paper plane;
Luke przeskakiwał z nogi na nogę z myślą o następnej lekcji matematyki. Wyjątkowo lubił ten przedmiot. Nie dlatego, że miał ze swojej ławki idealny widok na plecy Michaela, a nauczycielka bardzo go lubiła. On po prostu był ścisłowcem, a rozwiązywanie równań gwarantowało mu świetną zabawę na długie godziny.
Blondyn zajął miejsce na krześle i z wyczekiwaniem zerkał w stronę drzwi, aby w końcu zobaczyć niebieskowłosego, który ociężale wchodzi do sali. Luke nie wiedział, czemu na dobrą sprawę akurat w Cliffordzie się zauroczył. Było w nim coś takiego, co powinno odpychać Hemmingsa, ale finalnie było wręcz odwrotnie – kolorowowłosy działał na niego jak magnes i nie miał na to wpływu.
- Jak zwykle się pan spóźnił, panie Clifford – matematyczka oparła ręce na klatce piersiowej i wyczekująco spojrzała na ucznia. Oczywistym było, że wyjątkowo uwzięła się na Michaelu i od kilku miesięcy starała się działać na jego niekorzyść.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało.
- W to nie wątpię – parsknęła. - Ale skoro zaszczycił pan nas już swoją obecnością, zapraszam do rozwiązania pierwszego równania. - Kobieta skinęła ręką w stronę tablicy, a Michael niepewnie podszedł w jej stronę i chwycił za kredę.
Luke wiedział, że matematyczne zdolności kolorowowłosego (albo raczej ich brak) nie były wysokich lotów, a ten zaraz polegnie i skończy z kolejną oceną niedostateczną. Nie mógł jednak zostawić swojego „crusha" - Luke nie lubił tego słowa, ale widząc Clifforda, to pierwszy wyraz, jaki nasuwał mu się na usta – w potrzebie. Szybko wyrwał z zeszytu kartkę papieru i niechlujnym pismem nabazgrał rozwiązanie w jej rogu, a całość złożył w mały, papierowy samolocik.
- Pani Sells – zaczął nieśmiało, a nauczycielka spojrzała w jego stronę. - Nie chciałbym przeszkadzać w prowadzeniu lekcji, ale czy to nie pani samochód właśnie jest dewastowany przez jakichś uczniów?
- Panie Hemmings, jeżeli to kolejny żart, nie jest zabawny.
- To nie żart, proszę, niech pani tu podejdzie. - Wskazał dłonią okno, a gdy kobieta minęła wreszcie Clifforda i zaczęła wyglądać za szybę, blondyn szybko puścił samolot w stronę Michaela.
Niebieskowłosy dyskretnie rozwinął kartkę, a gdy zobaczył jej zawartość, mały uśmiech wkradł się na jego usta. Nie sądził, że wiecznie święty Hemmings byłby w stanie zrobić tak „brudną" rzecz. I to dla niego.
- Nic nie widzę – matematyczka poprawiła siedzące na jej nosie okulary i zmrużyła oczy.
- Och, nie, to jednak nie był pani samochód, przepraszam. - Luke zasłonił usta pięścią, chcąc ukryć śmiech, a Michael dopisywał ostatnie linijki równania.
- Skończyłem – powiedział w końcu, a cała sala zwróciła wzrok w jego stronę.
Pani Sells obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem i uważnie przyjrzała się zapiskom, co jakiś czas kiwając głową.
- Dobrze, tym razem ci się upiekło, Michael. Wróć na swoje miejsce.
Tak, upiekło ci się, Michael.
~*~
- Dziękuję za to, wiesz, w klasie. Nie musiałeś tego robić. - Michael złapał blondyna za ramię, gdy ten wychodził z klasy. - Ale to nie zmienia faktu, że jesteś najbardziej irytującą osobą na ziemi.
- Pogodziłem się już z tą opinią. - Luke uśmiechnął się ciepło, a niebieskowłosy przez ułamek sekundy byłby skłonny stwierdzić, że był to całkiem przyjemny widok. Szybko jednak odgonił od siebie te myśli i sam przybrał naburmuszony wyraz twarzy. Niemniej, nie mógł pojąć tego, że jego szkolny rówieśnik tak gładko przyjmował krytykę. Clifford odkąd pamięta, próbuje złamać jakoś jego nieskazitelny charakter, a jedynie jeszcze bardziej go podbudowuje.
~*~
- Muszę ci coś powiedzieć. - Zoe podbiegła do niego, gdy samotnie siedział na jednej z okolicznych ławek, ponieważ średnio uśmiechało mu się spędzanie lunchu z resztą szkolnej populacji.
- Zamieniam się w słuch.
- Dużo nad tym myślałam – odetchnęła cicho – i myślę, że polubiłam kogoś.
- To dobrze, chyba? - Zielonooki zmarszczył brwi. Na dobrą sprawę średnio obchodziły go rozterki sercowe dziewczyny, ale nie chciał mówić jej tego wprost.
- Nie, to dziwne. Myślę, że lubię Luke'a. Jest moim crushem od kilku tygodni, ale teraz myślę, że jest naprawdę, wiesz, naprawdę-naprawdę fajnym chłopakiem.
- Oczywiście, że jest „fajny". W końcu to Luke Hemmings – Michael prychnął pod nosem, ponieważ trochę uraził go fakt, że nawet Zoe uległa urokowi idealnego blondyna.
- Wiem, że go nie lubisz, ale musisz mi pomóc.
- Co ja mam niby zrobić? - parsknął pod nosem i posłał jej pytające spojrzenie, a ona poruszała sugestywnie brwiami.
- Masz z nim zajęcia i często na siebie wpadacie. Myślę, że cię lubi i jesteś dla niego autorytetem. Pomyślałam, że...
- Och, nie, nie, nie. - Wszedł jej w słowo. - Nie jestem niczyim autorytetem, jeżeli już ktoś nim jest dla kogokolwiek, to właśnie on.
- Przestań być leniwym dupkiem i po prostu mi pomóż. - Nastolatka założyła ramiona na klatkę piersiową i spojrzała na niego wyczekująco, a ten pokiwał tylko głową ze zrezygnowaniem.
- Dobrze, co muszę zrobić?
- O to się nie martw, wszystko już zaplanowałam.
~*~
- Hej, Luke! - Michael zawołał zza szyby swojego samochodu, gdy ten samotnie wracał do domu jedną z uliczek. Niebieskowłosy podjechał bliżej, zgodnie z poinstruowaniem brunetki, która zajmowała siedzenie pasażera. - Potrzebujesz może podwózki?
Chłopak niepewnie rozejrzał się po okolicy i wskazał palcem w swoją stronę ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
- Tak, ty, idioto – Zoe zachichotała cicho i uchyliła drzwi. - Wskakuj. - Ponagliła go ręką, a blondyn nieśmiało wszedł do środka.
- Coś się stało? - zapytał po chwili ciszy, a Michael uśmiechnął się kpiąco pod nosem.
- Nie, czemu miałoby? - dziewczyna uniosła kąciki ust ku górze i zilustrowała Hemmingsa wzrokiem. - Po prostu nie chcieliśmy, żebyś wracał sam taki kawał drogi, prawda, Michael?
- Ta, cokolwiek – mruknął tylko i z powrotem skupił się na drodze.
W lusterku Clifford miał dobry widok na to, co działo się z tyłu. Zoe nieudolnie próbowała skupić na sobie uwagę Luke'a, ale on pozostawał niewzruszony i zamyślony, co trochę, ale tylko trochę ucieszyło Michaela. W końcu przeniósł swój wzrok na lusterko, a ich spojrzenia spotkały się. Chłopak uśmiechnął się dyskretnie, co Mikey nieświadomie odwzajemnił, ale wtedy blondyn spłoną czerwonym rumieńcem, który nieudolnie starał się zakryć rękawem swojej bluzki. Zielonooki parsknął pod nosem.
- Wiecie, wpadłem na pewien pomysł – powiedział w końcu z entuzjazmem. - Pojedźmy po prostu do mnie. Po co mam kręcić po całym mieście?
- N-nie wiem, czy to dobry pomysł – Luke zająknął się, ale brunetka uciszyła go skinieniem ręki.
- To super pomysł, spędzimy ze sobą trochę czasu – klasnęła entuzjastycznie w dłonie i uśmiechnęła się do zestresowanego nastolatka, a Clifford ledwo powstrzymywał śmiech.
W końcu zaparkowali pod dość skromnym domem niebieskowłosego, a najmłodszy Hemmings był coraz bardziej zestresowany. Nigdy nie zadawał się z tą dwójką, nie mówili sobie nawet cześć, a to wszystko podbijał też fakt, że był trochę zadurzony w niższym chłopaku.
- Dziękuję ci, że to dla mnie robisz, Mikey – Zoe dziobnęła swojego przyjaciela w policzek i powiedziała to tak cicho, aby Luke nie mógł nic usłyszeć. Chłopak kiwnął tylko głową i posłał jej półuśmiech.
„Tak, masz rację, robię to tylko i wyłącznie dla ciebie" pomyślał przez ułamek sekundy, ale szybko odgonił od siebie te przesiąknięte zazdrością myśli.
Przecież on nie lubił Luke'a, prawda?
- - - - - - - - - -
jeżeli ani jutro, ani dziś nie pojawi się nowy rozdział "tea shop", oznaczać to będzie, że zgubiłam się w lesie w obcym mieście, a moja orientacja w terenie ssie jeszcze bardziej, niż myślałam, ech
trzymajcie kciuki
pspsps: chciałby ktoś ze mną posnapować? :-(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro