Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Otaczająca życie ciemność

🌸 Perspektywa Leili 🌸
Sonreir_K

Wieczór okazał się dziś wyjątkowo ciemny. Ziemię otulał mrok, pozbawionego gwiazd nieba. Jedynym źródłem światła był – jasno mieniący się z oddali – księżyc. Jego blask zdawał się magiczny. Dodawał nadziei i uświadamiał, że nawet w całkowitej ciemności można było dostrzec połyskujący błysk.

Siedziałam na jednym z drewnianych krzeseł. 

Czekałam na Avana. 

Na spotkanie dotarłam wcześniej, niż było to ustalone. Zdążyłam więc bez presji wybrać jedno z najbardziej atmosferycznych miejsc w restauracji.

Dwuosobowy, mały i skromny stolik, dzięki królującej z oddali prostocie, zdawał się idealny na tego typu wydarzenie. Goszczące wokół ozdoby, były stonowane, oświetlające drewno świece, dodawały romantyzmu, a położenie dosłownie zapierało dech w piersiach.

Panorama jasnego, wybijającego się z drugiego wybrzeża, miasta – to ona robiła największe wrażenie na gościach. Odbijała się na tafli, nienaruszonej przez lekki, ledwo wyczuwalny wiatr, wody. Wyglądała niczym dobrze zaprojektowana fantazja z filmów science fiction. Była zjawiskowa.

Odważnie mieniące się z oddali wieżowce, ukazywały przybyłym życie. Ich zwyczaje i nocne rytuały, które z chęcią odprawiali. Przedstawiały życie, które w Miami zaczynało się wraz z przepięknym zachodem słońca.

Dobrze zaprogramowane przez system roboty – tak określiłabym niektórych mieszkańców tego cudownego miasta. Dla wielu z nich każda noc rozpoczynała się podobnie. Alarm zakodowany w ich głowach odpalał się, gdy zegary wskazywały zmierzch. Właśnie w czasie, gdy ziemia oświetlona była rozproszonym w atmosferze światłem słonecznym, mieszkańcy Miami rozkwitali. Ich pąki otwierały się szeroko wraz z każdym kolejnym muśnięciem, jasno padających na ziemię, księżycowych promieni. Tańce, śpiewy i świetna – często zakończona kacem — zabawa, chwilę oddechu i zapomnienia o pojawiających się za dnia troskach. Wszystko zaplanowane. Alkohol, uśmiechy, dancingi i powrót do szarej, pozbawionej głośnej muzyki, teraźniejszości. Ciężki powrócenie do rzeczywistości i potem znów powitanie, mieniącego się z nieba, księżyca. Obserwacje kosmicznego rogu i błaganie o jego łaskę. Magiczne zdolności, dzięki którym życie toczyło się dalej, mimo panującego na ziemi mroku. Proszenie o czar, dzięki któremu bez pomocy słońca, potrafiły rozwijać się nawet pięknie pachnące, księżycowe pnącza.

Liczne grupy świetnie bawiących się w swoim towarzystwie przyjaciół, dzięki magii srebrnego globu, można było dostrzec na każdej ulicy w Miami i we wszystkich słynnych lokalach. W tym również w Seaspice Brasserie & Lounge – w restauracji, która znana była ze swej nocnej obsługi. Barze, do którego – w większości – właśnie, gdy na świecie panowała niewyobrażalna ciemność, przybywały miliony zakochanych. Wszystko przez dobrze przemyślany wystrój i idealną lokalizację.

Unoszące się nad głowami lampki, przywoływały w gościach poczucie nieokiełznanego romantyzmu i wyjątkowości, a oklaski i gratulacje, kierowane w stronę świeżo upieczonym narzeczonych, dodawały knajpce czaru i niewyobrażalnej sławy. Tak, Seaspice Brasserie & Lounge znane było z oświadczyn i fantazyjnej – często zaraźliwej w swej wyjątkowości – atmosferze.

— Leila?

Moje obserwacje przestrzeni przerwane zostały przez niezwykle męski i gruby głos.

Zerknęłam w stronę dźwięku. Przy wybranym przeze mnie stoliku, stał liczący lekko ponad metr osiemdziesiąt wzrostu ciemnoskóry mężczyzna.

Skupiłam swój wzrok na jego intrygującej osobie.

Oczy chłopaka były czarne, niczym pióra kruków. Ukazywały goszczący w życiu Avana mrok. Ciemność, której ten zapewne nie jeden już raz próbował się wyzbyć. Usta natomiast emanowały żywym kolorem. Posiadały głębię. Nasycony odcień różu odwracał uwagę rozmówcy od, wcześniej wspomnianych, ciemnych tęczówek.

Postawa mężczyzny była dostojna. Zdradzała jego bogate pochodzenie. Podobnie było z drogim garniturem, na który nie mógł pozwolić sobie zwykły śmiertelnik. Elegancki, szyty na miarę, strój dodawał mężczyźnie szyku i seksapilu. Sprawiał, iż pierwsze wrażenie na randce zawsze było udane. Wygląd Avana wywarł pozytywne wrażenie na wybrance jego serca. Dokładnie tak, jak było to zapewne planowane – pierwszy punkt ze specjalnej listy uważałam więc za odhaczony.

Wykaz, którym posługiwał się chłopak, był niczym innym jak spisaną specjalnie na potrzeby tego spotkania, listą zadań, dzięki której ten mógł wizualnie zachwycić mnie swą osobą. Doskonale zdawałam sobie sprawę z karty, którą chłopak posiadał w swym umyśle. Sama również miałam parę asów w rękawach. Jednym z nich był oczywiście wygląd. Przygotowanie kreacji, by prezentowała się ona idealnie pod każdym względem. Dokładnie tak, jak dzisiejszy wieczór.

By moja osoba wywarła na Avanie fenomenalne wrażenie, postanowiłam na jedną noc odejść od standardów i elegancji. Chciałam przejść w inny ciuchowy wymiar, nie zapominając przy tym oczywiście o szyku i guście, do których byłam przyzwyczajona. Mój strój, dzięki wybijającej się z oddali bieli, ukazywał niewinność kobiety, która postanowiła go odziać. Swobodnie opadające falbanki natomiast, pomagały dotrzeć do dziewczęcego oblicza piękna, a koronka, z której zrobiona była sukienka, ukazywała silną, dojrzałą i ponętną kobietę. Cienkie ramiączka utrzymywały delikatną i kruchą tkaninę, w sam raz wpasowując ją w wakacyjny wystrój restauracji. Przedstawiały więcej niż biel. Pokazywały subtelność i płynące z wnętrza piękno, które chciałam zobrazować mojemu towarzyszowi. W końcu nie byłam jedynie bezlitosną szefową, o której tak wiele słyszał. Byłam również człowiekiem, pragnącym odkryć uczucie, które zawładnęłoby moim ciałem i wszystkimi zmysłami. Właśnie na tym należało się skupić dzisiejszej nocy. Na namiętności i duszącym się wewnątrz mnie pożądaniu zdobycia prawdziwej, trwającej wieczność, miłości.

— Tak — odparłam z uroczym uśmiechem.

— Avan Moreau — przedstawił się, wyciągając dłoń w moim kierunku.

Podniosłam się na moment. Podałam swoje nazwisko, również odwzajemniając gest z ręką.

Mężczyzna szybko chwycił za moją dłoń, by zmysłowo – działając na kobiecą wyobraźnię – pozostawić na mej skórze mokre, delikatne i niebywale czarujące muśnięcie.

Maniery i urok godny gentlemana wspólnie tworzyły duet, któremu ciężko było cokolwiek zarzucić. Robiły niebywałe wrażenie. Podobnie było z szarmanckim uśmiechem i tajemniczym, wlepionym w moją osobę, niczym w muzealne dzieło, wzrokiem.

Godne zapamiętania spojrzenie było jedną z wielu atrakcji dzisiejszego wieczoru, którą chciałam zostawić w pamięci na długie lata. Miałam nadzieję, że nie ostatnią.

— Usiądźmy — rzekł, odsuwając mi krzesło, tak bym mogła swobodnie spocząć przy stole.

Gdy pomógł mi z siedziskiem, od razu zajął swoje miejsce. Znajdował się naprzeciw mnie. Jego czarne tęczówki błądziły po moim ciele. Uważnie studiowały moją twarz, doszukując się w niej jakichkolwiek przejawów zawstydzenia.

Niestety nie należałam do osób, które onieśmielał męski wzrok. Byłam pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Ubiegający się o me względy mężczyzna, musiał niebywale się natrudzić, jeśli naprawdę zależało mu na ujrzeniu na mych policzkach różowych, niezwykle uroczych rumieńców. Musiał lubić wyzwania, ponieważ dostanie się do mojego serca, było niebywale trudną przeprawą, która często zbierała na swej drodze krwawe żniwa.

— Epickie miejsce — zaczął, obserwując uroki otoczenia. 

— To prawda — rzuciłam, ponownie fascynując o bogatej historii tejże restauracji. — Pięknie tu.

— Zamawiałaś już potrawy? — Jego głęboki głos przerwał moje rozmyślania.

— Nie — odparłam szybko, skupiając całą uwagę na swoim towarzyszu. — Czekałam na ciebie.

— Mam nadzieję, że nie oczekiwałaś zbyt długo — powiedział, obdarowując mnie przy tym swoim śnieżnobiałym, idealnie pasującym do koloru koszuli, uśmiechem.

— Było to raptem parę minut — wyjaśniłam, by ten nie przejmował się czasem. W końcu to ja byłam za wcześnie.

— Wiesz już, na co masz ochotę? — zapytał, dostrzegając, że chwyciłam za menu.

Wykazywany przez niego brak cierpliwości, wywarł na mnie mieszane odczucia. Nigdy nie przepadałam za ludźmi, których gonił czas. Zawsze uważałam, że życie było zbyt krótkie, by ciągle spoglądać na zegarek. Wolałam cieszyć się dostępną chwilą i czerpać przyjemność z każdego uśmiechu, małego gestu oraz momentu z najbliższymi. Godziny były zbędne. Szczególnie w odpowiednim towarzystwie. Pytanie brzmiało: Czy na pewno znajdowałam się tego wieczoru w odpowiednim towarzystwie?

Na tamten moment ciężko było to stwierdzić z uwagi na fakt, iż znałam Avana raptem parę – nic nie mówiących mi o jego osobie – minut. Należało więc – mimo wykazywanego przez mężczyznę pośpiechu – dać Avanowi szansę na przekonanie mnie, iż nasze bliższe zapoznanie, było warte tych wspólnych – tak bardzo cennych dla mężczyzny – godzin.

Nie chcąc dłużej trzymać pana Moreau w niepewności, szybko rzuciłam okiem na dostępne w spisie przystawki. Z tak ograniczonym czasem, wybór zdawał się oczywisty.

— Myślę nad krabem — wyznałam, dalej nie odrywając wzroku od karty dań. — A ty na co masz ochotę?

— Zamówię ośmiornicę — rzekł, nie fatygując się nawet otwarciem menu, które prawdopodobnie bardzo dobrze znał. 

Wykazywana przez mężczyznę wiedza, zaintrygowała mnie.

— Często tu przychodzisz? — zapytałam, z nadzieją na ładne rozwinięcie tematu i lepsze zapoznanie mojego towarzysza.

— Jestem stałym gościem — odparł krótko.

Po takiej odpowiedzi wnioskowałam, iż mężczyzna albo z jakiegoś konkretnego powodu nie chciał wdrażać się w rozpoczęty przeze mnie temat, albo był bardzo nieśmiały i skryty. Choć jego wizyty w tym niebywale romantycznym miejscu bardzo mnie ciekawiły, postanowiłam na niego nie naciskać. Na randkę przyszłam z zamiarem przeżycia magicznego i idealnego wieczoru. Chciałam, by spotkanie z Avanem było dobrą odskocznią od nieprzyjemnych wydarzeń z Anselmo. Dziś marzyłam tylko o wspaniałej nocy w ramionach wyjątkowego mężczyzny. Chciałam odkryć tę niezwykłość w Avanie, dlatego też uznałam, iż skrycie mojego zainteresowania regularnymi wizytami chłopaka w restauracji, było dobrym posunięciem.

— Wiesz więc pewnie, czy tres leches jest warte czekania. — Po chwili ciszy powróciłam do tematu dań, sprytnie przechodząc do karty z deserami.

— Jeśli lubisz truskawki to owszem.

— W takim razie dla mnie będzie krab królewski i tres leches — rzekłam entuzjastycznie, dając tym samym znak, że przyszedł czas na wezwanie kelnera.

Avan od razu zrozumiał sugestię. Zawołał pracownika i przekazał mu wszystkie informacje, oczekując aż ten pozostawi nas samych.

— Krab to twoje ulubione danie?

— Nie. Moją ulubioną potrawą są czekoladowe lody. 

Być może brzmiało to śmiesznie, lecz nie żartowałam. Czekoladowe lody od zawsze były dla moich kubków smakowych niczym kakaowy nektar bogów w nieco lodowatej wersji. Były magicznym pokarmem. Nie tylko pod względem smaku, ale również i swoich czarodziejskich mocy. W ciepłe dni schładzały organizm. W smutne natomiast poprawiały nastrój. Były lekarstwem na upalne lato i momentami – ciężkie życie. Żadne inne danie nie miało takich możliwości jak opakowanie leczniczych i rewelacyjnych w smaku lodów.

— To nie potrawa — rzucił stanowczo, zapewne oczekując w mojej odpowiedzi bardziej wykwintnego dania.

— Dla mnie owszem — rzekłam, nie zastanawiając się nad reakcją Avana. Obserwując go, bardzo szybko zrozumiałam jednak, że mrożone lody przywołały nad nasz stolik ciemne, sugerujące wielką ulewę, chmury. Nie chciałam deszczu ani ostrej wymiany zdań. Nie, gdy poróżnić nas miał tak banalny temat jak lody. Avan pod tym względem myślał podobnie. Bardzo szybko zareagował, chcąc wybrnąć z niestosowności.

— Dobrze, więc... — zaczął, przez chwilę uciekając wzrokiem od mojej osoby. — W takim wypadku po tres leches obowiązkowym deserem będą dziś także lody.

— Jestem za.

Uśmiechnęłam się do chłopaka, puszczając w niepamięć jego poprzednie słowa.

— Wybacz, że tak nagle zmienię temat, Leila, jednak niebywale intryguje mnie twoja osoba — rzekł, skupiając na mnie swoje czarne, pochłaniające swą mroczną otchłanią, tęczówki. — Wiele czytałem na temat twojej osoby. Jeszcze więcej słyszałem. Dlaczego tak wybitna pani architekt zdecydowała się porzucić projektowanie na rzecz branży reklamowej?

— Od zawsze fascynowała mnie moda — zaczęłam, układając w swojej głowie dalszą część wypowiedzi, tak by była ona kompletna i miała sens, co było dość dużym wyzwaniem, z uwagi na szok wywołany niespodziewanym i rzadko spotykanym – szczególnie na randkach – pytaniem. — Uwielbiam śledzić słynne domy mody oraz oglądać organizowane przez projektantów, pokazy, najlepiej z widowni. Zawsze to kochałam i chciałam, by moda odgrywała szczególną rolę w moim życiu. Dzięki "Statham Studio" mam możliwości rozwoju, więc rozszerzam firmę w nieco innym kierunku.

— Architektura cię nie interesuje?

— Wręcz przeciwnie. Miałam z nią do czynienia od najmłodszych lat. Zawsze lubiłam pracować z rodzicami, dalej zresztą z radością przyjmuję nowe, architektoniczne wyzwania, które wspólnie opracowujemy. Jednak moda to inny wymiar, który pragnęłam poznać bliżej.

— Moda i branża reklamowa, to ciekawe połączenie. Nie uważasz, że lepiej było od razu zająć się tym, co kochasz?

— Nie od razu Rzym zbudowano. — Zaśmiałam się. 

— Na reklamach zakończy się rozpoczęta przez ciebie, nowa epoka Stathanów?

— Mam nadzieję, że nie — odparłam entuzjastycznie, czując dumę dzięki określeniu mojej działalności w firmie jako "nowej epoki Stathamów".

Rozwój "Statham Studio" był dla mnie ważny. To ja pielęgnowałam swój dział od podstaw. Pozwoliłam mu na rozwój i dbałam, by nie upadł. Każdy nowy klient był sukcesem. Nie tylko dla mnie, ale całej rodzinnej firmy. Podołałam stawianym przez siebie wyzwaniom. Duma i radość w tym wypadku były właściwymi emocjami. Szczególnie w chwilach, gdy ktoś dostrzegał nasz ciężki wkład w pracę.

— Może w przyszłości, gdy czas pozwoli na spełnianie marzeń, zdołam pójść na studia. Zdobędę umiejętności i profesjonalnie zajmę się projektowaniem.

— Marzy ci się rola projektanta mody?

— Lubię wyzwania i rozwój — odparłam krótko, nie zapominając o szerokim uśmiechu.

— Nie sądziłem, że królowa mediów będzie powiększać i tak wielkie już królestwo.

— Nie przesadzałabym z tą królową... — odparłam.

Nigdy nie widziałam "Statham Studio" jako ogromnego imperium. Dla mnie od zawsze była to rodzinna firma, w której każdy członek był równy. Jeśli jednak ktoś zasługiwał na miano królowej – z pewnością nie byłam to ja. Cesarzową imperium była moja matka. U jej boku panował jeden z najpotężniejszych – w moich oczach – człowiek na świecie, mój ojciec. To oni byli panami we własnym świecie. Nie ja i nie Ares, a ludzie, którzy prosperowali firmą od samych początków i to właśnie dzięki nim rozwinęła się ona na tak ogromną skalę.

— Nie przesadzam — powiedział, wlepiając we mnie swoje czarne oczy. — Z koroną byłoby ci do twarzy. Mimo to żaden kryształ nie dorównałby twojemu pięknu — rzekł, prawiąc komplement, który z pewnością zrobiłby wrażenie na niejednej kobiecie. W tym również na mnie. — Śliczna i pracowita. Kobieta, zdawać by się mogło, idealna — kontynuował, nie spuszczając ze mnie spojrzenia. Był mną oczarowany. Dostrzegałam to w jego oczach. Być może właśnie dlatego pragnął wiedzieć na mój temat jak najwięcej. — Powiedz, Leila... Jak zapatrujesz się na przyszłość? Chciałabyś kiedyś mieć dzieci?

— Oczywiście. Planuję dzieci, jednak na tę chwilę, szczerze mówiąc, nie wiem jeszcze ile i kiedy — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Temat potomstwa był dla mnie zbyt odległy, by rozmyślać o nim na co dzień. Aktualnie należało skupić się na karierze. Dzieci były planem na niebywale odległą przyszłość, której nie planowałam przyśpieszać. — Wolę o tym na razie nie myśleć.

— Dlaczego? — Zaciekle ciągnął temat, tak jakby powiększenie genealogicznego drzewa, było moim obowiązkiem, co zaczynało mnie irytować.

— Nie widzę sensu rozmyślać o dzieciach i małżeństwie, gdy aktualnie brakuje mi podstaw do założenia szczęśliwej rodziny. Nie mam odpowiedniego partnera — wyznałam. — Sama nie spłodzę potomstwa i nie pójdę pod ołtarz. Potrafię wiele, ale niestety w tym przypadku moje magiczne zdolności na nic się nie zdadzą. — Zaśmiałam się.

— Nigdy nie spotkałaś mężczyzny, z którym planowałaś wspólne życie? — zapytał dociekliwie, zupełnie tak, jakby czekał na konkretną, dającą mu satysfakcję, odpowiedź. Niestety – dla niego – nie planowałam zdradzać zbyt wiele. Nie, gdy miałam do czynienia z ledwo znanym mi mężczyzną, którego dociekliwość zaczynała wywoływać we mnie negatywne uczucia. — Małżeństwo, współżycie, potomstwo...

— Aktualnie pragnę skupić się na teraźniejszości i niedalekiej przyszłości — przerwałam mu, zanim zdążył rozwinąć wypowiedź. — Przeszłość nie jest istotna — dodałam z szerokim uśmiechem, nie chcąc, by moja wypowiedź została przez niego źle odebrana.

— Na przyszłości... — zaczął nieco zamyślony.

Na twarzy mężczyzny pojawił się triumf i zachwyt. Nie wiedziałam właściwie, czym były spowodowane tak pozytywne emocje, co szczerze zaczynało mnie martwić.

— Skoro rozpoczęliśmy już temat przyszłości. Powiedz, jak zapatrujesz się na ślub. — Dalej ciągnął temat ołtarza, na który ja nie miałam ochoty. Było to zbyt prywatne, by dyskutować o tym z facetem, o którym tak naprawdę nic nie wiedziałam.

— Cały czas rozmawiamy o mnie — zauważyłam, dyskretnie sugerując zmianę tematu na coś przyjemniejszego. Przynajmniej na chwilę. — Może powiesz mi coś o sobie? — zapytałam. Avan zdawał się niezwykle czarującym i interesującym mężczyzną. Jego życie z pewnością było bogate w przeróżne doświadczenia, którymi mógł się ze mną podzielić. Wystarczyło tylko chcieć...

— Moja ulubiona potrawa to spaghetti bolognese. — Bez zbędnego przeciągania skupił się na przedstawieniu swojej osoby, co niebywale mnie uszczęśliwiło. — Skończyłem studia na Oxfordzie. Mam duże mieszkanie i psa, ale pragnę przenieść się do willi na plaży, którą zająć się ma właśnie Statham Studio. Do pełni szczęścia brakuje mi żony i czwórki pięknych dzieci. Jestem chrześcijaninem. Zależy mi na kompletnej, wyznającej rodzinne wartości, familii. Nie wierzę w łączone związki innych wyznań. Dzieci potrzebują stabilności i normalności...

— Różne wyznania rodziców nie są przeszkodą do szczęścia dzieci — przerwałam mu.

Nie podzielałam jego zdania. Osobiście bardzo dobrze znałam rodzinę, której członkowie szczycić się mogli odmiennymi tradycjami i wierzeniami. Inne, bogate w swych zwyczajach kultury, nigdy nie przeszkadzały Raeesowi w doświadczeniu szczęścia i nie pozbawiły go miłości. Wszystko zależało indywidualne od człowieka. Nie od religii, którą wyznawał, a od osobowości. Jeśli jego serce było w stanie obdarowywać innych miłością – nic nie mogło tego zepsuć. Nawet partner o odmiennych wierzeniach.

— Lubisz wyrażać własne zdanie — podsumował nieco poważnie, co nie niosło ze sobą nic pozytywnego. Nie w moim odczuciu.

— Coś w tym złego? — zapytałam bez zbędnych uszczypliwości. Nie należało ich stosować, nawet jeśli mężczyzna, z którym zdecydowałam się umówić, okazałby się szowinistą. Nie, gdy był on klientem moich rodziców.

— Skąd. — Uśmiechnął się, tak jakby dziewczęta, niebojące się wyrażać własnych poglądów, były w jego oczach bardziej atrakcyjne. — Kobiety z temperamentem są niebywale interesujące.

— Mężczyźni również — wyznałam zgodnie z prawdą.

Odważni, pozbawieni skrupułów panowie w tłumie zawsze robili większe wrażenie niż ci nieśmiali. Mieli w sobie coś wyjątkowego. Nieodparty, przyciągający urok, który często wart był uwagi – to należało im przyznać.

— Owszem — odparł z cwaniacką miną. — Znasz takich wielu?

— Każdy mężczyzna jest w pewnym sensie intrygujący. — Rozpoczęłam wypowiedź, rozmyślając nad panami, którzy rzeczywiście zrobili na mnie wrażenie. — Jednak nie. W swoim życiu poznałam tylko paru godnych zainteresowania mężczyzn.

— W tym Aladdina — wtrącił, wspominając o osobniku, którego starałam się wymazać z pamięci.

— Słucham? — zapytałam, niedowierzając w to, co właśnie miało miejsce.

— Twój niegdyś narzeczony, pochodzenia arabskiego — przypomniał, jakby nigdy nic. Tak na wypadek, gdybym zdążyła zapomnieć o tym kłamliwym dupku. — Bardzo ciekawa postać...

— Znasz Aladdina? — przerwałam mu zdanie.

To spotkanie z każdą kolejną, przemijającą sekundą stawało się coraz bardziej pojebane. Dosadne pytania, mroczna postać Avana i wspomnienie Aladdina... To nie była zwykła rozmowa dwójki nieznajomych. Nie takie odnosiłam wrażenie.

— Osobiście nie — odpowiedział tajemniczo, tak jakby pragnął zasiać we mnie ziarnko niepokoju.

Cóż... Udało mu się.

Nasza randka z romantycznego spotkania przerodziła się w koszmarny thriller.

Wieczór pełen ciekawych – oczywiście dla obserwatora – zwrotów akcji, przerażających chwil i makabrycznej walki o przetrwanie. Dokładnie tak wyglądało to z mojej perspektywy. Czułam się jak główna postać w horrorze. Piękna, uprowadzona, walcząca o wygraną w starciu z psychopatycznym stalkerem, kobieta. Mroczna sceneria i ten jego socjopatyczny wyraz twarzy... Nie było w tym nawet miligrama romantyzmu, na którym tak bardzo mi zależało. Był jedynie strach i niekończące się przerażenie.

— Widziałem wasze zdjęcia — zaczął tłumaczyć, pragnąc jakoś usprawiedliwić swoje dziwne zachowanie. Niestety, było już za późno na szczere wyznania. — Ogromna, szczęśliwa rodzina i rozpad dobrze zapowiadającego się narzeczeństwa... Co przyczyniło się do waszego rozstania? — zapytał, nie widząc problemu ze wspominaniem mojego – byłego już – narzeczonego.

— Jesteś stalkerem? — spytałam wprost, nie dopuszczając do siebie w tym wypadku innej odpowiedzi niż zwykłe, krótkie: tak.

— To błędne określenie, choć często się z nim spotykam. — Jego wyznanie sprowadziło na moją skórę zimny i nieprzyjemny dreszcz. Podobny był do tych, które miały w zwyczaju pojawiać się w trakcie oglądania mrożących krew w żyłach horrorów. Tamte bywały jednak mniej mroczne i o wiele bardziej przyjemne... — Lubię być odpowiednio przygotowany na każdą randkę.

— Tak wygląda każda twoja randka? — Tym razem to ja byłam dociekliwa.

Nie wiedziałam, czy moja wścibskość spowodowana była zdumieniem i nie pojęciem dziwnej techniki rozumowania, którą prezentował Avan, czy należała ona do oznak, kiełkującego wewnątrz mnie, niepokoju, lecz jednego byłam pewna – chciałam znać prawdę. Dowiedzieć się jedynie, czy tylko moje życie stało się dla Avana jego prywatną obsesją, czy miał on na swoim koncie dużo więcej ofiar przerażającego stalkingu.

— Mówiłem już... Lubię być przygotowany.

— Przygotowany? — zapytałam kpiącym tonem. To nie była zwykła organizacja, a podchodzące pod obsesję prześladowanie, które należało zakończyć.

— Owszem — odparł spokojny, nie dostrzegając problemu w swoim zachowaniu, co bardzo mnie martwiło. — Lubię wiedzieć, z kim spędzę wieczór. Internet jest skarbnicą wiedzy. Zdradza wiele. Szczególnie o wpływowych ludziach. To ułatwia mi spisanie listy...

— Jakiej listy? — przerwałam mu z niepokojem.

Nasza rozmowa zmierzała na coraz dziwniejsze ścieżki. Rozpoczętemu pod romantycznymi lampami spotkaniu, wróżyłam już tylko tragiczny koniec w ciemnościach. Nasze ciała otulała noc, a ta randka... Nie była miłym rendez vous, lecz realnym horrorem. Strasznym filmem, który do tej pory podziwiać mogłam jedynie na wielkim ekranie.

— Listy pytań. — Jego głos przerwał moje mroczne przemyślenia. — Dla każdej kandydatki przygotowuję inną listę. W twoim przypadku najbardziej zagłębiłem się w temat Aladdina, o którym niestety nie znalazłem zbyt wiele informacji. Liczyłem, że opowiesz mi waszą miłosną historię...

Byłam zdumiona. Oczywiście nie pozytywnie. Moje myśli ogarnął szok, a usta zapomniały, jak należało wymawiać słowa. Nie dowierzałam własnym uszom. To, co mówił Avan, zdawało się przerażającym scenariuszem, z którego zapewne powstałby świetny film. Nie komedią romantyczną, na którą liczyłam, a koszmarem wielu, szukających miłości, kobiet. Horrorem, w którym nie chciałam brać udziału.

— Avan... — wydukałam, próbując pozbyć się fazy zaskoczenia i zastąpić ją czymś pozytywnym. — Przepraszam, ale przez moment poczułam się jak na wywiadzie, a nie na randce. — Zaśmiałam się, po tym jak dotarło do mnie jak komicznie musiało wyglądać nasze spotkanie z perspektywy innej osoby.

— Zapewniam, że jest to randka — stwierdził, poważnym tonem. — W swoim życiu byłem na wielu randkach i wiem, czego oczekuję od kobiety...

— Nie wątpię — wtrąciłam się. — Jednak przez twoje stalkowanie i pytania, nie czuję, jakbym była na randce z interesującym mężczyzną, który mógłby mnie pozytywnie zaskoczyć, a na spotkaniu z dziennikarzem — wyznałam prawdę. — Ludzi należy poznawać stopniowo. Bez wcześniej przygotowanych, pełnych niestosownych pytań, list.

— Osobiście lubię pełne pytań karty. — Wytrwale trwał przy swoich przekonaniach. — Wiele ludzi marnuje czas na powolne poznawanie drugiego człowieka. Nie lepiej od razu odkryć światopogląd potencjalnego partnera? To pozwala nam żyć bez ciężkich rozstań i złamanych serc...

— Wraz ze wspomnieniami najgorszej randki świata — skończyłam zdanie za niego, chcąc, by zrozumiał, że żadna z kobiet nie czuła się w jego towarzystwie dobrze, jeśli postępował z nimi tak samo jak ze mną. — Przygotowałeś coś, oprócz wywiadu na mój temat i wykorzystania Aladdina jako tematu głównego na dzisiejszą noc? — Nieco obudzona przeszłam do konkretów, zastanawiając się co idiotycznego zdołał jeszcze wymyślić.

— Wstyd przyznać, lecz nie. Sporządziłem jedynie listę. Mam ją tu. — Wskazał na głowę, co świadczyło o zapamiętaniu każdego, z wcześniej przyszykowanych pytań. — Mam tu całą listę pytań i odpowiedzi, które mnie zadowolą — pochwalił się. Tak jakby był to powód do dumy, a przecież nie był. Całe zachowanie Avana było dziwne, śmieszne i żenujące zarazem. Nie pomagało mu w związkach. Jedynie odpychało od niego wszystkie przerażone, dziwną techniką podrywu, dziewczęta.

— Avan... — zaczęłam, starając się dobrać odpowiednie słowa na nastałą sytuację. — Pewnie zgodzisz się ze mną, że to spotkanie nie należy do jednego z wymarzonych wieczorów. Zarówno dla mnie, jak i dla ciebie...

— Jak w takim razie wyglądać ma wymarzony wieczór? — Zadał pytanie, przerywając moją wypowiedź.

— Dla mnie to dzień zakończony dobrym filmem, sokiem, czekoladowymi lodami i czasem z przyjaciółmi — wyznałam bez kłamstw. Taki właśnie był mój wyśniony wieczór. Odbywał się w domu wraz z najbliższymi mojemu sercu ludźmi i pudełkiem zimnych lodów, które po tak tragicznej randce były w stanie ukoić moje cierpienia. — Dla ciebie... Nie wiem, ale chętnie omówię tę kwestię po zmianie statusu spotkania z randki na spotkanie biznesowe — zaproponowałam, nie chcąc, by ten czuł się urażony. Mogłam zostać i kontynuować rozmowę, jednak potrzebowałam do tego komfortu, który – miałam nadzieję – pojawi się wraz z zakończeniem randki.

— Gustujesz w leniwych wieczorach — podsumował krótko, nie chcąc ukazywać emocji, które władały nim od środka po mojej wypowiedzi.

— Tak — odparłam szybko. — I w dobrym jedzeniu. — Uśmiechnęłam się serdecznie, wypatrując wzrokiem kelnera z naszym zamówieniem. — Jeśli pozwolisz, przejdźmy do przyjemniejszych kwestii. Do pracy — zaproponowałam. Skoro już doszło między nami do konwersacji na żywo, szkoda byłoby opuścić lokal bez sukcesu. Co prawda nie chciałam w nim zostać. Nie z Avanem. Jednak mężczyzna, mimo swojej mrocznej strony, którą świetnie mi zobrazował, dalej pozostawał naszym klientem, o którego należało dbać. Chciałam czy nie, musiałam się z nim umówić, a skoro już doszło do spotkania, żal byłoby go nie wykorzystać. — Dam ci numer Harveya i Nancy. Zjemy przystawki, a potem przejdziemy do deserów. — Podałam mu plan na resztę spotkania. — Obejdzie się już bez lodów. — Zaśmiałam się, nie chcąc, by atmosfera między nami była nieprzyjemnie napięta. — W razie jakichkolwiek pytań o projekt, oczywiście możesz dzwonić do rodziców. Ja jedynie pomagam w aranżacji wnętrz, więc wszystkie sprawy należy zgłaszać wyżej — wyjaśniłam, podając mu wizytówki. Nie chciałam, by utrzymywał ze mną jakikolwiek kontakt. Oczywiście wiedziałam, że zapewne jeszcze nie raz wpadniemy na siebie w pracy. Chociażby na prezentacji, jednak mimo to wolałam postarać się ograniczyć naszą znajomość do całkowitego minimum.

— Rozumiem.

— Świetnie — rzekłam uradowana brakiem protestu z jego strony. — Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, powiedz jak wyobrażasz sobie willę, w której chciałbyś zamieszkać. — Przeszłam do interesów, którymi zwykłam się zajmować. Często słuchałam wizji klientów, wyobrażając sobie teren, w którym czuliby się niebywale komfortowo. W takiej pracy kluczowa była umiejętność słuchania. Zaprojektowany dom podobać się miał architektom, ale również i przede wszystkim – zamawiającym. Należało więc uważnie skupić się na rozmowie i upodobaniach klientów. W końcu to oni spędzać mieli czas w, przygotowanych przez nas, posiadłościach.

_______________________________________________

Hejka Różyczki! ❤️

Uroczy stalker, który wie o Was zdecydowanie zbyt wiele... Avan okazał się bardzo mroczną postacią.
Według Was Leila postąpiła słusznie kończąc randkę?
Jaka byłaby Wasza finalna reakcja na podobną sytuację?
Ucieczka czy kontynuacja randki?
Co według Was byłoby lepszym wyborem?

Koniecznie dajcie znać co myślicie!
Widzimy się już niedługo w rozdziale 31. Czekajcie. Naprawdę warto 😏😈

Sonreir_K 🌸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro