Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Osiem wcieleń miłości

🌸 Perspektywa Leili 🌸
Sonreir_K

Czarny materiał długiej spódnicy ocierał się o ciemne schody. Gołe stopy żwawo pokonywały kolejne stopnie, chcąc dotrzeć do – serwującego nektar bogów, raju.

Kuchnia – właśnie w niej czekał na mnie jeden z największych wynalazków współczesnej technologii – ekspres do kawy. 

Po paru kliknięciach w szklany ekran, inteligentne urządzenie rozpoczęło swoją pracę.

Z fascynacją obserwowałam wypełniającą kubek, niezwykle puszystą i przepyszną, mleczną piankę. Marzyłam o porządnej dawce kofeiny, która zapewnić mi miała jasność umysłu podczas dzisiejszych służbowych obowiązków, którymi musiałam się w końcu zająć. 

— Cześć, Leila. 

Na ustach prześladującej mnie Nemezis, ponownie gościło imię z dowodu osobistego, który zwykłam nosić w portfelu. 

 Z zainteresowaniem przeniosłam swój wzrok z ekspresu na blondwłosą piękność. Jej rozanielona twarz dzisiejszego ranka zdawała się inna. Zupełnie odmieniona. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Josephine odpuściła sobie wszelakie troski. Jej głowa w końcu pozbawiona została trudności i zapełniających myśli, w negatywny sposób, rzeczy. Dzięki sukcesów, Josie nareszcie zaczęła dostrzegać sytuacje, o których wcześniej nawet nie śniła. Promieniowała radością i szczerą intrygą, z którą – chciałam czy nie – musiałam się zmierzyć.

— Piękny outfit — pochwaliłam jej fioletowy, niezwykle uroczy i elegancki strój, licząc, iż rozmowa o ubraniach odciągnie uwagę blondynki od tematu dnia, którym był dziś oczywiście tajemniczy mężczyzna spod mojego prysznica. — W firmie jest klimatyzacja, Josie — rzuciłam, łagodnie chcąc rozpocząć temat związany z Aresem. — Długie spodnie nie są koniecznością, a zmysłowa, uwydatniająca kobiece wdzięki, spódniczka z pewnością spodobałaby się mężczyźnie, na którym zrobić chcesz, podejrzewam, że duże wrażenie. — Uśmiechnęłam się, delikatnie sugerując, iż odpowiednio przemyślana kreacja, zdoła pobudzić zmysły każdego mężczyzny.

— Będę o tym pamiętać — odparła lekko speszona. — Leila... — Moje imię zostało wypowiedziane dość niepewnym tonem, co wzbudziło moje zaintrygowanie. 

— Tak? — zapytałam, chcąc dodać jej otuchy.

— Jaki on jest? 

Gdy zadała to pytanie, w jej niebieskich oczach ukazał się charakterystyczny, świadczący o fascynacji, błysk. 

Josephine od zawsze intrygowała miłość, jednak od niedawna związane z nią tematy, pochłaniały nieskalaną złem blondynkę znacznie intensywniej niż wcześniej. Josie chciała w końcu doznać upragnionego oświecenia. Dojście do prawdy i odnalezienie odpowiedzi na nurtujące jej romantyczne wnętrze pytanie, było jedynym grzechem, który popełniała. Czy kwitnąca miłość między dwójką bliskich sobie ludzi, choć trochę przypominała tę z romantycznych filmów?

Cóż... Przy odpowiednim mężczyźnie z pewnością. 

— Kto? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie, licząc, iż tym razem zdołam uniknąć nieprzyjemnej rozmowy. 

Niestety, nie wyszło. 

— Chłopak, dla którego robisz kawę.

Jej sherlockowskie zmysły tym razem nie zawiodły. Czujne oko dziewczyny z niesamowitą precyzją dostrzegło, iż przygotowywałam gorącą dawkę kofeiny nie tylko dla siebie, ale również i dla dodatkowej osoby, którą – w jej mniemaniu – był mój partner.

— Josie... 

— Leila... — przerwała moją wypowiedź, nie chcąc słuchać kolejnych, omijających temat, słów. — Skąd wiesz, że to miłość? 

Szczere pytania od zawsze wymagały od rozmówcy równie przepełnionej szczerością odpowiedzi. Zawsze. Szczególnie, gdy zadawała je bliska nam osoba, a jako, że miałam właśnie z taką styczność – nie mogłam zawieść. Musiałam w końcu zebrać myśli i wyznać trudną do zrozumienia prawdę, którą była właśnie miłość. 

— On... Daje mi szczęście, Josie — wyznałam z uśmiechem, nie mając zamiaru odbiegać od prawdy. Nie tym razem. — Jest mężczyzną, któremu bez chwili wahania podałabym dłoń w całkowitej ciemności, wierząc, iż jedynie złączeni, wspólnie odnajdziemy jasność. — Mówiłam dalej, dostrzegając, iż moja wypowiedź ją zainteresowała — Jego głos jest dla mnie modlitwą, a wypowiadane słowa ulubioną piosenką, której pragnę słuchać za życia i po nim. Zapach jego perfum... Odbiera mi tchnienie, a jego silne ramiona sprawiają, iż czuję się bezpieczna. On jest przeznaczoną mi wiecznością. Nie wyobrażam sobie innego mężczyzny u swojego boku, Josie. Nie, gdy w końcu w jednej osobie odnalazłam przyjaciela, partnera i kochanka. Jeśli to ten jedyny, będziesz to czuła, Josie. O tutaj. — Wskazałam palcem na jej serce. — W bezszelestnej ciszy słyszeć będziesz jego imię. W samotności czuć będziesz jego dotyk, a seks będzie...

— Cudowny — przerwała mi, zafascynowana wypowiedzią, którą otrzymała.

— Nie, Josie. Będzie najlepszy, jaki w życiu miałaś — poprawiłam ją.

— Zaciekawiłaś mnie. Wiesz, że to twój książę między innymi dlatego, bo gdy się kochacie, czujesz się spełniona?

— Nie. Jestem pewna, że to ten jedyny, bo rżnie mnie jak nikt inny, będąc przy tym jednocześnie czuły, namiętny i romantyczny. Dba o moje potrzeby i chce stworzyć ze mną jedność, której nigdy wcześniej z nikim nie planował — wyznałam. — Zrozumiesz to, Josie. Nadejdzie chwila, gdy zrozumiesz wszystko. 

— Co to znaczy? 

„To znaczy, iż kiedyś przyjdzie czas, że wszystkie skrywane sekrety, ujrzą światło dzienne, niczym długo chronione przed światem grobowce potężnych faraonów, co czynić je będzie jeszcze bardziej wartościowymi". — pomyślałam, zastanawiając się jak bez podejrzeń wyjść ze skomplikowanej sytuacji, którą sama stworzyłam.  

Na szczęście z pomocą przybył mi niczego nieświadomy Raees.

— Ciao, Mia Dea — rzekł do mnie z przesłodkim uśmiechem. — Ciao, Josie — dodał, gorzkim tonem, tym razem kierując słowa do blondynki. 

— Ciao, Mio Dio — odparłam pieszczotliwie, nie tylko nie chcąc ukrywać przed przyjaciółką, że między mną, a Raeesem iskrzyło, ale również mając zamiar skupić myśli Josie na mojej wypowiedzi, odrywając je tym samym od złośliwego zachowania Raeesa, by sposobem uniknąć kolejnej sprzeczki przyjaciół. Niestety mój plan – choć wydawał się dobry – zawiódł. 

— Co się stało, że zeszłeś do nas ubrany, nie pokazując swojej owłosionej klaty? — zaczęła ironicznie Josie. 

— Wybacz owłosioną klatę, Josie — odparł z pozoru niewinnie, lecz ja wiedziałam, że był to dopiero początek jego, nie zapowiadającej się dobrze, wypowiedzi. — Inne dziewczyny nie zwykły narzekać na widok mojego sześciopaku, ale cieszę się, że tym razem, nie jestem dla ciebie zbyt odrażający — stwierdził, nie kończąc uszczypliwych słów. — Przybywam z dziczy, by zjeść z wami wykwintne danie, zwane śniadaniem — kontynuował, przywołując ranną wypowiedź Josephine. — Skoro już jestem okryty, byś na widok mojej nagiej klaty nie dostała odruchów wymiotnych, liczę, że zjesz z nami śniadanie. Obiecuję, że na chwilę zdołam zapomnieć o dziczy, która mnie ukształtowała i będę zachowywać się jak na cywilizowanego człowieka przystało.  

— Naprawdę bardzo to śmieszne — skwitowała ironicznie. — Liczyłam na obecność kogoś innego... — dodała, oczywiście myśląc o człowieku, którym w rzeczywistości był właśnie Raees.

 — Ares zapewne szykuje się do wyjazdu — przerwał jej, sugerując, iż ta podświadomie marzyła o spędzeniu czasu z moim bratem.

— Nie mówię o... Chociaż mało to ważne — uznała po głębszych namysłach, obdarowując mnie zabójczym spojrzeniem, tak jakbym dopuściła się jednego z najbardziej haniebnych czynów – zdrady przyjaciela, do której nie doszło. — Idę do Aresa — dodała oschle, wkładając do ucha jedną z bezprzewodowych słuchawek.

— Adele — odezwał się Raees. 

Będąc tuż obok dziewczyny, rzeczywiście wyraźnie mógł słyszeć piosenkę, którą puściła. Szczególnie, że Josie nie zwykła słuchać muzyki w ciszy. 

— Znasz to? — zapytała nieco skołowana. Zupełnie tak, jakby wypowiedzieć Raeesa w jakimś stopniu ją zawstydziła. 

— I could make you happy, make your dreams come true,

Go to the ends of the Earth for You,

To make you feel my love — zaśpiewał fragment, obsesyjnie przyglądając się mojej osobie.

Barwa jego głosu była jednym z najwspanialszych bożych darów. Wyczuwalna chrypka mieszała się z aksamitną delikatnością i męską tonacją, tworząc, wprost przeznaczony do śpiewu, bas.  

 Jego oczy za to były tak piekielne kasztanowe. W tym ciemnym odcieniu skrywała się niegrzeczna, prowokująca natura ich właściciela. Mogłabym wręcz rzec, że były grzeszne.

Czarne jak u diabła tęczówki oprócz intensywnego mroku, skrywały w swych odmętach również światłość. To właśnie ona spoglądała na mnie utęskliwie, pragnąc posiąść, oddane już w ręce Szatana, ciało i podarowaną przez zapieczętowany pocałunkiem pakt, duszę.

Jego spojrzenie... Było wystarczające, by w cieleniu Lucyfera dostrzec bóstwo, któremu z dumą oddawałabym hołd. Wystarczyło, by stać się najjaśniejszą światłością boga, słynącego z panowania nad – do niedawna najmocniej lśniącym zjawiskiem – słońcem, którego blask przyćmiewałam, stając się w oczach Ra nie centrum wszechświata, lecz całym wszechświatem. 

— Leila przeżyła najlepszy seks życia.  

Romantyczną chwilę, zapewne specjalnie, przerwała nam Josie, uznając nastałą sytuację za zbyt dziwną, by pozwolić na bezkarne kontynuowanie jej.

— Doprawdy? — Raees uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, gdy dotarły do niego nowe ploteczki Josie.

— Jak to było? — spytała, kierując słowa do mnie. Choć czułam, iż jej pytanie było z tych retorycznych, na które nie należało odpowiadać, ponieważ pytający bardzo dobrze znał odpowiedź. Nie myliłam się. — „Rżnie mnie jak nikt inny"? — zacytowała złośliwie, chcąc utrzeć Raeesowi nosa. Nie wiedząc, że to właśnie on był mężczyzną, który sprawiał mi tak ogromną cielesną przyjemność. 

— Dobrze wiedzieć — stwierdził. 

Cwaniacki uśmiech i wymalowana w tęczówkach fascynacją, nie znikały z jego twarzy. Wieści od Josie ewidentnie sprawiały mu satysfakcję, powodując, iż jego męskie ego rosło. 

— I tak wiesz za dużo — skwitowała Josie, ponownie obdarowując mnie spojrzeniem w stylu zabójcy, dokładnie tak, jakby miała mi coś za złe. — Smacznego śniadania — dodała, wkładając w ucho drugą słuchawkę, po czym udała się na górne piętro.

— Najlepszy seks w twoim życiu? — zagaił z cwaniacką miną, gdy pozostaliśmy sami. 

— Mój chłopak posiada duże umiejętności w dziedzinie seksu — odparłam dumnie. 

— Podejrzewam, że nie tylko w tej dziedzinie — rzekł, podchodząc na tyle blisko, by nasze ciała się stykały. 

— Doprawdy? — zapytałam kokieteryjnie, spoglądając w jego głębokie, intensywnie kasztanowe, oczy. 

— Owszem. Mogę zademonstrować ci kolejną, bardzo przydatną zresztą, umiejętność. 

— Skoro proponujesz, nie wypada mi odmawiać. — Zaśmiałam się, czekając, aż chłopak przejdzie do rzeczy, ukazując mi swój kolejny z wielu talentów. 

— Jadłaś już śniadanie? — zapytał z zaintrygowaną miną. 

— Nie. Zdążyłam jedynie zrobić Caffe Latte — odpowiedziałam. — Jedno dla mnie, a drugie dla ciebie — dodałam, podając mu porcelanę z kofeinową zawartością. 

— W takim razie na śniadanie proponuję prawdziwą włoską pizzę. Ser, świeża bazylia, oliwa z oliwek i przede wszystkim brak dodatkowego sosu na wierzchu. Trochę orientalnych smaków Włoch... 

— Raees... — przerwałam mu. 

— Cosa succede, Mi Amor? 

— Poznałam już orientalne smaki Włoch i Indii — rzekłam, oczywiście nawiązując tym zdaniem do jego osoby. — I z doświadczenia wiem, że najlepiej smakują połączone — wyznałam, sugerując, iż był on najpyszniejszym smakiem, jaki w życiu dane mi było kosztować.

 Moje słowa przywołały na twarz bruneta szczery uśmiech.

Uwielbiałam Raeesa właśnie w takim wydaniu. Beztroskiego, radosnego i uroczego. Jego osobowość w takiej postaci była najprawdziwszym z wielu wcieleń chłopaka. Najprawdziwszym i najlepszym – oczywiście zaraz po jego piekielnym, pełnym nieposkromionej rządy, wydaniu.

— W takim razie połączmy je. Pizza z kurczakiem curry? 

— Chętnie, ale... 

„Ale" bywało pewnego rodzaju kropką nad „i" w świecie pełnym wyborów. Było wiecznością, która w tym wypadku okazała się niczym innym jak czystym pragnieniem grzechu. 

— Ale? 

— Ale pierw wolę skosztować twojego orientalnego ciała — rzuciłam kokieteryjnie. 

— Przygotujemy ciasto i... 

— I weźmiesz mnie na kuchennym blacie — dokończyłam za niego. 

— Nie musisz powtarzać dwa razy — odparł cwaniacko uśmiechnięty.

Moja propozycja ewidentnie bardzo mu się spodobała.

— Jesteśmy już umówieni. Przejdźmy więc do przygotowań, bo nie mogę doczekać się deseru — wyznałam z zalotną miną. 

— Mało ci „najlepszego rżnięcia na świecie"? — Zaśmiał się, cytując Josie. 

— Przy tobie wiecznie mi mało. Musisz do tego przywyknąć. 

— Nie. Muszę cię rozkochać tak dobrze, byś miała dość — poprawił mnie. 

— Lepiej, niż to robisz, się nie da — stwierdziłam. — Mówiłam ci już kiedyś, że gdyby seks był sportem olimpijskim, byłbyś mistrzem. 

— Mówiłaś... 

— No i miałam rację — przerwałam mu. — Chodź, przygotujemy śniadanie — dodałam, obdarowując go namiętnym, lecz krótkim pocałunkiem w usta. — Co mam robić? 

Popędzałam go, fakt. Wszystko dlatego, iż sprawa była niecierpiąca zwłoki. Dosłownie. Dzień zdawał się coraz krótszy, a ja w planach miałam już zapełniony grafik na cały dzisiejszy dzień.

Wspólne śniadanie, zjedzenie pizzy przy ulubionym serialu, uprawianie seksu i w końcu praca – tyle atrakcji, by pod wieczór ponownie znaleźć swe miejsce w ramionach, które od niedawna były dla mnie nie tylko ostoją, lecz i odkrytym przez przypadek przeznaczeniem. 

— Możesz przygotować mieszankę przypraw. Ja zajmę się ciastem. 

Przytaknęłam, godząc się tym samym na podany przez niego podział obowiązków.

W pośpiechu wyjęłam jedną z wielu misek, by wsypać do niej wszystkie potrzebne składniki.

— Na ostro czy łagodnie? — zapytałam, przeglądając przyprawy. Nie wiedziałam, czy miał on większą ochotę na pikantną czy łagodną paprykę. 

— Osobiście wolę na ostro. — Zaśmiał się, obdarowując mą osobę niezwykle dwuznacznym spojrzeniem. 

 — Dobrze się składa, ponieważ ja również preferuję ostrzejsze klimaty – odpowiedziałam, równie wieloznacznie, chwytając pikantną przyprawę.

Ze wszystkich składników, na które mieliśmy aktualnie ochotę, zrobiłam pełen kolorów mix ostrego curry. Wszystko, by już niedługo wykorzystać go do kawałków soczystego kurczaka.

— Co dalej? — zapytałam, gdy przydzielone mi zadanie, zostało pomyślnie wykonane. 

— Usiądź, obserwuj, odpoczywaj i czekaj na pizzę — odparł, skupiony na przygotowaniach. 

— Nie chcesz mojej pomocy? — Zadałam pytanie, podejrzewając, iż chłopak knuł w swojej czarnej głowie jakiś niecny plan.  

— Zaproponowałem pizzę, więc zrobię ją na śniadanie. Sam — zaznaczył z uśmiechem. — Pokaże ci, że seksualny kunszt, o którym wspomniałaś Josie, to tylko jedna z moich licznych umiejętności — odparł, czym szczerze i pozytywnie mnie zaskoczył. Niesłusznie posądziłam go o nikczemne intrygi, gdy ten jedynie chciał własnoręcznie zrobić mi posiłek na powitanie dnia. — Usiądź i obserwuj, dotrzymując mi towarzystwa. 

— Dobrze — rzuciłam, pełna podziwu.

Uczyniłam co rozkazał. Usiadłam na kuchennym blacie i wnikliwie przyglądałam się mężczyźnie, który jako pierwszy – własnymi rękoma – postanowił przygotować mi śniadanie. Podziwiałam ten rzadko spotykany widok, licząc, iż od dzisiejszego ranka będzie mi on towarzyszył częściej. 

— Którą kulturę wolisz? — zapytałam, gdyż podczas obserwacji wróciłam pamięcią do przeszłości, zauważając pewien wiecznie powtarzający się schemat. 

Mianowicie – Raees częściej wybierał wszystko, co powiązane było z pochodzeniem jego matki. Być może w jakimś stopniu jego wybory związane były ze złymi stosunkami, które ten miał ze swym zaborczym ojcem, lub po prostu włoskie korzenie bardziej przemawiały do jego buntowniczej natury, która objawiała się w zachowaniu bruneta dosłownie od zawsze.

— To trudne pytanie — zaczął, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. — Z jednej strony bliższa jest mi kultura matki. — Tak właśnie sądziłam. — Z drugiej zaś miłość do jednej kobiety na następne siedem wcieleń bardziej mnie przekonuje.

Jego wyznanie... Było pięknym nawiązaniem do wspólnego życia i małżeństwa. 

Hindusi przez swą religię zwykli uważać, iż żona była zesłanym z nieba darem. Mężczyźni po ślubie łączyli się ze swymi kobietami nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Zarówno w życiu doczesnym, jak i kolejnych siedmiu wcieleniach. 

Wypowiedź chłopaka – choć z pozoru niewinna – dała mi odpowiedź na błądzące gdzieś z tyłu mojej głowy pytanie. 

Czy Raees rzeczywiście myślał o nas na poważnie? 

Wszelakie zwątpienia minęły, gdy jego usta przyznały, iż byłam jego miłością w każdym z ośmiu dostępnych wcieleń.  

— Siedem wcieleń to sporo — zaznaczyłam, kontynuując rozmowę o religii jego ojca. — Wytrzymasz tyle z jedną kobietą?

— Przy tobie nawet wieczność to za mało, Mi Amor. 

— Albo mi się wydaje, albo nagle stałeś się bardziej romantyczny. — Zauważyłam słusznie. 

Raees – gdy tylko chciał – zawsze potrafił być uroczy. Jednak dzisiejszego dnia dosłownie przebijał samego siebie. Oczywiście w jak najbardziej pozytywny sposób. 

— Ja zawsze byłem romantyczny, Mia Dea.

 — Doprawdy?

— Tak — odpowiedział, pewny swych słów. — Mój romantyzm kierowany był wcześniej jednak wyłącznie do Priyanki Chopry. — Zaśmiał się, wiedząc, iż zawsze podejrzewałam, że coś kręciło go w tej indyjskiej piękności.

— Twojej młodzieńczej miłości. — W mojej wypowiedzi również nie zabrakło śmiechu. 

— Czyżbyś była zazdrosna? — zapytał z cwaniackim, tak bardzo charakterystycznym dla jego osoby, uśmiechem. 

— W życiu — odparłam pewnie. — Priyanka nie ma tego, co mam ja.

— Mianowicie?

— Ciebie — rzekłam, zerkając na niego wzrokiem pełnym miłości. Spojrzeniem, które ukazywało szczere i niemijające uczucie. Pragnienie wspólnej wieczności za życia, podczas pozostałych wcieleń i po nich. 

— Jestem tylko twój, Mi Amor. — stwierdził, delikatnie gładząc swoją czułą dłonią, mój rozgrzany od emocji policzek. — A ty jesteś tylko moja. Na osiem wcieleń i całą wieczność. Pamiętaj o tym.  

— Nie mam zamiaru zapominać — odparłam, tuż przed ponownym złączeniem naszych ust.

„Tego co nas łączy, nie da się zapomnieć." — dodałam w myślach, całkowicie dając ponieść się rozkoszy, którą dostarczały mi ponętne wargi, przeznaczonego memu sercu, chłopaka. Mężczyzny, który swą szczerą miłością wypełniał nie tylko moje wnętrze, lecz i życiową pustkę, która dzięki niemu została napełniona i zniknęła. Rozpłynęła się niczym mydlana bańka – na szczęście – nie móc powrócić do swego pierwotnego kształtu.  

______________________________________________

Ciao Różyczki! ❤️‍🔥
Miłość z jedną osobą na osiem wcieleń... Brzmi pięknie, prawda? 🥰
Co Wy o tym sądzicie?
Chcielibyście przeżyć siedem kolejnych wcieleń z jedną osobą?
I najważniejsze - czy według Was Leila i Raees przeżyją razem chociaż siedem następnych tygodni?
Koniecznie dajcie znać co o tym sądzicie!
Widzimy się już niedługo w kolejnym rozdziale z perspektywy Leili 🌸
Arrivedercii! 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro