatrzyłam na nią, a po chwili mocno przytuliłam.

To było ckliwe, a ja nie lubiłam takich rzeczy, ale chyba potrzebowałam takich słów. Uśmiechnęłam się delikatnie.

– Przepraszam za ten głupi koncert.

– Nie przepraszaj, w zasadzie dobrze się razem bawiliśmy – powiedziała Rosita.

– Tak, nawet bardzo. – Delikatny głos Nicka otulił moje serce.

Może nie powinnam tak robić? Ale może właśnie przyczyniłam się do dobrej znajomości, która może pomiędzy nimi wykwitnie. Może nie ingerowało się w miłość, jednak przecież przyjaźń to coś innego, prawda?

🌹

Jeszcze tego samego dnia wieczorem, gdy siedziałam na łóżku, zagłębiając się w książkę, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Z początku nie chciałam odczytać, ale przypomniałam sobie, że przecież wcześniej pisałam do mamy, aby zapytać co u niej. Nagle straciłam zainteresowanie Słowikiem, sięgając po komórkę

Z nadzieją w sercu myślałam, że to ona, ale rzeczywistość była inna. To był Savio, pytający, czy mam ochotę się z nim spotkać.

Przygryzłam wargę. Czy miałam?

ja: A kiedy?

Savio: Jutro o 20?

Ja: okej.

Jutro mi pasowało, bo pracowałam tylko do piętnastej, więc będę miała trochę czasu dla siebie, ale także na uszykowanie się. Lubiłam tego mężczyznę, bo był naprawdę uroczy i traktował mnie z szacunkiem.

Savio: Przyjadę po Ciebie, do zobaczenia!

Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc emotkę słonika na końcu. Pamiętał, że pytał o moje ulubione zwierzę i teraz prawie cały czas wysyłał mi jakieś gify, lub zdjęcia słoni, co według mnie było bardzo słodkie. Odłożyłam telefon, ignorując wiadomość od Alexa.

Szczerze, nie miałam ochoty na to, by z nim rozmawiać, pieprzyć się, czy pisać. Potrzebowałam chwili dla siebie. Przez to wszystko co się działo, nie mogłam zwolnić. Na siłę biegłam przed siebie, zakopując każdą myśl, byle tylko nie musieć wracać do tego incydentu z biblioteki. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później się to stanie.

Uniosłam delikatnie koszulkę ku górze. Zamknęłam oczy, przejeżdżając dłonią po wypukłej bliźnie. Gdybym tylko była normalna, potrafiłabym spojrzeć na swoje oszpecone ciało, ale nie byłam. Byłam pustą lalką, grającą nieustraszoną i niezależną kobietę, jednak w rzeczywistości było inaczej.

A uświadomiły mi to łzy teraźniejsze, a także te, które wystąpiły na mojej twarzy w rozmowie z Rositą oraz Nickiem. Pokazałam przed nimi swoją słabość, a tak bardzo chciałam ją zachować dla siebie.

Takie płakanie z byle powodu było dla mnie wstydem. Zresztą każda łza taka była.

Szybko spuściłam koszulkę na dół, nie chcąc o tym myśleć. Musiałam być twarda.

Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Zerknęłam na niego, po czym zdziwiona, ale także uradowana, przystawiłam telefon do ucha.

– Mamo? – spytałam cicho, nie chcąc, by wyszło na jaw to, jak się czułam. Była osobą, która mnie wychowała i sama była bardzo wrażliwa, więc nie lubiła, gdy jej dzieci się tak czuły.

– Tanisho – odezwała się kobieta w słuchawce. Cóż, jej głos wcale nie brzmiał na jakiś bardzo troskliwy czy przejęty, Mogłam nawet powiedzieć, że była w nim złość, którą kiedyś tak dobrze znałam. Wzięłam głęboki wdech, chcąc się odezwać, ale mama mi przeszkodziła. – Miałaś w tym Miami ułożyć sobie życie, a nie bardziej sobie je zepsuć – powiedziała ostro.

– Mamo...

– Cicho! – krzyknęła do telefonu tak głośno, że aż musiałam się odsunąć. – Zawiodłam się na tobie! – Po tych słowach coś przeskoczyło mi w środku. Na moich policzkach od razu pojawiły się łzy. – Żadna kobieta nie chciałaby takiej córki.

Odrzuciłam telefon na łóżko, starając się nie mieć ataku paniki, ale było to niezwykle trudne. Z całych sił zacisnęłam na sobie ręce, biorąc głębokie wdechy. Łzy moczyły moją całą twarz. Serce biło jak szalone, a ja marzyłam o tym, by zniknąć, by nigdy się nie urodzić.

– Tanisho! – Usłyszałam jej głos wołający moje imię. – Tanisho!

Całą siłą woli zmusiłam się do podniesienia telefonu i przyłożenia go do ucha.

– Słucham? – powiedziałam, czując zbyt duży ból przy mówieniu tego słowa. Cały czas uspokajałam się głębokimi wdechami.

– Masz cztery miesiące – zaczęłam twardo, głosem który zawsze zwiastował dla mnie niezbyt przyjemny okres. – Za cztery miesiące przylatujemy tam z tatą, aby poznać mężczyznę, którego poślubisz.

Po tych słowach poczułam, jak coś wewnątrz mnie pęka. Przyleciałam tutaj, aby wyrwać się z tego życia i mama się na to zgodziła, a teraz nagle zmieniła zdanie. Przetarłam pewnie czerwoną od płaczu twarz i odważyłam się zadać pytanie.

– Dlaczego? – Mój głos był cichy i w ogóle niepodobny do mnie.

– Dlaczego? Tanisho, to co robisz i wstawiasz na tego instagrama, to nie jest zachowanie kobiety. Powinnaś się wstydzić. To będzie cud, jeśli znajdziesz mężczyznę, który zechce ciebie z tym całym bagażem. – Chciałam powiedzieć tyle rzeczy, zawalczyć o siebie, ale moja odwaga uciekła w momencie, gdy zostałam oszpecona. Ciało dawało mi siłę, teraz tak nie było, więc słuchałam dalej. – Masz cztery miesiące, więc się postaraj w przeciwnym wypadku lecimy do Indii i załatwimy sprawę w dawny sposób.

Wiedziałam, co to oznaczało. Moja mama była religijna, to tata ją nieco wybudził z tego snu. Odciągnął od tradycji, pozwalając mi i Liamowi na nieco wolności, która i tak tłamszona była przez mamę. Jednak jeśli już padły takie słowa, wiedziałam, że gdy nie znajdę sobie mężczyzny, który w przeciągu czterech miesięcy mi się oświadczy i zdecyduje wejść ze mną w związek małżeński, wrócę do Indii, do babci, a tam wyjdę za mężczyznę, którego nie widziałam nigdy na oczy.

– Dobranoc, Tanisho – powiedziała moja mama. Kiwnęłam głową, nie będąc w stanie odpowiedzieć. – Słuchaj, skarbie – zaczęła łagodniejszym głosem. – Wiem, że to dla ciebie szok, ale to dla twojego dobra. Kocham cię.

Nie odpowiedziałam. Czekałam na koniec rozmowy, a gdy padł ostatni sygnał, pozwoliłam sobie ponownie się rozpłakać.

🌹

Następnego dnia wstałam cała opuchnięta. Wczoraj płakałam i płakałam, i płakałam. Nie miałam końca, aż nagle usnęłam. A teraz bolała mnie głowa, więc zmusiłam się, by wstać. Zerknęłam na zegar, były trzy minuty przed budzikiem, dlatego z jednej strony byłam z siebie dumna, bo zawsze ciężko było mnie dobudzić, a ten irytujący dźwięk z mojego telefonu musiał nadawać około dziesięciu minut, żeby zachciało mi się wrócić do rzeczywistości i opuścić krainę snu.

Zwlekłam się z łóżka, zauważając, że mam na sobie wczorajsze ubrania. Naprawdę dzisiaj byłam odrażająca. Zacisnęłam wargi, postanawiając zabrać się do kąpieli.

Nie zajęła mi ona długo, a pomogła mi, bo już czułam się lepiej, a także byłam jako tako gotowa na nowy dzień. Ubrałam na siebie dżinsy z wysokim stanem, które zakryły moją bliznę i obcisłą bluzkę na krótki rękaw w kolorze ciemnej zieleni. Szybko nałożyłam na twarz nieco grubszy niż zazwyczaj makijaż, a na włosy nałożyłam żel, zaczesując je do tyłu.

Zakładałam maskę.

Jeszcze tylko pociągnęłam czerwoną pomadką po ustach i szeroko się uśmiechnęłam.

Wyglądałam jak Tina, ale się tak nie czułam. Na szczęście ludzie nie potrafili tego rozróżniać, więc byłam bezpieczna.

Zeszłam na dół, gdzie w kuchni spotkałam ubraną w kremowy kombinezon Josie.

– Hej, słodka! – zawołałam, podchodząc do niej. Skierowałam się do kuchni, a dziewczyna ruszyła za mną.

– Cześć, Tina! Jakie masz plany na dziś? – zadała mi pytanie swoim cichym, delikatnym głosem, który nieco koił moje złe samopoczucie.

Podeszłam do lodówki, wyjmując z niej ser i szynkę na kanapki, które tak bardzo uwielbiałam za dzieciaka, a w tym momencie zapragnęłam znów być nim być. Te humorki swojej mamy i przygotowywanie do bycia idealną synową jakoś bym przebolała.

– Praca, a później randka z Savio – odparłam, nakładając keczup na kromki chleba. – Wiesz, ten co miał robić jakiś tam projekt z Leilą – dodałam, kończąc robić kanapkę.

– A, tak – odezwała się, odkładając brudny kubek do zmywarki, gdy na nią spojrzałam. Choć mieliśmy gosposię, podobało mi się to, że potrafiliśmy sprzątać sami po sobie, bo z tego co się orientowałam, większość ludzi, którzy tak sobie żyli, nie silili się na używanie własnych rąk. – Coś kojarzę. Jest miły?

– Miły? Oj tak, uroczy, cały czas się uśmiecha i mnie słucha. Podobno dzisiaj chce ze mną porozmawiać na ważny temat – odparłam, wgryzając się w kanapkę.

– Tanisho, to cudownie – zapiszczała podekscytowana kobieta, a moje kąciki ust od razu powędrowały ku górze. – Jestem ciekawa, o co może chodzić... 

Przerwałam jej rozmarzoną wypowiedź.

– Opowiem tobie jako pierwszej – wyznałam konspiracyjnym szeptem, nachylając się delikatnie w jej kierunku.

– Dobrze, trzymam cię za słowo – powiedziała, szeroko uśmiechnięta.

– W ogóle – zaczęłam, przełykając kęs kanapki. Nagle zrobiło mi się gorąco, ale już było za późno, zwłaszcza gdy jej duże oczy z zaciekawieniem wpatrywały się w moją twarz. – Mam pytanie, ale takie dziwne.

– Dawaj – powiedziała. Mogłam wyczuć zaciekawienie w jej tonie.

– Czym dla ciebie jest małżeństwo?

Mina Josie na moment zrzędła, ale zaraz przeszła w wyraz skupienia i zastanowienia się nad odpowiedzią. Podczas, gdy pomiędzy nami zapanowała cisza, dokończyłam kanapkę, starając się odgarnąć stres jak najdalej. Dokończyłam kanapkę, słysząc tykanie zegara. Moje spojrzenie było niemal proszące.

– Wiesz, Tina, to dość ciężkie pytanie – zaczęła, wzrokiem wskazując na krzesełko przy blacie. Szybko, nieco nieporadnie zajęłam swoje miejsce. Czułam, jak pocą mi się dłonie. – Dla mnie to deklaracja dwójki osób, które się kochają. Taki wiesz dodatek, który tylko utwierdza w tym, że para chce być ze sobą na wieki i są siebie pewni. Moim zdaniem ślub tak naprawdę niczego nie zmienia, to jest tylko przypieczętowanie dobrze funkcjonującej i silnej relacji. A dlaczego pytasz?

Machnęłam ręką z uśmiechem.

– Znasz mnie, lubię zadawać dziwne pytania – powiedziałam, unikając kontaktu wzrokowego. – No a twoje zdanie jest piękne, ale skąd wiadomo, że ta osoba jest tą jedyną, żeby wziąć z nią ślub? – Kolejne pytanie padło z moich ust, zanim w ogóle zdążyłam pomyśleć, co ja takiego mówię. Szybko zerknęłam na telefon. – Dobra, Josie, bo już ta godzina. Muszę iść do pracy, ale możemy pogadać wieczorem – powiedziałam z uśmiechem, nie chcąc, by brzmiało to wrednie.

Skoro zadałam to pytanie, to chyba chciałam znać odpowiedź, ale po chwili jednak chyba zdałam sobie sprawę, że jednak nie do końca. Możliwe, że to było za dużo jak na ten poranek. Na szczęście Josie nie oponowała, bo sama miała swoje obowiązki, dlatego po prostu skierowałyśmy się do drzwi.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie na pożegnanie, po czym rozeszłyśmy w dwie różne strony. Miami było na tyle duże, że wiedziałam, iż ponownie zobaczymy się dopiero w willi. Nie było mowy o przypadkowym spotkaniu.

Wsiadłam z swój motocykl, aby ruszyć pod uniwerek, gdzie zmierzyć miałam się ze swoimi koszmarami. Wzięłam głębszy wdech i weszłam do środka. Z mocno bijącym sercem pokonywałam schody oraz zakręty, kierując się w stronę biblioteki – swojego miejsca pracy, które jednocześnie uśpiło pewną część mnie. Zabrało mi nieco pewności siebie.

Stanęłam przed drzwiami, widząc półki z książkami i słysząc jedynie ciszę. Weszłam do środka. Stresowałam się bardzo, ale powolnymi krokami udałam się w kierunku biurka, gdzie było moje stanowisko. Położyłam na dół telefon, który przed momentem zawibrował, oznajmiając o jakiejś wiadomości. O dziwo moje oczy nawet na chwilę nie poleciały w tamtym kierunku. Uważnie patrzyłam przed siebie, obserwując mały fragment korytarza. Nie chciałam spotkać Dylana.

Starałam się brać głębokie wdechy, by się uspokoić. Dopiero, gdy po kilku długich minutach nikt nie przyszedł do biblioteki, odetchnęłam z ulgą. Miałam praktycznie całą godzinę na rozkładanie i segregowanie książek.

Weszłam w pierwszy regał, gdzie na wózku było chyba pół tysiąca powieści. Otworzyłam aż oczy ze zdziwienia, zastanawiając się, co takiego robiła osoba przede mną w tej pracy, skoro teraz wyglądało to w taki sposób. Wzięłam pierwszą pozycję, rozpoczynając w ten sposób pracę.

W ciągu całych ośmiu godzin do biblioteki przyszło kilkanaście studentów, ale na szczęście wśród nich nie było tego, którego obawiałam się najbardziej. Uśmiechnięta opuściłam mury uczelni, aby udać się szybko na miasto, by coś zjeść, a później spotkać z Savio.

Nieświadomie pojechałam do kebabowni, gdzie miałam pierwszą rozmowę z Tristanem. Chyba liczyłam na to, że go spotkam.

Weszłam do środka, ale go nie ujrzałam, przez co cały ten zapał nieco znikł. Chyba chciałam z nim porozmawiać, bo lubiłam ten jego wzrok, sposób w jaki bawił się kolczykiem w dolnej wardze i dłuższe włosy, które czasami wpadały mu na oczy, a najbardziej pociągała mnie jego inteligencja.

Chciałam się z nim zaprzyjaźnić, ale bałam się tego jednocześnie.

🌹

Po zjedzeniu kebaba udałam się w miejsce, wskazane mi przez Savio. Słuchałam GPSa, bo za nic w świecie nie kojarzyłam tej ulicy z pamięci. Gdy stałam na światłach, zaczęłam analizować swoje życie. Chciałam dojść do źródła tego, co mnie doprowadziło do tego miejsca. Zrobiłam w głowie listę punktów kulminacyjnych, które mnie w jakimś stopniu zmieniały.

1. Czytanie książek zakazanych przez mamę.

2. Boks

3. Raees i długie rozmowy z nim.

4. On

5. Wjazd do Miami.

6. Poznanie Alexa

7. Siedzenie na dołku

8. Atak w bibliotece...

Po tym punkcie pokręciłam głową. Nie chciałam o tym myśleć. Potrzebowałam zapomnieć, bo często prowadziło mnie to w tył, jednak wcale nie było tak łatwo. Ta cała sytuacja mnie nawiedzała.

Potrząsnęłam głową, wiedząc, że nie mogę się tak zapominać. Zerknęłam na lewo, zauważając tam poradnię psychologiczną, a chwilę po tym usłyszałam dźwięk klaksonu, więc ruszyłam dalej, nie patrząc na swoje światła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro