Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Odwrotna rzeczywistość

🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12

Stałam przed gabinetem Aresa, który kilka minut temu wszedł do niego w towarzystwie Rosity. Nie podsłuchiwałam. Absolutnie. Mimo że hobbystycznie bywałam Sherlockiem Holmesem, to potrafiłam rozgraniczyć czas na rozwijanie talentu i pasji oraz na zwykłe życie, w którym oczy i uszy nie musiały być cały czas w gotowości, aby usłyszeć najmniejszy nawet urywek z rozmowy i dostrzec chociażby zarys sylwetek tych osób. W końcu nawet w dziedzinie, którą się lubi, można poczuć wypalenie, gdy poświęca się temu zbyt dużo czasu.

Znałam dobrze tę zasadę, chociaż ostatnio się do niej nie stosowałam. Niemalże nie wychodziłam ze swojej roli agenta w ciemnych okularach. Działo się tyle, że byłam zmuszona mieć w pełni aktywne wszystkie zmysły, co niestety nie działało na moją korzyść psychiczną. Od zawsze preferowałam w życiu balans, a nieco go zabrakło przez wszystkie przeżycia, jakich doświadczyłam po powrocie do Miami i nawet wcześniej – przed przeprowadzką.

Los testował moją wytrzymałość, narzucając mi daną rolę i nie stwarzając za wiele możliwości do wyjścia z niej.

Minimalne chwile wytchnienia, takie jak chociażby wczorajsze kilkanaście świadomych minut w ogrodzie obok Aresa, który przykrył mnie kocem, były uwalniające, lecz niestety za krótkie, aby wziąć górę nad ciężkim kamieniem trosk, który spadał na moje barki zazwyczaj po takich przyjemnościach.

Kochałam życie samo w sobie. Kochałam żyć, kochałam doświadczać dobra i zła, wyciągać lekcje z niepowodzeń i cieszyć się z sukcesów. Chyba właśnie ta radość z możliwości istnienia pozwalała mi jakoś podnosić się po ciężkich momentach i wierzyć, że w końcu wszystko wjedzie na właściwe tory.

Analizowałam różne kwestie, słysząc przytłumione głosy Aresa i Rosy. Piękna, ruda, niedawno poznana przez naszą dwójkę kobieta, była kolejnym powodem do niepokoju. Oczywiście, czekałam na koniec rozmowy z nadzieją, że dogada się z moim przyjacielem i za niedługo zajmie jeden z pokoi na górze. Aczkolwiek perspektywa jej pojawiania się w naszym codziennym życiu, napawała mnie lękiem. To zapewne obawa przed nieznanym. Nie potrafiłam przewidzieć swoich emocji, gdy kolejny raz będzie sobie luźno rozmawiała z Aresem, a ja będę obserwować to z boku. Bałam się, że mimowolnie do mojego serca zawita zazdrość, a Ros przecież nie zasłużyła na bycie niemile widzianą. Nie ona spowodowała ten wyrzut emocji. Winna byłam tylko ja i moje serce, wiedzące, że nic nie jest nam dane na stałe i wiele można przegapić, będąc ślepym.

Obszerne, gabinetowe drzwi wreszcie się uchyliły, a zaraz potem dostrzegłam, wyłaniająca się zza nich, rudą czuprynę.

— Wszystko zostało dogadane! Już oficjalnie mogę powiedzieć, że będziemy razem mieszkać. — Usłyszałam jej podekscytowany głos, na co sama się uśmiechnęłam. Jej radość była zaraźliwa. Nic dziwnego skoro właśnie dostała od właścicieli willi wielką szansę, ratującą ją i jej przyszłość. 

— Fantastycznie. Ogromnie się cieszę, że się udało — odpowiedziałam, kierując wzrok na Aresa, który wyszedł z pomieszczenia zaraz za nią.

— Pozostaje tylko kwestia oprowadzenia Rosity po posiadłości — oznajmił słusznie.

— Ja to zrobię — zaproponowałam, czując, że powinnam zrobić coś dobrego. Mimo że Rosita nie wiedziała o mojej kiełkującej zazdrości, to czułam się źle z tym, że w ogóle coś takiego przyszło mi do głowy.

Gdy tylko to powiedziałam, telefon Aresa wydał melodyjny dźwięk, świadczący o połączeniu.

— Leila — poinformował, patrząc na wyświetlacz. — Muszę was przeprosić. Oprowadź Rositę, a ja odbiorę — powiedział, unosząc kąciki ust, na co przytaknęłam.

Wycofał się do gabinetu, a ja gestem ręki zachęciłam Rosę do pójścia za mną.

— Zaczniemy od parteru, a potem pokażę ci...

— Ludzie wariują przez miłość. — Przerwała mi, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął mój przyjaciel, przerywając tym samym moją wypowiedź. Może nawet jej nie słyszała, będąc skupioną na chłopaku. — Dla niektórych nic nie jest ważniejsze od drugiej połówki... Szanuję takich ludzi.

— Drugiej połówki? Nie... Leila to jego siostra. — Poinformowałam, drogą dedukcji domyślając się, iż Rosita dała złą rolę, wspomnianej kobiecie. Miałam świadomość, że nowa lokatorka nie znała, oprócz mnie i Aresa, jeszcze nikogo, więc miała prawo się pomylić.

— Siostra ma na imię Leila, a jego dziewczyna?

— Ares nie ma dziewczyny — odparłam.

"Jeszcze" — dodałam w myślach, nastawiając nieustannie swoją podświadomość na pozytywny finał naszych zawiłych uczuć.

— Żartujesz, prawda? Niemożliwe, że takie ciacho jest singlem. — Kontynuowała wywiad, składający się z samych pytań w zakresie osoby Aresa i jego życia miłosnego.

Z wrażenia nawet przystanęła, jakby news o niezajętym przez żadną kobietę Aresie miał wyższą rangę niż cała przeprowadzka i poznanie willi. 

— Praca to jego miłość — oznajmiłam jedyne, co przyszło mi do głowy w tamtym momencie.

— "Wielu ludzi jak wydmuszka – z zewnątrz śliczna, kolorowa – w środku jednak pusta" — wypowiedziała słowa, które wyraźnie brzmiały jak cytat.

Tym samym, w moim odczuciu, uraziła Aresa, sugerując, iż jego wnętrze skrywało coś przeciwnego, niż to co prezentowało ciało. Miałam wrażenie, że skłoniła ją do tego moja informacja o jego wolnym statusie. Wiele osób sądziło, że jeśli dana osoba, będąca blisko trzydziestego roku życia, nadal była samotna, musiała mieć zepsuty charakter oraz milion wad, przez które potencjalny partner poddawał się po bliższym poznaniu.

Dziwiłam się, że Ros zaliczała się do grona tych osób, które wyciągały pochopne wnioski. Z doświadczenia wiedziałam, że nie u każdego bycie singlem równało się z masą ciężkich cech charakteru. Oczywiście istniały takie przypadki, jednak nie lubiłam wkładać wszystkich do jednego worka.

Ares poszerzał grupę tych pięknych z zewnątrz i równie wspaniałych w środku. Nie był lśniącym owocem, który w środku skrywał niemiłą niespodziankę, w postaci zjadających miąższ robaków. On wyglądał jak zarumieniona brzoskwinka, pokryta delikatnym meszkiem, która w środku posiadała pestkę – u Aresa było nią wielkie serce, które okazywał każdemu dookoła – oraz słodziutką masę w środku, która w owocu składała się z szeregu witamin, a u mojego przyjaciela przybrała cechy charakteru – empatię, bezinteresowność, lojalność, wrażliwość i tolerancję.

W porównaniu z innymi mężczyznami – chociażby Victorem lub Raeesem, z którymi przyszło mi się zmierzyć, a byli oni, wspomnianymi przez Rositę, wydmuszkami – mój przyjaciel prezentował się najlepiej. Był idealnym przykładem na to, że dojrzały, pyszny i słodki owoc mógł przebywać wśród tych zgniłych, a mimo to nie przesiąknąć negatywnością. Klucz to zachowywanie odpowiedniej odległości od nieświeżych artykułów, ponieważ wcale nie trzeba ciągle gonić ślepo za tłumem. Zachowywanie dystansu, bycie wiernym swoim przekonaniom i pielęgnowanie w sobie pozytywnych cech, to ratunek.

— Ares nie jest "pusty", ani zepsuty. Ma cudowny charakter. Mówię to ja, jego wieloletnia przyjaciółka, której wielokrotnie pomógł bezinteresownie w ciężkich momentach. — Zdecydowałam się bronić dobrego imienia przyjaciela.

— Wiem — odpowiedziała od razu, posyłając w moją stronę uśmiech. — Ktoś, kto bezinteresownie przyjmuje obcą osobę pod swój dach, musi mieć dobre serce. Nie chciałam go urazić. Ten cytat to tylko taka mądrość, którą zawsze mam na uwadze w kontaktach z innymi ludźmi. — Wytłumaczyła się, na co pokiwałam głową w zrozumieniu.

Wewnętrznie jednak byłam zszokowana tokiem tej rozmowy. Zdecydowanie musiałam nauczyć się rozumieć Rositę. Była kompletnie inna od nas wszystkich.

— Dobrze. Tak jak wspominałam, zaczniemy od parteru, a potem wejdziemy na górę i pokażę ci pokój, w którym będziesz mieszkała. — Dokończyłam, wcześniej przerwaną mi, wypowiedź.

Miałam mieszane uczucia, co do ciekawości Rosity. Zdecydowanie nie gasiła ona mojej, rozpalającej się powoli, zazdrości. Z jednej strony była świadomość, iż Ros chciałaby jedynie dowiedzieć się czegoś o osobach, z którymi będzie mieszkała, a ja byłam osobą, mogącą wzbogacić ją o tę wiedzę. Z drugiej zaś, czerwona lampka alarmowała mnie o podejrzanie mocnym zainteresowaniu tylko osobą Aresa i jego prywatnością.

Nie uszło mojej uwadze, iż w parze z zaskoczeniem, po dowiedzeniu się, że Ares nie posiadał partnerki, w tęczówkach Rosity pojawił się błysk zadowolenia. Wiedziałam, co on zwiastował. Nie byłam przecież ślepa. Sama pewnie, patrząc, lub myśląc o tym mężczyźnie, posiadałam w oczach tę samą iskierkę, wywołaną podziwem tym pięknie wyrzeźbionym ciałem, niezwykłą aparycją, szacunkiem do ludzi, emanującym z daleka, oraz świadomością, że ktoś tak idealny był wolny i w zasięgu ręki.

Zaczynałam mieć niebezpiecznie dużo wspólnego z Rositą.

— Dobrze, chodźmy. — Rudowłosa na moje słowa ruszyła z miejsca, dzięki czemu mogłam pokazać jej wszystkie pomieszczenia na parterze.

Przez najbliższe kilkanaście minut obie w pełni skupiłyśmy się na willi. Nowa domowniczka chwaliła aranżację pomieszczeń i wymieniała w każdym z nich dodatki, które zwróciły jej uwagę, a ja zaznaczałam, iż to wszystko zasługa dobrego gustu Leili i Aresa.

Na piętrze objaśniłam, do czyich pomieszczeń prowadziły poszczególne drzwi i wreszcie na koniec wylądowałyśmy w pokoju, który miała zająć Rosita.

— Mieszkał tutaj przez chwilę mój brat, Nick — oznajmiłam, wchodząc do sypialni. — Ale teraz nikt go nie zajmuje, więc to twoje królestwo. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Rosita rozejrzała się z uśmiechem po ciemnych wnętrzach pokoju, zahaczając wzorkiem o duże okna i łóżko, a także regały i szafę.

— Pięknie urządzony, tak jak reszta domu. To, że mogę mieszkać w takich luksusach... Jestem tym naprawdę podjarana — mówiła szczerze zadowolona.

— Cieszę się razem z tobą. Masz ze sobą walizki?

— Tak. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, żeby nie wracać do siebie, w razie gdybym miała już tu zostać. I moja przepowiednia się sprawdziła. — Zaśmiała się. — Jeśli to nie problem, chciałabym już je tu przynieść, bo później jadę do pracy i nie chcę ich ze sobą wozić.

— Jasne. Pomogę ci. — Po tych słowach obie zeszłyśmy ponownie na dół, zmierzając do auta rudowłosej.

— Musisz mi opowiedzieć coś więcej o ludziach, z którymi mieszkasz. Jestem ich ciekawa. — Wróciła do tematu, tym razem obdarzając zainteresowaniem nie tylko Aresa, ale i resztę.

— I tak najlepiej będzie, jak sama z nimi później porozmawiasz. Są tak nietuzinkowi, że moje słowa w żadnym stopniu nie oddadzą tego, jakimi są ludźmi. Opowiem tylko ogólnie. — Przyznałam z zupełną szczerością. Kilka zdań to za mało, aby Ros miała jakikolwiek obraz tego, z kim będzie mieszkała pod jednym dachem.

— Masz rację. Najlepiej jest poznać wszystkich osobiście, ale przed rozmową co nieco możesz mi chyba zdradzić. Chce wiedzieć, czego mogę się spodziewać i czy reszta mężczyzn jest tak samo seksowna jak Ares.

Ja rozwodziłam się nad oryginalnym wnętrzem każdego z domowników, a Ros, jak się okazało, miała płytsze spojrzenie, ograniczające się do wyglądu zewnętrznego męskiej części załogi.

Jej pytanie uderzyło we mnie równie mocno, co gorące powietrze, ponieważ akurat wyszłyśmy z klimatyzowanego domu na podjazd. Tyle że do panującego skwaru byłam przyzwyczajona, natomiast zainteresowanie innej kobiety moim Aresem, było nieprzyjemną nowością.

"Zależy, czy preferujesz owłosione małpy, czy idealne książęta w stylu Aresa" – pomyślałam, będąc o krok od wypowiedzenia tego zdania na głos, jednak powstrzymałam się.

— Sama ocenisz. Ja mogę nie być obiektywna. — Odezwałam się, gdy byłyśmy już przy aucie od strony bagażnika. — Za to na przykład z Leilą przyjaźnię się od dziecka. — Zmieniłam kierunek rozmowy, chwytając jedną z walizek, podczas gdy Rosita wzięła drugą i zmierzałyśmy ponownie na górę. — To fantastyczna osoba, chociaż zapracowana jak Ares.

— Mieszka z wami jeszcze jakaś dziewczyna?

— Tak. Jest jeszcze Tina, ale zapewne rzadko będziesz ją spotykała, bo dużo imprezuje — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Korzysta z życia. — Idealnie podsumowała rudowłosa. — Rzeczywiście jesteście skrajnie różni. Dwa typy pracoholików i jedna istotka, która posiada inne priorytety.

"Nie zapominajmy o Raeesie, który ma jeszcze bardziej oryginalny cel w życiu, jakim jest pieprzenie jak największej ilości kobiet" – pomyślałam, jednak ponownie w tej rozmowie nie wypowiedziałam tego na głos. Ros musiała sama poznać poszczególne osoby. Ja nie byłam od sugerowania jej, kogo powinna lubić bardziej, a kogo mniej.

Z wyjątkiem Aresa. W jego kwestii miałam ochotę w przyszłości coś dyskretnie zasugerować.

— Już to zauważasz. — Zaśmiałam się z trafności jej stwierdzenia. — Gdy pobędziesz z nami dłużej, całkiem spostrzeżesz tę różnicę. Mimo to zazwyczaj dobrze się dogadujemy. — Słowo "zazwyczaj" wtrąciłam z uwagi na małe zboczenie z trasy zgodności i wzajemnej szczerości, jaka dotąd między nami była, ale nie dotyczyło to Rosity na tyle, żebym musiała się nad tym rozwodzić.

— Doceniam różnorodność. Jak pewnie zauważyłaś, sama nie jestem gatunkiem pospolitym. — Wskazała wolną ręką na swój strój i włosy. Zaśmiałam się, przytakując głową. — Mam wrażenie, że będę czuła się u was bardzo komfortowo. Jak w domu, bo "dom jest tam, gdzie czujesz się jak w domu".  

— Jeśli mówisz o komforcie... To na pewno tak będzie, chociaż pamiętam swoje pierwsze dni w willi i na pewno musisz przyzwyczaić się do tylu ludzi. Mieszkając samemu, można od tego odwyknąć — oznajmiłam coś, o czym na pewno wiedziała. — Nowością jest też to, że wszyscy chodzą rano po domu w piżamach, mężczyźni nie wstydzą się swoich nagich klat — ostrzegłam.

Świetnie pamiętałam swoje przerażenie, gdy Leila przekazała mi ich zwyczaj. Z biegiem czasu stało się to normalne, jednak Ros znalazła się wśród obcych ludzi, więc mogła krępować się jeszcze bardziej niż ja. Chociaż po jej podejściu do życia i odwadze wnioskowałam, że to dla niej nie problem.

— Umięśnieni chłopcy z rana pobudzają bardziej niż kawa — oznajmiła z pełnym przekonaniem, potwierdzając moje podejrzenia.

Nic nie odpowiedziałam, nie wiedząc jak skomentować jej entuzjazm. Na szczęście dotarłyśmy już do pokoju, więc jej słowa bez żadnego poczucia winy mogły pójść w eter.

— Czas rozpakować torby. — Rosita wzięła głęboki wdech, przyglądając się walizkom, po czym odpięła zamek przy jednej z nich.

— Przynieść ci może coś do picia? — spytałam, chcąc umilić nowej lokatorce czas, który planowała spędzić na rozpakowywaniu się.

— Tak, jak możesz to koniecznie coś zimnego.

— Sok pomarańczowy z kostkami lodu — zaproponowałam, czekając na reakcję Rosy.

— Poproszę. Jesteś wielka. — Usłyszałam, po czym skierowałam się do drzwi wyjściowych.

W kuchni do dwóch szklanek wlałam pyszny sok, po czym podeszłam do automatycznej kostkarki przy lodówce. Po chwili trzy duże chłodne sześciany wylądowały w szklance, ochładzając napój. Gdy druga porcja otrzymała tę samą zawartość, powoli udałam się w stronę schodów.

Cisza w willi pozwalała mi słyszeć, towarzyszący każdemu mojemu krokowi, dźwięk odbijania kostek o ściankę szkła. Rzadko w tym miejscu można było doświadczyć takiego marazmu, chociaż w ostatnim czasie rzeczywiście poranki nie charakteryzowały się gwarem rozmów przy śniadaniu. Raczej każdy gdzieś się spieszył, siłą rzeczy, lub nawet celowo, unikając rozmowy z domownikami, ponieważ w wielu przypadkach mogła być ona po prostu niezręczna.

Za to ja chciałam zamienić tego ranka kilka zdań. Rozpaczliwie pragnęłam porozmawiać z Aresem, lecz jego też nie spotkałam w drodze z kuchni na pierwsze piętro. Być może zamknął się w którymś z pomieszczeń, albo nawet już wyszedł do pracy, zaliczając nadgodziny.

Z tymi myślami dotarłam do pokoju Rosity, która opróżniała walizkę, mówiąc coś do siebie. Obok niej leżały ubrania, robiąc powoli chaos w pomieszczeniu. Zastanawiałam się, czy należała do typu bałaganiary, czy ten nieład był spowodowany zwyczajnym pośpiechem. Pasowała mi do typu osoby, która po przebywaniu w danym miejscu zostawiała po sobie miszmasz, ale jednocześnie nie zdziwiłabym się, gdyby harmonia i porządek grały w jej duszy.

Bez wątpienia Rosita była zagadką, niepozbawioną sprzeczności, co wyczułam już w rozmowie z nią.

Dziewczyna być może nie słyszała, że weszłam, gdyż wcześniej zostawiłam otwarte drzwi, wiedząc, że moje ręce będą zajęte, dlatego dalej mówiła do siebie ściszonym głosem.

— Koszula do pracy. — Rzuciła tę część garderoby na łóżko. — Spodnie cargo. — Materiał w kolorowe paski wylądował obok walizki. — Moja ulubiona spódniczka, też do pracy. — Ta podzieliła losy koszuli, zajmując miękkie łóżko. — Spodnie dresowe. — W pięknym, turkusowym kolorze, trafiły na kopkę obok walizki. Domyśliłam się, że Ros segregowała te rzeczy, żeby potem z łatwością włożyć je do szafy. — Piżama... O i kapcie. — Wzięła do ręki czerwone, wyglądające na wygodne i miękkie, obuwie. W tym czasie postawiłam szklanki z napojami na stolik nocny i usiadłam na brzegu łóżka, sprawiając, że Rosita zauważyła moją obecność. — "Lepiej nosić kapcie, niż kłaść dywan na całym świecie." — Zacytowała, spoglądając na mnie z uśmiechem.

— Rzeczywiście coś w tym jest. — Zaśmiałam się z jej stwierdzenia, jakże trafnego do danej sytuacji. — Nie słyszałam tego wcześniej. Skąd znasz to powiedzenie? — spytałam szczerze zainteresowana. Nie każdy miał talent przytaczania trafnych refleksji, a Rosita zdawała się być osobą, której przychodziło to z łatwością.

— Z nauk Buddy — oznajmiła, na co moje brwi powędrowały do góry. Tego się zdecydowanie nie spodziewałam. — Kieruję się nimi w życiu, lub raczej... To one sterują moim życiem. — Zaśmiała się.

— Rozumiem. Niektóre mądrości z tej religii także utkwiły mi w głowie. Dają do myślenia — przyznałam, nie kryjąc, iż w przeszłości liznęłam trochę różnych nauk, bardziej lub mniej zgodnych ze mną. Wśród nich był oczywiście Buddyzm, który niektórymi ideami faktycznie do mnie trafił.

— Fajnie, że tak myślisz. No dobra... Pakuję to wszystko do szafy i zbieram się do pracy — oznajmiła, biorąc najpierw kilka łyków soku. — Pyszny jest! — Podniosła szklankę do góry.

— Ja też niedługo muszę zacząć się szykować — przyznałam, po czym pomogłam Rosicie składać ubrania, podczas gdy ona pozostałe z nich – sukienki, koszule i marynarki – umieszczała na wieszakach.

Gdy w pokoju panował już większy porządek, jedna z walizek opróżniona stała pod oknem, a połowa szafy była zajęta, odprowadziłam rudowłosą na podjazd, gdzie zostawiła samochód.

— Miłej pracy. — Życzyłam na pożegnanie.

— Tobie też, Josie. Pamietaj: "Jeśli cokolwiek jest warte robienia, rób to całym swoim sercem." — Uśmiechnęła się, przytulając mnie.

Patrzyłam, jak odjeżdżała, nie kryjąc fascynacji jej sposobem bycia. Była chodzącą inspiracją, co szczególnie mocno zaczęłam zauważać, gdy rzucała trafnymi sentencjami. Szła drogą, wyznaczoną przez Buddę, która zapewne prowadziła do spokoju, życiowej harmonii, zrozumienia przyczyny cierpienia, jakie nas spotykało, oraz drodze do jego ustania. Obserwując przez ten cały poranek jej optymizm i uśmiech, można było wywnioskować, że zrobiła ogromny krok ku tym celom. Mimo komplikacji i chwilowemu załamaniu, którego nawet byłam świadkiem przed kawiarnią, pozbierała się i stanęła na nogi, a los bez wątpienia jej sprzyjał, stawiając na drodze mnie, Aresa i Leilę.

Oczywiście, odczuwałam pewien niepokój w związku z jej zamieszkaniem w willi i natychmiastowej sympatii do Aresa – tym bardziej, że często mówiła wszystko, co tylko przyszło jej na myśl, a w tych słowach mogło kryć się drugie dno – ale jednocześnie zauważałam, jak wiele dobra dzięki temu Rosita mogła wnieść. Była obiektywną osobą, podchodzącą do życia na swój, odmienny od naszego, sposób. Sądziłam, że być może kogoś z nas zupełnie nieświadomie, poprzez przytoczenie buddyjskiej mądrości, zainspiruje do zmiany myślenia.

Ja za to, ze słowami Ros, które nadal miałam w głowie, udałam się do firmy Stathamów. Planowałam działać tak, jak subtelnie mi nakazała, czyli wykonywać obowiązki całym swoim sercem. Choć tak naprawdę nie było to dla mnie nic odkrywczego. Od kiedy tylko zaczęłam dorosłe życie i pracę, zawsze robiłam wszystko co w mojej mocy, aby wywiązać się z obowiązków jak najlepiej potrafiłam.

Niestety praca w firmie moich współlokatorów była wyjątkowym wyzwaniem. Ares – szef, przyjaciel i od niedawna mocny kandydat na mojego partnera – nie pomagał swoją obecnością tuż za ścianą. Świadomość, że tam był, dawała mi spokój, jednak rozpraszała też niesamowicie. Tym bardziej tego dnia, gdy planowałam z nim porozmawiać, lecz niestety ciągle nie było ku temu okazji.

W biurze zawitał zaledwie dwa razy, zabierając, lub dając nam dokumenty, i znikał do siebie. Nie spotkałam go także w przerwie na lunch, przez co drugie śniadanie zjadłam w towarzystwie Sophie. Pamiętałam doskonale, jak dużo czasu Ares spędził w naszym pomieszczeniu dzień wcześniej – doglądając pracy, sprawdzając nasze samopoczucie, pilnując, abyśmy udały się na przerwę, lub po prostu bez powodu zamieniając z nami kilka serdecznych słów – dlatego tym bardziej czułam niepokój. Wtedy dało się zauważyć jego dobry humor, mimo że miał nerwowy poranek. Tego dnia natomiast w oczy rzucała się nieobecność, a podczas krótkich wizyt w naszym pokoju dla sekretarek, wypowiadał zaledwie dwa zdawkowe zdania. Obawiałam się, że stało się coś złego. Lęk, który czułam wewnątrz, mówi mi, że coś się wydarzyło, lecz niestety nie wiedziałam co dokładnie.

Trudno było wykonywać swoje obowiązki całym sercem, gdy ono biło nerwowo, obawiając się o osobę, która była na tyle ważna, że regulowała rytm tego narządu. W jego obecności nie mogłam się skupić, ale z dala od niego było mi równie źle. Miłość to skomplikowane uczucie.

Godziny niemiłosiernie się dłużyły, ale gdy w końcu zegarek oznajmił, że za kilkanaście minut kończyłam pracę, zdecydowałam się pójść do gabinetu Aresa. On niestety nas nie odwiedził. O ile wcześniejszy brak zainteresowania postępem naszej pracy mogłam wytłumaczyć brakiem czasu i nawałem obowiązków, tak jego nieobecności w ostatnich minutach przed wyjściem do domu, nie byłam w stanie wyjaśnić niczym innym niż tym, że coś ponownie uszkodziło jego wewnętrzną harmonię.

Dotknęłam klamki, umieszczonej w drzwiach, które dzieliły mnie od gabinetu Aresa, jednak przerażona szybko ją cofnęłam, gdy usłyszałam wzburzony głos, dochodzący do mnie z pomieszczenia.

— Leila! Te zaręczyny nie są w porządku.

Zamurowało mnie. Dosłownie stałam się posągiem, który można było zabrać z korytarza firmy Stathamów i postawić w Paryżu w Muzeum Rodina na miejscu "Myśliciela".

Podołałabym tej roli, gdyż w mojej głowie przewijały się dziesiątki różnych myśli, nie pozwalając mi wykonać kroku przed siebie.

Bardziej od słów, które wypowiedział Ares, przeraził mnie jego wściekły ton. Takiego nerwowego, emocjonalnego krzyku nie słyszałam od niego chyba nigdy, a nie trzeba przypominać, że znaliśmy się długo. Siłą rzeczy towarzyszyliśmy sobie w różnych sytuacjach – tych radosnych, przykrych, obojętnych, a także nerwowych i pełnych niemocy. Nigdy natomiast Ares nie dał się nikomu wyprowadzić z równowagi na tyle mocno jak tego dnia.

W obecnym stanie rzeczy coś mi mówiło, że tylko jedna informacja mogła go tak rozwścieczyć – związek Leili i Raeesa.

Chociaż tak emocjonalna reakcja była za mocna nawet w obliczu prawdy o relacji jego siostry z najlepszym przyjacielem. Podejrzewałam, że gdy Leila wyzna prawdę, Ares nie będzie zachwycony. Aczkolwiek jego wrodzone opanowanie pozwoliłoby mu nie wrzeszczeć, a jedynie spokojnie wytłumaczyć, używając słusznych argumentów, jak wielki błąd zrobiła młodsza panna Statham.

Powód jego złości musiał więc być inny. Zapewne wyższej rangi niż romans przyjaciół, choć nie wiedziałam, czy to było możliwe.

"Te zaręczyny nie są w porządku" – powtarzałam w głowie usłyszane słowa.

Czyje zaręczyny do cholery? Leila dostała pierścionek? W takim razie kto jej go ofiarował? Raees? No bo przecież epoka domysłów o tym, że spotykała się z Avanem, dobiegła już końca. Aktualnie Ra był jedynym mężczyzną w jej życiu, ale jego oświadczenie się jakiejkolwiek kobiecie brzmiało jak fabuła na kiepską opowieść z gatunku fantasy.

Mogłabym się posilić o stwierdzenie, że prędzej moje zdrowe, twarde paznokcie – które rosły w oka mgnieniu – zatrzymają się na aktualnej długości, niż ten babiarz stwierdzi, że chciałby z własnej woli kupić i nałożyć kobiecie na palec pierścionek z diamentem.

Byłam w kropce. Ares wyraźnie skończył rozmowę z siostrą, bo nie docierały do mnie żadne dźwięki zza drzwi, więc powinnam tam pójść i oddać teczkę z dokumentami, zanim Ares postanowi opuścić gabinet i zastanie mnie ślęczącą przy wejściu.

Wizja niezręczności, jaka mogłaby wtedy nastąpić, popchnęła mnie. Drżącą dłonią zapukałam, a po chwili złapałam za klamkę i znalazłam się w bourbonowym raju. Pierwszym uruchomionym zmysłem został oczywiście węch. Swoim zwyczajem zaciągnęłam się wonią pomarańczy, karmelu i innych dodatków, drobnych, ale jakże istotnych w tym zestawieniu. Odurzyła mnie ona na moment, aby później wzrok mógł przywrócić trzeźwość umysłu, widząc za biurkiem Aresa. Zmarszczone brwi mężczyzny wskazywały, iż usłyszana złość w głosie, nie była jedynie moją fanaberią. Bez zamienienia z nim słowa, mogłam zauważyć, że był zatroskany, zniesmaczony i nieco zrezygnowany – ostatnia cecha jego zachowania wybrzmiała, gdy nie powitał mnie z entuzjazmem, jak miał to w zwyczaju robić wcześniej, a jedynie obdarzył nieobecnym spojrzeniem.

— Przyniosłam posegregowane dokumenty — odezwałam się, próbując nawet się uśmiechnąć. — I tym samym kończymy na dziś — dodałam, kładąc przedmiot na biurku. — Jedziemy tradycyjnie zjeść coś w Rosie's? — Wyszłam z inicjatywą wspólnego czasu po pracy, sądząc, że Ares właśnie tego mógł potrzebować.

Przykro patrzyło się na jego zły humor. Miałam nadzieję, że przy wspólnym posiłku w ulubionej restauracji powie mi, co go trapiło. Mogliśmy nawet udać się prosto do domu, gdzie przy winie obejrzelibyśmy film, czy zwyczajnie zajęli się rozmową. W głębi serca właśnie tego pragnęłam najbardziej – zamknąć się w pokoju, gdzie nikt nam by nie przeszkodził i pozwolić swobodnie płynąć słowom.

W końcu – jeśli rzeczywiście Leila przekazała mu wieść o romansie i to go tak dotknęło – byliśmy w tym oboje. Ja także nie pałałam radością z tego faktu. We dwójkę wsparlibyśmy się i obmyślili plan na rozmowę z Leilą. Bez wątpienia razem byłoby raźniej. No właśnie... Razem. Od dawna powinniśmy być parą, nie tylko przyjaciół. To za mało. Czułam, że większe wsparcie dałabym Aresowi jako jego dziewczyna. Być może wtedy byłby bardziej skłonny do uzewnętrznienia się przede mną, bo jak na razie miewał momenty – takie jak tego dnia – gdy przychodziło mu to z trudem.

O ile wcześniej panicznie bałam się momentu wyznania uczuć Aresowi, tak po kilku dniach dogłębnej analizy i obserwowaniu przeciwności, przez które musiałam gryźć się w język i grzecznie czekać na dogodny moment, te emocje we mnie buzowały, pragnąc jedynie znaleźć ujście. Nieważne już było dla mnie miejsce, w którym mielibyśmy taką rozmowę przeprowadzić, czas, nastrój, czy reakcja mężczyzny. Chciałam po prostu jak najszybciej to powiedzieć, aby nie okazało się, że czekałam za długo i się spóźniłam.

— Niestety, dziś nie dam rady. Jeśli masz ochotę na posiłek z Rosie's, udaj się tam sama — oznajmił Ares, sprawiając, że moje plany legły w gruzach szybciej, niż powstały. — Mam do załatwienia jeszcze coś pilnego. Nie wiem ile czasu zajmie mi ta sprawa, lecz jest ona ważna. Dlatego muszę cię przeprosić. Zobaczymy się w domu, Josie. 

— Ares — wypowiedziałam jego imię niemal rozpaczliwie. — Wszystko jest w porządku? — spytałam, po czym usłyszałam jego westchnięcie.

— Nie masz się czym przejmować, Josie. Porozmawiamy w domu, bo teraz muszę pilnie wykonać jeden telefon — oznajmił, biorąc do ręki smartfon, na dowód prawdziwości swoich słów.

— Okay. Do zobaczenia. — Mimo iż wszystko we mnie krzyczało, że powinnam zrobić wszystko, aby to popołudnie wyglądało inaczej, wycofałam się.

Idąc korytarzem, westchnęłam głęboko, próbując pogodzić się z takim stanem rzeczy. Nie miałam pojęcia, co się stało, a dodatkowo wszystkie rozmowy z Aresem ciągle były odkładane w czasie, co doprowadzało mnie do furii. Nie lubiłam żyć w napięciu. Jeśli Ares wiedział już o relacji Leili i Ra, wolałabym, aby mi to oznajmił, przez co wiedziałabym, co było powodem jego złości. Choć niestety to niemożliwe, ponieważ zarówno on, jak i Leila, nie wiedzieli o tym, że byłam świadkiem ich zbliżenia.

Zabrałam z biura swoje rzeczy, pożegnałam się z Sophie i po kilku minutach byłam już w drodze do willi.

Zaparkowałam auto na podjeździe i zdążyłam zaledwie z niego wysiąść, gdy spostrzegłam nadjeżdżający samochód Raeesa. Idealna wręcz synchronizacja, szkoda tylko, że do domu o tej porze zdecydował się wrócić Ra, a nie akurat Ares. Na siedzeniu obok zauważyłam jednak Leilę, dzięki czemu postanowiłam poczekać na nich i zacząć rozmowę.

Raees wolnym tempem ustawił pojazd na wybranym miejscu. Przez kolejna kilkanaście sekund Leila przyglądała mi się przez szybę, po czym postanowiła opuścić samochód i podejść do mnie.

— Cześć, Leila — przywitałam się z uśmiechem.

Mina Leili nie należała do najweselszych, ale także nie była zauważanie smutna. Raczej, gdy podeszła do mnie, wyglądała na obojętną. Krótka, biała sukienka opinała jej ciało, idealnie podkreślając kształty figury, a czarna ramoneska swobodnie pracowała przy każdym ruchu, wraz ze szpilkami i torebką w tym samym kolorze tworzyła elegancki zestaw.

Przyjaciółka wyglądała nienagannie – jak zawsze. Zastanawiałam się tylko, czy w jej głowie także panowała taka harmonia. Podejrzewałam, że po rozmowie z Aresem i jego złości, przywdziana obojętność była murem ochraniającym ją przed pokazaniem prawdziwych emocji.

— Mam ci tyle do opowiedzenia... — Kontynuowałam. — Dziś rano wprowadziła się do nas Rosita. — Zaczęłam od tematu nowej współlokatorki, gdyż poranne przywitanie ominęło Leilę.

Uśmiech Leili skłonił mnie do szerszego opowiedzenia o kolorowej i radosnej Rosicie – a o niej bez wątpienia dało się mówić długo. Zaznaczyłam, jak bardzo oryginalną, mądrą i świadomą osobą się wydawała. Powiedziałam, że przypadła mi okazja oprowadzenia jej po domu i dość długiej rozmowy, która zdecydowanie nie należała do tych zwyczajnych.

Leila słuchała moich opowieści, co chwila przytakując, jednak o dziwo nie była zbyt rozmowna. Gołym okiem dało się dostrzec, że coś ją trapiło.

Udałam jednak, iż nie widziałam jej złego nastroju. Dopiero, gdy rozmowa – a bardziej w tej sytuacji można było to nazwać monologiem – płynnie od poranka w towarzystwie Rosity, zeszła na mój dzień w pracy, wspomniałam o nieobecnym ciągle Aresie, lecz przyjaciółkę widocznie spotkała kulminacja myśli, przez co odczuwałam, jakby mnie nie słuchała już całkowicie.

Wpatrywała się w zmierzającego do nas Raeesa, więc to on musiał zająć jej głowę. Zresztą jak zwykle. W jego obecności traciła niektóre zmysły. Aktywny był głównie wzrok, śledzący sylwetkę jej kochanka i dotyk, kiedy czekała, aż ten dotknie jej talii, złapie za rękę i złoży pocałunek.

Nasz nieproszony towarzysz rozmowy ubrany był w podobnym stylu co Leila. Tradycyjnie odpięta koszula, eksponowała jego nieestetyczną klatę. Na nią zarzucił skórzaną kurtkę. Ten look wraz z czarnymi spodniami wyglądał agresywnie i motocyklowo. Nie pierwszy raz byłam świadkiem ich pasujących do siebie stylizacji, co tylko jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że robili sobie ciche żarty ze mnie i Aresa, którzy rzekomo nie wiedzieli o ich zbliżeniach.

— A tobie jak minął dzień? — spytałam Leili, wyrywając ją z tego letargu.

Przyjaciółka w końcu wróciła wzrokiem do mnie.

— Otrzymałam propozycję zaręczyn — wypaliła w końcu.

W tym samym czasie Ra objął ją ramieniem, przez co nie miałam wątpliwości, że tę nowinę przekazywali mi wspólnie. Leila w sposób werbalny, Raees za to gestem, mówiącym, iż kobieta oficjalnie należała już do niego.

Podążałam wzorkiem od Leili do mężczyzny i z powrotem, aż w końcu mimowolnie zerknęłam na dłoń przyjaciółki. Jej palce ozdobione były sporą ilością pierścionków, co mnie nie zdziwiło, ponieważ taki był jej styl. Nosiła dużo biżuterii. Uwielbiała zawsze przyozdabiać swoje uszy kilkoma kolczykami oraz palce nie jednym, a przynajmniej pięcioma lśniącymi gadżetami. Ja jednak szukałam tego jednego, będącego materialnym dowodem, iż to co zostało mi zasugerowane, naprawdę miało miejsce.

Na palcu serdecznym – bo to głównie na niego zwróciłam uwagę – zalśnił pierścionek inny niż reszta. Nie był skromny, on krzyczał odświętnością i luksusem. Ponadto diamencik po środku mało subtelnie odbijał promienie słońca. Był przepiękny... Ten zjawiskowy przedmiot wskazywał na dobry gust mężczyzny, który go zakupił. Nie dowierzałam, że naprawdę zrobił to facet, obejmujący moją przyjaciółkę. To zdawało się być fantazją lub żartem, ale poważne miny kochanków nie sugerowały, że zdecydowali się tego dnia sprezentować mi napad śmiechu. Nie umieliby też udawać tej powagi. Szybko wyczułabym, że pozazdrościli pracy historycznym błaznom i chcieli tak jak oni, rozbawić towarzystwo w naszej willi.

W tym całym szoku nie wypowiedziałam żadnego słowa, będąc totalnie zdezorientowana. Leila natomiast oznajmiła, że powinnyśmy porozmawiać w cztery oczy w kręgu ognia za kilka minut. Przytaknęłam, ciesząc się z faktu, iż nadszedł wreszcie moment, w którym zapewne powie wszystko, co do tej pory ukrywała – choć niedostatecznie dobrze, zważając na fakt, że wiedziałam o ich relacji. Obawiałam się jednocześnie swojego całkiem możliwego wybuchu. Nie wierzyłam samej sobie. Nie miałam pewności, że podczas rozmowy z nią będę spokojna. Nie zamierzałam ukrywać, że bałam się o jej wrażliwe serce w relacji z Ra.

Zmierzałam do kręgu, mając cichą nadzieję, że iskry, które często błyskały tam podczas naszych ognisk, nie przeniosą się teraz między mnie i Leilę. Nie chciałam nerwów, kłótni, rozżarzonych słów, wypowiedzianych w emocjach, które raniły drugą osobę, ani wielodniowej ciszy, jaka zazwyczaj następowała po sprzeczkach, lecz nie dało się tego uniknąć po wiadomości, którą przekazała mi Leila.

______________________________________________

Witam Was Różyczki w kolejnym rozdziale 🍋 Josie liczyła ostatnio na pierścionek od Aresa, a tymczasem na pomysł podarowania diamentu wpadł nie ten mężczyzna, który powinien 😂 Wiem, jestem bezlitosna, ale to wszystko z troski o Leilę 🥺 Waszym zdaniem Raees jest zdolny do ustatkowania się? Zdanie Josie w tym temacie znacie 🙄 A ja chętnie poznam Wasze 💛 Miłego dnia/wieczoru i widzimy się niedługo ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro