26. Umięśnieni chłopcy pobudzają bardziej niż kawa
🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12
Promienie słońca, przez odsłonięte okno, wpadały do sypialni, tworząc majestatyczne, świetliste wzory na podłodze, meblach i ścianie. Świeży zapach poranka unosił się w powietrzu, napawając spokojem i nadzieją na udany dzień. Siedziałam na łóżku, okryta kołdrą i przez kilka minut obserwowałam rozświetlone pomieszczenie, a także palmy kołyszące się delikatnie na wietrze.
Spokój w głowie i sercu – mogłam śmiało przyznać, że osiągnęłam ten stan. Od długiego czasu był on moim marzeniem, które ziściło się, gdy tylko opuściło mnie wewnętrzne napięcie.
Niesamowite, jak bardzo stres zamykał człowiekowi oczy. Nie doceniało się wtedy najmniejszych rzeczy, będąc skupionym na swoich troskach. Gdy tylko napięcie troszkę odpuściło i w końcu wstałam z łóżka przysłowiową prawą nogą, potrafiłam na nowo cieszyć się czymś tak błahym jak miękka kołdra, słońce, świeże powietrze i perspektywa nowego dnia. Znowu potrafiłam być wdzięczna za miejsce, w którym mieszkałam i ludzi, którzy byli tam ze mną.
Naładowana pozytywną energią podniosłam się z łóżka, z zamiarem wzięcia prysznica. Gdy przyszedł czas na wybór ubrania, postawiłam na strój, który podkreślał moją promienną tego dnia twarz. Za jakiś czas miałam udać się do pracy, jednakże podświadomie ciągle myślałam o, planowanej przez Aresa, randce. Nie miałam pojęcia, którego dnia chciał mnie ja nią zabrać, aczkolwiek sama myśl o tym sprawiła, że chciałam wyglądać elegancko, ale jednocześnie seksownie, aby zrobić wrażenie na mężczyźnie, gdyby akurat spodziewana przeze mnie niespodzianka miała nastąpić tego dnia.
Do jasnoróżowego, koronkowego topu ze ślicznym wiązaniem, który na moich plecach tworzył skomplikowany wzór, dobrałam krótkie, białe spodenki z paskiem w tym samym kolorze. Z myślą o zakryciu nagich ramion, wzięłam z wieszaka także krótką, jasną marynarkę. Po ubraniu beżowych sandałków na obcasie, byłam gotowa, więc zeszłam na parter do kuchni.
Sama nie wiedziałam, co spodziewałam się ujrzeć w tym pomieszczeniu, ale po kilku dniach, w których nasza poranna rutyna, w postaci wspólnych śniadań, była nieco zachwiana, chyba podejrzewałam, że będę pić poranną kawę sama.
— Cześć — przywitałam się z Leilą i Raeesem, bo to właśnie oni jako pierwsi zeszli do kuchni.
Ich obecność wyraźnie wskazywała, iż wszystko w tej willi powoli wracało do normy, co o dziwo nieco mnie krępowało.
Zakochana para przywitała się ze mną serdecznie i w dalszym ciągu nie oszczędzała sobie czułości, jak zwykle czując się bardzo swobodnie, nawet w momencie, gdy nie byli już sami. Nie miałam zamiaru im dzisiaj dogryzać – swoje już zrobiłam, pozostało jedynie dać im pole do popisu i czekać na, optymistyczny lub wręcz przeciwnie, rozwój wydarzeń.
Żałowałam tylko, że nie zastałam w kuchni Aresa. W jego obecności czułabym się raźniej i...
— Chcesz kawy? — Moje rozmyślania przerwał Ra.
Tak... To Raees zaproponował mi ciepły napój, który uwielbiałam pić o poranku. Nie zrobiła tego Leila, którą prędzej podejrzewałabym o taką inicjatywę, a właśnie krnąbrny Ra... Czy byłam w szoku? Owszem, potwornym.
Nie sądziłam, że coś zmieni się w zachowaniu bruneta względem mnie. Nawet tego nie oczekiwałam. Byłam nastawiona neutralnie, nie chcąc się z nim kłócić, ale także przesadnie spoufalać. Tymczasem Raees tym małym, ale znaczącym, gestem, chyba chciał mi coś przekazać. Znaczenie to było dyskretne, ale ewidentnie wskazywało na to, że jego zdaniem, jeśli ja w jakimś stopniu tolerowałam jego relację z Leilą, to i on był w stanie zmienić nastawienie do mnie na bardziej przyjazne.
— Jasne, z chęcią wypiję cappuccino — odpowiedziałam równie miłym tonem w myśl zasady: "Traktuj innych ludzi tak, jak oni traktują ciebie".
Chwilę później skład w kuchni wzbogacił się o kolorową papugę Arę, która wkroczyła w krótkiej, pięknie skrojonej pomarańczowej sukience z motywem roślinnym.
— Rosita. Miło cię widzieć. — Szczerze ucieszyłam się perspektywą wspólnie spędzonego poranka w nowym składzie, w którym co prawda nadal brakowało Aresa, ale przynajmniej my mieliśmy okazję porozmawiać z Rosą – ja po raz kolejny, Leila i Ra po raz pierwszy.
— Dzień dobry, piękne dusze. — Przywitała się w swoim stylu. — Was też miło widzieć w ten piękny poranek — dodała, powolnym ruchem odgarniając do tyłu rude włosy.
W jej ruchach była jakaś eteryczność, która – mogłam się założyć – przyciągała wzrok zapewne wielu mężczyzn. W pomieszczeniu, póki co, był jeden z nich. Zastanawiałam się, czy tak skrajnie różniąca się od Leili kobieta, byłaby w stanie go zainteresować. Świeża, żeńska krew w willi mogła być dobrym testem dla Raeesa. Byłam ciekawa, czy skończy z wynikiem pozytywnym.
— Świetnie, że do nas przyszłaś. Usiądź, jeśli masz chwilę — zaproponowałam. — Leila, Ra, to jest Rosita, nasza nowa współlokatorka. Rosita, to Leila i Raees, moi przyjaciele. — Pozwoliłam sobie oficjalnie przedstawić całą trójkę.
— Witaj. Podczas babskich pogaduszek nie obyło się bez opowieści na temat twojej osoby. Josephine bardzo cię wychwalała. Cieszę się, że w końcu mogę cię osobiście poznać. — Leila przyjaźnie przywitała nową koleżankę.
— Też trochę o was słyszałam — oznajmiła, po czym bez skrępowania podeszła do Leili i ją przytuliła. Następnie zbliżyła się do Raeesa, a ja z zaciekawieniem czekałam na rozwój wydarzeń. Przekonałam się już, że Ros potrafiła mówić i działać pod wpływem chwili. Jeśli poczuła jakieś emocje, nie kryła się z nimi absolutnie. W takim momencie była w stanie przytulić Ra, lub wypowiedzieć na głos jakieś trafne, bądź kontrowersyjne stwierdzenie. — Bije od was bardzo namiętna aura. Szczególnie od ciebie. — Uniosła głowę do góry, aby spojrzeć prosto w oczy Raeesa, który był od niej wyższy. — Miło mi was w końcu poznać.
Trafiła w sedno. Pierwszy raz przebywała w ich obecności i już była w stanie rzucić jakże trafne stwierdzenie, które zapoczątkowało kilkunastusekundową ciszę. Atmosfera zrobiła się niekomfortowa, chociaż obserwując domowników, miałam wrażenie, że tylko ja ją tak odczuwałam. Leila spokojnie popijała swoją kawę, a Ra oczywiście podśmiewał się pod nosem w swoim stylu. Podejrzewałam, że gdybym poczekała jeszcze chwilę, rzuciłby jakiś dwuznaczny tekst. Wolałam więc wkroczyć do akcji.
— Wczoraj nie rozpakowałaś całej walizki. Chętnie ci w tym później pomogę — zwróciłam się do Rosity, oferując swoje gotowe do pomocy ręce.
— A ja chętnie przyjmę pomoc. Bardzo ci dziękuję — odpowiedziała, odwracając uwagę od Raeesa.
— Nie ma problemu. Naprawdę — kontynuowałam, delikatnie panikując.
Bezapelacyjnie byłam przewrażliwiona przez ostatnie wydarzenia. Obserwując całą trójkę w kuchni, obawiałam się, że wybuchnie słowna potyczka, w której Rosita straci w oczach Leili, która da jej etykietę kokietki, a Ra powie coś głupiego i nieprzemyślanego, co zostanie w głowie mojej przyjaciółki na długo, nie dając spokoju. Być może przesadzałam, aczkolwiek doskonale wiedziałam już, jak łatwo powiedzieć jedno słowo za dużo.
Raees tymczasem podszedł do ekspresu, gdzie znajdowała się już gotowa kawa dla mnie. Pokazując swoją gentelmeńskość, postawił kubek z napojem przede mną, życząc smacznego. Zaśmiałam się na jego poczynania, które były niecodzienne.
— Cappuccino dla Josie, caffe latte dla la Mia Dea, a dla... — Przerwał wypowiedź, wyraźnie nie pamiętając imienia kobiety, która zamieszkała z nami pod jednym dachem.
Czyżby to oznaczało, że jednak nie wpadła mu na tyle w oko, aby wysilił się na zapamiętanie imienia? Czy może miano, którym nasza ruda piękność się przedstawiała, nie było dla niego na tyle ważne, bo przywykł do niezapamiętywania takich szczegółów, będąc skupionym bardziej na krągłych kształtach kochanek?
Ach... Miałam być dla niego milsza.
O ile na głos udawało mi się nie wypowiadać zgryźliwości, to nie mogłam gwarantować, że zgaszę też swoje myśli.
— Rosita. — Przypomniała rudowłosa, patrząc na mężczyznę maślanymi oczami. Ubytki w pamięci Ra widocznie jej nie zdenerwowały.
— Właśnie — powiedział pod nosem, zmierzając już do ekspresu, w związku z czym nie obrzucił Rosity nawet jednym spojrzeniem. Chyba byłam dumna z tego, że potrafił być obojętny w stosunku do nowo poznanej kobiety. — Zaszczyt obsługi ekspresu do kawy przypadł dziś mi. Chcesz coś do picia?
— Miło z twojej strony, ale dziękuję. Piję tylko cafe de olla. To meksykańska kawa pa... — zaczęła wyjaśniać specyfikę kawy, której nazwę słyszałam po raz pierwszy.
— Parzona w glinianym naczyniu z cynamonem. — Przerwał Ra, kończąc za nią zdanie. Na twarzy Rosity wymalowało się zdziwienie i podziw.
— Tak. Skąd wiedziałeś?
— Często robię za baristę. — Zaśmiał się, choć jego słowa były zgodne z prawdą. Przynajmniej połowicznie. Owszem, bardzo często przyrządzał kawę, aczkolwiek najczęściej było to zwykłe caffe latte, które pijał wraz z Leilą. Dopiero dziś po raz pierwszy od dawna mógł popisać się umiejętnościami, robiąc dla mnie cappuccino. Jego wiedza o napoju, parzonym w glinianym naczyniu, była zadziwiająca.
Tego ranka na każdym kroku uderzało mnie też zachowanie Raeesa. Nie dogryzał mi, za to był wręcz milutki w kierowanych do mnie słowach. Nie wykorzystał dogodnego momentu, po uwadze Rosity o jego atrakcyjności, do dwuznacznej rozmowy, w której był mistrzem. Ponadto był życzliwy dla rudowłosej, lecz bez nawet minimalnego przystawiania się do niej.
Szok – to jedyne słowo, którym mogłabym opisać ten poranek.
— Dlaczego właśnie taka kawa jest twoją ulubioną? — spytałam o interesującą mnie sprawę.
— Bo działa rozgrzewająco i pobudzająco. Kocham w niej ten cynamonowy posmak, który kojarzy mi się ze świętami. Kiedyś piłam kawę według pięciu przemian, ale cafe de olla jest dużo lepsza. Ma szczególny smak, przez to, że przyrządza się ją w ręcznie wyrabianych naczyniach o grubym dnie. — Dała wyczerpującą odpowiedź, sprawiając, że sama miałam ochotę napić się tego specyfiku.
— Chętnie bym jej spróbowała, ale to innego dnia. Dziś już ta rozmowa mnie rozgrzewa i pobudza. — Zaśmiałam się, lecz moje słowa były prawdą. Rozmowa z tymi ludźmi sprawiła, że nie musiałam już pić kawy, bo moje ciśnienie samoistnie wzrastało.
— Kawa nas pobudza, rozmowa także, ale my obie już wiemy, co też działa pobudzająco o poranku. — Rosita dwuznacznie ruszyła brwiami, odnosząc się do słów, które powiedziała mi dzień wcześniej. Pamiętałam, że wtedy z radością zaznaczyła, jak pozytywnie wpływają na nią nagie męskie klaty.
— Wiemy — przyznałam zmieszana, bo rudowłosa uderzyła w zupełnie inny temat niż ja wcześniej, gdy mówiłam o podniesionym ciśnieniu.
Nawet nie ukrywała tego, że męska część grona ją pociągała. Szokiem był dla mnie fakt, że jako nowa osoba w domu, potrafiła bez skrępowania sugerować coś takiego.
Zadziwiał mnie także spokój Leili, która niewzruszona śledziła rozwój rozmowy, z której wynikało, że ciało Raeesa nie było dla Rosy obojętne. Nowa miała ewidentnie chęć na jej chłopaka – mimo że ciężko mi myśleć o nim w tej kategorii, to niestety takie były fakty, to jej mężczyzna – a przyjaciółka nie wypowiedziała nawet jednego zdania, które zaznaczyłoby terytorium. Mi wczoraj towarzyszyła potworna zazdrość o Aresa, gdy przyszło mi znajdować się na jej miejscu i słuchać o tym, jaki brunet był przystojny i szlachetny.
Czy to oznaczało, że Leila była aż tak pewna Raeesa i nie wzruszały jej maślane oczka konkurentki? Na to wyglądało, lecz powodów tej pewności co do jego uczuć, nadal nie pojęłam.
W sytuacjach niezręcznych najlepiej zmienić temat. Tak też chciałam postąpić, ponownie proponując Rosicie pomoc w rozpakowywaniu walizek, lecz ktoś mnie uprzedził i wziął na siebie odwrócenie uwagi.
— Rosita! — Usłyszeliśmy wszyscy krzyk i równocześnie spostrzegliśmy sylwetkę Tiny, która wpadła do pomieszczenia niezwykle rozemocjonowana.
Odetchnęłam z ulgą, ponieważ zrobiło się małe zamieszanie, które zakończyło wcześniejszy temat. Tanisha była na tyle nieszablonowa, iż wiedziałam, że przyciągnie uwagę i przewodzić będzie dalszej konwersacji. Swoją drogą zdziwiłam się, że zwróciła się do nowej współlokatorki po imieniu, ponieważ wiedziałam, iż nie miały jeszcze okazji wcześniej widzieć się w willi.
— Kopę lat cię nie widziałam. — Uradowana podeszła do Rosity i ją przytuliła.
— Tak, od czasu obozu nie miałyśmy okazji rozmawiać — przyznała rudowłosa, równie mocno ucieszona widokiem szalonej Tanishy.
— To wy się znacie! — wypaliłam zaskoczona tym faktem. — Świat jest jednak mały... — dodałam, będąc pod wrażeniem, że dawne znajome spotkały się akurat w tej willi.
Jedna z nich przybyła tam, aby rozpocząć nowe życie. Druga zaś poniekąd została zmuszona do zmiany miejsca zamieszkania. Dwie zupełnie inne sytuacje i powody wylądowania w tym jednym, konkretnym domu rodzeństwa Statham. Niesamowite.
Popijałam cappuccino, przyglądając się radości, wymalowanej na twarzy obu pań. Były totalnie różne od siebie, a jednak miały jakąś cechę wspólną. Rosita posiadała ten pierwiastek spontaniczności, który w Tanishy był bardzo mocno rozwinięty. Pewnie dzięki temu, mimo spokoju i harmonii, jakie preferowała w życiu rudowłosa, potrafiła ona dogadać się też z kimś tak szalonym jak Tina. Wbrew pozorom moim zdaniem mogłyby być naprawdę dobrymi przyjaciółkami.
— Masz rację, Josie. Jak powiedziała Brigitte Bardot: "Świat jest mały, ostatecznie wszyscy kiedyś spotkamy się w łóżku." — wypaliła, na co niemal zakrztusiłam się kawą.
Kaszlnęłam wymownie, będąc zaskoczoną przytoczeniem przez nią tak odważnego cytatu, lecz rudowłosej to nie zbiło z tropu. Wpatrywała się prosto w Raeesa, nie kryjąc, że wypowiadała te słowa z intencją znalezienia się z nim w sypialni.
Ryzykowne było jej marzenie – to trzeba przyznać. Ja nie widziałabym siebie w łóżku z Ra. Mało tego – nie chciałabym widzieć tam innej kobiety niż Leila. Rzecz jasna wolałabym, aby moja przyjaciółka także nie gościła w jego erotycznej komnacie, ale jeśli już tak bardzo tego chciała, to miała prawo być jedyną kobietą, która na czas ich związku się tam znajdowała.
Tymczasem okazywało się, że druga kobieta w naszym towarzystwie zacierała już rączki, w gotowości do macania jego ciała. Nie miałam pojęcia, co moje dwie współlokatorki, a także inne kobiety, z którymi sypiał, widziały w nim, ale przerażał mnie fakt, iż było ich tak wiele. Ja najwidoczniej reprezentowałam ostatni egzemplarz gatunku nie zauroczonego Raeesem, który prawie w całości zdążył wyginąć.
— I zgadzam się z Brigitte. — Kontynuowała Rosita po chwili. Nie otrzymała odpowiedzi zwrotnej ani od zrównoważonej Leili, ani od Ra, na którego twarzy tkwiło rozbawienie zapewne całą osobą Ros, która tego dnia była wręcz niemożliwa. — Nasza znajomość nie była długa, ale intensywna. Poznałyśmy się jako dzieci na obozie letnim. — Wróciła do tematu znajomości z Tiną, który najbardziej mnie interesował i nie powinna z niego zbaczać. — To akurat nie Camp Rock. Nie było tam przystojnych Jonas Brothers, ale była Tina. Moja obozowa przyjaciółka. Śmiało mogę ją tak nazwać, bo byłyśmy nierozłączne. — Dobrnęła do brzegu, dzięki czemu znaliśmy już historię ich poznania. — Co u ciebie słychać, Tina? Opowiadaj! — Skłoniła dawną przyjaciółkę do rozmowy, na co Tanisha zawsze była chętna.
Wyłączyłam się nieco na czas, gdy brunetka ochoczo mówiła o ostatnich miesiącach swojego życia, ponieważ dobrze znałam te wydarzenia, a było ich sporo. Dziewczyny musiałyby znaleźć kilka wolnych godzin, aby nadrobić lata, w których nie miały kontaktu.
Ich relacja była dowodem na to, że gdy ktoś nadawał na podobnych falach, to nawet lata przerwy w spotkaniach nie zmieniały wiele. Rosita i Tina rozmawiały ze sobą w taki sposób, jakby widywały się regularnie. Zapewne bardzo pomagała im w tym otwartość do ludzi, którą obie posiadały. Tanisha była znana z mówienia tego, co jej ślina na język przyniosła, jednakże Rosita jej dorównywała – dzisiejsza rozmowa była tego dowodem. Wielokrotnie w ciągu kilkudziesięciu minut wypaliła coś kontrowersyjnego, nie będąc zupełnie skrępowaną tym faktem.
Byłam szczerze ciekawa, czy dziewczyny na nowo się zaprzyjaźnią i jak ta relacja wpłynie na każdą z nich, a także na nas. Bo dwie zwariowane postacie w jednej willi to już sporo.
— A co u ciebie? Masz kogoś? — spytała Tina, gdy skończyła opowiadać.
Jej pytania wyrwały mnie z zamyślenia. Ciekawa byłam, w jaki sposób tym razem zdecyduje się odpowiedzieć Rosita oraz czy Tina zauważyła, że posyła maślane spojrzenia w stronę jej kuzyna i to dlatego poruszyła ten temat.
— Nie mam. Ale... "Miłość przychodzi do nas nagle, nie pytając o pozwolenie. Prośby i błagania na nic się tu zdadzą. Oczy są ślepe, a serce nie słucha słów prawdy" — odpowiedziała w swoim stylu. Tak, jak nie zrobiłby to nikt inny z naszego towarzystwa.
Z ostatnim zdaniem, przytoczonego przez nią cytatu, akurat się zgadzałam. Nasze spojrzenia z Leilą się skrzyżowały. Próbowałam wyrazem twarzy pokazać coś w stylu: "Widzisz, Leila, miłość jest ślepa i nie tylko ja tak sądzę". Chyba mi się to udało, bo Leila zaśmiała się pod nosem i wróciła do lustrowania Rosity i Tiny.
Ja za to czułam się przytłoczona wszystkimi słowami, jakie padły tego poranka. Nie sądziłam, że Rosita tak szybko się rozkręci i pokaże przysłowiowe różki. Bo w moim odczuciu właśnie je pokazywała swoimi odważnymi słowami i spojrzeniami. Lubiłam ją nadal. Uważałam ją za naprawdę inteligentną osobę, która miała wiele do przekazania. Większość sentencji, które miała w głowie – swoją drogą byłam pod wrażeniem ich ilości oraz w dodatku faktem, że była w stanie je zapamiętać – i przytaczała w idealnych momentach, naprawdę należały do wartościowych. Bez wątpienia miała dar podnoszenia każdego na duchu. Potrzebna nam była taka osoba i my byliśmy potrzebni jej – uratowaliśmy jej sytuację, dawaliśmy towarzystwo oraz przestrzeń do wyrażania siebie.
Niestety w zaistniałej sytuacji, gdy tak wiele działo się między naszą grupą przyjaciół, jej obecność siała chaos – ironia losu, ponieważ Rosita była daleka od preferowania rozgardiaszu. Lubiła harmonię i spokój, jednakże coś w jej zachowaniu kłóciło się z przekonaniami, jakie miała. To właśnie ten pierwiastek spontaniczności i szaleństwa sprawiał, że niekiedy wymykała się z ram, w których chciałaby być. Szczególnie, gdy temat dotyczył zauroczenia. Wtedy nie zważała na słowa, płynęły one jak rzeka – przed siebie, nie zwracając uwagi na nikogo. Nawet jeśli ktoś przeszkodziłby jej, stawiając tamę, to i tak byłaby w stanie ją ominąć bokiem, zmierzając do przodu.
Dziewczyny jeszcze zamieniły kilka zdań, a gdy ucichły, wypiłam ostatni łyk kawy i zdecydowałam, że to idealny czas na zajęcie się czymś produktywnym. Poruszenie jakiegokolwiek nowego tematu, zdawało mi się być ryzykowne, więc wolałam udać się z Rositą na górę.
— Miałam ci pomóc w rozpakowywaniu walizki. Myślę, że zdążymy to zrobić jeszcze przed pracą — oznajmiłam.
— Jasne. Weźmy się do pracy — odparła Rosita.
— To ja wam pomogę! — zaoferowała Tina. — We trzy zrobimy to szybciej.
Przytakując głowami, wstałyśmy z krzeseł, kierując się w stronę schodów na piętro. Chwilę później przed nami wyrósł Ares, który w pośpiechu kierował się w przeciwną stronę niż my.
— Jadę do firmy. Zabierasz się ze mną, Jo... — Przerwał, stając na wprost mnie.
Jego wzrok powędrował w dół, błądząc po koronkowym topie, białych spodenkach i sandałkach, aby potem wrócić w okolice mojej talii, zahaczyć o naszyjnik, który kiedyś mi podarował i spocząć na twarzy.
Czułam mrowienie na całym ciele, gdy tak się we mnie wpatrywał. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, ale miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Sytuacja była szczególnie wyjątkowa, gdyż Ares rzadko kiedy miewał taki stan. Bardzo często obdarowywał mnie pięknymi słowami, lecz nigdy wcześniej nie zauważyłam, żeby na mój widok mu ich zabrakło. Był to najlepszy komplement w stronę mojego stylu ubierania, jaki mogłam otrzymać.
— Cześć, Ares. Miło cię widzieć — wypaliła Rosita, przebijając tę intymną bańkę, w której przez chwilę się znajdowaliśmy.
— Cześć. — Obrzucił ją szybkim spojrzeniem i zatrzymał wzrok ponownie na mnie. — Jesteś gotowa? Możemy jechać razem, jeśli masz taką ochotę. — Uśmiechnął się wreszcie, na co i moje kąciki ust powędrowały w górę.
— Jasne. Przepraszam, dziewczyny, ale na mnie jednak już czas. We dwie dacie sobie radę — oznajmiłam Rosicie i Tinie swoją chęć opuszczenia willi, ciesząc się w duchu, że los tego poranka postawił przede mną Aresa.
Brunetka i rudowłosa, rozmawiając energicznie, udały się na górę, a ja z Aresem do garażu, gdzie wsiedliśmy do auta mojego przyjaciela. Taki układ był odpowiedni. Każda z osób bez wątpienia była zadowolona – Leila w towarzystwie faceta, którego ubóstwiała, nie widząc poza nim świata; zwariowana Rosita z jeszcze bardziej szaloną Tanishą mogły nadrobić lata, w czasie których nie miały kontaktu; a ja... Nie potrzebowałam do szczęścia nic więcej. Mężczyzna, w którym byłam zakochana, znajdował się obok mnie, w skupieniu prowadząc auto. Zmierzaliśmy w nieznane – tak czułam. Dzień wcześniej w biurze Aresa, który intensywnie planował randkę, zapoczątkowany został nowy etap, w który wchodziłam z ogromną ufnością i nadzieją. Życie bywało zaskakujące i na pewno czekało mnie wiele niespodzianek. Miałam nadzieję, że pierwszą z nich będzie kierunek, w który się udamy. Liczyłam, że trafimy do Rosie's, ponieważ nasze nastroje były zdecydowanie bardziej randkowe niż gotowe do pracy.
______________________________________________
Hej! Rozdział 26 już za nami 💛
Jakie emocje wywarła na Was, odważna w swoich słowach, Rosita? Myślicie, że obawy Josie, co do nowej współlokatorki, są słuszne? No i przede wszystkim - dokąd jadą Josie i Ares? W znane, czy nieznane? 😏 Mam nadzieję, że rozdział się podobał i życzę miłego dnia każdej czytającej to osobie! 🩵
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro