Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

mirror;

- Pocałowałem Luke'a. - Michael podrapał się nerwowo po głowie. - To wyszło spontanicznie, przysięgam. Proszę, nie złość się na mnie.

Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem. Jego ręce pobielały już od tak mocnego trzymania zlewu, a odbicie w lustrze nie pomagało mu w rozwiązaniu problemu. Nastolatek już od piętnastu minut stał przed nim i ćwiczył swoją kwestię, którą miał lada moment powiedzieć Zoe.

Stwierdzenie, że się bał, byłoby niedomówieniem. On był przerażony. Kiedy wizualizował sobie w głowie obraz, na którym Zoe wylewa na niego swój truskawkowy jogurt, robiło mu się słabo. On naprawdę nie chciał sprawić jej przykrości, a o pocałunku i tak dowiedziałaby się prędzej czy później.

Kiedy stwierdził już, że ma w sobie tyle odwagi, aby stanąć z nią twarzą w twarz, otworzył drzwi męskiej toalety i niepewnie wyjrzał na korytarz. Jak tylko był pewny, że nikt podejrzany nie czyha na niego za rogiem, wyszedł na zewnątrz.

- Michael? - Chłopak odwrócił się na pięcie, aby finalnie jego zielone tęczówki spotkały się z przeszywającym błękitem. - Możemy porozmawiać? - Blondyn wyciągnął rękę w jego stronę, ale już po chwili cofnął ją z powrotem i speszył się trochę.

- Nie mamy o czym rozmawiać.

- Ale, Michael, posłuchaj... - Tym razem już pewnie pochwycił ramię wyższego, ale ten zgrabnie się spod niego wyrwał.

- Naprawdę nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, zostaw mnie w spokoju.

- Pocałowałeś mnie – Luke szepnął cicho i przygryzł wargę, a niebieskowłosy oblał się czerwonym rumieńcem.

Gdy po kilku sekundach zdecydował się wreszcie odpowiedzieć, kolejny głos odbił się dźwięcznie od jego uszu.

- Zrobiłeś co? - Zoe stała za nim z założonymi rękami i tupała nogą niecierpliwie, a Michael zestresował się jeszcze bardziej i zastanawiał się, jak do cholery wcześniej nie udało mu się jej zauważyć.

- Zoey, posłuchaj, ja... - Zaczął nieudolnie tłumaczyć się, ale ona nie dała mu dość do słowa.

- Jesteś. - Uderzyła go w klatkę piersiową. - Kurwa. - Kolejne uderzenie. - Zajebistym przyjacielem. - I kolejne.

Dziewczyna szybkim krokiem oddaliła się od nastolatków, a gdy Clifford już zbierał się, aby pobiec za nią, blondyn kurczowo złapał za jego nadgarstek.

- Michael... - zaczął płaczliwie, ale mina kolorowowłosego nie wyrażała żadnych pozytywnych emocji.

- Czego chcesz?

- Pocałowałeś mnie – zaczął pusto. - I podobało mi się. Ale skoro chcesz być dupkiem i puścić to w niepamięć, proszę bardzo. Na razie. - Chłopak puścił go i z rękami włożonymi w kieszenie swoich czarnych spodni ruszył przed siebie, posyłając mu jeszcze ostatnie przepełnione żalem spojrzenie.

Michael wpatrywał się jeszcze chwilę w oddalającą się sylwetkę, aż w końcu otrząsnął się i z impetem kopnął w jedną z uczniowskich szafek. I nawet jeżeli pojawiło się na niej małe wgniecenie, to nie było w tym momencie ważne.

~*~


Luke pierwszy raz w swoim życiu nie poświęcił godzin pozalekcyjnych na naukę. Nie miał ani ochoty, ani siły, ani nastroju na zmaganie się z czymkolwiek, do czego potrzebna jest wytrzymałość umysłowa, której w tym momencie mu brakowało.

Zamiast siedzenia nad książkami i zadaniami, leżał on w swoim łóżku i oglądał kreskówki, a dwa puste już opakowania ciastek walały się gdzieś w pościeli.

Kiedy tylko Calum i Ashton dowiedzieli się o jego fatalnym samopoczuciu, zadeklarowali swoje przyjście, choć średnio było mu to na rękę. Nie miał jednak serca im odmówić, zresztą z tą dwójką też miał do omówienia kilka niedokończonych, albo w ogóle niezaczętych kwestii.

Nie zdążył nawet zmienić swojej ubrudzonej sosem serowym i okruszkami ciastek koszulki, kiedy drzwi do jego pokoju otworzyły się, a jego przyjaciele znaleźli się w środku.

- O Boże, wyglądasz okropnie. - Ashton wzdrygnął się na widok blondyna i zajął miejsce na fotelu.

- Dzięki, właśnie to chciałem usłyszeć – parsknął.

- Bolesna prawda jest lepsza niż haniebne kłamstwo.

- Błagam, nie rzucaj dziś cytatami dla intelektualistów.

- Okej, co się stało? - Calum usiadł obok chłopca z kręconymi włosami i oparł ręce o podłokietniki.

Ciężko jest sprecyzować, ile czasu zajęło Luke'owi opowiedzenie nastolatkom całej historii, bez pominięcia żadnych szczegółów. Blondyn nawiązał do zazdrosnej Zoe, dwudziestu małych kotków, wymiocin i papierowego samolotu, aż w końcu dotarł do fragmentu z pocałunkiem. Mógłby przysiąc, że gdyby Ashton pił wówczas jakiś napój, wyplułby zawartość na podłogę.

- Jak to „pocałował cię"? - Wybałuszył oczy i poprawił się na fotelu, a Hemmings westchnął ze zirytowaniem.

- Wiesz, to wtedy gdy dwójka osób wymienia się śliną i łączy swoje wargi, przenosząc tym samym miliony bakterii – odpowiedział sarkastycznie.

- Wiem, co to znaczy „całować się".

- Nie wątpię. To znaczy, ty i Calum znacie to pojęcie doskonale.

- Co masz na myśli? - Brunet posłał mu pytające spojrzenie, a chłopak zaniósł się dźwięcznym śmiechem.

- Nie udawaj głupiego – odpowiedział. - Wiem, że przelizaliście się z Ashtonem po pijaku na jednej z imprez.

- Luke! - Zbeształ go Irwin. - Nie używaj takich brzydkich słów. - Jego brew zaczęła drżeć niepokojąco szybko, a sam nastolatek nerwowo przeczesywał swoje włosy. Stresował się, Luke to wiedział.

- O czym on mówi? - Calum zwrócił się do swojego przyjaciela, a ten wzruszył ramionami.

- Nie wiesz? - Hemmings wciął się w odpowiedź. - Byłeś tak zlany, że nie pamiętasz, jak pożerałeś twarz Ashtona?

- Calum, wyjaśnię ci... - Ashton sam włączył się do dyskusji. - Dobrze, pocałowaliśmy się. Wypiłeś za dużo, a ja nie miałem serca ci odmówić.

- Wypiłem za dużo? - Brunet podniósł się z miejsca. - To był błąd, że poszedłem z tobą na tą głupią imprezę. Dlatego nigdy na nie nie chodzimy! Bo dzieją się na nich takie rzeczy. - Chłopak wskazał ręką na nastolatka, a następnie z powrotem na siebie.

- I dlatego, że zawsze w piątkowe wieczory robicie selekcję w naturalnych kompostownikach – zauważył blondyn, a Hood zgromił go wzrokiem. - Okej, nic nie mówiłem. - Uniósł ręce ku górze i jeszcze bardziej zapadł się w stertę poduszek leżących na łóżku.

- Wychodzę. - Chłopak ruszył w stronę wyjścia i zanim którykolwiek z pozostałej dwójki zdążył się zorientować, w całym domu rozległo się echo zatrzaskiwanych drzwi.

- Czemu nie powiedziałeś mi, że całowałeś się z Calumem? - Luke zaczął już spokojniej i ciszej, przysuwając się nieco do opalonego blondyna.

- Ja nawet Calumowi nie powiedziałem o tym, że się z nim całowałem. - Zaśmiał się histerycznie. - Zresztą, to nie twój interes.

- Jak widzisz, trochę jednak mój – parsknął.

- Daj spokój... - Ashton wstał z fotela i również ruszył w stronę wyjścia.

- Jasne, zostawcie mnie wszyscy samego! - blondyn krzyknął jeszcze, kiedy Irwin znikał za futryną jego sypialni.

Luke właściwie nie spodziewał się, że naprawdę zostanie sam tego wieczoru. Ale stało się.

 Leżał w łóżku samotnie, w towarzystwie myśli krążących wokół Michaela, kolejnej paczki ciastek i książki z tablicami matematyczno - fizycznymi.


- - - - - - - - 

to się robi coraz bardziej beznadziejne, woohoo

okej, po pierwsze - usunęłam odpowiedzi bohaterów, bo stwierdziłam, że były żałosne, ale jeżeli jesteście smutni z tego powodu, to hej! jest nowy rozdział, który powinien zapełnić waszą egzystencjalną dziurę zawiedzenia

po drugie - myślałam nad wróceniem do tych starych, uroczych okładek, ale te też są spoko, więc napiszcie mi, które są lepsze, a zdam się na was

to tyle, ily

(jeżeli zauważycie jakieś błędy składniowe/literówki - piszcie. nie mam siły sczytywać tego milion razy, a nawet jak robię to raz, to nie umiem się skupić i ich nie wyłapuję)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro